piątek, 30 listopada 2012

20.


- Musisz za mną coś powtórzyć – stanął naprzeciwko Justina i zaśmiał się szyderczo. – Tylko zawołam kogoś do towarzystwa – zagwizdał dwa razy i zza bramy boiska wyłoniła się grupka ludzi. Z daleka nie orientowałam się kim oni są. Moje serce przyśpieszyło jeszcze bardziej. Spojrzałam na Justina. Patrzył się na mnie przepraszającym wzrokiem. Z jego warg wyczytałam „uciekaj”. Zacisnęłam usta i pokręciłam przecząco głową.
- Teraz możemy w końcu zaczynać – Nick chwycił Justina za włosy i pociągnął jego głowę w górę.
- No panie gwiazda. Lubisz mieć widownię prawda? Załatwiliśmy ci więc możliwość takiego… jakby małego występu – wzrokiem przejechał po zebranych ludziach. – No to jedziemy nie? Powtórz za mną. „Mój brat ma downa” – mówił głośno i wyraźnie akcentując każdą sylabę. Justin wściekł się. Zacisnął mocno zęby. Zaczął się wyrywać. Pięści ściskał tak mocno, że pobielały mu kłykcie. Wydawało się, że kości lada chwila przebiją mu skórę.
Zaczął ciężko dyszeć. Wyrywanie się nic nie zdziałało. Z każdą kolejną sekundą jedynie pogarszał swoją sytuację. Zaczął wrzeszczeć w stronę Nicka obelgi co strasznie go rozłościło. Zacisnął pięści i z całej siły uderzył Justina w twarz. Uderzył go tak mocno, że jego głowa odchyliła się gwałtownie w tył, a po twarzy popłynęła krew. Zastygłam z przerażenia, a z moich ust wydostał się cichy krzyk.
- Powiesz, czy nie? – syczał Nick. Cała banda roześmiała się głośno, widząc spuszczoną głowę Justina. Krew ciekła mu strumieniem po brodzie i szyi szkarłatnie barwiąc jego białą koszulę. Zrobiło mi się gorąco. Chciałam podejść i mu pomóc, ale nie mogłam. Wiedziałam, że to skomplikowało by jeszcze sprawę. Stałam więc nieruchomo mocno przyciskając do siebie małego Jaxona, który bawił się nieustannie swoją gra komputerową.
- No gadaj! Bo następnym razem uderzę mocniej! – Justin nie zamierzał się odezwać. Nick uderzył go ponownie. Tym razem na tyle mocno, że Justin wypadł z rąk osiłków i upadł na ziemię twarzą do betonu. Z moich ust wydostał się krzyk. Nikt nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi.
Przez chwilę Justin nie poruszał się. Chciałam do niego podejść, ale czułam na sobie wzrok wszystkich zebranych, którzy śmiali się posępnie. W pewnym momencie Justin gwałtownie poderwał się do góry. Zaskoczony Nick nie zdążył zareagować, kiedy chłopak wymierzył mu potężny cios. Ten zatoczył się i chwycił za policzek. Justin nie tracąc ani chwili zaczął biec w moim kierunku. Chwycił mnie mocno za ramię, wbijając palce w skórę. Pociągnął mnie za sobą i zaczęliśmy uciekać. Chwilę później odwróciłam się za siebie. Przeraziłam się, kiedy zobaczyłam biegnącą za nami bandę. Nie wiedziałam co robić. Przecież mogli nas za chwilę dopaść. Szarpnęłam Justina za ramię by się odwrócił. Spojrzał na biegnących ku nam chłopaków i zaczął oglądać się na boki. Po chwili zauważył coś po drugiej stronie ulicy. Skierowałam tam wzrok i zobaczyłam autobus i wsiadających do niego ludzi. Spojrzałam na Justina. On potrzasną energicznie głową i pociągnął mnie w tamtym kierunku. Przebiegliśmy przez ulicę i w ostatniej chwili wpadliśmy do autobusu. Kierowca zamknął drzwi zaraz za nami i odjechał. Nareszcie mogłam odetchnąć.
Ludzi patrzyli na nas zaskoczeni i jednocześnie przerażeni. Trudno się im dziwić. Nastolatek z zakrwawioną twarzą i dziewczyna trzymająca mocno przy sobie małego chłopca w ostatniej chwili wsiedli do autobusu.
Jeden z siedzących zapytał co się stało. Nie miałam siły odpowiedzieć. Justin zabrał głos i uspokoił wszystkich. Powiedział, że to nic takiego. Jedna z pań ustąpiła nam miejsca i razem z Jaxonem usiadłam. Justin zachowując resztki rozsądku poszedł kupić bilety. Jeszcze tego nam brakowało, żeby wyrzucili nas z jadącego autobusu.
Na początku dziwiłam się, że nikt z pasażerów go nie poznał, ale kiedy rozejrzałam się zobaczyłam jedynie panie około siedemdziesiątki.
Kiedy wrócił i usiadł obok mnie przyjrzałam mu się dokładnie. Miał rozciętą wargę i napuchnięte oko. Wyglądał okropnie.
Odwrócił się w moją stronę i zabrał Jaxona do siebie na kolana. Uśmiechnął się delikatnie, a zaraz potem skupił wzrok na mojej twarzy. Wyciągnął dłoń i dotknął mojego policzka. Spojrzał mi w oczy, a odsuwając ją spojrzałam na nią. Widniała na niej czerwona maź, odruchowo i ja dotknęłam mojego policzka. Był gorący i ciepły. Musiałam się zranić, kiedy przebiegałam przez ogrodzenie. Odruchowo spojrzałam na Jaxona czy malcowi nic się nie stało. Odetchnęłam z ulgą, kiedy nie widniały na nim żadne zadrapania czy siniaki.
Spojrzałam na Justina. Był zmartwiony i patrzył wciąż na moją ranę.
- Spokojnie. To nic. Nawet nie czuje bólu – ścisnęłam go za dłoń i uśmiechnęłam się. Wyciągnęłam ręce i przytuliłam się do niego. Nareszcie mogłam się uspokoić.
Chwilę później odsunęłam się od niego. Miał nieodgadniony wyraz twarzy.
- Justin? Co jest? – nie zareagował. Patrzył się w czubki swoich butów. Gdy wreszcie podniósł na mnie oczy, ujrzałam w nich pewność i determinację.
- Muszę z tym wreszcie skończyć. Raz na zawsze – powiedział zaciskając pięści.

 - Jesteś pewny że chcesz to zrobić ? – pytałam chyba po raz setny Justina. Uśmiechnął się i dał mi całusa w policzek.
- Tak. Jestem pewny. Muszę to wreszcie skończyć. Chcę, żeby dowiedzieli się ode mnie a nie od niego – pogłaskał mnie po zdrowym policzku. Drugi był opatrzony. Rana od ogrodzenia okazała się być poważniejsza niż myślałam. Musiałam pofatygować się na pogotowie, czy nie potrzebne będzie zszycie jej. Na szczęście obyło się bez. Przepisano mi jedynie maści przyśpieszające gojenie, oraz zapobiegające bliznom.
Warga Justina nie przysporzyła zbytnio problemów makijażyście, ale jego oko mimo dużej ilości kosmetyków matujących miało siną barwę.
- Justin chodź. Musisz ustawić się na scenie – zawołał organizator konferencji. Justin pocałował mnie delikatnie w usta i udał się w wyznaczone miejsce. Ktoś inny zaczął odliczać. Po chwili w pomieszczeniu zamigotały czerwone światełka kamer, które oznaczały transmitowaną edycję.
Byliśmy na konferencji prasowej którą zwołał Justin. Po incydencie na boisku wiedział, że Nick wkrótce wyjawi jego tajemnicę związaną z narkotykami. Postanowił więc wyjaśnić to osobiście. Uznał, że jego fani zasługują na prawdę. Pierwszy chciał ją im wyjawić.
Stałam za kulisami mocno ściskając kciuki. Przed oczami stanął mi tamten dzień. Oboje potrzebowaliśmy drugiej osoby. Bez żadnych słów zaczęliśmy się całować, a zaraz potem wylądowaliśmy w łóżku. Każde z nas uważało na każdą część ciała drugiej osoby, aby jej nie urazić. Zaraz potem oddaliśmy się przyjemnej rozkoszy.
Justin uśmiechnął się po czym zaczął mówić.
- Zwołałem tę konferencje prasową by wyjawić wam coś bardzo ważnego – zatrzymał się na moment i wziął głęboki oddech – coś czego o mnie nie wiecie. Coś czego się po mnie nie spodziewaliście. To co powiem zmieni wszystko. Nie będziecie mnie już najprawdopodobniej nazywać wzorem do naśladowania. To co powiem wywoła skandal. Olbrzymi skandal. Jutro znajdę się na okładkach wszystkich gazet. Nie będziecie pisać o mnie w pozytywnym świetle bo najprawdopodobniej obrzucicie mnie błotem. Moja kariera zapewne legnie w gruzach – zamilkł na moment. Spuścił głowę w dół i zacisnął usta. Chwilę później wzniósł głowę. – Ale chcę żebyście wiedzieli o mnie prawdę. Żeby moi fani wiedzieli co naprawdę działo się ze mną kiedy zniknąłem rok temu na dwa miesiące. Cała historia którą znacie jest prawdziwa jednak zataiłem przed wami jej istotną część. Nie byłem taki grzeczny jak myśleliście –westchnął ciężko. – Byłem uzależniony od narkotyków – wszyscy podnieśli na niego wzrok. Nawet kamerzyści, którzy do tej pory bacznie przyglądali się mu przez kamery – wiem, że jest wam w to trudno uwierzyć, ale tak było. Wydawało mi się, że z narkotykami przetrwam trudne chwile. Jednak kiedy przestawały działać, cały świat przytłaczał mnie coraz bardziej. Sięgałem wtedy po większą dawkę. Kiedy nie mogłem zdobyć następnej „porcji” próbowałem zastąpić narkotyki papierosami i alkoholem, jednak to nie było to samo. Moje ciało nie mogło normalnie funkcjonować bez nich – przerwał. Cała sala wpatrywała się w niego z osłupieniem. – To już było i nie wróci – westchnął. – Gdybym był z wami od początku szczery, pewnie nie wyglądałbym tak jak teraz. Ktoś szantażował mnie moją przeszłością. Stanąłem w obronie mojej rodziny i osoby którą kocham – jego wzrok przejechał po kamerach. W końcu zatrzymał go na jednej z nich. – Na koniec chciałbym powiedzieć, że mówię to wszystko dla moich fanów. Oni zasługują na szczerą prawdę, przecież to wam zawsze mówię. Miejmy nadzieję, że to wszystko nie potoczy się tak jak ja to sobie wyobrażam. Nigdy nie mów nigdy, prawda? – zacytował samego siebie. Uśmiechnął się blado i zszedł z podestu. Kiedy zniknął z oczu kamerom i wszystkim zebranym na sali, podbiegł do mnie i mocno mnie objął. Odsunęłam się od niego tak, aby widzieć jego twarz. Po jego policzkach płynęły pojedyncze łzy. Uśmiechnęłam się delikatnie i objęłam jego twarz dłońmi. Pocałowałam go delikatnie w usta.
- Wszystko będzie dobrze – szepnęłam, a Justin znowu objął mnie mocno.
- Wszystko się ułoży – usłyszałam kolejne głosy z „Bieber Team”. Kenny podszedł do niego i dał mu pączka. Justin zaśmiał się pod nosem i podziękował za podarunek, optymistycznemu ochroniarzowi. Każdy z członków ekipy był radosny, oprócz Scootera, który w rogu pomieszczenia, nerwowo z kimś dyskutował przez telefon.
__________________________________

Zaskoczeni? Mam nadzieję, że wypowiecie się w komentarzach. Liczę na SZCZERE komentarze z waszej strony. Bo doszłam do tego, że nie liczy się ILOŚĆ, ale JAKOŚĆ.

POLECAM BLOG @odrobina_nieba. Ta dziewczyna i jest niesamowita i przy okazji niesamowicie pisze. Nadal nie mogę zrozumieć, czemu ma tak mało czytelników. Poświęćcie trochę czasu i przeczytajcie historię do końca. Mam nadzieję, że odwiedzicie jej bloga.

Czytasz = Komentujesz


środa, 28 listopada 2012

19.


Nick przechodził obok nas w milczeniu, gładząc swój podbródek. Co chwila zatrzymywał się, a zaraz potem znów ruszał, mamrocząc coś pod nosem.
Miał charakterystyczny sposób chodzenia. Poruszał się pewnie, jednocześnie kiwając się na boki. Gdy czasami go obserwowałam, po prostu się śmiałam. Jednak teraz nie było mi do śmiechu.
Cisza coraz bardziej mnie przerażała. Bałam się, że Nick wymyśli „plan idealny” co dla Justina mogło mieć fatalne skutki. Serce waliło mi jak oszalałe. Czułam się jakbym czekała na ogłoszenie wyroku, który skazywałby na śmierć. Tym razem Nick przybrał postać sędziego, który miał skazać Justina na śmierć, czy też na uwolnienie.
Myśl ta wcale mi nie pomogła, a jedynie pogorszyła moje obawy.
Nick wciąż krążył wokół nas, co chwilę wydobywając z siebie głośne „Hmmm…”.
Spojrzałam kątem oka na Justina. Stał nieco zgarbiony, jakby ktoś nałożył mu na plecy olbrzymi ciężar. Jego dłonie trzęsły się, mimo tego, że nasze palce były splecione. Z czasem wydawało mi się, że dygotanie, przeszło na resztę jego ciała. Głowę miał spuszczoną. Nie trudno było się domyślić, jaki miał wyraz twarzy.
W pewnym momencie Nick stanął energicznie w miejscu i spojrzał się na nas bystrym wzrokiem. Klasnął w dłonie i uśmiechnął się. Ku moim zdziwieniu nie złośliwie, a prawie serdecznie.
- Przemyślałem pomysł Taya, jak już wcześniej powiedziałem. Jednak naniosłem na niego jeszcze kilka – zatrzymał się na moment i podszedł bliżej nas – poprawek – dokończył. Podszedł do Justina. Jedną ręką złapał go za szczękę i podniósł jego głowę do góry. Spojrzał mu prosto w oczy, a zaraz potem zaśmiał się szyderczo.
- Widzisz? Twoja kasa, ani sława na nic się nie zdadzą. Jeszcze mogą pogorszyć sytuację – puścił go i oddalił się na kawałek.
- O czym ty mówisz? – Justin syknął w jego stronę. Zobaczyłam zaskoczenie w oczach Nicka. Ścisnęłam mocniej dłoń Justina.
- Mam dla ciebie propozycję – otrząsnął się i ponownie podszedł do nas.
- Jaką? – w głosie Justina pojawiła się iskierka nadziei. Jego postawa nadal była zgarbiona, a oczy zamglone i przestraszone.
- Twój ociec ma syna? – zaskoczył i mnie i Justina tym pytaniem.
- A co to ma do rzeczy?
- No ma czy nie ma? – Taylor zbliżył cię do Nicka i uśmiechnął szyderczo.
- Ma – swój wzrok skupiłam na Nicku. Kompletnie nie wiedziałam, do czego zmierza.
- To twój brat? – Justin kiwnął głową – On jest niedorozwinięty nie? Ma downa czy coś? – znów zaczął cały dygotać. Tyle że teraz ze złości.
- On. Nie. Ma. Downa – Justin był wściekły. Mówił, a raczej syczał przez zaciśnięte ze złości zęby. – On cierpi na autyzm – zrobił się cały czerwony na twarzy. Puścił moją dłoń i podszedł do chłopaków. Chciałam podejść do niego i uspokoić go, ale odniosłam wrażenie, jakby moje nogi wrosły w ziemię. Nie mogłam się ruszyć. Nie mogłam wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Nic.
- No, ale ma coś tam nie po kolei nie? – oboje się zaśmiali
- Przestań! – Justin krzyknął nadzwyczaj głośno. Miki aż podskoczył z zaskoczenia.
- Uspokój się! Albo mnie posłuchasz, albo zakończymy to inaczej jasne? – on również zaczął krzyczeć. Zacisnął pięści. – Masz przyprowadzić swojego stukniętego brata i twoją dziewczynę w roli opiekunki na boisko do kosza. To opuszczone. O czwartej.
- Po co ci on? Czemu go w to mieszasz? – po udolnych próbach, odzyskałam głos. Nick, który dotąd mnie ignorował zwrócił się do mnie przodem.
- Bo to część planu. Albo to, albo mogę się przejść do prasy. To już jego wybór – Justin stał wściekły i mierzył dwójkę wzrokiem.
- Co z nim zrobisz? – nadal mówił przez zaciśnięte zęby.
- Ja? Nic – Nick wzruszył ramionami i zaśmiał się wrednie. – On nie kontaktuje tak? Więc o niego się nie martw. Nic nie zrozumie. Bój się raczej o siebie – Nick razem z Taylorem ruszyli szybkim krokiem z parku. Kiedy tylko straciłam ich z oczu, podbiegłam do Justina. Zrobił się blady i zaczął ciężko dyszeć. Kompletnie nie wiedziałam co się dzieje.
- Justin, wszystko będzie dobrze – złapałam go za dłonie. Zaczął się trząść. Przytuliłam go do siebie. Machinalnie obiął mnie mocno w talii. – Zrobimy co każą. Pójdziemy tam, a kiedy zorientujemy się, że coś kombinują – uciekniemy.
Próbowałam go pocieszać. Ten oddalił się ode mnie i spojrzał w moje oczy. Przestraszyłam się. Jego oczy wyrażały kompletną pustkę. Tak jak gdyby wyłączył uczucia.
- Justin, wszystko będzie dobrze – wyszeptałam. Po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Złapał moją twarz w dłonie i delikatnie pocałował. Następnie mocno się we mnie wtulił.
Tego mu było potrzeba. Bliskości.

Szliśmy we trójkę: Ja, Justin i Jaxon. Trzymałam Justina mocno za rękę. On jedną dłonią trzymał blisko siebie małego Jaxona. Malec trzymał w swoich rączkach kieszonkową konsolę do gier. Energicznie naciskał guziki. Ciągle grał, tak jakby był pogrążony był we własnym świecie.
Mały cierpiał na głęboki autyzm. Żył w swojej własnej wyobraźni, nie reagował na innych, bardzo rzadko coś mówił.
Szliśmy już dość długo. Byłam strasznie zdenerwowana jak i Justin. Żadne z nas się nie odzywało, tylko co jakiś czas ściskało mocniej dłoń drugiego.
Kawałek drogi później zobaczyłam boisko, a na nim grupę ludzi. Stali i głośno rozmawiali. Od czasu do czasu można było usłyszeć głośny śmiech.
Gdy znaleźliśmy się wystarczająco blisko część z nich zdołałam rozpoznać. Byli to głównie kumple Nicka. Taylor, Jack, Zane, Sam.
Zauważyli nas. Z pośród nich wyłonił się Nick. Serce zaczęło mi szalenie łomotać niczym ptak, który chce się wydostać. Ścisnęłam Justina mocniej za rękę.
Przeszliśmy przez bramę i przystanęliśmy około czterech metrów od zbiorowiska. Nick podszedł bliżej do nas.
- Widzę, że jesteśmy w komplecie. A teraz oddaj brata, swojej dziewczynie – uśmiechnął się do Jaxona z udawaną czułością. Justin niepewnie dał mi Jaxona, który nawet nie zareagował na swoją zmianę położenia. Przytuliłam go mocno do siebie.
- Teraz chodź tu bliżej – Nick zwrócił się do Justina Ten niepewnie ruszył na przód.
- Panowie – w jednym momencie Justina dopadło dwóch napakowanych kolesi i zacisnęło go w mocnym uścisku.
- Nie! – wykrztusiłam przerażona.
- Spokojnie. Nic takiego mu się nie stanie jak będzie się nas słuchał – powiedział i odwrócił się w stronę Justina.
Serce podeszło mi do gardła. Ścisnęłam mocnej Jaxona, na co ten rozejrzał się dookoła siebie. Swój wzrok zatrzymał przez chwilę na Justinie, a zaraz potem wrócił do swojego poprzedniego zajęcia.
Chciałam coś zrobić, ale jedyne na co mogłam sobie pozwolić to łzy, które kapały mi po policzkach. Rozpaczliwie szukałam wzrokiem jakiejś pomocy, ale nikogo nie było w okolicy. Kiedy to sobie do końca uświadomiłam spojrzałam na Justina, który szarpał się we wszystkie możliwe strony, jednak to nie dawało żadnych skutków, a jedynie pogarszało jego sytuację.
- Nie szarp się tak – warknął jeden z osiłków.
- Czego ty chcesz? – Justin zmierzył Nicka wzrokiem. Ten jedynie uśmiechnął się złowrogo, słysząc ile trudności ma Justin przy mówieniu.
- W zasadzie niczego takiego. Jedynie kilku słów – odruchowo spojrzałam się na Jaxona. Justin zrobił to samo, a następnie znowu przyglądał się Nickowi.
- Jakich? – powiedział ciszej.
- Bez nerwów. Właśnie układam je sobie w głowie – chłopak oddalił się od nas na kawałek, mamrocząc coś pod nosem.
____________________________________

Oto i jest! Z góry mówię, że jutro nie pojawi się nowy rozdział bo jako przewodnicząca szkoły muszę się zjawić na dyskotece szkolnej.
Coraz mnie z was komentuje to opowiadanie. Nie podoba się wam coś? Jeżeli tak, to piszcie. Przyjmuję, każdą krytykę.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ


wtorek, 27 listopada 2012

18.


Otworzyłam wolno oczy i odszukałam wzrokiem Justina. Siedział na fotelu obok biurka. Dłonie miał złożone jak do modlitwy, a głowę pochyloną i opartą na nich. Oczy zamknięte, a usta co chwila coś szeptały. Wyglądał teraz tak bezbronnie. Nie chciałam mu przerywać. Odwróciłam się na drugi bok i obserwowałam każdy jego ruch. Wyglądał tak, jak gdyby prowadził z kimś zaciętą wymianę zdań, jednak po chwili się uśmiechnął i wyprostował. Wolno otworzył oczy i spojrzał na mnie. Przez moment się zmieszał, a potem wolno podszedł do mnie. Kiedy zaczął gładzić kciukiem mój policzek, ja z niewiadomych powodów zaniosłam się płaczem.
- Mógłbyś mnie przytulić? – zaszlochałam i zerknęłam na zaskoczonego chłopaka. Szybko oparł się o ramę łóżka i przyciągnął do siebie. Ułożył mnie w taki sposób, jak bym była niemowlęciem.
Wtuliłam swoją twarz w jego koszulkę i jeszcze przez chwilę szlochałam. Justin co chwila przepraszał mnie i obiecywał zmiany na lepsze.
- Nie będzie lepiej. Musimy się ukrywać – wyszeptałam.
- Wiem. Tylko przez jakiś czas. Potem coś wymyślę. Obiecuję – powiedział i pocałował mnie w czoło. – Nie chcę, żebyś cierpiała.
- Trzymam cię za słowo. 

Od tamtego wydarzenia minął tydzień. W szkole udajemy z Justinem, że w ogóle się nie znamy. Kiedy zauważamy siebie na korytarzu, schodzimy sobie z oczu dla pewności.
Dzisiaj było inaczej. Mimo pięknej pogody chodziłam przygaszona. Gdyby ktoś w tym momencie powiedział do mnie coś najmniej ważnego, wybuchłabym głośnym szlochem.
„Co się stało?” – odczytałam wiadomość na komórce od Justina.
„Nic ważnego. Nie przejmuj się mną.” – jak najszybciej odpisałam. Jednak chłopak nie chciał dać za wygraną.
„Miałem cię chronić. Pamiętasz?” – przeczytałam, a na moja twarz wkradł się nieznaczny uśmiech.
„Pamiętam. Dzisiaj mija pięć lat od śmierci rodziców.” – schowałam telefon do kieszeni. Poczułam jak ktoś łapie mnie za łokieć i odwraca do siebie.
- Zaraz po lekcjach idź do parku – to był Justin. Kiwnęłam porozumiewawczo głową. Udałam się na ostatnią lekcję i zgodnie z obietnicą, zaraz po niej ruszyłam do parku.
Usiadłam na ławce i rozglądałam się dookoła. W oddali zobaczyłam Justina. Kiedy mnie dostrzegł, podbiegł do mnie i mocno przytulił.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się nieznacznie. Obiął mnie ramieniem, a ja oparłam głowę na jego barku.
- Czemu mi wcześniej nie powiedziałaś? –niemal szeptał.
- Sama nie wiem. Bałam się?
- Czego? – oddaliłam się od niego i usiadłam bokiem, tak aby mieć na niego lepszy widok.
- Nie wiem. Jestem dziwna. Wiem, zdaję sobie z tego sprawę – zaśmiałam się, a chłopak przybliżył się do mnie.
- Nie dziwna, tylko wyjątkowa – uśmiechnął się szeroko. Przejechał dłonią po moim policzku, obserwując moją reakcję. Zaczerwieniłam się.
- Tylko tak mówisz – opuściłam głowę. Justin uniósł delikatnie mój podbródek i musnął moje usta.
- Mówię prawdę – zachrypiał, a zaraz potem pocałował mnie. Opuszkami palców gładziłam jego szyję. Justin jedną ręką przysunął mnie bliżej do siebie, a drugą gładził moje plecy. Po chwili usłyszeliśmy głośne odchrząknięcie. Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni. Przed nami stał Miki i jego kumpel Taylor.
- Nie ładnie tak się migdalić w miejscu publicznym – zaśmiał się. W moich oczach pojawiły się łzy. Poczułam jak Justin łapie mnie za dłoń. Zerknęłam w jego stronę, był przerażony – Bieber chorujesz na schizofrenię, czy nagły zanik pamięci? Czy może nastąpiła jakaś wyjątkowa sytuacja, która anulowała umowę? Więc który wariant wybierasz? Pierwszy, drugi czy trzeci? – zaśmiał się kpiąco. Justin wstał, a ja razem z nim. Przysunęłam się do niego bliżej, licząc, że dodam mu otuchy.
Nick zbliżył się do Justina i uśmiechnął kpiąco.
- Który z wariantów? Bo nie usłyszałem.
- Gówno cię to obchodzi – syknął mu Justin w twarz. Niestety Nicka rozśmieszyło to jeszcze bardziej.
- Witamy pana schizofrenika – odwrócił się do swojego kolegi, który śmiał się głośno.
- Spieprzaj – syknął do niego Justin. Chciał już się odwrócić i kierować się ze mną w stronę wyjścia, ale ten zatrzymał go ruchem ręki.
- Panie Bieber. Chyba ktoś tu złamał pewne zasady. Pora wyciągnąć konsekwencje – Justin puścił moja dłoń i spojrzał na mnie przez ułamek sekundy przepraszająco.
- Jakie? – w głosie chłopaka było słychać strach.
- Media – Nick wzruszył ramionami. Justin złapał go panicznie za ramię. Brunet strącił jego uścisk.
- Nie mów tego mediom – oboje mierzyli się wzrokiem.
- Bo co?
- Dobrze wiesz co się stanie. Nie zgrywaj głupiego – Justin oddalił się na kawałek od Nicka. Miałam ochotę przytulić się do Justina, ale wiedziałam, że to pogorszyłoby sprawę.
- Ja nie zgrywam nikogo głupiego. Po prostu upewniam się czy ty wiesz – uśmiechnął się arogancko.
- Co chcesz w zamian? – szatyn powiedział niepewnie.
- Nie wiem. Mam tyle do wyboru – spojrzał się na mnie znacząco. Po moich plecach przyszły nieprzyjemne ciarki. W Justinie zagotowało się, lecz dobrze wiedział, że chłopak jedynie go prowokuje.
- Jej w to nie mieszaj – zacisnął dłonie w pięści. Wydawało się, że kostki zaraz przebiją skórę na dłoniach.
- Ona odegra inną rolę.
- Jaką? – Justin stał w miejscu i bacznie obserwował każdy ruch Nicka.
- Jeszcze nie wiem, ale jej w spokoju na pewno nie zostawię – zaśmiał się.
- Zostaw ją w spokoju! – niemal krzyknął.
Cała się trzęsłam. Ich wymiana zdań była przerażająca. Czułam jak z każdym z ich następnym słowem boję się coraz bardziej. Nie o siebie. O Justina. Przerażało mnie to, że to wszystko dzieje się przeze mnie. Gdyby nie ja, nie byłoby tej chorej sytuacji. Kariera Justina nie wisiałaby teraz na włosku i nie zależałaby od Nicka, który chce pomścić jedynie to, że nie udało się mu mnie przelecieć, a tym samym nie zyskać dużej sumy pieniędzy. Bałam się, bo wiedziałam, że Justinowi nie chodzi o jego sławę, ale o jego fanów. Nie mógł ich zawieść. Był dla nich przykładem.
- Nawet jej nie dotknę. Chyba, że sam na to pozwolisz – stanął obok Taylora, który powiedział coś do niego, a po chwili się zaśmiał. – Mam pomysł.
- Jaki? – w głosie Justina pojawiła się nuta nadziei.
- Trochę ulepszyłem pomysł Taya i wydaje się być bardziej… ciekawszy – zaakcentował ostatnie słowo. Podeszłam do Justina i splotłam nasze palce. Wiedziałam, że ton głosu Nicka nie wróży nic dobrego.
 ____________________________________________

Mamy nowy! Miałam nie dodawać, ale szybko ogarnęłam lekcje i oto jest.
Tylko 14 komentarzy? Nie podoba się wam? Cóż, trudno. Będę pisać, chociażby dla jednej osoby, albo samej siebie.
Do jutra (prawdopodobnie).

CZYTASZ = KOMENTUJESZ


poniedziałek, 26 listopada 2012

17.


Położyłem się na łóżku. Przyłożyłem głowę do poduszki, na której jeszcze przed chwilą spała Roxana. Przesiąkła jej zapachem. Odwróciłem się na plecy i zacząłem myśleć o tym co się stało dzisiaj w nocy. Z radości mógłbym krzyczeć i skakać jak opętany, a jednak jedna myśl nie dawała mi spokoju. To, że sprawiłem jej ból. Nie chciałem tego zrobić. Zdawałem sobie sprawę z tego, że może tak się stać za pierwszym razem. Rozsądniej byłoby z tym poczekać i porozmawiać z nią na temat jej pierwszego razu. Nie wiedziałem, czy mówiła prawdę, czy też tylko powiedziała, że było „idealnie” dlatego, że nie chciała mnie urazić.

Roxana.

Otworzyłam drzwi i weszłam do pokoju. Justin leżał na łóżku i widać było, że nad czymś się zastanawia.
Podeszłam do niego i złapałam za dłoń, która leżała bezwładnie na skraju łóżka. Ocknął się i spojrzał na mnie.
- Muszę się zbierać – powiedziałam cicho.
- Nie musisz – wstał i usiadł obok mnie.
- Muszę. Ciocia będzie się martwić – Justin stanął naprzeciwko mnie i podciągnął mnie do góry za dłonie, abym wstała.
- Dzwoniłem i powiedziałem, że zostajesz u mnie na weekend. Musimy się uczyć na dwa egzaminy w poniedziałek – zaśmiałam się. On przytulił mnie do siebie.
-Musimy powcielać łóżko – odwróciłam się i zaczęłam poprawiać poduszki, aby zaraz zakryć je kołdrą. Czułam na sobie wzrok Justina. Spojrzałam na niego, na co ten uśmiechnął się szeroko. – Co? – zapytałam się z wyrzutem.
- Nic – powiedział wymijająco i pomógł mi zaścielić łóżko narzutą. – Chodź na śniadanie – pociągnął mnie za dłoń. Zeszłam za nim na dół, a zaraz potem do obszernej kuchni. – Robimy naleśniki? – spojrzał na mnie.
- Wystarczą zwykłe płatki – podeszłam do szafki i wyciągnęłam z niej moje ulubione płatki cynamonowe. Potem poszłam do lodówki i wyciągnęłam z niej mleko. Następnie sięgnęłam po miseczkę i usiadłam do stołu.
- A chciałem być miły i zrobić ci śniadanie – zaśmiał się i po chwili zajadał się ze mną płatkami z mlekiem. Po skończonym śniadaniu wróciliśmy do niego do pokoju. Justin oparł się o ramę łóżka, a ja przełożyłam przez niego nogi i wtuliłam w jego ramię.
- Która jest godzina? – zaśmiałam się. Poczułam jak chłopak wyciąga z kieszeni komórkę.
- Druga po południu – powiedział.
- A my dopiero zjedliśmy śniadanie – zachichotałam, a Justin pocałował mnie w czoło. Nie wiem ile dokładnie tak siedzieliśmy, ale po mojej głowie ciągle walało się jedno pytanie.
- Czemu tak się przejąłeś tym, że na początku mnie zabolało? – oderwałam się od niego i spojrzałam na jego twarz. Westchnął i chwycił moją dłoń.
- Bo chciałem, żeby twój pierwszy raz był idealny.
- I taki był – powiedziałam. Justin wlepił swój wzrok w nasze splecione dłonie.
- Bez żadnych przeszkód – sprostował. – Po prostu chcę, żebyś go wspominała jak coś pięknego, a nie wiązała go z bólem – nachyliłam się i pocałowałam go w policzek.
- Ale czemu to jest dla ciebie tak niesamowicie ważne?
- Bo nie chcę, żebyś swój pierwszy raz wspominała tak jak mój – spojrzał na mnie. Nie wiedziałam co odpowiedzieć. Zmieszał się i spuścił głowę.
- A jak ty wspominasz swój? – chwyciłam dłońmi jego twarz i uniosłam ją delikatnie.
- Żałuję tego. To było w dzień moich szesnastych urodzin. Kumple zaciągnęli mnie do jakiegoś burdelu i wykupili noc z kobietą. Była może pięć, sześć lat starsza ode mnie. Nawet nie znam jej imienia. Potem każde kolejne zbliżenie traktowałem jako rozrywkę, właśnie tak jak ta kobieta – spojrzałam się na niego i przytuliłam.
- Przykro mi – powiedziałam, a on wtulił mnie mocno w siebie.
- Nie ma czego. To był mój wybór – powiedział i pocałował w czubek głowy. – Dlatego rozumiesz czemu chciałem, żebyś nie miała, żadnych złych wspomnień ze swoim pierwszym razem – odsunęłam się od niego i pocałowałam delikatnie w usta.
- Nie mam żadnych złych wspomnień – Justin uśmiechnął się i pogłębił pocałunek.

Poniedziałek. Z reguły nie cierpiałam tego dnia. Jednak dzisiaj od rana, miotała mną pozytywna energia. Po wszystkich porannych czynnościach ruszyłam z Dudu i Jessicą do szkoły. Cieszyłam się, że mój brat wybaczył Justinowi. Jak on to powiedział „Widzę, że się stara”.
Pod szkołom rozdzieliłam się z dwójką. Oni poszli do stolików na dworze, a ja weszłam do szkoły. Stanęłam na palcach i wyciągnęłam głowę, aby odszukać Justina. Stał przy szafkach, otoczony gromadką uczniów.
Podeszłam do niego i uśmiechnęłam się. Chciałam już dać krok w jego stronę, kiedy ten prychnął pod nosem.
- Czego? – zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu.
- Ale… - chciałam już coś powiedzieć, lecz mi przerwał.
- Spadaj – powiedział niemal niesłyszalnie. Jednak dostatecznie głośno, abym mogła to zrozumieć.
Odwróciłam się na pięcie pobiegłam w stronę wyjścia. Kiedy byłam już w bezpiecznej odległości od szkoły z moich policzków potoczyła się lawina łez. Nie przestawałam jednak biec. Moje życie się skończyło. Więc osoba którą pokochałam, wykorzystała mnie? W cale bym się nie zdziwiła, gdyby był w to zamieszany Nick. Tylko jak wielka musiała być stawka, żeby Justin zdobywał moje zaufanie przez pięć miesięcy, a tym bardziej udawać przez ten cały czas przed szkołą dobrego i uczynnego.
Kolejny raz znalazłam się w tej samej sytuacji. Tym razem nie mogłam pozwolić sobie na to, aby ktoś przerwał mi to co zacznę.
Pobiegałam do łazienki. Z szafki wyciągnęłam pudełko tabletek nasennych. Wolnym krokiem poszłam na dół. Nie płakałam. Zrozumiałam, że taki jest mój los. Najspokojniej w świecie, wyciągnęłam z barku butelkę jakiegoś koniaku.
Weszłam do swojego pokoju. Usiadłam przy biurku. Z szuflady wyciągnęłam kartkę papieru i długopis. Nie wiedziałam co napisać.

Przepraszam Was. To moja wina.

Położyłam kartkę na łóżku. W oczy rzuciła mi się żyletka. Wzięłam ją w palce i obracałam wolno w dłoniach. Przypomniał mi się TEN dzień. Dzień, który zmienił mój świat, jak się wydawało wcześniej, na lepsze.
Po moich policzkach popłynęły łzy, kiedy wykonywałam kolejne cięcia na nadgarstku. Przez moment przyglądałam się płynącej cieczy, która zakrwawiała mankiety mojej pastelowej bluzki. Przed oczami stanął mi Dudu, który obejmował moją twarz i kazał mi przysięgać, że już nigdy więcej tego nie zrobię. Zacisnęłam mocniej oczy, a żyletkę zacisnęłam w dłoni, z której zaraz popłynęła krew. Otworzyłam dłoń i wyjęłam kawałek metalu, który wbił mi się w skórę.
- Nie mogę – wyszeptałam i zrzuciłam wszystko z biurka jednym ruchem ręki – cholera Dudu nie mogę! – krzyknęłam i zwinęłam się w kłębek na łóżku. Po moich policzkach spływały łzy, po ciele co jakiś czas przechodziły ciarki.
Usłyszałam, że ktoś wchodzi po schodach. Nie miałam siły się odwrócić. Osoba ta, weszła energicznie. Dało się usłyszeć jak wstrzymuje na chwile oddech, a potem podbiega do mnie.
- Roxana, proszę obudź się – powiedział łamiącym się głosem. To był Justin. Potrząsał mną, a zaraz potem zaczął gładzić po głowie.
- Zostaw mnie – wyszeptałam. Nie miałam nawet siły, aby się do niego odwrócić. Usłyszałam jak oddycha z ulgą.
- Daj mi to wytłumaczyć – obszedł mnie dookoła. Jego wzrok zatrzymał się na moich dłoniach. Wszedł na łóżko i dotknął cieczy spływającej po nich. – Roxana, czemu…
- Zostaw mnie – powiedziałam błagalnie chowając ręce pod siebie, jednak zaraz tego pożałowałam. Syknęłam z bólu.
- Musimy to zabandażować – spojrzał mi w oczy. Ja momentalnie zatonęłam w jego tęczówkach.
- Czemu mi to zrobiłeś? – wstałam z łóżka i wolno poszłam do łazienki. On podbiegł do mnie i objął moją twarz.
- Daj mi to wytłumaczyć – powiedział tak cicho, że tylko ja mogłam go usłyszeć.
- Nie masz czego tłumaczyć. Wszystko rozumiem – spuściłam głowę, pozwalając swobodnie spłynąć łzom.
- Nic nie wiesz. Daj mi minutę – podniosłam wzrok.
- Minutę – szepnęłam. Chłopak wziął głęboki oddech, a jego oczy znowu zaszły łzami.
- To było ponad rok temu. Popadłem w złe towarzystwo i zacząłem ćpać. Nick i jego kumple byli w mojej paczce. Mają wiele nagrań jak wciągam kreskę, albo mam odlot. Byli też świadkami jak uderzyłem mamę, bo nie chciała mi dać pieniędzy na następną dawkę. Zaczęli mnie szantażować, że wyjawią to wszystko mediom, jeżeli będę się z tobą spotykać – zszokował mnie. Dopiero teraz skojarzyłam fakty. Ponad rok temu, zaszył się gdzieś na dwa miesiące i nikt nie wiedział gdzie się znajduje. Gdy wrócił był inny, tak jakby przyzwyczajał się do świata.
- A teraz? – powiedziałam zachrypniętym głosem.
- Nie biorę – dałam krok do przodu, a Justin, czytając z ruchów mojego ciała, przytulił mnie do siebie. Zacisnęłam dłonie na jego koszulce i wybuchłam głośnym płaczem. – Przepraszam. Mogłem ci powiedzieć. Przeze mnie zrobiłaś sobie krzywdę. Miałem cię chronić, a jak na razie nie popisałem się – powiedział przez łzy. Oddaliłam się od niego na krok.
- Jeżeli będziesz mi o wszystkim mówić to nigdy się nie powtórzy – Justin kiwnął głową, na znak, że rozumie.
- Chodźmy opatrzyć ci dłonie – delikatnie złapał mnie za „zdrową” dłoń i pociągnął do łazienki. Pomógł mi usiąść na pralce. – Dziękuję – powiedział i musnął moje usta. – Dziękuję za drugą szansę.
- Nie ma za co – uśmiechnęłam się delikatnie. – W szafce pod zlewem jest apteczka – powiedziałam i spuściłam głowę. Justin wyciągnął apteczkę i zaczął delikatnie przemywać moje rany, pytając się co chwila czy szczypie. Zabandażował moją dłoń i rany na przedramieniu. Potem zaniósł mnie znużoną na rękach do mojego pokoju, aby delikatnie ułożyć mnie na łóżku.
___________________________________________

Dziękuję za 23 komentarze pod poprzednim rozdziałem! Jesteście wspaniali! Mam nadzieję, że ich jak i czytelników będzie tylko przybywać. Zapraszam także na mojego drugiego bloga: http://justinbieber-glass.blogspot.com/
Co do rozdziału to wyjątkowo przypadł mi do gustu. Chociaż w wypowiedzi Justina o narkotykach coś mi nie gra, lecz całkowicie nie wiedziałam jak ją poprawić. Mam nadzieję, że nie przeszkadza wam ona. 
Przypominam, że jeżeli się wam coś nie podoba, piszcie w komentarzach (byle szczere), a ja będę się starała jakoś to poprawić.
Dzisiejsze dodanie rozdziału graniczyło z cudem. Jutro najprawdopodobniej nie pojawi się nic, ponieważ jestem w domu około godziny dziewiętnastej i muszę się uczyć na następny dzień do szkoły.


CZYTASZ = KOMENTUJESZ



niedziela, 25 listopada 2012

16.


Od tamtej pory praktycznie nie widuję się z Justinem. Co on sobie myślał? Że jak mi powie o jakiś wymyślonym zakładzie to rzucę mu się na szyję i wyznam mu miłość?
- Hej – podszedł do mnie Nick i pocałował mnie w usta.
- Jedziemy? – zapytałam go, gdy odszedł na krok. On nic nie powiedział tylko pociągnął mnie za rękę w stronę auta. Otworzył przede mną drzwi od strony pasażera.
- Ślicznie wyglądasz – uśmiechnął się gdy wsiadł do auta. Wydaje mi się, a nawet jestem tego pewna, że coś do mnie czuje.
Podjechaliśmy pod szkołę. Wyglądała inaczej niż zwykle. Kiedy przechodziłam z Nickiem przez korytarz, każdy coś szeptał do kogoś innego patrząc na mnie.
Ruszyliśmy w stronę „sali balowej”. Usiedliśmy do stolika.
- Poczekaj zaraz przyjdę – chłopak wstał  i gdzieś poszedł. Nie było go przez dłuższą chwilę, więc postanowiłam pójść do toalety.
- Masz na razie sto dolarów. Jak ją przelecisz dostaniesz resztę. Idziesz na to? – zaciekawiło mnie to. Przystawiłam ucho do drzwi męskiej toalety.
- Dobra, szykuj kasę. Jeszcze dzisiaj ją przelecę – to był głos Nicka. Gdy chłopak wyszedł z toalety, uderzyłam go z całej siły w policzek i uciekłam. Biegłam przed siebie. Nogi same mnie tam poniosły. Stanęłam przed domem Justina. Wiedziałam, że nie ma go na balu. Zapukałam do drzwi. Po chwili pojawił się w nich Justin, zdziwiony moim widokiem.
- Przepraszam, że ci nie uwierzyłam – z moich policzków poleciały słone kropelki wody. Chłopak przytulił mnie. Biło od niego przyjemne ciepło. Teraz wiedziałam czego pragnęłam. Chciałam być przy nim.
- Chodź do domu. Opowiesz mi wszystko – chwycił mnie za rękę zamykając za mną drzwi.
Poszliśmy po schodach do jego pokoju. Usiadłam na łóżku.
- Przepraszam, że ci nie uwierzyłam, ale on wydawał się taki prawdziwy. Mówił, że mnie kocha. Za każdym razem gdy mnie całował wydawało się, że coś do mnie czuje. Justin ja nie wiedziałam. Myślałam, że jesteś zazdrosny. Że to wszystko robisz, żeby ze mną być – Justin siedział i patrzył się na mnie. Wsłuchiwał się w każde słowo. Kiedy skończyłam przytulił mnie.
- Ja chcę żebyś była szczęśliwa. Niczego więcej nie pragnę – wyszeptał mi na ucho. Siedzieliśmy tak chwilę. Po chwili wstał i udał się do wieży. Włożył do niej płytę. Z głośników poleciała wolna muzyka. Podszedł do mnie i wyciągnął rękę.
- Można? – zapytał się mnie. Odpowiedziałam mu uśmiechem. Podałam mu dłoń. Kiedy wstałam jedną ręką Obią mnie w talii, a drugą chwycił moją dłoń. Zaczęliśmy kołysać się w rytm piosenki. W pewnym momencie odchylił mnie do tyłu i spojrzał prosto w oczy.
- Pozwól mi siebie kochać… – podniósł mnie. Staliśmy naprzeciwko siebie. Patrzyliśmy sobie prosto w oczy. Przysunął się do mnie i zaczął muskać delikatnie moją wargę.
- Kocham cię – wyszeptałam przez pocałunek. Spojrzałam się na Justina. Uśmiechnął się i kontynuował pocałunek. Całował mnie tak jak za pierwszym razem. Tak delikatnie. Pocałunki stawały się coraz bardziej namiętne. Zrzuciłam swoje buty. Justin podniósł mnie delikatnie i zaczął całować po szyi. Jego kroki zmierzały w stronę łóżka. Postawił mnie na ziemi, nie przerywając pocałunku. Odsunął sukienkę, która niczym tafta, zsunęła się ze mnie na podłogę. Zaczęłam rozpinać jego spodnie, a on w tym czasie ściągnął koszulkę. Ponownie wziął mnie na ręce i całował po szyi. Po chwili położył mnie delikatnie na łóżku. Jego usta pieściły każdy skrawek mojego ciała. Zaczął zsuwać ze mnie figi, ale w ostatnim momencie przestał i odsunął się na moment ode mnie.
- Nie chcę, żebyś tego żałowała. Jeżeli masz jakiekolwiek wątpliwości powiedz, a zrozumie – spojrzał się na mnie niepewnie. Uśmiechnęłam się i pocałowałam go w usta.
- Nie będę żałować. Obiecuję – wyszeptałam mu prosto w usta. On pogłębił pocałunek i podniósł mnie do góry. Usiadłam na nim okrakiem, a on w tym czasie ściągnął ze mnie biustonosz. Zaraz potem znów leżał nade mną i delikatnie całował moje ciało. Poczułam na moim udzie jego męskość. Zsunęłam z niego bokserki. Justin pobawił się chwilę dolną częścią mojej bielizny, aż w końcu ją zsunął. Moje ręce błądziły po jego brzuchu i plecach. Poczułam jak uśmiecha się przez pocałunek.
- Jesteś tego pewna? – spojrzał na mnie. W swoich oczach miał pewien rodzaj uwielbienia. Uśmiechnęłam się do niego nerwowo.
- Tak – powiedziałam zdenerwowana. Mimo iż tyle razy wyobrażałam sobie przedtem swój pierwszy raz, nigdy nie spodziewałam się, że tak się zdenerwuję. Bałam się, że zrobię coś źle, co mogłoby zaboleć Justina.
- Boisz się? – wyszeptał. Kiwnęłam niemrawo głową. – Zaufaj mi – powiedział. Dłonią delikatnie rozszerzył moje uda, gładząc je od środka. – Już? – spytał się mnie. Kiwnęłam głową.
Wszedł we mnie delikatnie, obserwując wyraz mojej twarzy. Poczułam ból, chłopak skrzywił się i zatrzymał swoje ruchy.
- Przepraszam – powiedział i przejechał dłonią po moim zaróżowionym policzku.
- Nic się nie stało – uśmiechnęłam się i pocałowałam go. – Kontynuuj – powiedziałam. Justin zaczął delikatnie mnie całować, a jego ruchy były powolne i równomiernie.
Z każdym jego kolejnym posunięciem czułam się coraz lepiej. Cieszyłam się, że to właśnie Justin jest tym chłopakiem, z którym przeżywam swój pierwszy raz.
- Szybciej – jęknęłam mu do ucha, a jego ruchy delikatni przyśpieszyły. Czułam jak jakieś niezwykle przyjemne uczucie, ogarnia moje ciało. Pod wpływem tego nieznanego mi uczucia, moje plecy wygięły się w łuk, a z ust wydobył głośny jęk. Justin zaczął całować mnie po odchylonej szyi, wydając z siebie podniecające dźwięki.
Kiedy wszystko opadło chłopak delikatnie zsunął się ze mnie i położył obok. Przymknęłam oczy, kiedy jedną dłonią zaczął gładzić mnie delikatnie po policzku. Przysunęłam się bliżej i wtuliłam głowę w jego klatkę piersiową. On obiął mnie delikatnie i pocałował w czoło.
Zmęczona, nawet nie pamiętam kiedy zasnęłam.

Poczułam na twarzy chłodne powietrze. Wolno otworzyłam oczy i automatycznie zaczęłam szukać Justina obok mnie.
- Dzień dobry – usłyszałam zza pleców. Odwróciłam się energicznie, a zaraz potem uśmiechnęłam.
Chłopak siedział na obszernym fotelu pochylony do przodu. Brodę oparł na splecionych palcach. Był już ubrany i starannie uczesany. Miał na sobie biały podkoszulek na serek i ciemne, granatowe rurki. Na szyi widniał srebrny łańcuszek. Włosy miał zaczesane do góry.
- Dzień dobry – odpowiedziałam. Szatyn podszedł do mnie i usiadł na skraju łóżka. Ja podniosłam się, wtedy on złapał moją dłoń.
- Przepraszam – wyszeptał uśmiechając się smutno. Zmarszczyłam czoło, kompletnie nie wiedząc o co mu chodzi.
- Za co?
- Za wczoraj. Na pewno nie było tak jak ty chciałaś – pociągnęłam go za dłoń, dając znak, aby przysunął się do mnie bliżej.
- Było idealnie – wyszeptałam i uśmiechnęłam się zachęcająco. On objął mnie i pocałował w czoło.
- Mogłem być delikatniejszy, albo w ogóle zaczekać. Wtedy na pewno by nie bolało – zerknęłam na niego. Mówił serio. Odsunęłam się od niego i objęłam jego twarz dłońmi.
- Było tak, jak ja to sobie wyobrażałam. Z chłopakiem, którego kocham i który był niezwykle delikatny i czuły. W żaden możliwy sposób nie mogłoby być lepiej – Justin rozpogodził się i delikatnie uśmiechnął.
- Powiedzmy, że ci wierzę – zaśmiałam się.
- Muszę się ubrać – powiedziałam, korzystając z jego poprawionego humoru.
- Poczekaj – Justin wyszedł z pokoju, a po chwili wrócił z małą torbą. Podał mi ją, a ja zajrzałam do środka. – Rano pojechałem do sklepu i kupiłem ci coś na zmianę. Ekspedientka dziwnie się na mnie patrzyła, kiedy wybierałem dla ciebie bieliznę, ale to drobny szczegół – zaśmiałam się i pocałowałam w policzek. Zawinęłam się w prześcieradło i skierowałam w stronę łazienki.
Kiedy zamknęłam za sobą drzwi, na moją twarz od razu wkradł się szeroki uśmiech. Podeszłam do lusterka i zaczęłam wypinać z moich poplątanych włosów wszystkie spinki. Potem od razu weszłam pod prysznic. Odkręciłam na raz kurki z ciepłą i zimną wodą. Po moim ciele spływały strumienie gorącej wody, zmywając zmęczenie po dzisiejszej nocy.
Po około pół godzinie wyszłam spod prysznica. Wytarłam dokładnie moje ciało, a znalezionymi pod szafką wacikami, resztki makijażu. Zajrzałam do torby. Była tam zapakowana bielizna. Otworzyłam pudełeczko. Ku mojemu zaskoczeniu były to zwykłe, bawełniane figi, oraz biały biustonosz. Zastanawiałam się przez chwilę, jakim cudem trafił w rozmiar, ale wtedy zobaczyłam moją używaną bieliznę w koszu na brudne ubrania. W torbie znajdowała się zwykła, biała bokserka, która była rozszerzana ku dołowi, oraz czarne rurki. Założyłam to na siebie i zaczęłam suszyć włosy. Jeszcze raz zajrzałam do torby i okazało się, że znajduje się w niej szczoteczka i pasta do zębów. Zaśmiałam się do siebie i dokładnie wyszczotkowałam zęby.
_____________________________________

Doczekaliście się normalnej długości rozdziału. I jak podoba się?
Chciałam coś sprostować. Otóż wiele osób myśli, że piszę wszystkie rozdziały od zera. Jednak tak nie jest. Mam 31 rozdziałów gotowych na komputerze, które tylko poprawiam. Mam ich tak dużo, z racji tego, że ten blog istniał wcześniej na onecie.
Mam nadzieję, że tym razem, każdy kogo informuje, skomentuje ten rozdział i wyrazi swoją opinię.



CZYTASZ = KOMENTUJESZ


sobota, 24 listopada 2012

15.


- Przepraszam… - spojrzałam się w jego oczy, kiedy całkowicie uprzytomniłam sobie całą sytuację. Chłopak puścił mnie zrezygnowany. – Przepraszam jeszcze raz – odwróciłam się od niego i zaczęłam biec do domu. Tak będzie lepiej. Lepiej i łatwiej dla nas obojga.

Od tamtego wydarzenia minęły cztery miesiące. Mogę powiedzieć, że Justin jest moim kolegą, a nawet przyjacielem. Nie wracamy do tamtego wydarzenia. Wybaczyłam mu wszystko. Zmienił się. Zmienił się dla mnie. Widzę to w każdym jego spojrzeniu. Bardzo często przyłapuję go na tym, jak wpatruje się we mnie rozmarzonym wzrokiem. Od tamtego wydarzenia u mnie w pokoju nie powiedział mi, że mnie kocha, a ja nie mam odwagi się go zapytać czy coś do mnie czuje. I tak znam odpowiedź. Wyłapuję ją w jego zachowaniu.
Moje życie zmieniło się. W szkole? Tak. I to bardzo. Obecnie jestem z Nickiem. Wydaje mi się, że znaczę dla niego coś więcej. Justin nic o tym nie wie. Może to lepiej. Nie jest przynajmniej zazdrosny.
- Jestem – do pokoju wszedł Justin. Uśmiechnięty jak zawsze. No tak. Zapomniałam dodać, że nadal go uczę.
Usiadł na łóżku krzyżując nogi pod sobą. Widziałam, że coś go męczy.
- Co jest? – zapytałam się go uśmiechając delikatnie.
- Mogę ci zadać pytanie? – spojrzał się na mnie bawiąc długopisem. Pokiwałam głową na tak. On wziął głęboki oddech. – Pójdziesz ze mną na bal maturzystów? – uśmiechnęłam się delikatnie i spuściłam głowę.
- Przykro mi, ale Nick mnie zaprosił – odpowiedziałam na jego propozycję bawiąc się kosmykiem włosów.
- Tym Nickiem? – w jego oczach było widać iskierki złości. Zdziwiło mnie to.
- Tak? A co? – zapytałam się krzyżując ręce na piersiach.
- Nie nic…
- Justin, masz mi powiedzieć.
- Słyszałem, że chodzi z jakąś dziewczyną dla zakładu i chodzi najprawdopodobniej o ciebie – popatrzył mi prosto w oczy.
- Justin!
- Co?
- Zmyśliłeś to – zerknęłam na niego z wyrzutem.
- Nie! – powiedział, niemal piszcząc. Rozśmieszyło mnie to.
- Koniec tematu. Przechodzimy do lekcji. Musisz zaliczyć jeszcze dwa testy… - przysiadłam z Justinem nad książkami i przez resztę dnia studiowaliśmy biologię.

- Justin chodź jeszcze tam. Jak tutaj żadna mi się nie będzie podobała to kupię tamtą – ciągałam Justina po sklepach. Ktoś musiał mi doradzić jaką mam sukienkę kupić na bal. A że nikogo nie miałam pod ręką, padło na Justina. Przymierzyłam dzisiaj tonę sukienek i żadna mi się podobała. Muszę jakąś w końcu kupić bo oszaleję.
- Musimy? Nie możesz wziąć tamtej. Przecież ładnie ci w niej – stanęłam przed nim z miną kota ze Shreka. Zrezygnowany pociągnął mnie za dłoń w stronę sklepu. Rozejrzałam się po wieszakach.
- Nie ma tu żadnej fajnej. Chodź – chciałam już iść, ale Justin mnie zatrzymał.
- Poczekaj. Ta - wepchnął mi do ręki wieszak z białą sukienką. Była bez ramiączek. Dekolt miała na kształt serca. Gorset kończył się w pasie. Przyozdabiany był srebrną nitką i perełkami. Od pasa nałożone były na siebie kilka warstw tiulu.
Justin wepchnął mnie do przymierzalni. Oburzona założyłam na siebie sukienkę, związując w międzyczasie włosy w niedbałego koka. Kilka kosmyków opadło mi na ramiona, ale nie przeszkadzało mi to.
Sukienka sięgała mi przed kolana. Nie przypadła mi do gustu. Jednak dla świętego spokoju po chwili wyszłam z przymierzalni. Justin odwrócił się i zaniemówił. Ekspedientka uśmiechnęła się do mnie szeroko.
- Aż tak źle? – spojrzałam się na Justina.
- Jest śliczna – skomentował.
- Na pewno? – obróciłam się dookoła własnej osi.
- Bierzemy tą – powiedział chłopak i z powrotem wepchnął mnie do przymierzalni. Ja przebrałam się i podeszłam do kasy.
- Na pewno ta? – spojrzałam niepewnie na Justina.
- Tak. Zaufaj mi – uśmiechnął się wyciągając kartę kredytową.
- Ale…
- Ja płacę – powiedział wstukując kod pin do urządzenia. Po chwili dobieraliśmy buty i dodatki. Justin zniknął gdzieś na chwilę, ale znowu wrócił.
- Gdzie byłeś? – spytałam się go gdy dołączył do mnie.
- W toalecie. Idziemy do kawiarni? – nawet nie dał mi odpowiedzieć. Po chwili stał przy barze, zamawiając dwa koktajle owocowe. Ja w tym czasie poszłam do stolika zająć miejsca.
- Proszę – postawił mi przed nosem koktajl. Dorwałam się do słomki i zaczęłam po woli sączyć napój. Gadaliśmy o głupotach, aż wszystko wypiliśmy. Justin poszedł po lody mimo, że mu się sprzeciwiałam. A jak to ja podczas jedzenia, musiałam się ubrudzić.
- Jesteś brudna – chłopak uśmiechnął się do mnie delikatnie.
- Gdzie?
- Tu – pokazał na swojej twarzy okolice ust. Wytarłam ręką to miejsce, ale on się zaśmiał.
- Jestem jeszcze brudna? – nic nie powiedział tylko wytarł kciukiem brudne miejsce na mojej twarzy. Uśmiechnęłam się do niego. – Dzięki – poczułam jak moją twarz oblewa rumieniec, a po moim ciele przechodzą przyjemne ciarki. Spuściłam głowę i zajęłam się moją porcją. Najedzeni ruszyliśmy do mnie do domu. Rozpakowałam wszystkie rzeczy.
- Ten zakład to prawda – powiedział siadając na łóżku.
- Justin! Musisz zaczynać? Nie możesz po prostu powiedzieć, że jesteś zazdrosny? – wściekłam się. Jak on mógł tak mówić.
- Ja nie jestem zazdrosny tylko nie chce narażać cię na cierpienia! – wykrzyczał wychodząc i trzaskając drzwiami.
___________________________________

Krótki, ale sama nie wiem czemu mi się podoba.
Zrobiłam porządek z "Informuję". Zobaczcie tam, czy na pewno jesteście, a jak nie to piszcie w komentarzu.
Tak w ogóle, to nie mogę się doczekać kiedy opublikuję jutrzejszy rozdział.

POLECAM: nomatterwhathappensiamhereforyou

Dzisiaj byłam na "Przed Świtem" i oh ah oh ah ♥ Jestem fanką tej sagi i płakałam jak bóbr, kiedy Bella przekazała Edwardowi wszystkie swoje wspomnienia. Nie wspominając już nawet o wizji Alice. Wyszłam ze sali sali spłakana, ale to normalne w moim wypadku.
A wy? Byliście na filmie? Jak wam się podoba? 












CZYTASZ = KOMENTUJESZ




czwartek, 22 listopada 2012

14.


Wyszedłem z jej domu i podbiegłem do mojego samochodu. Wyciągnąłem z  kieszeni kluczyki i nacisnąłem jeden z przycisków znajdujących się na małym pilocie. Moje audi zapiszczało dając tym samym znak, że jest otwarte. Zapalając samochód byłem jakby w innym świecie. Czułem się naprawdę dziwnie. To co wydarzyło się przed chwilą, można uznać za sen. Nie mogłem w to uwierzyć. Powiedziałem jej, że się w niej zakochałem. Taka właśnie była prawda. Dopiero teraz zdałem sobie sprawę z tego, że byłem w niej zakochany już od dawna. Te wszystkie sytuacje z nią związane… nie raz byłem tak blisko niej. Sny w których ona była obecna. To dziwne uczucie gdy nie widziałem jej w szkole, czy gdy byłem z nią sam na sam. Wszystko stało się jasne.
Nie zauważyłem nawet, że jestem już u siebie w garażu. Nie chciałem tu być. Miałem ochotę zawrócić i przytulić ją mocno do siebie i już nigdy nie wypuszczać ze swoich ramion. Żałosne? Może. Ale naprawdę tego chciałem.
Kiedy wszedłem do domu, od razu skierowałem się do swojego pokoju. Nie wiedziałem nawet czy ktoś jest. Nie interesowało mnie to.
Położyłem się na łóżku i leżąc na plecach myślałem co teraz zrobić.
Wyznałem jej miłość. I co teraz? Przecież nie zaczniemy się teraz spotykać jak dwójka normalnych nastolatków, żeby potem zmienić status pośród ludzi na „w związku” jak to się zwykle dzieje w takich sytuacjach. To by było idiotyczne. My mieliśmy poważny problem. Nie powiedziała mi przecież, że ona czuje to samo. To oczywiste. Jak mogła by czuć coś podobnego do osoby która ją tak skrzywdziła. Przecież to przeze mnie mogła się zabić. Mogła już teraz nie żyć. Z mojej winy.
Jeszcze długo tak leżałem rozmyślając o niej. Nie miałem pojęcia co mam teraz zrobić. No bo co? Podejdę do niej jutro i powiem: Hej Roxana! Co tam? Widzimy się dzisiaj u ciebie na korkach no nie?
Wiem co muszę na pewno zrobić. Muszę wszystkich przeprosić. Wszystkich. Nie tylko Roxanę. Nie tylko ją krzywdziłem.

 Roxana

Kolejny marny pomysł na integrację uczniów, naszego dyrektora – pomyślałam przechodząc obok sali gimnastycznej. Przy wejściu tłoczyło się mnóstwo ludzi. Wszyscy chcieli się dostać do środka. Nie miała ochoty wysłuchiwać nużącej przemowy dyrektora na jakiś równie nudny temat, ale jak wszyscy to wszyscy. Po nieprzespanej nocy byłam wykończona. Nadgarstki straszliwie mnie bolały jak i głowa. Ale coś innego było jeszcze gorsze. To co wczoraj powiedział mi Justin. Jeszcze dziwniejsze było to, że już w myślach nie mówię na niego Bieber. Przecież to było niedorzeczne! Byłam prawie pewna, że to znowu jakiś jego przekręt. Znowu chce mnie w coś wrobić. Problem w tym, że gdy wczoraj do mnie mówił i patrzył mi w oczy, wydawał się być całkiem szczery. I właśnie to nie dawało mi spokoju. Bo wydawało mi się, że mówił prawdę …
Podążając za wszystkimi udałam się na salę. Przeszłam obok ściany i usiadłam w drugim rzędzie, całkiem w kącie. Jedna rzecz mi się nie zgadzała. Jeżeli był to apel organizowany przez dyrektora, to gdzie wszyscy nauczyciel, którzy w tym momencie uciszaliby swoich uczniów?
Po chwili ktoś wyszedł na podwyższenie. Skierowałam wzrok na tę osobę i szczęka mi opadła. Justin! Co on tu niby robi?!
- Cześć. Dzięki ze tak dużo osób przyszło – uśmiechnął się smutno. Przejechał wzrokiem przez publiczność, a gdy mnie zobaczył trochę się zaniepokoił, ale zaraz uśmiechnął się w moją stronę. Czułam się naprawdę dziwnie.
- Wyjaśnię wam powód dlaczego was wszystkich tutaj zwołałem. A więc… chciałbym was przeprosić. Przeprosić za wszystko co kiedykolwiek zrobiłem, komukolwiek na złość. Chciałbym zacząć od Roxany – skierował swój wzrok na mnie. Wszyscy na sali również popatrzyli w moją stronę. Trochę się speszyłam. Kolejny raz w ciągu tygodnia jestem w centrum uwagi całej szkoły.
- Chciałbym przeprosić ją za tą wczorajszą akcję z ulotkami. To był ogromny błąd. Przepraszam cię. Nie powinienem był tego robić. Dotarło to do mnie jednak za późno. Nie mogłem już tego cofnąć. Dlatego właśnie chciałem cię przeprosić – przerwał na chwilę. Przez cały czas gdy mówił, patrzył mi prosto w oczy, a ja znów miałam wrażenie, że mówi szczerze.
- Przepraszam cię również za wszystkie inne złośliwości. Za dokuczanie ci, wyśmiewanie się z ciebie, poniżanie cię. Zrozumiałem, że robiłem źle. Mam nadzieję, że kiedyś mi wybaczysz – spojrzał ostatni raz na mnie. Tym razem smutno. Jednak w jego oczach widać było, że ma nadzieję.
- Następnie przepraszam Roya że… - zaczął, ale ja kompletnie odpłynęłam
Przeprosił mnie za wszystko przy całej szkole. Tego to się po nim kompletnie nie spodziewałam. Rozważałam dwie opcje. Albo zwariował, albo to jakiś głupi zakład.  Nagle stał się dobry i uczynny? Prędzej spodziewałabym się tego, że zrezygnuje ze sławy, niż tego co teraz tutaj robi.
Spojrzałam na niego. Wydawał się mówić naprawdę szczerze. Nagle, nie wiem czemu przypomniała mi się sytuacja po tym jak poprosiłam panią, aby ktoś inny udzielał mu korepetycji.
„Miałam zamiar odejść, ale Bieber chwycił mnie niespodziewanie za nadgarstek i zaciągnął do kąta. Przycisnął mnie do ściany. Był blisko mnie. Za blisko. Stykaliśmy się nosami. Mój oddech przyśpieszył, a serce zaczęło bić szybciej. Spojrzałam w jego oczy. Ujrzałam w nich tylko gniew.
- Jeśli komukolwiek powiesz cokolwiek o tym co się stało wczoraj, przysięgam ci, że w najbliższym czasie wywieszą twoją klepsydrę – wysyczał mi do ucha. Cały czas czułam jego oddech na mojej twarzy. Pachniał malinami. Jego perfumy też zachęcały, aby przysunąć się jeszcze bliżej. I przez chwilę naprawdę chciałam być bliżej niego, ale po chwili dotarło do mnie co się dzieje.
- Nie myśl sobie, że się ciebie boję. Żałuję, że tyle czasu uciekałam przed tobą jak mysz. Nawet nie wiedziałam, że jesteś taki słaby – włożyłam w to tyle jadu na ile było mnie stać. Jego oczy zapłonęły. Jeszcze bardziej przycisnął mnie do ściany.
- Nie pogrywaj ze mną mała! Nie wiesz na co mnie stać! – jego dłonie kurczowo zacisnęły się na moim przedramieniu.
- Zgwałcisz mnie? Teraz? Tutaj? – powiedziałam pewna. On uśmiechnął się złośliwie i wziął moją twarz w obie dłonie. Odgarnął mi włosy za ucho i przybliżył w to miejsce dwoje usta.
- Jeśli będzie trzeba, to tak – wyszeptał  dotykając wargami mojej skóry. Znowu mimowolnie zadrżałam. Poczułam jak się uśmiecha. Opuścił ręce na moją talię i odsunął twarz od ucha by znów popatrzeć mi w oczy. Spojrzał w nie, następnie na usta i znów na oczy. Uśmiechnął się złośliwie i odsunął mnie od ściany. Jedną ręką mnie objął natomiast drugą zjechał na moją pupę i znów wyszeptał.
- Wiem, że tego chcesz – przytulił mnie do siebie i jednocześnie klepnął mnie w tyłek. Odsunął się i odwrócił do mnie plecami. Przeszedł kilka kroków i odwrócił się do mnie. Znów złośliwie się uśmiechnął i odszedł.
Ja natomiast stałam jak drąg i nie mogłam się ruszyć. Jakbym wrosła w ziemię.”
Poczułam dreszcze. Przypomniałam sobie jak bardzo chciałam wtedy, aby był blisko mnie. Miałam ochotę przyciągnąć go do siebie jeszcze bliżej i pozwolić, aby zrobił ze mną co zechce. Tak na mnie działał. I dalej nie wiem dlaczego.
Spojrzałam na niego. Właśnie przepraszał Jamesa za to, że kilkakrotnie spłukiwał mu głowę w sedesie. Poczułam, że musze stąd natychmiast wyjść. Zerwałam się na równe nogi i popędziłam ku drzwiom. Przepychając się przez tłum w końcu udało mi się wyjść z sali gimnastycznej. Szybkim krokiem skierowałam się do głównego wyjścia ze szkoły. Wypadłam z niej niczym błyskawica i kierowałam się w stronę mojego domu.  Miałam nadzieję, że będę miała teraz spokój ,jednak już po chwili usłyszałam za sobą znajomy głos.
- Roxana zaczekaj! Proszę! – nie miałam zamiaru się zatrzymywać. Przyśpieszyłam jeszcze kroku. Ale ktoś złapał mnie za rękę i gwałtownie obrócił w swoją stronę.
- Dlaczego tak nagle wyszłaś? – patrzył mi prosto w oczy. Nie wytrzymałam jego spojrzenia i spuściłam wzrok w dół.
- Ja .. sama nie wiem. Po prostu wyszłam.
- Ale dlaczego? Powiedziałem coś nie tak ? – odważyłam się na niego spojrzeć.
- Po co w ogóle przepraszałeś? – jego wzrok lustrował każdy skrawek mojej twarzy. Nie wiedział o co mi chodzi.
- A uwierzyłabyś gdybym przeprosił cię na osobności? – powiedział ściszając głos. Patrzył na mnie i na prawdę mu uwierzyłam. Znowu.
- Ludzie nie zmieniają się ot tak. A na pewno nie z dnia na dzień. Nie w takim stopniu jak ty się zmieniłeś i naprawdę trudno mi jest uwierzyć w twoją przemianę – spojrzałam się na niego ze łzami w oczach. Jego wzrok był smutny. Chwycił mnie delikatnie za dłonie.
- Wczoraj zmieniło wszystko. Nawet nie wiesz co poczułem, kiedy zamiast ciebie, zobaczyłem wraka człowieka na łóżku. Wtedy wszystko się zmieniło. Widocznie potrzebowałem wstrząsu, aby zrozumieć swoje błędy. Wybaczysz mi kiedyś? – podniosłam na niego wzrok. Spojrzał się na mnie smutno. – Nie płacz. Proszę… – wziął moją twarz w obie dłonie, kciukami ścierając moje łzy. Swoimi dłońmi, objęłam jego dłonie. Wzrok wlepiłam w jego buty. – Spójrz na mnie – dobiegł mnie jego szept. Wolno i niepewnie podniosłam wzrok. – Nie chcę żebyś przeze mnie cierpiała. Pozwól mi cię ochronić – przybliżył swoją twarz do mojej. Stykaliśmy się nosami. Poczułam przyjemny dreszcz gdy znalazł się tak blisko mnie. – Tylko o to cię proszę – powiedział z chrypką. Patrząc mi w oczy przybliżał się. Czułam jego ciepły oddech. Znów pachniał malinami. Moje serce zwariowało. Biło w przyjemnym, nieregularnym rytmie, a w żołądku pojawiło się mrowienie. Przybliżył swoje usta do moich. Zamknęłam oczy. Musnął moje usta i oddalił swoją twarz na moment. Otworzyłam oczy i mocniej wplotłam palce w jego dłonie. Uśmiechnął się delikatnie i nachylił się, aby kolejny raz musnąć moje wargi.
Na początku musnął je kilka razy, a potem delikatnie pocałował. Jego wargi lekko pieściły moje. Poczułam jego język, i delikatnie rozchyliłam usta. Błądził nim przez chwilę, tylko po to, aby jego i mój język zgrały się w idealną harmonię.
Nie wiem ile to trwało. Na koniec pocałował delikatnie moją dolną wargę. Ja wtuliłam się w niego mocno.
- Dziękuję – wyszeptałam.
- Za co? – chłopak zdziwił się.
- Za to – odpowiedziałam.
- To był twój pierwszy pocałunek? – Justin najwyraźniej zorientował się.
- Tak – zarumieniłam się. Szatyn odsunął mnie delikatnie od siebie. Ja spuściłam głowę.
- Nie ma się czego wstydzić – powiedział łagodnie.
- Mam siedemnaście lat i nigdy w życiu się nie całowałam – wymruczałam.
- I to czyni cię wyjątkową. Tego można ci jedynie zazdrościć – przyciągnął mnie do siebie i pocałował w czubek głowy.
_____________________________________

Tadam! Nie wiem czemu, ale ten rozdział mi się nawet podoba. To przez was! Popadam w samozachwyt.
Nowy rozdział jutro. Poprawiony, jeszcze ciepły, czeka na publikację.
Przypominam o tym, że do jutra (piątek) zbieram w komentarzach nazwy twittera, których będę informować.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ


środa, 21 listopada 2012

13.


Ruszyłem szczęśliwy do domu. Po drodze jeszcze raz, dokładnie przemyślałem mój plan. Był idealny.
Na komputerze zrobiłem „ulotkę” z nagłówkiem „Roxana Smith daje dupy, w zamian za małe przysługi”. Zgrałem na pendriva i ruszyłem do Chrisa. A czemu do niego? Bo ten palant ma tusz w drukarce.

- Nie rób tego – po raz kolejny Chris jęczał mi nad uchem, żebym tego nie rozdawał w szkole. Jakie miałem powody, aby tego nie zrobić? Żadnych.
- Zapłaci suka za swoje. Niech ma nauczkę – wzruszyłam ramionami biorąc do ręki kolejną kartkę papieru, przyglądając się mojemu dziełu.
- A jak sobie coś zrobi? – chłopak stanął przede mną z założonymi rękami. Odsunąłem go ręką robiąc sobie jednocześnie dostęp do drukarki.
- Nie zrobi. Już jest uodporniona.
- Jeszcze nikt jej nie zrobił takiego świństwa. Zastanów się co robisz – położył ręce na moich ramionach. Zrzuciłem je i wziąłem ostatnią kartkę papieru, po czym ruszyłem do drzwi mając w ręku ponad dwieście kopii mojego plakatu.
- Cześć – powiedziałem na odchodne i ruszyłem do domu. Z uśmiechem na ustach stwierdziłem, że jutro zapowiada się ciekawy dzień.

 - Dzisiaj masz być u mnie zaraz po szkole - syknęła do mnie Roxana przez zęby. Bawiła mnie jej nieświadomość tego co stanie się dokładnie za trzy godziny lekcyjne.
Uśmiechnąłem się i złowieszczo pokiwałem głową, zaraz potem ruszyłem wzdłuż korytarza. Rozdam to na przerwie przed szóstą lekcją. Wtedy najwięcej osób krząta się po korytarzu.

Stanąłem na środku wielkiego holu i rzuciłem ulotkami do góry. Każda strona poleciała w innym kierunku. Obejrzałem się za siebie. Chris patrzył się na mnie przez chwilę, a zaraz potem odszedł.  Ludzie rozchwytywali kartki. Co chwila ktoś wybuchał głośnym śmiechem wskazując palcem na jej zniekształcone zdjęcie. Jeszcze raz dokładnie obróciłem się dookoła siebie, lustrując twarze ludzi. Nigdzie jej nie widzę. I tak się dowie. Ktoś w końcu musi ją uświadomić.

 Roxana

Wyszłam na korytarz długo po dzwonku oznajmującym przerwę. Jak na zawołanie każdy spojrzał się w moją stronę i wybuchnął głośnym śmiechem. Przedarłam się przez tłum ludzi do szafki. Otworzyłam drzwiczki i przejrzałam się dokładnie w lusterku, aby sprawdzić czy nie mam niczego na twarzy. Moje obawy jednak nie potwierdziły się. Kiedy zamknęłam szafkę i odwróciłam się, jakiś chłopak pchnął we mnie kartką i wybuchnął śmiechem. Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na kartkę. „Roxana Smith daje dupy, w zamian za małe przysługi”. Zakryłam usta dłonią, aby w minimalnym stopniu zatrzymać moje łzy. Zgniotłam kartkę w dłoniach i zlustrowałam wzrokiem otaczających mnie ludzi. Każdy z nich trzymał taki sam egzemplarz. Chwyciłam torbę i zaczęłam biec ku wyjściu. Co chwila dobiegały mnie różne słowa: „Teraz już wiem, skąd te nowe ciuchy”, „Śpieszy się do następnego klienta”, „Pensja ze sklepu już ci nie wystarcza?”. Kiedy wybiegłam ze szkoły nie wytrzymałam. Wybuchłam głośnym płaczem.
Biegłam. Nogi same zaniosły mnie do domu. Na wejściu zrzuciłam torbę z ramienia i jak najszybciej skierowałam się do swojego pokoju. Cioci nie było. Była u Dudu w szpitalu.
W ataku złości podeszłam do szafki i zrzuciłam z niej wszystkie rzeczy. Szklane przedmioty, z hukiem rozbiły się o podłogę. Mój wzrok padł na drzwi łazienki. Wiedziałam co chcę zrobić. Teraz już nawet nie przejmowałam się Dudu. Ma Jessicę. Coś wymyślą. Powiedzą, że to był wypadek. Zatrą wszelkie ślady.

 Justin

Podjeżdżając pod dom Roxany uśmiech nie schodził mi z twarzy. Chciałem zobaczyć jak leży w łóżku i płacze. Napawać się jej bólem.
Podszedłem do drzwi i zadzwoniłem dzwonkiem. Nikt nie otwierał. Zadzwoniłem jeszcze raz, a zaraz potem nacisnąłem klamkę. Otwarte. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to jej torba leżąca na środku korytarza. Zaśmiałem się do siebie i skierowałem na schody. Gdy byłem na górze od razu poszedłem do jej pokoju. Z impetem otworzyłem drzwi i zamarłem. Siedziała na łóżku. Z jej przedramion kapała krew na białą pościel. Jak w amoku, wysypywała na dłoń tabletki, a następnie włożyła je do ust. Christian miał rację – przeleciało mi przez głowę.
Podbiegłem do niej i wyrwałem z dłoni kolejną porcję tabletek. Złapałem za szczękę i rozchyliłem tak, aby wypluła wszystkie tabletki. Zaczęła krztusić się własną śliną. Przerażony, poklepałem ją po plecach i spojrzałem na nią.
- Do cholery ile tego połknęłaś? – spojrzałem na nią. Nic nie odpowiedziała. – No ile! – wrzasnąłem. Ona rozpłakała się jeszcze bardziej. Z jej pojedynczych sylab zrozumiałem, że żadnej.  Nie wiem co się ze mną stało, ale przytuliłem ją. W okolicy serca poczułem ciepło. Przyjemne ciepło. Zakochanie? Tylko Bieber nie pierdol, że się w niej zakochałeś. Idioto zakochałeś się. A nienawiść? Wyszło na to, że była to tylko przykrywka. Taki odruch ochronny mojego organizmu.
Poczułem coś ciepłego na moich dłoniach. Dopiero teraz przypomniało mi się o jej przedramionach. Spojrzałem w jej oczy. Teraz zrozumiałem, że zrobiłem coś okropnego. Wstałem, wziąłem ją na ręce i zaniosłem do łazienki. Wszystko w jej pokoju i łazience było porozrzucane. Od wanny do samego łóżka prowadziły ślady krwi.
Delikatnie posadziłem ją na koszu na bieliznę i zacząłem szukać czegoś do opatrunku. Znalazłem jakąś gazę, wodę utlenioną i plaster opatrunkowy. Namoczyłem kawałek gazy wodą utlenioną i delikatnie przemyłem rany. Co chwila zerkałem na Roxanę, ale ta oparła głowę o ścianę i zamknęła oczy. Szybko zabandażowałem jej rany. Chciałem ją złapać za rękę, ale bałem się, że nie wstanie. Wyglądała okropnie. Jej twarz była umazana w krwi. Włosy rozczochrane, a ona sama opadała z sił. Wacikiem delikatnie przemyłem jej twarz. Otworzyła na moment oczy, a zaraz potem je zamknęła. Wziąłem ją na ręce i przeniosłem do łóżka.  Położyłem ją na nim i delikatnie ściągnąłem zakrwawioną pościel. Wzrokiem odszukałem koc i okryłem ją nim. Usiadłem obok niej, a ona usnęła. Zacząłem sprzątać ten cały bałagan.
Po około półtora godzinie wszędzie było czysto. Wszelkie śmieci i stłuczone przedmioty wyniosłem do śmietnika. Starłem wszelkie ślady krwi, a pościel wrzuciłem do pralki. Usiadłem obok niej i patrzyłem się na jej twarz. Co ja najlepszego zrobiłem?
Wtedy ona się obudziła. Wolno podniosła się do pozycji siedzącej i rozejrzała dookoła. Jej wzrok zatrzymał się na mnie. Przestraszyła się. Jej oddech przyśpieszył, a oczy otwarły się szerzej. W oczach pojawiły się łzy. Siedziałem przy niej i nie wiedziałem co powiedzieć.
- Przepraszam – wydusiłem i odwróciłem wzrok w drugą stronę, aby ukryć łzy. Nie pamiętam kiedy ostatni raz wypowiedziałem to słowo. Dziwnie zabrzmiało w moich ustach.
- Wiedziałam, że to ty – szepnęła i położyła się na łóżku. – Mogłeś pozwolić mi skończyć. I ja i ty mielibyśmy spokój.
- Przestań tak mówić – przerwałem jej. W głowie ciążyła mi myśl, że przeze mnie mogła już nie żyć.
Schowałem twarz w dłonie i siedziałem nieruchomo.
- Czemu ty to robisz? – podniosłem głowę i spojrzałem się na nią uważnie. Była inna. Nie taka jak zawsze. Mimo ubrudzonej twarzy i rozczochranych włosów, można było zobaczyć ile przeszła. Dopiero teraz można było zobaczyć ile przeszła.
- Co? – powiedziałem z trudnością.
- Wszystko. Jesteś tutaj, posprzątałeś to wszystko. Czemu nadal tutaj jesteś i czemu płaczesz? – spojrzałem się na nią ze żalem. Wziąłem głęboki oddech i wydusiłem z siebie.
- Bo się zakochałem – spojrzała się na mnie jak na debila. Widząc jej zdezorientowaną minę dodałem – w tobie.
- Co? Ty sobie Bieber kpisz. To taki zakład – powiedziała ze łzami w oczach. – Bieber, ale to…
- Prawda - dokończyłem.
- To co się dzisiaj stało i to co powiedziałeś, niech zostanie między nami. Na zawsze – zaakcentowała i spojrzała się na mnie wymownie. Zrozumiałem jej aluzję. Mam wyjść. Tak też zrobiłem. Wyszedłem i znowu rozpłakałem się jak ośmioletnie dziecko.
_____________________________________________

Oto mamy punkt zwrotny. Nie za szybko? Nie wiem no kurczę. Tak sobie uświadomił, że się w niej zakochał.
Chciałam Wam bardzo podziękować. Za bardzo mnie chwalicie, a jak już zaczynacie, to tak jak gdybym była pisarką światowej sławy. Dziękuję, bo to strasznie podbudowuje na duchu. Jesteście niezastąpieni!
DO PIĄTKU ZBIERAM NAZWY TWITTERA I ROBIĘ PORZĄDEK Z INFORMOWANYMI.

CZYTASZ = KOMENTUJESZ

wtorek, 20 listopada 2012

12.


Otworzyłam oczy by móc znowu zobaczyć tą cholerną, przytłaczającą mnie przestrzeń. Białe ściany, cholerny ból głowy i ten stolik ze szklanką wody.
Podniosłam się w bardzo szybkim tempie do pozycji siedzącej, ale ból głowy nasilił się. Opadłam na łóżko trzymając za głowę. Po moich policzkach toczyły się łzy, które kolejno spływały na poduszkę.
„Twoje życie to kartka papieru którą musisz zapisać tylko tym co jest dobre. Masz się starać o to by ono stawało się coraz lepsze i lepsze.”
Tak zawsze mówił mi Dudu, gdy miałam doła po koszmarnym dniu w szkole, albo gdy znowu płakałam bo wspomnienia wróciły ze zdwojoną siłą.
Podniosłam się wolniej niż poprzednio i ból głowy nie nasilił się.
Sięgnęłam po szklankę wody i wypiłam duszkiem całą jej zawartość. Do pokoju weszła ciocia. Uśmiechnęła się delikatnie. Usiadła naprzeciwko mnie.
- Jak się czujesz? – spytała się mnie po chwili ciszy, przytłumionym głosem. Widać było po niej, że przezywa wypadek Dudu, a ja jedynie pogarszam jej samopoczucie.
- Oprócz bolącej głowy nic mi nie jest – spróbowałam się uśmiechnąć, ale wyszedł mi z tego grymas.
- Jeżeli znowu nie zemdlejesz jest szansa, że dzisiaj wyjdziesz ze szpitala.
- Postaram się - spuściłam głowę. Zaczęłam bawić się nerwowo sznurkiem który był przy pidżamie.
- Przyniosłam ci normalne ubrania. Chyba nie chcesz paradować w piżamie? – spojrzałam się na nią. Miała przewieszone przed rękę moje rzeczy.
- Dziękuję – wzięłam je od niej i poszłam do łazienki, aby zmienić ubranie.
- Ciociu co z Dudu? – zapytałam się, gdy wyszłam z pomieszczenia. Pierwszy raz powiedziałam do niej ciociu. Jej twarz rozpromieniła się na chwilę, ale potem przybrała normalny wyraz.
- Jest tak jak wcześniej. Ma wiele złamań, a jego stan ciągle się zmienia – po moich policzkach zaczęły spływać łzy.
- Mogę do niego iść? – zapytałam się cichym głosem zerkając przy tym co chwila na ciocię.
Pokiwała głową na tak. Wyszłam z pomieszczenia i pomaszerowałam w stronę sali dwieście osiem.
Stoję przed drzwiami i nie wiem co zrobić. Czy wchodzić czy uciekać.
Uchyliłam delikatnie drzwi. Weszłam do środka.
Przekraczając próg przystanęłam i przymknęłam oczy. Nie mogłam znieść tego widoku.
Usiadłam przy łóżku i myślami byłam teraz w domu. Dzień temu. Kiedy Dudu wręczał mi bransoletkę. Po moim policzku spływały kolejne łzy.
„Oglądam się wokoło. Nikogo nigdzie nie ma. Tylko Dudu jest tutaj. Stoi przy mnie i trzyma mnie za rękę. Tylko on ociera moje łzy, które spływają coraz szybciej po moich policzkach.
- Ja nie chcę wiedzieć – powiedziałam, patrząc na niego błagalnym wzrokiem.
- Ja też, ale musimy iść.
Wstaliśmy z krzesełek i weszliśmy do gabinetu lekarza.
On popatrzył się na nas ze współczuciem i powiedział tylko:
- Bardzo mi przykro – i spuścił głowę.
Oparłam głowę o ramię Dudu i płakałam, a on głaskał mnie po głowie.”
To wtedy dowiedzieliśmy się, że nasi rodzice nie żyją. Po kilkunastu godzinnych operacjach nie udało się ich jednak uratować.
„Siedzę w pokoju i płaczę Podchodzi do mnie Dudu i mówi do mnie szeptem.
- Roxana chodź musimy się szykować – złapał mnie za rękę i poprowadził do garderoby, podał mi wszystkie ciuchy. Wepchnął mnie do łazienki, sam w błyskawicznym czasie poszedł się ubrać.
Gdy wyszłam poprowadził mnie do samochodu, a potem do kościoła. Na cmentarzu nie opuszczał mnie na krok. Widziałam, że cierpi, ale nie dawał tego po sobie poznać. Musiał być silny żeby mi pokazać jak żyć.”
Miałam wtedy dwanaście, a on trzynaście lat. Wtedy świat powinien być dla nas jak schody idące w górę. Być coraz lepszy i lepszy.
Dla nas te schody się posypały i poszliśmy z tymi schodami na samo dno. Opuszczeni i samotni.
„- Rozprawa numer pięćset dwadzieścia trzy – weszliśmy z Dudu na salę.
Rozprawa trwała trzy godziny. Wypytywano nas o różne rzeczy.
Po rozprawie pomógł mi się spakować i zabrać wszystko do samochodu.”
Właśnie wtedy cioci zostały przyznane prawa do nas.
Mam jeszcze wiele takich wspomnień. Wspomnień, które istnieją teraz tylko dzięki Dudu. Bo gdyby nie on, najprawdopodobniej teraz nie byłoby mnie tutaj.
W moim sercu zbierała się nienawiść do jednego człowieka.
Człowieka, który chodzi, po tej palniecie tylko dlatego, że wtedy zemdlałam i nie miałam pod ręką pistoletu, albo jakiegokolwiek ostrego narzędzia.
- Nienawidzę cię Bieber – zaszlochałam i wtuliłam twarz w pościel brata.

Siedziałam przy Dudu bardzo długo. Trzymałam go za rękę z nadzieją, że jak w filmie, niespodziewanie lekko ściśnie moją dłoń. Jednak nic podobnego się nie wydarzyło. Lekarz powiedział, że jeszcze przez kilkanaście godzin będzie nieprzytomny jednak ja, jak głupia miałam nadzieję, że przebudzi się wcześniej.
Patrząc na jego twarz, przez pierwsze chwile płakałam. Chciałam znów zobaczyć jego ciemno brązowe oczy, śnieżno białe zęby i te dołeczki gdy szeroko się uśmiechał. Od wypadku nie minęło zbyt dużo czasu, ale dla mnie była to cała wieczność. Czułam się fatalnie. Głowa nie przestawała mnie boleć, a na dodatek od tego jasnego światła strasznie rozbolały mnie oczy.
Po kilku godzinach bezustannego czuwania nad Dudu postanowiłam, że pójdę coś zjeść.
Przed wyjściem ucałowałam go delikatnie w czoło. Pogłaskałam po policzku i smutno się uśmiechnęłam. Poczułam, że jeśli natychmiast stąd nie wyjdę, znów będę płakać. Podeszłam do cioci i obudziłam ją delikatnie.
- Idę coś zjeść – kiwnęła głową, że rozumie i podeszła do Dudu. Ruszyłam korytarzem w stronę szpitalnej kawiarenki. Nie miałam ochoty na jakieś wymyśle dania, które w większości oferowała kawiarenka. Udało mi się jednak znaleźć kanapki. Zamówiłam sobie kanapkę nowojorską i sok wieloowocowy. Niedługo potem kelner przyniósł mi moje zamówienie. Dopiero gdy zobaczyłam tą dużą kanapkę, zdałam sobie sprawę jak bardzo byłam głodna. Miałam chęć, aby wepchnąć ją sobie całą do ust, ale zachowałam resztki trzeźwości umysłu i zaczęłam ją jeść jak cywilizowany człowiek. Nie mam pojęcia co w niej było, ale była naprawdę dobra. Wypiłam sok i już najedzona opuściłam kawiarenkę. Miałam zamiar wrócić z powrotem do sali Dudu, ale w ostatniej chwili postanowiłam zaczerpnąć świeżego powietrza. Kierując się wskazówkami uprzejmej pielęgniarki doszłam na dość obszerny dziedziniec. Znajdował się on w samym środku działki na której został zbudowany szpital. Nie wiedziałam, że szpital jest zbudowany w koło niego.
Nie widząc w pobliżu żadnej wolnej ławki, usiadłam obok jakiegoś chłopaka. Był do mnie odwrócony plecami. Miałam nie zadawać podstawowego pytania o wolne miejsce, ale uznałam, że to, że ja mam okropny humor nie znaczy, że muszę wkurzać wszystkich dookoła. Uprzejmie więc zapytałam się czy mogę usiąść. Chłopak zaskoczony odwrócił się twarzą do mnie.
Kompletnie zaskoczona tym kogo zobaczyłam zdołałam nie wiele ze siebie wydusić.
- Bieber? – poczułam na policzkach łzy.
- No nie widać? – powiedział jak zwykle, swoim aroganckim tonem.
- Co ty tutaj robisz? – przerażenie ustępowało rozwścieczeniu.
- Czekam na mojego menadżera. Musi załatwić jakąś papierkową robotę. Muszę jeszcze zapłacić za potrącenie tego debila – dostałam szału. Zacisnęłam pięści tak mocno, że wydawało się, że kostki zaraz przebiją mi skórę.
- Że co ty powiedziałeś?! Że musisz jeszcze zapłacić kasę za to że potrąciłeś mojego brata?! To jest dla ciebie problem?! Forsa?! Człowieku ty w ogóle nie masz mózgu! Mój brat mógł stracić życie przez ciebie, a ty jeszcze narzekasz, że musisz zapłacić?! On mógł zginąć! – zrobiłam przerwę, aby zaczerpnąć powietrza. Ten debil patrzył na mnie i prawie, że w ogóle go to nie ruszało. Wściekłam się jeszcze bardziej.
- Bieber jesteś kompletnym idiotą! Czasem nawet myślałam, że masz mózg, ale najwidoczniej byłam w błędzie! Jesteś skończonym idiotą! Zapatrzoną w siebie gwiazdką, którą obchodzi forsa! Szaleją za tobą dziewczyny, a ty z tego masz kasę! Nie masz pojęcia jak to jest naprawdę ciężko pracować! Jak to jest być normalnym człowiekiem! Ty nim nie jesteś! Jesteś świnią bez serca! Słyszysz? Świnią! I jestem pewna, że kiedy Dudu się tylko obudzi, każe ci oddać te pieniądze – wyrzuciłam to z siebie jednym tchem. Ciężko oddychałam i czułam, że ze złości jestem cała czerwona. Ręce bolały mnie od ich mocnego zaciskania.
Biebera natomiast coś w końcu ruszyło. Wkurzył się na mnie. Poderwał się na nogi i mocno złapał mnie za nadgarstki.
- Odwołaj w tej chwili to co powiedziałaś! – szyderczo się uśmiechnęłam.
- Nie. To szczera prawda. Nikt ci tego jeszcze nigdy nie powiedział bo każdy się ciebie boi. Ale ja nie. Mam cię daleko w dupie. Zwisa mi to, że jesteś bogaty i sławny. Co z tego jak i tak jesteś skończonym kretynem – rozłościł się jeszcze bardziej. Mocniej ścisnął moje nadgarstki co straszliwie bolało. Przybliżył się do mnie bardziej.
- Odwołaj to suko! – wrzeszczał na mnie. Był czerwony, a jego oczy ciskały pioruny.
- Zapomni – włożyłam w to słowo tyle jadu, ile potrafiłam.
- Odwołaj to! Teraz szmato! Jak nie to… - nie dokończył. Jakiś wysoki facet podbiegł do nas i wyrwał mnie z rąk Biebera.
- Nic ci nie jest? – zapytał mnie.
- Nie. w porządku. Dzięki – chciałam się uśmiechnąć, ale w tej chwili odezwał się Bieber.
- Odwołaj to ty szmato! Nie jesteś niczego watra! Nic nie możesz mi zrobić! – wychyliłam się zza mojego wybawiciela. Chciał mnie powstrzymać i chwycił mnie za rękę. Szepnęłam mu, że muszę to skończyć. Nie czekając na jego odpowiedź podeszłam do Biebera. Zebrałam się w sobie i z całej siły uderzyłam go w twarz. Ten odruchowo złapał się za policzek i spojrzał na mnie. Nie był wściekły. Był jak tykająca bomba.
- To za szmatę i sukę. Przemyśl sobie dokładnie to co powiedziałam – nie czekając na jakąkolwiek reakcję odeszłam stamtąd.

Oczami Justina

Już miałem rzucić się za nią, ale ten blondyn złapał mnie i przytrzymał. Wyrywanie mu się nic mi nie dało. Był starszy, silniejszy i wyższy. W końcu wypuścił mnie z objęć. Dotknąłem palcami policzka. Bolał jak cholera. Suka pierdolona! Myśli, że może robić co chce? Na pewno nie! Przy najbliższej okazji pokaże jej kto tu rządzi.
Na sama myśl, moje kąciki ust same wygięły się w złowieszczym uśmiechu…
_______________________________________________

Tym razem długi. Były to wcześniej dwa rozdziały, ale połączyłam je. Otóż dobra wiadomość! Punkt zwrotny coraz bliżej. 
Jak wyniki z egzaminów? Jestem dosyć zadowolona. Przyrodnicze i matematykę napisałam najlepiej z klasy. Historia poszła mi trochę gorzej, ale nie strasznie. Jeszcze nie wiem co z polskim i angielskim, ale myślę, że nie będzie tak źle.
Wracam do rozdziału. Powiedzmy, że sprawę Biebera potraktowano ulgowo, ale nałożono mu wysoką grzywnę. Dudu nie odniósł poważnych obrażeń wewnętrznych.
Dalej spisuję nazwy twittera z komentarzy. Będzie to trwać do piątku, potem robię porządek w informowanych.
CZYTASZ = KOMENTUJESZ