wtorek, 29 stycznia 2013

37.


Po pomieszczeniu rozniosło się jej ciche westchnięcie. Odchyliłem się i spojrzałem na twarz Roxany, co było nie lada wyczynem bo leżała na mojej klatce piersiowej. Spojrzała się na mnie i zaśmiała.
- Co? – uśmiechnąłem się zdziwiony.
- Śmiesznie wyglądasz – zaśmiała się cicho, ja zrobiłem śmieszną minę na co zaśmiała się ponownie.
- Czemu westchnęłaś? – trąciłem ją nosem, kiedy położyła głowę tuż obok mojej.
- Chcę się tobą nacieszyć, a nie mogę – ściągnęła usta w wąską linię.
- Czemu?
- Bo na pewno zaraz zasnę. Cały czas kleją mi się oczy. Jutro na pewno masz jakiś wywiad, kiedy ja będę na nogach potem znowu usnę, kiedy ty przyjdziesz – zaczęła marudzić, a ja uśmiechnąłem się rozczulony jej słodkim narzekaniem.
- Nigdzie nie idę. Jeżeli tylko będziesz chciała, będę tutaj cały czas.
- Przez całe osiem dni? – uśmiechnęła się szeroko.
- Przez całe osiem dni i jeszcze jakieś cztery godziny. Idź spać – cmoknąłem ją w czoło.
- A zostaniesz się na noc? – powiedziała wkopując się pod kołdrę.
- Skoro tak błagasz. Nie mogę się oprzeć twym błaganiom o pani – wtuliłem głowę w jej szyję i zacząłem łaskotać ją delikatnymi pocałunkami.
- Miałam iść spać – powiedziała przez śmiech.
- No to śpij – wyprostowałem się na moment, a zaraz potem wróciłem do poprzedniej czynności.
- Nie pozwalasz mi.
- A dostanę buziaka? – cmoknąłem Roxanę w nos.
- Proszę – tym razem cmoknęła mnie w usta i odwróciła się do mnie tyłem.
- Ej – powiedziałem niezadowolony.
- Nie sprecyzowałeś jaki to ma być buziak – przykryła się szczelniej kołdrą.
- Następnym razem spiszemy umowę – pocałowałem ją w policzek i objąłem, przyciągając do siebie.

Roxana stała przed lustrem i gładziła swój zaokrąglony brzuch. Stanąłem w drzwiach i oparłem głowę o framugę. Uśmiechnąłem się do siebie, bo uświadomiłem sobie, że jestem szczęśliwy. Przede mną stoją dwie najważniejsze osoby w moim życiu.
Podszedłem do Roxany i stanąłem za nią. Spojrzała się w lustro i uśmiechnęła do mojego odbicia. Chwyciła moje dłonie i położyła na odkrytym brzuchu. Gładziłem go delikatnie uważnie wpatrując się w jego odbicie w lustrze.
- Musimy jechać – Roxana szepnęła. Odwróciłem ją w swoją stronę i cmoknąłem w czoło, nie odrywając dłoni od jej brzucha. Uśmiechnęła się do mnie delikatnie i oparła głowę o moje ramię.
- Chodźmy – powiedziałem cicho. Dziewczyna naciągnęła na brzuch luźną, fioletową koszulę. Wziąłem jej kremowy sweter i pomogłem założyć. W tym roku październik w Los Angeles był wyjątkowo zimny, wietrzny i deszczowy co było nie do pomyślenia w tym mieście.
- My jedziemy – brunetka weszła do kuchni i odszukała wzrokiem swoją ciocię.
- Jedźcie bezpiecznie – kobieta spojrzała się na mnie i uśmiechnęła. Kiwnąłem głową na znak, że rozumiem i chwyciłem Roxanę za dłoń. Pożegnaliśmy się i wyszliśmy z kuchni.
- Moja mama chciała się z tobą zobaczyć – otworzyłem przed dziewczyną drzwi i razem wyszliśmy na ganek z przodu domu.
- Może pojedziemy zaraz po badaniu? – pomogłem wsiąść jej do wysokiego auta i szybko okrążyłem je i usiadłem po stronie kierowcy.
- Nie chcesz się najpierw zobaczyć z ciocią? – zapaliłem auto i odjechałem spod domu Roxany.
- I tak za godzinę musi jechać na spotkanie na uczelnię. Będzie w domu dopiero wieczorem i byłabym w domu praktycznie sama – zaśmiałem się i spojrzałem wymownie na Roxanę. – Ty jesteś tym praktycznie – sprostowała.
Spojrzałem się przed siebie i od razu zesztywniałem.
- Sukinsyny – zakląłem pod nosem na widok facetów z aparatami. Jak na zawołanie wokół samochodu pojawił się jeden wielki błysk fleszy. Roxana chwyciła mnie za zaciśniętą dłoń na gałce od biegów. Automatycznie ją rozluźniłem i wypuściłem powietrze z ust. – Oni w ten sposób zarabiają na życie – powtórzyłem jak pacierz.
- Właśnie – kątem oka zerknąłem na dziewczynę, która uśmiechnęła się do mnie delikatnie. Do końca podróży żadne z nas się nie odzywało. Pod szpitalem kłębiło się już jakiś trzydziestu paparazzich. Wyszedłem z auta i pomogłem wysiąść Roxanie. Objąłem ją ramieniem i włączyłem alarm w aucie. Wokół nas zaczęły się kłębić tłumy nie dając przejść. Plułem sobie w brodę, że nie zgodziłem się wziąć Kennego, który z pewnością w jakiś magiczny sposób, rozgoniłby tą całą bandę.
Co chwila ktoś popychał, albo mnie, albo Roxanę co kończyło się moim rzucaniem obelg w stronę winowajcy. Jednak nikt z nich nie miał mi tego za złe, a nawet ich to zachęcało. W końcu przyśpieszyłem kroku i jakimś magicznym sposobem znaleźliśmy się w szpitalu. Skierowaliśmy się na piętro położnicze, a potem do pani doktor Roxany. Weszliśmy do gabinetu. Przywitała nas z uśmiechem.
- Proszę odsłoń brzuch i połóż się tutaj – wskazała zielononiebieski, obszerny fotel, którego oparcie było położone poziomo. Roxana podała mi swój sweterek i podwinęła koszulę. Położyła się wygodnie na fotelu. Ja stałem na środku pomieszczenia i nie wiedziałem za bardzo co mam robić. Kiedy weszła pani doktor zaśmiała się i wskazała mi krzesełko obok fotela. Uśmiechnąłem się zakłopotany i usiadłem na nim. Chwyciłem dłoń Roxany i przyglądałem się czynnością starszej kobiety. Rozsmarowała przezroczysty żel na brzuchu Roxany, a zaraz potem zaczęła jeździć po nim białą kulką. Na ekranie komputera ukazywały się rozmazane obrazy. Mimo szczerych chęci, rozróżniałem jedynie biało-czarne plamy.
- Jest – kobieta uśmiechnęła się i odwróciła monitor bardziej w naszą stronę. – Tutaj ma rączki, nóżki, główkę i tułów – uśmiechnąłem się na widok plamek, które teraz pokazywały zarys dziecka. Spojrzałem się na Roxanę, która spoglądała na monitor z wielkim uśmiechem.
- Chłopiec czy dziewczynka? – wypaliłem ni z tego ni z owego.
- Jeszcze tego nie wiemy. Będziemy to już raczej wiedzieć na następnym badaniu – kobieta uśmiechnęła się do mnie szeroko. – Chcecie posłuchać bicia serca dziecka? – spojrzałem się na Roxanę, która tym razem patrzyła się na mnie.
- Tak – powiedziała. Po chwili w pomieszczeniu rozszedł się szybki dźwięk bicia serca. Znowu z Roxaną spojrzeliśmy się na siebie. Zaśmiałem się szeroko i poczułem łzy w moich oczach. Oczy Roxany, również zaszły łzami. Zbliżyłem jej dłoń do moich ust i pocałowałem jej wierzch. Po pewnym czasie dźwięk ustał.
- Dziecko rozwija się prawidłowo. Jest to szesnasty tydzień ciąży, zaraz wyznaczymy datę porodu – Roxana wstała z fotela i wytarła brzuch z przezroczystego żelu. Usiadłem razem z nią naprzeciwko biurka i uważnie przyglądałem się czynnościom kobiety.
- Poród powinien się odbyć na początku marca, myślę że trzeciego. Czy ma pani jakieś dziwne zachowania w ostatnim czasie?
- Jestem bardzo senna. Mogę przespać nawet szesnaście godzin dziennie i jest to strasznie uciążliwe.
- Skieruję panią na badania serca, czy w pani rodzinie występowały jakieś choroby związane z sercem? – spojrzałem się zszokowany na Roxanę. Kiwnęła niepewnie głową.
- Moja mama chorowała na serce. Badałam się jakieś pół roku temu i wszystko było okej.
- Teraz pani serce ma dodatkowe obciążenie i to mogło spowodować ujawnienie się choroby – kobieta podała Roxanie karteczkę. – Proszę z wynikami skierować się do mnie.
- Dobrze – wstała, a ja zaraz za nią. – Do widzenia – pożegnaliśmy się oboje.
- Do widzenia – otworzyłem przed Roxaną drzwi i spojrzałem na nią niepewnie.
- Jaka choroba serca?
- To nic poważnego – próbowała ominąć temat i szła dalej wzdłuż korytarza przyśpieszonym krokiem.
- A jeżeli będzie?
- Panikujesz – stanęła naprzeciwko windy i nacisnęła guzik, który miał ją przywołać.
- Tak panikuję, bo się o ciebie boję – powiedziałem i spojrzałem na nią zrozpaczonym wzrokiem.
- Nic mi nie będzie. To najwyżej wada zastawki, którą miała mama – powiedziała niewyraźnie pod nosem.
- Tylko? – spojrzałem na nią z niedowierzeniem.
- Tak, tylko. Justin uspokój się. Wszystkiego dowiemy się po badaniu. Okej? – chwyciła mnie za dłoń i pociągnęła w kierunku otwierających się drzwi windy.
- Jutro idziemy na badania – próbowałem wyrazić się jak najbardziej stanowczo. W innej sytuacji rozśmieszyłoby mnie to.
- Dobrze – powiedziała, a drzwi zamknęły się i pojechaliśmy na niższe piętro.
___________________________________________

Przepraszam, że tak późno, ale nie miałam czasu w weekend. Nie mogę obiecać wam, że rozdziały będą pojawiać się regularnie co tydzień bo czasami może mi coś wypaść nieoczekiwanie.
Dziękuję wam za wszystkie komentarze i wejścia. Jesteście niezastąpieni!

piątek, 18 stycznia 2013

36.


Obudziło mnie szuranie po pokoju. Leniwie otworzyłam oczy i odszukałam wzrokiem kogoś powodującego hałas.
- Dudu co ci odbiło? – mruknęłam pod nosem.
- Szukam kabla – dalej grzebał w mojej półce.
- Nie mam żadnego kabla – zakopałam się pod kołdrą.
- Widzę – mruknął niezadowolony i chyba wyszedł z pokoju.
Nie miałam ochoty przespać kolejnego dnia. Wstałam i zaścielałam łóżko. Wyciągnęłam z szafy czarne spodnie, biały podkoszulek i długi, szary sweter. Mimo, że była dopiero połowa września, w Los Angeles było zimno. Termometr wskazywał zaledwie dwanaście stopni co na tutejszą strefę klimatyczną, było niemal przestępstwem.
Wzięłam szybki prysznic. Założyłam na siebie czystą bieliznę i ubrania. Wysuszyłam włosy i związałam w wysokiego kucyka.
- Cześć ciociu – uśmiechnęłam się do kobiety w kuchni.
- Cześć – odwróciła się do mnie na moment posyłając promienisty uśmiech.
Wzrokiem odszukałam zegara. Pierwsza po południu.
- Co na obiad? – podeszłam do blatu kuchennego i oparłam się o niego.
- Spaghetti – uśmiechnęłam się szeroko do kobiety.
- Pycha – powiedziałam i wyszłam z kuchni. Włączyłam telewizor i usiadłam na kanapie, zaraz potem skakałam po kanałach szukając czegoś sensownego.

To już jutro – zaśmiałam się do siebie w myślach, kiedy tylko otworzyłam rano oczy. Jutro wraca Justin.
Przez te cztery dni nic się nie zmieniło. Zmęczenie nie ustępowało i mimo ogromnych chęci, mogłam funkcjonować normalnie przez jakieś sześć godzin dziennie.
Wzięłam prysznic i założyłam na siebie ciemnofioletową sukienkę. Potem czarne rajstopy i czarny sweterek. Przejrzałam się w lustrze. Brzuch był już widoczny. Nie był duży, ale jednak.
Wszystko co nosiłam przed ciążą było na mnie albo za małe, albo za obcisłe.
- Cześć Jess – uśmiechnęłam się do słuchawki. – Nie masz ochoty na małe zakupy?
- Mam – zachichotała.
- A o której ci pasuje? – westchnęłam udając niezadowolenie.
- Trzecia popołudniu? Przyjadę po ciebie.
- Okej. Pa – rozłączyłam się i zeszłam na dół. Nikogo nie było, więc przygotowałam sobie dwie kanapki. Zegarek wskazywał jedenastą więc miałam jeszcze cztery godziny.
Teraz nasze rozmowy z Justinem ograniczały się do minimum. Obecnie był w Australii i różnica czasowa nie była dla nas korzystna. Kiedy dzwonił, wtedy ja najczęściej spałam, więc nasze rozmowy polegały na odpisywaniu sobie na wiadomości co jakieś sześć godzin.

Wrócę jutro. Musiałam jechać na spotkanie na uczelnię i nie zapowiada się, aby szybko się skończyło.

Odczytałam staranne pismo cioci. Skoro cioci nie ma, a Dudu pojechał na trzydniową wycieczkę klasową, oznacza to, że mam cały dom dla siebie.
Co do mojej edukacji. Postanowiłam z ciocią, że poczekamy z nią, aż okaże się czemu tak dużo sypiam. Dopiero wtedy będę miała domowe nauczanie.
Czas do przyjazdu Jessicy minął mi dosyć szybko.
- To co? Zakupy? – uśmiechnęła się do mnie, kiedy wsiadłam do auta.
- Zrzednie ci mina jak zaczną napastować nas fotoreporterzy – uśmiechnęłam się nieznacznie.
- Może nikt nas nie pozna? – wzruszyła ramionami i ruszyła do naszego ulubionego centrum handlowego.
- Mam taką nadzieję – wtopiłam się w fotel.
Do końca podróży żadna z nas się nie odzywała. Same zakupy były ciche. Zależało nam na szybkich i konkretnych tym bardziej, że po około pół godzinie zjawili się panowie z aparatami.
- Nie mają chyba innej sensacji – zaburczała blondynka.
- Widocznie nie – chwyciłam do ręki spodnie. Spodobały mi się i bez mierzenia wzięłam je. Rozmiar był dla mnie za duży, więc pozostawiłam je sobie na potem.
- Wracamy – powiedziałam i jak najszybciej wyszłyśmy ze sklepu. Przebijałyśmy się przez tłumy fotoreporterów. Przez moment pomyślałam, że mogłoby coś stać się dziecku, ale to zmotywowało mnie jedynie do szybszego przepychania się.
Po dwóch godzinach byłam w domu. Wzięłam masę toreb do swojego pokoju i położyłam w kącie. Szybko przebrałam się w swoje dresy i zeszłam na dół. Spojrzałam przez okno na ogród. Bez zastanowienia założyłam na siebie gruby sweter i ciepłe buty emu, a z salonu wzięłam gruby, wełniany koc. Wyszłam tylnim wyjściem i usiadłam na tarasie w wiklinowym fotelu. Był czymś w rodzaju huśtawki, więc co chwila poruszał nim wiatr.
Szczelnie opatuliłam się kocem i podwinęłam pod siebie nogi. Oparłam głowę o wnętrze fotela i zanim się obejrzałam, zasnęłam kołysana wiatrem.

Justin

Zadzwoniłem kilkakrotnie do drzwi domu Roxany. Nikt nie otwierał. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i zadzwoniłem do niej. Po paru sygnałach włączyła się poczta głosowa.
Może śpi – pomyślałem. Zaraz przyszło mi na myśl, że tylnie drzwi na pewno nie są zamknięte.
Energicznie obszedłem do i uśmiechnąłem się do siebie. Roxana spała w wiklinowym fotelu, skulona niczym małe dziecko. Podszedłem do niej i odgarnąłem włosy z jej twarzy.
- Cześć kochanie – szepnąłem raczej sam do siebie, niż do niej.
Delikatnie wziąłem ją na ręce i wszedłem do domu. Jak najciszej zamknąłem za sobą drzwi i wszedłem po schodach na górę. Skierowałem się do jej pokoju i położyłem u niej na łóżku. Zdjąłem buty z jej nóg i przykryłem kołdrą. Usiadłem na brzegu łóżka i wpatrywałem się w jej twarz. Chciałem ją teraz przytulić i powiedzieć jak bardzo tęskniłem, jednak to musiało zaczekać.
Ostrożnie stąpając, wyszedłem z jej pokoju i skierowałem się na dół. Zobaczyłem kartkę z której wynikało, że dzisiaj w nocy nie będzie cioci Roxany. Dudu również gdzieś pojechał, tak jak mówiła wcześniej mi dziewczyna.
Wysłałem wiadomość do mamy, że najprawdopodobniej nie wrócę na noc do domu. Nie chciałem zostawiać jej samej.
Usiadłem wygodnie na kanapie i włączyłem jakiś kanał telewizyjny. Szybko mnie znudził, tak jak i dziesiątka kolejnych. Odpuściłem sobie i wróciłem do Roxany. Przestawiłem fotel naprzeciwko jej łóżka i swobodnie wpatrywałem się w jej twarz.
Po kilku godzinach bezczynnego siedzenia oczy Roxany zaczęły drgać. Kucnąłem przy jej łóżku i delikatni gładziłem wierzch jej dłoni. Ta przestraszona otworzyła oczy i spojrzała się na mnie zdziwiona.
- Justin? – podniosła się do pozycji siedzącej, a ja usiadłem obok niej.
- Niespodzianka – uśmiechnąłem się szeroko. Jej zdezorientowanie ustąpiło nagłemu przypływowi radości. Przytuliłem ją mocno do siebie i pocałowałem w czubek głowy.
- Tęskniłam – wyszeptała.
- Nawet nie wiesz jak ja za wami tęskniłem – zaśmiałem się pod nosem. Oddaliłem ją delikatnie od siebie i zacząłem całować każdy skrawek jej twarzy.
- Co ty robisz wariacie – po pomieszczeniu rozniósł się jej perlisty śmiech.
- Pozwól mi się tobą nacieszyć co? – przerwałem na chwilę i przeniosłem swoje pocałunki na jej szyję.
- To łaskocze – pisnęła i odepchnęła mnie od siebie. Zaśmiała się i musnęła moje usta. Przysunąłem ją do siebie bliżej i gładziłem kciukami jej policzki.
- Tak strasznie cię kocham – zbliżyłem się do niej i zacząłem delikatnie ją całować.
- Ja ciebie też – wyszeptała po chwili w moje usta. Wdrapała się na moje kolana i objęła dłońmi moją szyję. Składałem delikatne pocałunki na jej szyi i żuchwie, aż dotarłem do ust. Z powrotem zaczęliśmy się całować, tylko że tym razem namiętniej. Położyłem ją na łóżku i nachyliłem się nad nią dalej ją całując.
- Justin, telefon – wyszeptała mi w usta, kładąc dłonie na mojej klatce piersiowej. Dopiero teraz zorientowałem się, że w mojej kieszeni dzwoni telefon.
- Może zaczekać – chciałem kontynuować pocałunek, ale odepchnęła mnie do siebie.
- Odbierz – spojrzała na mnie groźnie.
- Muszę?
- Tak – zrezygnowany usiadłem na skraju łóżka i odebrałem telefon.
- Słucham – powiedziałem niezadowolony, zerkając na Roxanę.
- Nie przeszkadzam? – Scooter zaśmiał się do telefonu.
- Przeszkadzasz – warknąłem słysząc jego głupi śmiech. – I co tutaj jest śmiesznego?
- Ty Bieber.
- Mów czego chcesz – powiedziałem do słuchawki.
- Za osiem dni mamy koncerty przez trzy miesiące – z tonu jego głosu było słychać, że sam nie jest zadowolony.
- Ile? – zdenerwowany wstałem i spojrzałem na Roxanę, która siedziała, oparta o ramę łóżka.
- Trzy miesiące.
- Dobra. Na razie – od razu rozłączyłem się. Usiadłem obok Roxany, a ona oparła się o mnie. Jedną dłonią gładziłem jej brzuch, a drugą splotłem nasze dłonie.
- Co się stało? – szepnęła.
- Za osiem dni ruszam w dalszą trasę.
- Na ile?
- Na trzy miesiące – niemal warknąłem. Roxana jedynie westchnęła smutno.
- I tak będzie przez najbliższe dwa lata?
- Na to wygląda.
_______________________________________

Nie mam nic do dodania, co dotyczyłoby tego rozdziału. Oceńcie sami. 

piątek, 11 stycznia 2013

35.


- Przepraszam was wszystkich za wszelkie komplikacje, ale powstały one jedynie z mojej własnej głupoty. Zdaję sobie z tego sprawę, że zawiodłem was po raz kolejny, ale obiecuję, że był to ostatni raz. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie – uśmiechnęłam się do ekranu telewizora. Byłam dumna z Justina i z tego co przed chwilą powiedział. Mimo, że po części były to kłamstwa podziwiałam go za to, że naraził tak swoją reputację.
Cała sprawa była bardziej skomplikowana niż się mogło wydawać. Na początku musieliśmy poinformować o ciąży Pattie, która nie zareagowała entuzjastycznie na wiadomość o dziecku. Kiedy jednak zaakceptowała fakt, że będzie babcią zmieniła swoje nastawienie.
Następny w kolejce był Scooter. Z menagerem Justina nie poszło tak łatwo. Podczas rozmowy jego słowa doprowadziły mnie do płaczu, a Justina do złości. Ogólnie cała rozmowa polegała na ostrej wymianie zdań pomiędzy Justinem, a Scooterem, oraz w międzyczasie uspokajaniem mnie i wmawianiem, że wszystko jest dobrze. Jednak w końcu Scooter, tak samo jak Pattie, uświadomił sobie, że od zaistniałej sytuacji nie ma odwrotu.
Z wytwórnią poszło łatwiej niż myślałam. Chociaż nie było mnie na rozmowie Justin mówił mi, że nie wściekali się tak bardzo jak Scooter i przyjęli widomość z godnością, od razu ustalając plan działania. Wywiad, który właśnie udzielił Justin, był końcowym etapem. Justin na siebie wziął wszelkie gorsze rzeczy i było mi z tam strasznie głupio, a przecież on nawet przez moment nie wyparł się dziecka. Kiedy go słuchałam, w pewnych momentach, robiło mi się głupio, bo według jego wersji, powiedziałam mu o dziecku już wcześniej, a on najzwyczajniej w świecie oznajmił mi, że musi to przemyśleć. Ja uciekłam do Nowego Jorku, nie chcąc zagrozić jego karierze. Potem Dudu miał mi przekazać jakieś informacje, które ja na opak zrozumiałam i przez co odizolowałam się od Justina. Tak do końca, nawet ja sama nie rozumiem tej historii. Wiem jedynie tyle, że jest tak skomplikowana, że nie da się określić winnego naszemu rozstaniu.
- To dla ciebie – ciocia postawiła przede mną kubek z gorącą herbatą. Przyglądałam się parującej cieczy. Nadal nie mogłam przyzwyczaić się do tego, że mam ją obok siebie.
- Dziękuję – uśmiechnęłam się delikatnie i podwinęłam nogi pod siebie.
- Rozmawiałam wczoraj z Pattie – spojrzałam się uważnie na kobietę.
- O czym?
- O tobie i o Justinie. Na pewno chcielibyście zamieszkać razem – uśmiechnęła się do mnie.
- Nie rozmawialiśmy o tym – chwyciłam kubek do ręki.
- Po prostu wolałybyśmy, abyście zamieszkali albo tutaj, albo u Justina. Tak będzie bezpieczniej dla ciebie.
- Co masz na myśli mówiąc „bezpieczniej”? – zmarszczyłam czoło.
- Po prostu cały czas ktoś byłby przy tobie.
- Aaa – przeciągnęłam samogłoskę.
- Ciągle nie mogę uwierzyć, że tutaj jesteś – zaśmiała się do mnie. Zawtórowałam jej.
- Ja też – upiłam łyk napoju. Po chwili poczułam nagłe zmęczenie i przeciągnęłam się na kanapie. – Chyba pójdę do siebie na górę.
- Jesteś zmęczona? – ciocia zmarszczyła czoło.
- Trochę – wzruszyłam ramionami.
- Idź się przespać – powiedziała. Kiwnęłam głową na znak, że rozumiem.
W pokoju przebrałam się w moje ulubione dresy. Pomińmy, że były to dresy Justina, przez które spóźnił się na samolot do Francji.
Trasa koncertowa Justina trwa. Tęsknię za nim i odliczam dni kiedy znowu się zobaczymy.
- Sześć dni – szepnęłam pod nosem.
Jak na zawołanie zadzwonił mój telefon. Spojrzałam na wyświetlacz i mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Cześć – powiedziałam do słuchawki.
- Cześć, widziałaś wywiad? – niemal odpłynęłam słysząc głos Justina.
- Widziałam.
- I jak? – byłam pewna, że właśnie teraz chłopak drapie się po karku.
- Było dobrze, nawet bardzo – zaśmiałam się do słuchawki.
- Cieszę się, że ty się cieszysz – zawtórował mi śmiechem.
- Jak dzisiejszy koncert? – jak najszybciej zmieniłam temat, aby nie zaprzątać sobie głowy następnymi problemami.
- Dobrze, a nawet bardzo – mruknął do słuchawki.
- Fanki gorące?
- Dużo Polek – zaśmiałam się głośno.
- Rozumiem – ziewnęłam do słuchawki.
- Spałaś? – usłyszałam zdziwienie w głosie chłopaka.
- Szłam spać, ale nie, nie przeszkadzasz mi.
- Przecież u was jest – usłyszałam szuranie w słuchawce – druga po południu.
- A u ciebie jest dwudziesta trzecia. Nie powinieneś był już spać? – zaczęłam się z nim droczyć.
- To nie zmienia faktu, że ty o tak wczesnej godzinie jesteś zmęczona.
- Jestem po prostu ospała! – niemal krzyknęłam do słuchawki, a moje serce od razu przyśpieszyło.
- Nie denerwuj się – próbował mnie uspokoić. – O której wczoraj poszłaś spać? – wypuściłam powietrze z płuc i położyłam się na łóżku.
- Kiedy skończyliśmy rozmawiać – powiedziałam już spokojniej.
- U mnie była ósma rano, czyli u was – słyszałam jak coś liczy pod nosem – dwudziesta trzecia. A o której dzisiaj wstałaś?
- Na twój wczorajszy wywiad, bo dopiero dzisiaj go puszczali w telewizji. Wywiad zaczął się o dziesiątej trzydzieści – znowu usłyszałam jak coś liczy pod nosem.
- Czyli spałaś jakieś dziesięć godzin? Jak wrócę musimy iść do lekarza – skwitował.
- Justin do jakiego lekarza? Po prostu jestem zmęczona. Za dużo przeżyć w ciągu dwóch tygodni – wzruszyłam ramionami.
- To nie jest normalne, żebyś przesypiała dziennie po dziesięć godzin, a potem była zmęczona. Roxana, ja się po prostu o ciebie martwię – szepnął do słuchawki.
- Wiem – powiedziałam cicho. – I tak jestem umówiona na wizytę kontrolną. Pójdziesz ze mną? – zaśmiałam się delikatnie do słuchawki.
- Oczywiście. Teraz odpoczywaj, a ja idę spać – usłyszałam jak zmienia pozycję.
- Dobranoc – szepnęłam.
- Jeszcze sześć dni.
- Sześć dni – zawtórowałam.
- Do jutra.
- Pa – powiedziałam i rozłączyłam się. Przyłożyłam twarz do poduszki i natychmiast zmorzył mnie sen.
Kiedy otworzyłam oczy na dworze było ciemno. Zerknęłam na mój elektroniczny budzik.
- Ugh… Dziesiąta – zaspana wyszłam z łóżka. Powolnym krokiem zeszłam na dół do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wyciągnęłam z niej mleko. Nalałam go do szklanki i wypiłam od razu, nie zważając na jego niską temperaturę.
- Przechodzisz na nocny tryb? – usłyszałam za sobą głos Dudu.
- Można tak powiedzieć – zaśmiałam się i usiadłam do stołu.
- Idź z tym do lekarza. Hm? – spojrzałam groźnie na chłopaka.
- Czemu wy wszyscy uczepiliście się tak tego lekarza? – powiedziałam groźnie.
- Jestem takiego samego zdania jak Eduardo – do kuchni weszła ciocia.
- Jesteście w zmowie? – zjechałam ich wzrokiem.
- Roxana to nie jest normalne, żebyś przesypiała całe dnie – ciocia pochyliła się nade mną i pogładziła po głowie.
- To na pewno przez pogodę. Od trzech dni ciągle pada – burknęłam.
- A ty tak sypiasz od siedmiu – Dudu wyciągnął z lodówki pepsi.
- Kiedy Justin wróci idziemy do lekarza – przewróciłam oczami i wyszłam z kuchni. Usiadłam przed telewizorem i włączyłam kanał z filmami. Leciało akurat „Na desce”.
- Mmm… Ed – mruknęłam pod nosem. Jednak nie zdążyłam nacieszyć się długo filmem bo zmorzył mnie sen. 
______________________________________________

czytasz = komentujesz

Ten rozdział pisało mi się niezwykle łatwo, ale nie jestem zadowolona z efektu końcowego... 80% to bzdurne dialogi, które nie wkładają nic nowego. 
Dziękuję za 29 komentarzy! Wiem, że nie chce wam się nic pisać, ale takie bzdety na prawdę dają wiele.
Zaczęłam czytać Dangera i im dłużej go czytam tym bardziej jestem pewna, że moje blogi nie są niczego warte. Tak wiem, moje problemy.

Zapraszam na mojego tt: @smilelivesinme


piątek, 4 stycznia 2013

34.


Usiadłam na przeciwko chłopaka w rogu kafejki. Czułam jak przez moje plecy przechodzą nieprzyjemne ciarki, a oddech nienaturalnie przyśpieszył.
- Proszę, to dla pani – starsza kobieta podała mi kubek z gorącą herbatą. Podziękowałam i kurczowo zacisnęłam na nim dłonie. Mimo, że parzyły mnie od dłuższego czasu nie zwracałam na to większej uwagi. Nerwowo podrygiwałam nogą nie wiedząc od czego zacząć.
- Poparzysz się – Justin objął moje dłonie. Pod jego dotykiem rozluźniłam je, a on przejechał opuszkami palców po ich wewnętrznej części.
- Justin – zaczęłam i niepewnie podniosłam wzrok na chłopaka. Spojrzał się na mnie uważnie. – Czemu właściwie to robisz?
- Co? – zmarszczył brwi. Wysunęłam swoje dłonie z jego objęć i schowałam pod stół.
- Ciągle o mnie walczysz. Starasz ze wszystkich sił do mnie dotrzeć.
- Dobrze wiesz dlaczego – raczej mruknął niż powiedział. Obrócił głowę w bok skupiając wzrok na jakimś niewidocznym punkcie w przestrzeni.
- Chciałabym to usłyszeć – powiedziałam cicho.
- Bo cię kocham, jesteś dla mnie całym światem…
- Wystarczy – przerwałam mu niekończącą się wyliczankę. Z każdym kolejnym powodem w moje serce trafiało kolejne ostrze i rozdzierało je na pół świadomością, że mogłam go tak zranić. Bolało jeszcze bardziej, kiedy uświadomiłam sobie, że za chwilę mogę go zranić jeszcze bardziej.
- Roxana jeżeli teraz chcesz odejść to…
- Nie odejdę – kolejny raz przerwałam mu. Spojrzał na mnie zdezorientowany, a ja uśmiechnęłam się delikatnie. – Obiecuję, nie odejdę teraz. Chcę ci po prostu wszystko wyjaśnić.
- A kiedy to wszystko mi wyjaśnisz to…
- Nie odejdę, jeżeli sam tego nie będziesz chciał – Justin uśmiechnął się nieznacznie. Wziął łyk zamówionej przez siebie kawy.
- Czemu niby chciałabym abyś odeszła?
- Bo nie znasz wszystkich powodów dlaczego wyjechałam – serce podchodziło mi do gardła, a dłonie trzęsły się tak, że nie mogłam utrzymać kubka.
- Hej, spokojnie – Justin ponownie objął moje dłonie. – Pamiętaj, że niczego więcej nie pragnę niż całej prawdy.
- Wiem, ale ja się po prostu boję jak zareagujesz.
- Możemy się przejść jeżeli chcesz. W pobliżu na pewno nie ma żadnych wścibskich dziennikarzy, a na dodatek jest ciemno, więc raczej nikt nas nie podsłucha – spojrzał się na mnie. Niemrawo pokiwałam głową, a Justin uśmiechnął się. – Pójdę zapłacić – wstał od stolika i poszedł do pobliskiej kasy.
Wypuściłam powietrze z ust i zaczęłam myśleć nad tym co mam mu powiedzieć. Mam to zrobić tak samo jak z ciocią? Po prostu nie owijać w bawełnę, tylko wyznać mu na samym początku całą prawdę bez żadnego wytłumaczenia dlaczego nie powiedziałam mu wszystkiego na samym początku?
Ta opcja odpada. Na pewno potem nie słuchałby wszystkich moich wytłumaczeń, bo myślałby jedynie o tym, że jego życie właśnie legło w gruzach.
- Chodźmy – stanął obok mnie. Wolno podniosłam się i ruszyłam bez słowa obok chłopaka. Przepuścił mnie w drzwiach i skręcił w jakąś uliczkę, która doprowadziła na do pustego parku.
- Skąd znasz tak dobrze Nowy Jork? – tym razem to ja zaczęłam pierwsza. Justin zaśmiał się pod nosem.
- Tutaj zazwyczaj nagrywałem i spędzałem sylwestra. Kiedy nie miałem nic do roboty włóczyłem się z Kennym wieczorami po mieście – splotłam dłonie na piersi i uśmiechnęłam się do Justina. – Siadamy? – wskazał na ławeczkę. Kiwnęłam głową i usiadłam obok chłopaka.
- Nie wiem od czego zacząć – wydusiłam po chwili ciszy.
- Od początku – odpowiedział kojącym głosem. Uspokoił mnie w jakiś magiczny sposób.
Wzięłam głęboki oddech i zaczęłam mówić:
- Gdybym wtedy miała wybór, a przynajmniej tak mi się wydawało, że nie miałam, zostałabym w Los Angeles. Tak strasznie chciałam się do ciebie przytulić i wszystko ci powiedzieć, ale nie mogłam. Nie potrafiłam. Może zrobiłabym to gdyby nie jedna głupia sytuacja – przez moje ciało przeszedł dreszcz. Justin go wyczuł i zarzucił na moje plecy swoją kurtkę. Chwycił delikatnie moją dłoń i pocierał kciukiem jej wierzch. – Przyjechałam do Nowego Jorku, aby się odizolować od ciebie, dać ci szansę na bezproblemowe życie. Myślałam, że tak będzie lepiej dla nas obojga, jednak według mnie było coraz gorzej. Budziłam się z wyrzutami sumienia i zasypiałam z nimi. Nie dało się ciebie unikać. Co chwila pojawiałeś się w telewizji czy gazetach. Gdyby nie Jessica i Dudu, pewnie bym zwariowała. Jeszcze Drew, tamten chłopak, ale on… chyba odszedł. Justin ja się boję, powiedzieć ci prawdę. Boję się, że to zniszczy ci życie, że nigdy mi nie wybaczysz, znienawidzisz mnie – zaszlochałam. Justin objął mnie i pocałował w czubek głowy. Wtuliłam głowę w jego ramię co chwila pociągając nosem.
- Na pewno tego nie zrobię. Obiecuję – wyszeptał mi do ucha. – Każda prawda, nawet ta najgorsza, jest lepsza od kłamstwa – odsunęłam się od niego. Mimo późnego wieczoru, doskonale widziałam jego wyrozumiałe oczy. Nie wyobrażałam sobie że za moment miałaby się w nich pojawić nienawiść.
Spuściłam wzrok. Justin splótł nasze palce, próbując dodać mi w ten sposób otuchy. Zaczęłam głęboko oddychać. Nie wiedziałam co powiedzieć. A przede wszystkim jak.
- Spodziewam się dziecka – wydusiłam. Poczułam jak Justin drętwieje. Bez oporu wysunęłam swoją dłoń z jego dłoni. Podwinęłam pod siebie nogi i skryłam głowę. Po moich policzkach płynęły łzy. Przybrałam w pewnym sensie pozycję obronną. Czekałam na jego pierwszy atak, jednak nie nadchodził on przez długi czas. Wyprostowałam się. Siedział obok mnie pochylony, twarz miał schowaną w dłoniach.
- Który to miesiąc – wychrypiał. Energicznie wstałam z ławki, on spojrzał na mnie zdezorientowany.
- Nie usunę tego dziecka – wycedziłam przez zęby. Po moich policzkach płynęła jeszcze większa ilość łez, a serce przyśpieszyło dwukrotnie. – Jeżeli sądzisz, że na to…
Nie pozwolił mi dokończyć. Doskoczył do mnie i zaczął całować. Na początku chciałam go odepchnąć, ale nie pozwolił mi na to. W końcu się mu poddałam i zatonęłam w jego ustach.
- Czemu tak pomyślałaś? – wyszeptał kiedy nasze usta się rozłączyły.
- Nie wiem, od początku nastawiałam się na najgorsze – wyszeptałam.
- Ciągle nie rozumiem dlaczego – oddaliłam się od niego na krok i ponownie usiadłam na ławeczce. Dłonie oparłam na skraju i pochyliłam się do przodu.
- Kiedyś rozmawialiśmy o ciąży. I wtedy powiedziałeś, że gdybyś miał teraz dziecko wszystko by się posypało, cały twój świat ległby w gruzach – kucnął naprzeciwko mnie i uśmiechnął się delikatnie.
- Mówić, a mieć to dwie różne sprawy.
- Ale wtedy…
- To było pół roku temu. Zmieniłem się i wiem, że dziecko to największy dar – spojrzałam na niego z niedowierzeniem. Był uśmiechnięty jak nigdy dotąd.
- Ty się cieszysz? – zapytałam z niedowierzeniem.
- Nie należy płakać nad rozlanym mlekiem – wstał i wyciągnął do mnie dłoń. Chwyciłam ją i z jego pomocą wstałam. Przytulił mnie do siebie i pocałował w czoło.
- Justin co my teraz zrobimy? – wyszeptałam i zacisnęłam dłonie na jego koszuli.
- No wiesz… Muszę gdzieś upchnąć w grafik wycieczki do Nowego Jorku do mej lubej i naszego dziecka – zaśmiałam się pod nosem.
- Ja wracam – podniosłam głowę, aby zobaczyć reakcję Justina.
- Gdzie?
- Do Los Angeles – uśmiechnęłam się szeroko. On wziął mnie na ręce jak pannę młodą i zakręcił dookoła własnej osi. Potem zaczął biegać po całym parku. Oboje śmialiśmy się głośno, a nasze głosy rozchodziły się echem po całym otoczeniu.
- Postaw mnie! – krzyknęłam przez śmiech. Justin posłusznie zatrzymał się i pocałował mnie w usta. – Ty wiesz, że musimy wszystkim powiedzieć? – oboje spoważnieliśmy jak na zawołanie.
- Wiem. Dlatego boję się o ciebie.
- Dlaczego? – zdziwiłam się.
- Kocham Beliebers, ale niektórzy są nieobliczalni – szepnął. Objęłam jego twarz i cmoknęłam w usta.
- Najpierw musimy jakoś sensownie wytłumaczyć nasz powrót do siebie i wpleść w to wszystko ciążę, jako pretekst rozstania.
- Powiem, że bałem się o swoją karierę i zostawiłem cię, ale w końcu się ocknąłem i błagałem o wybaczenie.
- Justin, to nie…
- Tak. Tak będzie najlepiej dla wszystkich – powiedział tak, jakby był w transie.
________________________________________________

Nareszcie mu powiedziała. Napisałam to w końcu. Pisałam całe dzisiejsze popołudnie, aby nie trzymać was dłużej w niepewności.
Mam małą prośbę. Może pod tym postem dać komentarz KAŻDY kto to czyta? Napiszcie byle co, serduszko, jakąś emotkę. Chcę po prostu wiedzieć ile was jest.

wtorek, 1 stycznia 2013

33.


Chodziłam zdenerwowana w tą i z powrotem po pokoju. Jessica siedziała na kanapie z Dudu, który obejmował ją w talii. Spokojnie jedli cebulowe chrupki, kiedy ja odchodziłam od zmysłów.
- A co jeżeli mnie znienawidzi? Jeżeli powie, że zrujnowałam mu życie? – nie zatrzymywałam się, tylko jeszcze bardziej przyśpieszałam kroku.
- Usiądź na tyłku i przestań tak łazić, bo na pewno już sąsiadom z dołu kołysze się żyrandol – Jessica zaśmiała się, a ja zmierzyłam ją wzrokiem. – No co? Nie chcę stracić z nimi dobrych kontaktów.
- Spadaj – odburknęłam i posłusznie usiadłam na krześle.
- Dzisiaj trzeba do niego zadzwonić żeby się umówić – Dudu spojrzał na Jessicę, która zgodnie pokiwała głową.
- Wiem, ale zrobię to wieczorem bo teraz na pewno ma próbę przed dzisiejszym koncertem – uśmiechnęła się.
- Hej! Ja tutaj jestem! Może mnie zapytacie o zdanie? – pomachałam rękami, a oni posłusznie spojrzeli na mnie.
- No to więc słucham – Dudu pochylił się do przodu.
- Sądzę…
- Że trzeba z tym zaczekać bo bla, bla… zrujnuję mu życie bla, bla… przemyślana sprawa bla, bla… róbcie co chcecie – blondynka drażniła się ze mną, a ja rzuciłam w nią łyżeczką.
- Zamknij się chociaż raz – warknęłam. Z wściekłości moje serce nienaturalnie przyśpieszyło.
- Dobra – rozłożyła się na kanapie, a Dudu próbował powstrzymać śmiech.
- A ty się ogarnij – rzuciłam w jego stronę. Jak na zawołanie się uspokoił, a ja zaczęłam głęboko oddychać, aby się obniżyć swoje ciśnienie.
- Myślę, że trzeba zadzwonić do niego dzisiaj, aby przygotował się jakoś na jutrzejszy dzień – dwójka spojrzała się na mnie szeroko otwartymi oczami. – No co?
- To co mam mówić? – Jessica wyciągnęła z kieszeni komórkę i odszukała numer Justina w kontaktach. Pomachała przede mną urządzeniem, aby pokazać, że nie ma już odwrotu.
- Powiedz, że…
- Justin? – Jessica przerwała mi, odzywając się do telefonu. Automatycznie skuliłam się na dźwięk jego imienia. Dudu jak na zawołanie podszedł do mnie i objął mnie. – Mógłbyś się jutro spotkać z… z Roxaną? – niepewnie wypowiedziała moje imię, jakby bała się reakcji. – Nie, ona wie o wszystkim… To zależy z jakiej strony na to spojrzysz… Okej. Ja odprowadzę ją z Dudu… Pa – włożyła komórkę z powrotem do kieszeni i uśmiechnęła się do mnie.
- I co? – szepnęłam.
- Był… zaskoczony i trochę zdezorientowany. Jesteście umówieni jutro na siódmą wieczorem w tej kawiarence dwie przecznice stąd.
- Czemu akurat tam? – zdziwiłam się. Nigdy tam nie byłam. Chociaż kiedy teraz analizuję ich rozmowę to nie Jessica zaproponowała miejsce spotkania.
- Nie ma tłumów, jest na odludziu.

Nie mogłam sobie znaleźć miejsca. Raz siedziałam w kuchni, żeby zaraz potem się znaleźć w moim pokoju na łóżku, a potem w salonie przed telewizorem.
- Przestań tak łazić. Nie mogę się skupić nawet na własnych myślach – Jessica przewiesiła się przez oparcie kanapy, tak, aby móc mnie widzieć w kuchni.
- A ja zaraz dostanę palpitacji serca. Zostało jeszcze pięć godzin – zerknęłam na zegarek – poprawka. Cztery godziny i pięćdziesiąt siedem minut. Jessica… daj mi jakieś zajęcie – spojrzałam się błagalnie na przyjaciółkę, która poszła do łazienki. Usłyszałam jak napuszcza wody do wanny. Poszłam za nią do łazienki i przyglądałam się co robi.
- Masz zamiar mnie zostawić na pastwę losu, a ty będziesz brała kąpiel? – zironizowałam. Ona odwróciła się i pocałowała mnie w policzek.
- To dla ciebie. Zobaczysz jak ci szybko zlecą te trzy godziny. Tylko dopuszczaj sobie co jakiś czas ciepłej wody – wlała do wody jakiegoś aromatyzującego olejku i płynu do kąpieli przez co cała łazienka pachniała wanilią i cytrusami. – Gotowe – uśmiechnęła się do mnie.
- Dziękuję – powiedziałam, a Jessica wyszła. Zaciągnęłam się jeszcze raz zapachem i wolno rozebrałam się. Weszłam do wanny i zanurzyłam ciało w idealnie ciepłej wodzie. Jedną dłonią gładziłam mój brzuch. Mimo wcześniejszych obaw poczułam, że to dziecko, niezależnie od reakcji Justina, będzie dla mnie błogosławieństwem.
Poczułam, że woda zaczęła chłodnąć, więc odkręciłam kurek z gorącą wodą. Poczekałam chwilę, aż temperatura wody będzie dla mnie odpowiednia. Robiłam tak jeszcze jakieś pięć, sześć razy kiedy usłyszałam głośne pukanie do drzwi.
- Wyłaź z tamtej wanny bo nie zdążysz! – jak oparzona owinęłam się ręcznikiem i wybiegłam z łazienki. Spojrzałam się przestraszona na Jessicę, a potem na zegarek.
- Przecież jest…
- Nie wiedziałam, że twoja reakcja będzie taka szybka – uśmiechnęła się. Ja zmrużyłam oczy i wystawiłam jej język. – Idź umyj głowę i wysusz włosy – popchnęła mnie w stronę łazienki. Ja posłusznie weszłam z powrotem do wanny i dokładnie namydliłam całe ciało. Następnie umyłam włosy. Kiedy wyszłam z wanny poprosiłam Jessicę, aby przyniosła mi świeżą bieliznę. Po chwili stałam ubrana w krótkie dresowe spodenki i za dużej bokserce. Posłusznie wysuszyłam moje z natury proste włosy. Po pół godzinie wyszłam z łazienki i odszukałam wzrokiem Jessicy.
- Chodź, uczeszę cię – wystawiła mi język i postawiła na wcześniej przygotowanym krzesełku. – Co chcesz mieć na głowie?
- Pytasz mnie o zdanie? – zdziwiłam się.
- Tak i nie zwlekaj, dopóki jestem taka dobra – zaśmiała się.
- Związane – spoważniałam. Przez następne pół godziny żadna z nas się nie odzywała. Ja co chwilę nuciłam melodię piosenki, która leciała w telewizji, a Jessica wydawała rozkazy co do położenia mojej głowy.
- Gotowe – uśmiechnęła się i podała mi lusterko. Drugie trzymała z tyłu głowy, tak abym mogła się przyjrzeć fryzurze w całej okazałości.
Był to luźny koczek z delikatnie pofalowanych włosów. Gdzieniegdzie były wypuszczone luźne pasemka. Całość była podtrzymywana niezauważalnymi wsuwkami.
- Masz jeszcze pół godziny do wyjścia. Zdążę cię umalować – Jessica pobiegła do swojego pokoju po kosmetyki. Przyniosła obszerną kosmetyczkę i zaczęła nakładać beżowe cienie na moje powieki. Potem podkreśliła moje usta delikatną szminką, a rzęsy pomalowała tuszem. Na koniec delikatnie przypudrowała mi nos i policzki, a na koniec odsunęła się ode mnie na krok.
- Jestem taka zdolna – zaśmiała się, a ja chwyciłam ubrania, które były przewieszone przez oparcie. Z zegarka wynikało, że do wyjścia pozostało mi pięć minut. Jak najszybciej przebrałam się w łazience i w biegu założyłam baletki.
- Idziesz? – spojrzałam na Jessicę.
- A gdzie Dudu? – rozejrzała się po mieszkaniu.
- Nie wiem. Zadzwonisz do niego w drodze – pociągnęłam ją za dłoń. Szybkim krokiem poszłyśmy do windy. Jessica w międzyczasie zadzwoniła do Dudu, który właśnie stał w kilometrowym korku, w centrum miasta. Jak najszybciej ruszyłyśmy w stronę kawiarni, a po około dziesięciu minutach byłyśmy na miejscu.
- W razie czego dzwoń – Jessica przytuliła mnie i zaczęła iść z powrotem do domu.
- Jessica! – krzyknęłam na co dziewczyna odwróciła się. Podbiegłam do niej i przytuliłam mocno. – Dziękuję.
- Wierzę w ciebie. Dasz radę – puściłam ją, a ona po chwili wahania odeszła.
Poczułam jak moje serce zaczęło niewyobrażalnie szybko bić. Zacisnęłam dłonie w pięści i weszłam do kawiarenki. Jak mi przekazała wcześniej Jessica, nie było tutaj tłoczno. Panowała przyjemna, ciepła atmosfera. W kącie siedziało jedynie starsze małżeństwo, a przy kasie stała kobieta. Obejrzałam się dookoła siebie. Zatrzymałam swój wzrok. On wstał i spojrzał na mnie niepewnie. Wolnym krokiem podeszłam do niego i wolno podniosłam wzrok.
- Cześć – szepnęłam.
- Cześć – odpowiedział niemal niesłyszalnie.
_______________________________________________

Rozdział nudny jak flaki z olejem.
Zapomniałam wcześniej podziękować za ponad 10k wejść, a teraz już 11k. Jesteście NIESAMOWICI!
Nowy Rok, nowe pomysły i plany również co do blogów. Na wczorajszym sylwestrze oświeciło mnie co do zakończenia bloga i będzie nieco zmienione, ale to mały szczegół który nie powinien was na razie obchodzić ;)
Czyli bijemy dalszy rekord z komentarzami? No ja mam nadzieję, chociaż co do tego rozdziału nie spodziewałabym się lawiny pochwał.