czwartek, 27 grudnia 2012

32.


- Justin! Szybko! Nie będą czekać na ciebie wiecznie w wytwórni! – usłyszałem z dołu krzyk Scootera. Mimowolnie uśmiechnąłem się do siebie i wyciągnąłem z szuflady notatki dotyczące trasy koncertowej.
- Believe – uśmiechnąłem się do mężczyzny zbiegając po schodach.
- Rozumiem, że masz dzisiaj dzień rzucania głębokich haseł, ale…
- Tak ją nazwę – przerwałem mu, zamykając za sobą drzwi wyjściowe i witając się z Kennym.
- Co? – Scooter zmarszczył brwi, wsiadając ze mną do auta.
- Trasę koncernową! – krzyknąłem mu do ucha.
- Jak płyta?
- Tak. Jak płyta. Boże jak ty wolno jarzysz – walnąłem się w czoło z otwartej dłoni.
- Jak ty wolno jarzysz, jak ty wolno jarzysz – mężczyzna zaczął mnie przedrzeźniać, a ja śmiać z jego tonu głosu, który był mieszanką starej babci i małego dziecka.
- Z kim ja pracuję.
- Fajnie, że wracasz do żywych – menager poklepał mnie po plecach, a ja kiwnąłem porozumiewawczo głową.

Roxana

Rozejrzałam się po sklepie szukając jakiś sensownych spodni. Wszystkie, które posiadałam były na mnie za małe, więc jedyne co mi pozostawało to dresy, albo sukienki.
- Przepraszam mogę w czymś pomóc? – młoda kobieta uśmiechnęła się do mnie.
- Szukam spodni – odpowiedziałam.
- Proszę za mną – ruszyłam za kobietą, która prowadziła mnie w głąb sklepu. – Czego pani szuka?
- Czegoś prostego – chwyciłam w dłonie jakieś spodnie, lecz zaraz odłożyłam je widząc przetarcia na kolanach.
- Coś takiego? – wzięłam od ekspedientki ciemno szary materiał. Przyjrzałam się spodniom i uśmiechnęłam sama do siebie.
- Tak – spojrzałam w stronę wieszaka na którym wisiały czarne spodnie. – I jeszcze coś takiego – wskazałam palcem.
- Rozumiem – uśmiechnęła się w moją stronę. – Jaki rozmiar?
- Ósemka.
- Sądziłam, że szóstka.
- Ostatnio trochę… przytyłam. W biodrach.
- Ah, rozumiem – zmieszałam się, a kobieta puściła do mnie oczko. Po chwili wzięłam od niej dwie pary spodni. Jak najszybciej założyłam je w przebieralni i stwierdziłam, że takich właśnie szukałam. Miały nawet niewielki zapas, na czym mi strasznie zależało.
- Wezmę oby dwie pary – wręczyłam garderobę kobiecie. Ta poszła do kasy, a ja za nią. Zapłaciłam za zakupy i ruszyłam do domu. W mojej torebce zaczął dzwonić telefon.
- Tak? – odebrałam nie zerkając na wyświetlacz.
- Roxana przychodź jak najszybciej do domu! – wykrzyczała do telefonu Jessica.
- Co się stało? – zatrzymałam się gwałtownie. Czułam jak moje serce bije nienaturalnie szybko, a dłonie się pocą.
- Nic złego. Chyba – szepnęła. Rozłączyłam się i biegiem ruszyłam do domu. Po niespełna trzech minutach byłam na miejscu. Próbując złapać oddech, wsiadłam do windy i ruszyłam na moje piętro. Weszłam do mieszkania i pobiegłam do pokoju dziennego skąd dochodziły dźwięki telewizora.
- Jessica! – krzyknęłam patrząc na przyjaciółkę, która pilnie patrzyła w telewizor.
- Siadaj – powiedziała dobitnie. Usiadłam obok niej jak kazała. – Oglądaj – ściągnęłam brwi i posłusznie spojrzałam się w telewizor, który aktualnie wyświetlał reklamy. Nie wiedząc czego się spodziewać, z nerwów zaczęłam obgryzać paznokcie. Mimo długiego upływu czasu od biegu moje serce nadal biło jakbym przed sekundą go zakończyła.
Jak się okazało był to program Ellen, a raczej jego powtórka. Gościem specjalnym był nie kto inny jak…
- Justin – szepnęłam. Dalej pamiętam wszystko jak przez mgłę. Jego uśmiechnięta twarz, informacje dotyczące nowej płyty oraz… no właśnie. Oraz trasy koncertowej.
- Trasa koncertowa obejmuje wszystkie kontynenty. Będzie… niesamowita – zaśmiał się. – Mam nadzieję, że wszystko pójdzie według mojego planu, wytwórnia zaakceptowała prawie wszystkie moje pomysły, więc tym bardziej nie mogę się jej doczekać – słuchałam go jak zahipnotyzowana.
- Twoje pierwsze miasto na liście? – krótko obcięta blondynka uśmiechnęła się do niego.
- Nowy Jork – zmieszał się, a ja zamarłam. Spojrzałam na Jessicę, która zrobiła się blada, a zaraz potem czerwona.
- Jessica – potrząsnęłam ją za ramię.
- Co? – ocknęła się.
- Co ja mam zrobić? – wtuliłam się w nią. Ona pogładziła mnie po głowie.
- Znasz moje zdanie na ten temat.
- A jak będzie tak jak ja myślę? – wyszeptałam i wyprostowałam.
- Nie będzie – potrząsnęła głową – spójrz na niego. – Posłusznie spojrzałam na ekran telewizora. – Przecież on cię kocha.
- Nie konieczne moje dziecko – wyszeptałam.
- Wasze dziecko – blondynka poprawiła mnie.
- Czyli twoja trasa koncertowa zaczyna się za tydzień? – Ellen uśmiechnęła się.
- Dokładnie za sześć dni – Justin zaśmiał się.
- Przecież to już…
- Dasz radę – Jessica uśmiechnęła się. – Pokaż co sobie kupiłaś – szturchnęła mnie, ale nie zareagowałam. Dalej patrzyłam się w ekran w którym teraz Justin opuszczał studio. Nie wiem kiedy zaczął się kolejny program, ale dopiero wtedy dotarły do mnie krzyki.
- Co? – odwróciłam się w stronę blondynki.
- Zakupy – uśmiechnęła się łagodnie.
- W rogu – kiwnęłam głową w stronę torby z zakupami i dalej patrzyłam się w telewizor.
Nie mogłam w to uwierzyć. Za tydzień miałam powiedzieć wszystko Justinowi. Na samym początku jego trasy koncertowej. Zawalę mu cały harmonogram, zrujnuję plany, ja po prostu go… zawiodę.
- Nie dam rady – podeszłam do dziewczyny, która objęła mnie.
- Dasz radę.
- Nie dam. Zawiodę go – szepnęłam.
- On czeka na wyjaśnienia, nie ważne jakie by były – uśmiechnęła się.
- Skąd wiesz? – zdziwiłam się.
- Rozmawiałam z nim.
- Kiedy?
- Kiedy byłam w Los Angeles. Musiałam, ale uwierz mi on oczekuje prawdy. Nawet najgorszej…
- Dziękuję – przerwałam przyjaciółce i tym razem to ja ją mocno przytuliłam.
- A… ale za co? – wydusiła.
- Nie wiem – zaśmiałam się. – Pomogłaś mi.
- Jak? – zdziwiła się.
- Nie wiem. Pomogłaś i już.

Chodziłam za Jessicą po wszystkich sklepach w Nowym Jorku. Co chwila kazała mi przymierzać coraz bardziej odważne sukienki, które uwidaczniają mój zaokrąglony brzuch.
- Jessica… - próbowałam dotrzeć do przyjaciółki, ale ta nadal zawzięcie gadała o nowej kolekcji Dior’a. – Jessica! – złapałam ją za ramię.
- Co? – odwróciła się w moją stronę oburzona.
- To że zgodziłam się kupić jakieś nowe ubrania na jutrzejsze… spotkanie, to nie znaczy, że musisz zrobić ze mnie jakąś seks-bombę. Ja nie mam go uwieść tylko przekazać informację, która zmieni całe jego życie. Więc pozwól mi coś wybrać – powiedziałam łagodnie. Dziewczyna uśmiechnęła się przepraszająco.
- Przepraszam… Poniosło mnie – zacisnęła uroczo usta w półuśmiechu.
- Więc chodźmy – szarpnęłam ją za dłoń w stronę wieszaków z „normalnymi” ubraniami. Wybrałyśmy obcisłe, szare spodnie przed kostkę (które według Jessicy niesamowicie podkreślały moje szczupłe i zgrabne nogi), koronkową, białą i luźną bluzkę. Zestaw ten idealnie maskował mój zaokrąglony brzuch. I tak zapewnie temat „ciążowej bluzki” będzie tematem jeden wśród szmatławców przez najbliższy tydzień. Tym bardziej, że po długiej rozłące z Justinem nagle się z nim spotykam.
Potem dobrałyśmy beżowe, lakierkowe baletki, oraz beżową kamizelkę z frędzlami, która wyglądała jakby była robiona na szydełku.
- No to jesteś gotowa – Jessica uśmiechnęła się szeroko, kiedy weszłyśmy do mieszkania z zakupami.
- Fizycznie może tak, ale nie psychicznie – zacisnęłam wargi i wlepiłam wzrok w swoje zakurzone buty. Moje serce jak na zawołanie zaczęło bić szybciej, przez co ja jeszcze bardziej się denerwowałam.
____________________________________________

czytasz = komentujesz
I oto jest! Nie spodziewałam się, że tak trudno będzie się mi go pisać, ale jednak dałam radę.
Chciałam wam powiedzieć, że koniec bloga jest nieodwołalnie postanowiony. Nie wiem jaki czynnik musiałby na mnie wpłynąć, abym go zmieniła (chyba tylko Justin dałby radę), ale im mniej komentarzy jest pod rozdziałami, tym mniej rozdziałów i mniej akcji do zakończenia bloga. Chciałabym wrócić do tych chwil, kiedy w przeciągu jednego dnia mogło być tutaj 20 komentarzy. Mam nadzieję, że uda się wam to do następnego.

sobota, 22 grudnia 2012

31.


Otworzyłem oczy i zerknąłem na zegarek. Mimo, że była jedenasta, nadal czułem zmęczenie ostatnimi zdarzeniami. Od mojego spotkania z Roxaną minęły dwa tygodnie. Za równy miesiąc zaczyna się szkoła i jednocześnie moja trasa koncertowa. 
Do moich uszu doszło ciche pukanie zza drzwi.
- Mogę? – wychyliła się głowa mamy.
- Jasne – uśmiechnąłem się do niej zachęcająco.
- Ktoś przyszedł do ciebie.
- Kto? – wychyliłem głowę, tak, aby zobaczyć kto się znajduje za kobietą. Zobaczyłem skrawek bluzy i aż podskoczyłem z radości. – Christian! – krzyknąłem jak opętany, wyskoczyłem z łóżka, a potem rzuciłem się na przyjaciela.
- Cześć – chłopak pokazał swój metalowy uśmiech. Usłyszałem jak mama schodzi na dół i zaprosiłem go do pokoju. Usiadł na łóżku i rozejrzał się dookoła. – Trochę się u ciebie zmieniło – zmieszany podrapałem się po karku, bo zrozumiałem, że to przeze mnie zerwał się nasz kontakt.
- Przepraszam cię – stanąłem naprzeciwko niego i poczułem wyrzuty sumienia.
- Nic nie szkodzi. Słyszałem o Roxanie – spojrzał się na mnie wymownie, a ja od razu poczułem ciecz na policzkach.
- To mnie przerosło. Niby wiem gdzie mieszka i ją widziałem, ale to jest coś okropnego – moje słowa przerwał dźwięk komórki. Spojrzałem się na wyświetlacz na którym widniał nie znajomy numer. Przeprosiłem Christiana i odebrałem.
- Słucham – powiedziałem zaskoczony.
- Cześć. Tu Jessica. Możemy się dzisiaj spotkać w tej kawiarni niedaleko wesołego miasteczka? – nie wiedziałem co powiedzieć. Zaskoczyła mnie tym telefonem co na pewno było teraz widać na mojej twarzy. – Jesteś tam?
- Jestem – ocknąłem się. – O której godzinie?
- Szósta wieczorem?
- Okej – odpowiedziałem, patrząc pytającym wzrokiem na Christiana.
- Do zobaczenia.
- Cześć.

Roxana

Chodziłam po domu jak cień, czekając na przyjście Drew. Miałam mu dzisiaj wszystko powiedzieć. Opowiedzieć mu o związku z Justinem i o mojej ciąży. Wczoraj okazało się, że to ósmy tydzień, a termin mam wyznaczony na luty.
Moje przemyślenia przerwał dzwonek do drzwi. Jak oparzona podbiegłam do nich i otworzyłam je z impetem.
- Cześć – Drew powitał mnie buziakiem w policzek. Uśmiechnęłam się do niego i zaprosiłam do salonu. – O czym chciałaś tak pilnie rozmawiać? – Zerknął na mnie nieufnym wzrokiem.
- Chcę ci o czymś powiedzieć – nerwowo strzelałam palcami. Starałam się utrzymywać z chłopakiem kontakt wzrokowy, ale to było trudniejsze niż przypuszczałam. Oboje usiedliśmy na kanapie, a ja zaczęłam głęboko oddychać.
- Nie znasz o mnie całej prawdy. Nie wiesz czemu tutaj właściwie przyjechałam. W Los Angeles zostawiłam ciocię z którą nie miałam najlepszych kontaktów. Prowadziła bardzo rygorystyczne wychowanie. Nie mam rodziców. Zmarli gdy miałam siedem lat. Chodziłam do prywatnej szkoły razem z Justinem. Nie był on ani za dobrym uczniem, ani też nie był za miły w stosunku do mnie. Popełnił tyle błędów i tyle razy mnie zranił, że na przestrzeni czasu nie mogę w to uwierzyć. Byłam z nim cztery miesiące, a przyjaźniliśmy się pół roku. Ostatnio zaczęło się między nami psuć, a potem było jeszcze gorzej. Wszystko zaczęło się od tego, że wyjawił mediom że kiedyś był narkomanem. Potem były odwoływane koncerty i wywiady. Był załamany, coś mi powiedział, ja to źle odebrałam i to zakończyło nasz związek. Potem okazało się, że jestem w ciąży. Nie chciałam mu nic mówić, tym bardziej, że zaczął od nowa swoją karierę. Postanowiłam wyjechać i dalej mu nie ciążyć. Teraz wiem, że go kocham i to byłoby w stosunku do ciebie nie fair, więc chciałam ci powiedzieć, że możemy zostać jedynie przyjaciółmi – spojrzałam się wyczekująco na chłopaka, który co chwila zamykał i otwierał usta.
- Rozumiem. Nie musisz nic mówić – wyszeptałam.
- Chciałbym, ale nie wiem co. Przepraszam, ale muszę to przemyśleć. To dla mnie duży szok – spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem.
- Jasne. Rozumiem – opuściłam głowę. Usłyszałam zatrzaskiwane drzwi i szybki schodzenie po schodach. Przejechałam dłońmi po brzuchu i objęłam go. Pierwszy raz od czasu kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży.
Było to dla mnie dziwne uczucie. Mieć świadomość tego, że ktoś jest w tobie i rozwija się. Ten mały ktoś był skazany jedynie i wyłącznie na mnie, co przyprawiało mnie o frustrację. Zastanawiałam się, czy będzie miało mi za złe, jeżeli nie powiem o tym Justinowi. A co jeśli za kilka lat zapyta mnie kto jest jego prawdziwym ojcem? Odpowiem mu: „Justin Bieber. Jego plakaty wiszą na twoich ścianach. Masz jego płyty. To twój ojciec.” Jakoś nie wierzyłam w to, że nie będzie mi miało tego za złe. Jednak ciągle z tyłu głowy miałam obrazy z Justinem, który mówi mi prosto w twarz, że nie chce tego dziecka. Bałam się tego. Jednak wiedziałam, że teraz robię źle. Okłamując go.

Justin

Usiadłem w rogu kawiarni, nerwowo bawiąc się chusteczką. Po chwili obok mnie usiadła Jessica. Uśmiechnęła się delikatnie, widząc moją minę.
- Cześć – przysiadła się do mnie. – Jak się trzymasz?
- Bywało lepiej – odpowiedziałam z nutką ironii w głosie.
- Justin – zaczęła niepewnie. – Chcę to załatwić jak najszybciej. Roxana nic nie wie o naszym spotkaniu. Chciałam ci tylko powiedzieć, że sprawa wygląda zupełnie inaczej niż ty to sobie wyobrażasz. Nie mogę ci nic powiedzieć, ale mam nadzieję, że Roxana to zrobi.
Zerknąłem na nią nie rozumiejąc ani słowa. Chciałem jej zadać tyle pytań, ale wydusiłem z siebie tylko marne „Ja też”.
- Jedź w trasę, rozwijaj się. Nie pozwól żeby o tobie zapomnieli. Może to właśnie natchnie Roxanę do wyznania ci całej prawdy – złapała mnie delikatnie za dłoń.
- Mam taki zamiar. We wrześniu ruszam w trasę.
Oboje wstaliśmy od stolika, a Jessica delikatnie mnie przytuliła i wyszeptała ciche „Trzymaj się”. Miała już od chodzić, ale złapałem ją za rękę, zmuszając na zwrócenie na mnie uwagi.
- Tylko upewnij ją, że o niej nie zapomnę. I że ją kocham – dziewczyna uśmiechnęła się, a ja puściłem jej dłoń. Dla mnie kontakt z osobą, która kontaktuje się na co dzień z Roxaną, był wielką nadzieją. Dawała mi powód do życia.
W zamyśleniu wsiadłem do auta i ruszyłem do domu. W progu wyciągnąłem komórkę i wybrałem numer Scootera. Po dwóch sygnałach odebrał.
- Chcę dzisiaj dogadać trasę – powiedziałem, a po drugiej stronie odezwał się głośny śmiech.
- Kiedy? – powiedział wesoły.
- Jak najszybciej. Kończymy to, co zaczęliśmy. Nie mogę zawieść moich Beliebers – Scooter dalej nie wierząc w moje słowa, wypytywał mnie o najróżniejsze sprawy. A ja zerkałem co chwila na moje zdjęcie, sprzed teatru. Zastanawiałem się, co zmieniło się od tamtej pory. Najprostszą i najkrótszą odpowiedzią, było słowo: „Wszystko”. Zmieniłem się ja, moje poglądy, głos, a nawet nastawienie fanów. Tęsknili za tamtym Justinem, ale jednocześnie pozwalali mi być sobą. Wspierali mnie na każdym kroku i to dzięki nim jeszcze nie zwariowałem. Sam nie mogłem się nadziwić ile im daje jedno małe follownięcie na Twitterze. Gdybym mógł, przytuliłbym ich wszystkich. Moją jedną wielką rodzinę, która liczy sobie kilkadziesiąt milionów osób i która ciągle się powiększa. Moi kochani Beliebers. Tylko dzięki nim jeszcze żyję.
____________________________________

Mam już całkowity scenariusz na zakończenie tego bloga. Już się nie mogę doczekać jak zareagujecie. 
W końcu opublikowałam wszystkie rozdziały z mojego starego bloga na onecie: my-live-my-love.blog.onet.pl/ Jeżeli ktoś ma ochotę poczytać, to zapraszam. Trochę różni się treścią od tego. Od razu uprzedzam, że rozdziały będą pojawiać się raz, dwa razy na tydzień.
Idą święta, więc chciałabym złożyć Wam życzenia.

Życzę Wam niezwykle pogodnych i radosnych świąt w rodzinnej atmosferze, przepysznych potraw na wigilijnym stole, oraz mocy prezentów pod choinką. Mam nadzieję, że Wasze życie zawsze będzie ciekawe i szalone. Chciałabym również życzyć wytrwałości i Wam i sobie w prowadzeniu tego bloga. 
Jeszcze raz, zdrowych, rodzinnych i radosnych świąt!



czwartek, 20 grudnia 2012

30.


Przed oczami rozmazał mi się obraz. Chwyciłam się kurczowo framugi.
- Co… ty – zamilkłam. Poczułam jak w gardle rośnie mi ogromna gula, która chamue dopływ tlenu – Justin – wyszeptałam.
Poczułam jak delikatnie łapie mnie za dłoń. Otworzyłam przymknięte oczy z których popłynęło jeszcze więcej łez.
- Roxana, wszystko dobrze? – usłyszałam za plecami głos Drew. Justin spojrzał się na mnie smutnymi oczami w których kryło się tyle uczuć. Widziałam w nich złość, zawód, szczęście, miłość i rozpacz. Miał wyraz twarzy rozbitka, który przed chwilą zrozumiał, że nie ma dla niego ratunku.
- Cieszę się, że dotrzymałaś obietnicy. Jeżeli jesteś z nim szczęśliwa, odejdę i wiem że tak będzie lepiej. Byłbym samolubem, zostawiając cię przy mnie i czyniąc tym samym nieszczęśliwą. Tylko obiecaj mi, że o mnie nie zapomnisz i że zapamiętasz te wszystkie piękne chwile – zbliżył się do mnie i pocałował delikatnie w czoło. Moje serce przyśpieszyło, a ja sama zaczęłam się trząś jak galareta. – Zapamiętaj tylko, że cię kocham jak nikt inny – puścił moją dłoń i ruszył do windy. Zebrałam się do kupy i podeszłam do niego.
-Justin obiecaj mi coś – wyszeptałam, a on spojrzał się na mnie z nutką nadziei w oczach. Spuściłam wzrok. – Nie rób nic głupiego i… - wzięłam głęboki oddech. – Spróbuj znaleźć szczęście.
- Obiecuję – powiedział dławiąc łzy. Zerknęłam ostatni raz na jego czekoladowe oczy, które teraz zaszły łzami. Poczułam na ramionach ciepłe dłonie.
- Chodź do środka – usłyszałam uspokajający głos Drew. Nie reagowałam. Dalej gapiłam się w te przeklęte drzwi windy, mając nadzieję, że zaraz wyjdzie z nich Justin, podejdzie i mnie pocałuje. Byłam pewna że wtedy wybaczyłabym mu, ale teraz pozostało mi tylko czekać.
Poczułam jak chłopak podnosi mnie. Wtuliłam się w jego ciepłe ramiona czując lekkie kołysanie. Po kilku sekundach, leżałam już na kanapie, cała roztrzęsiona.
- Drew – wychlipałam – obiecaj, że nie powiesz o tym nikomu. To zostaje między nami – chłopak kiwnął porozumiewawczo głową. – I lepiej byłoby gdybyś poszedł.
- Nie zostawię cię tutaj, w takim stanie.
- No to mnie przytul – kiedy byłam w jego ramionach, rozpłakałam się jak małe dziecko. Z czasem znużyło mnie pochlipywanie i po prostu odpłynęłam.

Justin

Wsiadłem jak najszybciej do swojego auta i zacząłem bić, zaciśniętymi dłońmi w pięść, kierownicę, krzycząc przy tym jak jakiś opętany. Jak najszybciej zebrałem się do kupy i wysłałem wiadomość do Dudu.

„Przepraszam za zamieszanie, ale jeżeli nie dałeś Rox koperty, nie dawaj jej. Zniszcz ją, a najlepiej spal. Dzięki.”

Otarłem mokre policzki i ruszyłem do hotelu. Najchętniej wpakowałbym auto na przeciwległy pas, kończąc ze sobą. Chciałem złamać daną jej obietnicę, ale przerażała mnie świadomość, że i tym razem zawiodłaby się na mnie. Było mi już nawet obojętne to czy wyjawi Dudu, że byłem u niej czy nie. Modliłem się jedynie o to, aby nie zmieniła adresu. Zawsze mógłbym tu przyjechać i sprawdzić czy jest szczęśliwa. Wiem, zachowałbym się jak psychopata, ale jest to niestety cena tej miłości. Może platonicznej, ale jednak miłości.
Zerknąłem na telefon, który grał mój dzwonek niczym opętany. Na wyświetlaczu widniał napis „Mama”. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha. W pierwszym momencie usłyszałem histeryczny krzyk i obojętny, rozłączyłem się. Po kilku sekundach zadzwoniła znowu, ale nie miałem ochoty odbierać. Wyłączyłem telefon i wszedłem do hotelu. Z recepcji wziąłem kluczyki do pokoju i biegiem ruszyłem do niego. Odruchowo włączyłem światło i rzuciłem się niczym kłoda na łóżko. Poczułem w środku rozdzierający mnie ból. Moje serce zachowywało się tak, jak gdyby go już nie było. Nie było go dla mnie. Zostawiłem je przy Roxanie.

Roxana

Usłyszałam jakieś szepty. Nie chciałam otwierać oczu bo wiedziałam, że i tak prędzej czy później się zorientują, że już nie śpię. Pozostałam więc, w takiej pozycji w jakiej się obudziłam, mimo, że było mi dość nie wygodnie. Po dłuższej chwili stwierdziłam że to raczej „szeptana kłótnia” po między Dudu, Jesicą i Drew. Wynikało z niej, że kłócą się o mnie. Najwyraźniej Drew powiedział im o wizycie Justina. Chciałam go teraz kopnąć, ale nie znałam jego dokładniej lokalizacji w pomieszczeniu. Dalej przysłuchiwałam się rozmowie i dyskutowali najwyraźniej o tym czy mam się przeprowadzać czy nie. Jak na razie stoją na tym, że to ja zadecyduję. Postanowiłam „obudzić się” bo bałam się, że sprawy przybiorą inny obrót.
- Nigdzie się nie wyprowadzam – powiedziałam pod nosem.
- Ale jak będzie cię nachodził? – Jessica usiadła obok mnie.
- Nie będzie. Na pewno – spuściłam głowę i zaczęłam cichutko łkać. Po chwili obejmowała mnie Jessica, a obok mnie usiadł Drew. Dudu nadal kręcił się po pokoju.
- Jak go dorwę to mu nogi powyrywam! – wybuchnął.
- Nie waż się – spojrzałam się na niego spode łba.
- Sama zobacz do jakiego stanu cię doprowadził – kucnął przede mną i obiął moje dłonie.
- Poprawił mi humor. Obiecał mi coś, o co dawno powinnam go poprosić.
- Jesteś dziwna – podsumował mój brat.
- Trudno – wyszeptałam i dalej wtulałam się w Jessicę.
- Muszę się już zbierać.
- Ja też – powiedzieli raz po razie Dudu i Drew.
- Odprowadzę was – skwitowała Jessica, a ja zostałam sama. Znowu. Z tą pustką w sobie. W głębi serca tliła się we mnie nadzieja, że Justin będzie mnie nachodził. I to często.

Justin

- Chciałem zwrócić klucze – powiedziałem do recepcjonistki. Ta wzięła je ode mnie i podała kwotę do zapłacenia. Dałem jej plik banknotów i podziękowałem. Ruszyłem do domu przejeżdżając obok wieżowców w których mieszka Roxana. Nie było jej tam. Wydawało mi się, że widziałem chłopka, który był u Roxany, ale nie zwróciłem na to większej uwagi. Przycisnąłem pedał gazu i modliłem się w duchu, aby jak najszybciej pokonać trasę do Los Angeles.
Nie pomyliłem się. Trasa minęła mi dość szybko bo skupiałem się bardziej na powstrzymywaniu łez, niż na drodze. Kiedy wszedłem do domu, na kanapie leżała mama. Podszedłem do niej i pocałowałem w policzek.
- Przepraszam – wyszeptałem. Ona otworzyła oczy i spojrzała się na mnie jak na ducha. Widziałem, że chciała wybuchnąć, ale omiotła wzrokiem moją twarz i przytuliła mnie mocno. Ja rozpłakałem się jak małe dziecko. Usiadłem obok niej i zacząłem jej wszystko opowiadać. Wysłuchała mnie jak nikt inny, co chwilę głaskając po dłoni i kiwając głową.
- Chciałabym ci jakoś poprawić humor – przytuliła mnie.
-Gorąca czekolada – uśmiechnąłem się delikatnie, a ona zawtórowała mi.
- Na pewno nic nie jadłeś od wczoraj. Zaraz wracam – wstała, pocałowała mnie w czoło i poszła do kuchni.
Tego mi było trzeba. Świadomości, że ktoś mnie kocha i że komuś na mnie zależy.
____________________________________

Czytasz = Komentujesz

I oto mamy nowy rozdział. Jest was coraz mniej... Nie podoba wam się? Chciałam wam powiedzieć, że to od was zależy, jak szybko nastąpi punkt zwrotny. Ja nic wam nie sugeruję...
Następny rozdział pojawi się jutro, może po jutrze. Zależy ile będę miała obowiązków w domu.

poniedziałek, 17 grudnia 2012

29.


Rozejrzałam się dookoła wypatrując znajomej twarzy. Wspięłam się na czubki palców, wyciągając głowę jak najwyżej. Poczułam na swoich ramionach dłonie i jak najszybciej się odwróciłam biorąc szybki oddech.
- Nie przestraszyłem cię? – Drew uśmiechnął się przepraszająco, a jednocześnie łobuzersko.
- Nie – założyłam włosy za ucho, uśmiechając się szeroko.
- Może usiądziemy? – kiwnęłam głową na znak zgody. Brunet pociągnął mnie za dłoń do stolika w głębi lokalu. Siedzieliśmy za parawanem, który oddzielał nas od reszty.
- Co zamawiasz? – chłopak uśmiechnął się szeroko do mnie. – Polecam to – przejechał palcem po karcie dań – i to.
- Okej. Ale zamówię to jeżeli ty zamówisz to co ja chcę. W razie czego się wymienimy.
- Dobra. Czyli co ty zamawiasz?
- Podwójne lody czekoladowe z polewą truskawkową, bitą śmietaną i posypką z żelek, a do tego duży szejk waniliowy – Drew otworzył buzię ze zdumienia, a ja zachichotałam cicho.
- Czyli ty jesz więcej ode mnie.
- Nie. Wydaje ci się – wystawiłam mu język.
Po chwili złożyliśmy zamówienie na swoje zachcianki i czekając na nie, rozpoczęliśmy rozmowę, która trwała do godziny zamknięcia lokalu. Oboje opowiedzieliśmy drugiej osobie całe swoje życie. Pominęłam jedynie fakt o ciąży i Justinie, ale jakoś nie przejmowałam się tym za bardzo. Drew, w przeciwieństwie do mnie, był chyba całkowicie szczery. Dowiedziałam się o tym, że jest laureatem licznych konkursów naukowych. W pierwszej chwili nie uwierzyłam w to, ale kiedy bez zająknięcia wyrecytował, zapytany o którekolwiek z praw fizyki, uwierzyłam mu.
- Przypominasz mi kogoś. Tak jak gdybym cię wcześniej widział – Drew stanął przede mną.
- Może jestem do kogoś podobna – zmieszałam się. Dobrze wiedziałam kogo mu przypominam. Jeszcze nie dawno temu, znajdowałam się na co drugiej okładce kolorowych czasopism
- Nie wiem – uśmiechnął się i spojrzał do góry. – To chyba tutaj mieszkasz.
- Tak. Muszę już iść - zerknęłam na chłopaka. On pochylił się nade mną, a ja pod wpływem chwili dałam krok do przodu. Objął mnie w talii i delikatnie musnął moje usta.
- Dobranoc – otworzyłam oczy i poczułam jak robię się czerwona.
- Dobranoc – odpowiedziałam i czym szybciej wyswobodziłam się z objęć Drewa.
Wsiadłam do windy i zaczęłam szybko oddychać. To jeszcze nie czas, on nic nie wie o tobie – mówiłam sama do siebie w myślach. Jednak mimo woli,  moje usta wykrzywiały się w uśmiech.
Po chwili wbiegłam do mieszkania, otwierając z impetem drzwi.
- I co? – Jessica poderwała się z kanapy i podbiegła do mnie.
- Pocałował mnie – zagryzłam wargę.

Justin

Wbiegłem po schodach i zadzwoniłem dzwonkiem, który znajdował się obok drzwi. Po chwili pojawił się w nich rozkopany Dudu.
- Cześć – przywitał się ze mną.
- Cześć. Mogę wejść? – spytałem się chłopaka, a po chwili byłem w salonie, wygodnie siedząc na kanapie.
- Co jest? – Dudu podał mi szklankę coli.
- Jest sprawa – wziąłem łyk i wyciągnąłem z kieszeni spodni kopertę. Próbowałem zachować jak najbardziej spokojny głos, jednak dało się wyłapać nerwowe drżenie.
- Jaka?
- Dasz jej to – wyciągnąłem dłoń z kopertą, a kiedy mówiłem dokładnie podkreśliłem słowo „jej”.
- Okej. Nie ma sprawy, ale na serio nie chcę ci dawać nadziei bo była raczej zdecydowana.
- Wiem. Kiedy jej to dasz? – czułem ekscytację, ale próbowałem ją powstrzymać na tyle, aby moje policzki nie stały się różowe.
- Dzisiaj wieczorem. A co?
- Nic. Dzięki muszę lecieć na wywiad. Na razie – przybiłem z Dudu piątkę i wybiegłem i zacząłem się kierować w stronę swojego domu, aby potem wyruszyć na wymyślony wywiad.

Roxana

- Spotykasz się z nim dzisiaj?
- Nie wiem, a co? – spojrzałam się znad jogurtu na przyjaciółkę.
- To się z nim spotkaj – Jessica uśmiechnęła się szeroko.
- Czemu?
- Bo jest fajny – wzruszyła ramionami.
- Nie wiem. Co robisz? – ściągnęłam brwi, patrząc jak blondynka uporczywie wystukuje coś na mojej klawiaturze telefonu.
- Umawiam cię z nim. Dzisiaj tutaj o siódmej na wieczór. Przyjeżdża Dudu to ja sobie z nim gdzieś pójdę, a wy róbcie co chcecie – uśmiechnęła się zadowolona z siebie.
- Co?! – poderwałam się z krzesełka i wyrwała Jesice komórkę. Zdążyłam jedynie przeczytać komunikat wysłanej wiadomości. – Nienawidzę cię! – blondynka uśmiechnęła się uroczo.
- Ja ciebie też – wystawiła mi język i poszła do swojego pokoju.
- Kiedyś ją zabiję – uśmiechnęłam się do siebie. – Ale w co ja się ubiorę?
- Ja już wiem! – usłyszałam zza drzwi głos przyjaciółki.
- Mieszkam z wariatką – odpowiedziałam jej i zaczęłam zmywać naczynia.

Justin

Zaparkowałem autem nie daleko domu Dudu. Dokładnie widziałem podjazd, jego, oraz ich ciotkę. Pakowali coś do auta. Po chwili przytulili się i zamienili kilka słów. Dudu wsiadł do auta. Ja automatycznie zapiałem pasy i włączyłem silnik swojego pojazdu. Chłopak wyjechał autem z podjazdu. Poczekałem chwilę i ruszyłem za nim. Miałem nadzieję, że nowe auto i w miarę możliwości ciemne szyby, nie pozwolą mu mnie rozpoznać.
Jechałem za nim trzymając w miarę dużą odległość. Jechaliśmy około czterech godzin. Gdybym to ja miałbym powiedzieć ile jechaliśmy, stawiałbym na całą noc. Przez ten czas tak się denerwowałem, że obgryzłem paznokcie niemal do samego mięsa.
Kiedy Dudu zatrzymał się pod budynkiem, przejechałem szybko obok niego. Po około piętnastu minutach zawróciłem i spisałem dokładny adres wieżowca. Następnie szybko ruszyłem spod placu i zacząłem szukać jakiegoś przyzwoitego hotelu.

Roxana

- Dudu! – krzyknęłam kiedy chłopak wszedł do pomieszczenia z wielkimi torbami.
- Cześć młoda – przytulił mnie do siebie, a potem uśmiechniętą Jessicę.
- Siadamy? – spojrzałam się na całującą się parę.
- Yhy – Jessica odwróciła się i spojrzała na mnie przepraszająco.
- My gdzieś pójdziemy, a ciebie i Drewa zostawimy sam na sam – Dudu poruszał zabawnie brwiami, a ja rzuciłam w niego poduszką.
- Idziemy! – krzyknęła Jessica, kiedy Dudu pociągnął ją za dłoń, uciekając przede mną.
- A idźcie – powiedziałam pod nosem. Poczłapałam do kuchni i wyciągnęłam z lodówki truskawki. Włożyłam do buzi jedną, kiedy usłyszałam dzwonek do drzwi. Spojrzałam się zdziwiona na Drewa i poszłam je jak najszybciej otworzyć.
- Cześć – powiedział chłopak.
- Cześć – wymamrotałam.
________________________________________

Czytasz = Komentujesz

Jeszcze tylko dwa rozdziały i piszę wszystko sama. Uf... na reszcie wprowadzę trochę akcji, może nie dosłownie, ale jednak. Będzie ciekawiej. I wiem już nawet jak zakończę bloga. Co jak co, ale będziecie zaskoczeni ;)

niedziela, 16 grudnia 2012

28.


Kiedy wróciłyśmy do domu opadłam bezwładnie na kanapę i nagle owiały mnie wątpliwości.
- Nie jestem pewna czy dobrze zrobiłam zgadzając się na to spotkanie, przecież nawet go nie znam – spojrzałam na przyjaciółkę.
- Przecież nie jesteś już z Justinem. Sama to powiedziałaś, a przecież, jeżeli się z nim spotkasz to go nie zdradzisz – podniosłam wzrok na dziewczynę, która splotła ręce na piersiach i rytmicznie potupywała nogą.
- Może masz rację, ale dziwnie się czuję – zaśmiałam się cicho. – Co mam ubrać? – sprytnie zmieniłam temat, tak aby Jessica zajęła się czymś innym niż rozprawianiem nade mną i moją teorią związaną z Justinem.
- Poczekaj – Jessica zniknęła za drzwiami swojej sypialni. Ja w tym czasie zaczęłam nad wszystkim rozmyślać. Przed oczami miałam ciągle tego chłopaka. Był niesamowicie podobny do Justina. Nawet poruszał się w podobny sposób. Może jest Belieber?
- Jest! – Jessica wskoczyła do pokoju trzymając w ręku wieszak, a na nim zwiewną błękitną sukienkę.
- Ty chyba żartujesz, że ja to założę – zjechałam ją wzrokiem.
- Nie żartuję – Jessica podskoczyła z radości, przykładając sukienkę z wieszakiem do mojego ciała.
- Spadaj! – wydarłam się na całe mieszkanie, uciekając przed nią i wieszakiem.
- Poczekaj – powiedziała spokojniej, ponownie znikając za tymi samymi drzwiami. Zaśmiałam się sama do siebie widząc jej podekscytowaną minę.
- Patrz, a co powiesz na to? – wskazała na jasno niebieskie jeansy i morską koszulę. – Do tego jeszcze czarne balerinki i strój gotowy – uśmiechnęła się do mnie.
- Dobra, ujdzie w tłumie – powiedziałam bez entuzjazmu, chwytając od dziewczyny zestaw. – W co ja się wpakowałam – wyszeptałam pod nosem i zamknęłam się w łazience.

- Jessica tylko bądź szczera – położyłam ręce na biodrach patrząc na przyjaciółkę. – Wiem, dziwne, że stroję się jakbym szła na randkę, ale sama mnie w to pakowałaś, muszę jakoś normalnie wyglądać – uśmiechnęłam się, przecząc swoim wcześniejszym słowom.
- Założysz do tego szpilki i będzie okej – wystawiła mi język, a ja czułam, że szykuje się ostra walka na śmierć i życie.
Po kilku chwilach wróciła do pokoju z butami na botanicznie wysokim obcasie.
- Moja droga, chyba ci coś na mózg padło, nie ubiorę szpilek, balerinki, albo wiem, najlepsze będą trampki! – pobiegłam do maleńkiej garderoby i wydostałam z niej białe conversy, które natychmiast zaczęłam wkładać je na stopy.
- Zostaw je, albo znowu wylądujemy na pogotowiu, tylko że tym razem to ty pójdziesz na ostry dyżur ze złamaną szczęką! – wyrwała mi buty z dłoni i wrzuciła je do swojego pokoju, zamykając drzwi na klucz, który sama nie wiem skąd, miała w dłoni.
- A balerinki? – skuliłam się jak niewinny kotek.
- Nie! – wrzasnęła, wkładając mi do dłoni wysokie szpilki.
- Nie. To ja nie idę  – zaprotestowałam. Stanęłam na jednej nodze i splotłam dłonie na piersi.
- To nie idź. Mi to jest obojętne – wyrwałam od niej buty i nerwowo założyłam je na stopy.
- Zadowolona? – warknęłam na dziewczynę – I co teraz? – położyłam dłonie na biodrach i uważnie przyglądałam się blondynce, która mierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu.
- Fryzura – wyszeptała zachwycona.
- Boże, za jakie grzechy? – skrzywiłam się, kiedy Jessica pchnęła mnie do łazienki. – Zostaw, nie ruszaj będzie tak jak jest – odepchnęłam ją od siebie. – Podoba mi się tak jak jest, nie muszę się mu spodobać, chcę tylko pogadać – uśmiechnęła się
- Poczekaj – wymamrotała pod nosem przygryzając dolną wargę, co chwila coś poprawiając przy włosach.
- Nie, Jessica, proszę cię – miałam dość. Wyszłam z pomieszczenia ubrałam zapasowe trampki, i wyszłam z pokoju. Po drodze zerknęłam w wielkie lustro w holu i stwierdziłam, że nie wyglądam tak źle.
- Cioto to nie będzie randka - walnęłam się dłonią w czoło, śmiejąc się z własnej głupoty.
- Roxana, przepraszam za to  - podeszła do mnie przyjaciółka. – Jestem przewrażliwiona, szukaniem dla ciebie chłopaka – zaśmiała się.
- Nie musisz, przecież wiesz, że nie chcę, na razie nie  - Uśmiechnęłam się. – No chodź tu do mnie - podeszłam do dziewczyny i przytuliłam ją. – Jesteś przewrażliwiona na moim punkcie – Uśmiechnęłam się delikatnie do blondynki, na co ta przytaknęła głową.
- Wiem – zachichotała.
- Czasami tak, czasami nie – jeszcze raz ją przytuliłam.
Kiedy tak stałyśmy przytulone do siebie, pomyślałam ile dla mnie zrobiła i dla Dudu. Gdyby nie ona, tak na prawdę nie wiem co by się ze mną teraz działo. Pomogła Dudu w najcięższych momentach, kiedy ja leżałam skulona, na łóżku u mnie w pokoju i nie miałam siły iść do mojego brata. Oboje zawsze mi pomagają i chcą dla mnie jak najlepiej, a ja im w zamian praktycznie nic nie daje, oprócz swojej obecności.

Justin

Miałem wszystkiego dość, chciałem oderwać się chodź na chwilę od spraw, które nie ingerują w moje życie osobiste.
- Wracam do Kanady – oznajmiłem stojąc przed menadżerem.
- Jak chcesz – odpowiedział  i założył ręce .
- Dziś – dopowiedziałem. Ten nic, tyko pokiwał głową co oznaczało, że naprawdę się zgadza.

Spakowałem walizki, pojechałem na lotnisko i czekałem na odprawę. Nerwowo stukałem palcami w rączkę od walizki, rozglądając się dookoła i sprawdzając czy ktoś mnie tutaj przypadkiem nie rozpozna.
- Jesteś pewien? Jeżeli teraz wyjedziesz, wiesz jakie mogą być tego konsekwencje – Scooter spojrzał się na mnie spod ciemnych okularów i kaptura.
- A ty co byś wybrał? Karierę czy miłość? – nic nie odpowiedział tylko pokiwał głową na znak, że rozumie. – No właśnie – szepnąłem posuwając się o krok do przodu.

Siedząc w fotelu założyłem słuchawki na uszy, i oparłem głowę o siedzenie. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem, ale obudziłem się gdy właśnie samolot dotykał ziemi.
- Nareszcie – powiedziałem w myślach. Chyba jako pierwszy wysiadłem z samolotu i skierowałem się po bagaż. Jak najszybciej wsiadłem ze Scooterem do podstawionego auta i ruszyłem pod swój dom. Jadąc, czułem że jestem tam gdzie powinienem być. Na miejscu wręcz wybiegłem z auta, by wejść i przywitać się z dziadkami, tak bardzo się za nimi stęskniłem. Jednak ciągle mi czegoś brakowało. Ta pustka w klatce piersiowej do której zdążyłem przywyknąć. Miałem nadzieję, że ta dziura wypełni się jakimś magicznym płynem, który pozwoli mi normalnie oddychać i w końcu poczuć, że żyję. Jednak kiedy tu przyjechałem ten płyn wypłynął razem z moimi łzami, które popłynęły jak wrząca lawa z wybuchającego wulkanu. Kiedy wszedłem do pokoju to na nowo wróciło. Ta cholerna świadomość, że żyjesz dla kogoś, kogo zraniłeś, kogo nadal kochasz i chciałbyś żyć dla niego... ale nie możesz. Nie możesz bo to co było między tobą, a drugą osobą odeszło... odeszło jak te dni spędzone razem z nią, jak te słowa, które szeptało się tej drugiej osobie na ucho. To wszystko odeszło. Odeszło w nicość.
- Justin! – zawołała ucieszona babcia
- Babciu! – krzyknąłem tuląc się do staruszki. – Tak bardzo tęskniłem – wycedziłem przez łzy, które były spowodowane tymi wszystkimi wspomnieniami
- Jesteś głodny? A po co ja się pytam, na pewno! – zaśmiała się. – Chodź zrobiłam twoją ulubioną szarlotkę – pogłaskała mnie po ramieniu.
- Dobrze, zaraz zejdę tylko rozpakuję walizki – odpowiedziałem przecierając mokre policzki. Babcia uśmiechnęła się dając znak, że odpowiada jej to, że wróciłem.

Otworzyłem walizki i wszystkie ciuchy pochowałem do szafek i szafy.
- Gotowe – przetarłem rękę o rękę mówiąc do siebie jednocześnie, wsunąłem walizki pod łóżko i zeszedłem na dół. Już na schodach było czuć zapach ciasta.
- Jakie smakowite zapachy – wyszczerzyłem się, gdyż liczyłem na największą porcję.
- Jeszcze trochę ciepła, chcesz do tego lody? – zapytała babcia, kładąc duży kawałek na talerzyk.
- Jak ty mnie dobrze znasz babciu – podszedłem do niej i objąłem ją. Zacząłem łapczywie połykać kolejne kawałki ciasta, na co moja babcia reagowała coraz to większym uśmiechem.
- Masz jeść, bo nie mam zamiaru cię widzieć takiego wychudzonego – zaśmiała się, a ja spojrzałem na jej troskliwe oczy. Dobrze wiedziała co mnie trapi, ale nie chciała tego poruszać przy wszystkich.  Dobrze wiedziała że sam sobie z tym nie radzę, ale czekała na odpowiedni moment, żeby pozwolić mi się wygadać.
- A tutaj masz lody – postawiła przede mną wielką porcję czekoladowych lodów.
- Dzięki – uśmiechnąłem się blado mając w myślach plan działania.
______________________________________

Rozdział beznadziejny, więc nawet nie proszę was o to, abyście komentowali moje słabe nic. Pociesza mnie jedynie świadomość, że niedługo zacznę pisać następne rozdziały od zera i będę miała nad tym pełną kontrolę.

piątek, 14 grudnia 2012

27.


Obudziły mnie wibracje mojej komórki. Ściągnęłam pościel z twarzy i sięgnęłam pod poduszkę. Wygrzebałam spod niej telefon i sprawdziłam wiadomość.
Super, znowu wygrałam Mercedesa.
Rzuciłam komórkę na łóżko i z westchnieniem podniosłam się. Odgarnęłam włosy z twarzy i bez większego zainteresowana przejechałam wzrokiem po pokoju. Pociągnęłam nosem i wolno podniosłam swoje zaspane ciało z łóżka. Z szafki nocnej wzięłam butelkę wody mineralnej i pociągnęłam spory łyk. Bawiąc się zakrętką spojrzałam w lustro. Duża fioletowa bluzka, szare dresy i rozczochrane włosy. Na pozór nic się nie zmieniło. Uśmiechnęłam się smutno na wspomnienie uśmiechu Justina. Był niezwykły. Szczery.
Potrząsnęłam głową, aby pozbyć się obrazu, który natarczywie widniał mi przed oczami. W tej samej chwili zadźwięczał dzwonek do drzwi. Jessica zapewne jeszcze spała, więc pośpieszyłam je otworzyć. Stanął przede mną kurier.
- Dzień dobry. Przesyłka do pani Dunks. To pani? – spojrzał na mnie przyjaźnie. Na oko liczył sobie czterdzieści lat, miał małe, niebieskie oczy i starannie przystrzyżony wąs.
- Tak to ja. Od kogo ta paczka? – zdziwiłam się. Niczego nie zamawiałam.
- Zakazano mi ujawniania tych danych. Podpisze pani potwierdzenie odbioru? – stał wyczekująco machając długopisem. Był wyraźnie zdegustowany moją dociekliwością.
- Tak – podpisałam się szybko i przyjęłam paczkę. Zamknęłam za sobą drzwi i udałam się do kuchni, gdzie przesyłkę położyłam na stole.
Wzięłam ostry nóż i przecięłam taśmę. Ściągnęłam wieczko i położyłam je obok. Odchyliłam purpurowe papiery i wrzasnęłam. Nóż wypadł mi z ręki, a ja zakryłam usta dłońmi. Zacisnęłam mocno powieki i skuliłam się na zimnej posadce. Zaczęłam szlochać i błagać aby to nie była prawda.
W pudełku wypełnionym fotografiami zakochanej pary leżała odcięta głowa z siną twarzą i rozchylonymi powiekami. Czekoladowe oczy patrzyły prosto przed siebie, a wcześniej różowe usta zamieniły się w ciemną kreskę. Kasztanowe włosy straciły swój dawny blask.
Z paczki pełnej naszych zdjęć patrzyły na mnie zimne, martwe oczy. Oczy Justina…
 
- Roxana do cholery weź się obudź! No obudź się! No dalej! – głos Jessicy docierał do mnie z dużej odległości. Nagle poczułam ostry ból na lewym policzku i obudziłam się.
- Cholera! – wrzasnęłam na nią łapiąc się za twarz i sycząc z bólu. Spojrzałam na nią gniewnie.
- No to co miałam zrobić? Miałaś mi się tu tak miotać aż do Gwiazdki?! – również krzyczała wymachując energicznie rękoma.
- A czemu akurat do Gwiazdki?
- A skąd mam wiedzieć? Następnym razem jak będziesz się tak drzeć to pójdę sobie włączyć na cały regulator jakiś kanał muzyczny. Jasne? – miała rację. Kto wie ile jeszcze musiałabym oglądać ten przerażający obraz.
-Masz rację. Dzięki że mnie obudziłaś. Ale tak mocno nie musiałaś walić! – Jessica odgarnęła włosy za ucho i uśmiechnęła się triumfalnie.
- Coś ta siłownia jednak daje – wyszczerzyła się głupkowato spoglądając na swoje bicepsy.
- Ja też ci mogę coś za chwilę dać – zamachnęłam się, ale dziewczyna zrobiła unik i uderzyłam ręką w ścianę. Rozległ się nieprzyjemny odgłos przestawianych kości. Wrzasnęłam z bólu przyciskając do siebie kontuzjowaną rękę.
- O rany! Roxana przepraszam. Ja nie chciałam! Naprawdę ja… - zamachnęłam się drugą ręką i tym razem udało mi się trafić. Rozległo się głośne plasknięcie. Dziewczyna złapała się za policzek.
- Ej no co ty! Przecież nie zrobiłam tego specjalnie! – patrzyła na mnie z groźną miną.
- To za ten wcześniejszy policzek. A teraz rusz tą wysportowaną dupę i dzwoń po karetkę bo złamałam sobie rękę! – już otwierała usta żeby się odszczeknąć, ale wstała i pobiegła po telefon.
Sanitariusze zabrali nas obie do szpitala. Przyjęto mnie bez kolejki. Musieli nastawić mi jedną kość. Okropne uczucie. Wydaje się jakby ktoś cię układał. Jak z klocków Lego.
Podano mi znieczulenie więc nie czułam bólu, a jedynie byłam odrętwiała. Unieruchomiono mi rękę i dano kompres z lodem do policzka. Jessica również się załapała.
Musiałyśmy śmiesznie wyglądać. Dwie dziewczyny w pidżamach, potarganych włosach, obie trzymające kompresy z lodem przy lewych policzkach, jedna z unieruchomioną ręką. Ludzie czekający na swoją kolej patrzyli na nas dziwnie. Usiadłyśmy blisko automatu z kawą. Jesica podała mi kawę cappuccino i sama również taką wyjęła z maszyny. Usiadła obok mnie i pociągnęłam spory łyk. Zakrztusiła się i wrzasnęła.
- Opazylam sobie jezyk! – wysunęła go z buzi i zaczęła ciężko oddychać.
- Co? – powiedziałam sepleniąc tak jak ona.
- Ej! To nie jest smiesne! – zmarszczyła brwi. Wyglądała przekomicznie.
- Zalezy z jakiej pelspektywy! – przedrzeźniając ją zaczęłam się śmiać. Dziewczyna zaczęła mówić coś z wystawionym językiem. Ja również zapominając o tym, że kawa jest gorąca pociągnęłam łyk. Wyplułam wrzący płyn  i tak jak Jessica wystawiłam język. Zaczęła się śmiać. Waliłam ja woreczkiem lodu, a ona kopała mnie nogami. Gdy w końcu sama uderzyłam się w piekący policzek zasyczałam z bólu i rzuciłam się do ucieczki. Jessica rzuciła się za mną i w ten sposób opuściłyśmy szpital. Biegłam przed siebie jak głupia. Potrącałam ludzi przedzierając się przez tłum. Sypały się pod moim adresem różne obelgi, a inni się śmiali. Ja z szerokim uśmiechem pędziłam przed siebie. Przez chwilę poczułam się jak małe dziecko. Dziecko, które niczym się nie przejmuje, nie ma problemów. Jak dziecko którego głównym zajęciem jest zabawa. Które jest w swoim świecie i dobrze się tam czuje.
Spojrzałam się za siebie chcąc sprawdzić czy Jessica mnie dogania. Była bardzo wysportowana i była już niedaleko mnie. Zanim zdążyłam przyśpieszyć, mocno w kogoś uderzyłam. Odbiłam się od niego i upadłam. Zakręciło mi się w głowie. Ten Ktoś wyciągnął do mnie dłoń. Chwyciłam ją i podniosłam się. Spojrzałam na ową osobę i zamarłam. Kasztanowe włosy, brązowe oczy. Czarne spodnie, biały podkoszulek i trampki. To… nie. To nie On.
Chłopak łudząco podobny do Justina, spojrzał na mnie zdezorientowany i po chwili uśmiechnął się.
- Hej. Gdzie tak pędziłaś ? Chyba nic ci się nie stało prawda? – szybko obejrzał mnie od góry do dołu lekko wystraszony.
- Nie. Jest dobrze. Uciekałam przed przyjaciółką – próbowałam się uśmiechnąć, ale nie jestem pewna czy mi to wyszło. Nie byłam w stanie trzeźwo myśleć ze względu na jego wygląd.
- Jest dla ciebie taka niedobra? – zaśmiał się pod nosem.
- To długa historia –  wykrztusiłam. Założyłam włosy za ucho i tym razem się uśmiechnęłam.
- No chyba nie aż tak długa skoro nawet nie zdarzyłaś się przebrać – wyszczerzył zęby w uśmiechu wskazując na moje ubranie. Spojrzałam na siebie. Faktycznie. Nadal byłam przecież w piżamie.
- No tak. Stawiam na naturalność – chłopak zaśmiał się serdecznie ukazując szereg białych zębów. Przez chwilę patrzył na mnie zaciekawiony, a później spojrzał gdzieś poza mnie. Odwróciłam się i podążyłam za jego wzrokiem. Jessica biegła jak opętana między ludźmi.
- Jak sądzę to twoja kumpela? – pokiwałam głową na tak. Dziewczyna podbiegła do nas ciężko oddychając.
- Rany szybka jesteś – nie skończyła bo zobaczyła chłopaka obok mnie. Popatrzyła na mnie zaskoczona. Szybko pośpieszyłam z wyjaśnieniami.
- Jessica to jest…
- Drew. Miło mi poznać – dokończył. Podał jej rękę i skierował wzrok na mnie. Drew to drugie imię Justina.
- Mi również. Dobra my chyba musimy lecieć no nie? – Jessica spojrzała na mnie znacząco.
- Tak. Musimy – uśmiechnęłam się i miałam już odchodzić gdy Drew złapał mnie za nadgarstek. Przeszył mnie dziwnie przyjemny dreszcz.
- Hej, może miałabyś ochotę się ze mną spotkać? Może dziś? Opowiedziałabyś mi tą waszą historię – zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć Jessica mnie uprzedziła.
- Jasne że ma ochotę. To o której i gdzie? – przeniósł wzrok na nią podobnie jak ja.
- Może o piątej po południu? W „Candy”? Wiecie gdzie to jest? – zapytał  bardziej Jessicy. Ja stałam wpatrując się z niedowierzeniem w Jessicę.
- Tak. Jasne. To o piątej w „Candy”. My idziemy – dziewczyna pociągnęła mnie za ramię. Odwróciłam się i uśmiechnęłam się mimowolnie do chłopaka. Do chłopaka, który chyba właśnie nieświadomie wywrócił moje życie do góry nogami… 
___________________________________

Czytasz = Komentujesz

Podoba się? Wypowiadać się w komentarzach! 
Ah... Wiecie, że Was kocham tak? Jesteście tak wspaniałymi czytelnikami, że nie ma lepszych.
Do następnego!

środa, 12 grudnia 2012

26.


„Miłość nie pyta o nic,
bo kiedy zaczynamy się nad nią zastanawiać,
ogarnia nas przerażenie, niewypowiedziany lęk,
którego nie sposób nazwać słowami.
Może jest to obawa bycia wzgardzonym,
odrzuconym, obawa, że pryśnie czar?
Może wydaje się to śmieszne, ale właśnie tak się dzieje.
Dlatego nie należy stawiać pytań, lecz działać.
Trzeba wystawiać się na ryzyko.”


- Nic mu nie będzie. Po prostu zasłabł, ale i tak proponuję przełożenie najbliższych koncertów. Musi odpocząć przez minimum dwa tygodnie – lekarz rozmawiał z moją mamą i Scooterem. Oboje kiwali głowami, jak małe dzieci, którym tłumaczono czego nie wolno robić, a co można.
Podniosłem się z kanapy, a obok mnie od razu znalazła się moja mama. Przytuliła mnie mocno i pocałowała w czoło.
- Synek. Co ci jest? – wyrwałem się z jej obięć. Cała ekipa podążała za mną. Wszedłem do łazienki i zamknąłem za sobą drzwi. Oparłem się o zlew i spojrzałem w lustro.
- Ty pieprzony idioto – syknąłem. Mimo chęci pozostania chociaż przez moment sam, ktoś zaczął się dobijać do drzwi.
- Justin. Otwórz – moja nauczycielka śpiewu. Mogłem się tego spodziewać. Gdy tylko jej otworzę zacznie prawić mi kazania, że muszę uważać na siebie bardziej niż normalni nastolatkowe.
- Nie! – krzyknąłem i przemyłem twarz zimną wodą.
- Nie wrzeszcz! – usłyszałem zza drzwi. Otworzyłem je z zamachem. Wszyscy spojrzeli na mnie jak na wariata.
- Cholera jasna mam ochotę wrzeszczeć! Mam siedemnaście lat i nie mam zamiaru siedzieć cicho! Już mam serdecznie dosyć tego, że każdy skacze wokoło mnie jak bym był, jakimś pieprzonym okazem w muzeum! Zostawcie mnie w spokoju - każdy patrzył na mnie niezrozumiałym wzrokiem. Wyszedłem z pomieszczenia zatrzaskując głośno drzwi. Skierowałem się do garderoby i czym prędzej przebrałem w ciemną podkoszulkę i szare rurki. Zmieniłem buty i ruszyłem do mojego autobusu koncertowego. Na dworze było ciemno. Cholera ile ja byłem nieprzytomny?!
- Hej – przywitałem się z kierowcą i skierowałem się do mojego „pokoju” oddzielonego czymś w rodzaju kurtyny.
Gwałtownie opadłem na łóżko i zakryłem się kocem po sam czubek głowy.

 Roxana

Po moim ciele przechodziły ciarki. Cała się trzęsłam. Jesica postawiła przede mną melisę.
- Nic mu nie będzie – uspokajała mnie, głaszcząc po dłoni. Zaczęłam dmuchać w gorący napój, aby w nieznacznym stopniu go ochłodzić.
- A jak to coś poważnego? Jessica powiedz coś! – wrzasnęłam tak głośno, że byłam niemal pewna iż usłyszeli nas sąsiedzi.
- Zadzwoń. Jeden telefon nic nie zmieni. Zmieniłaś numer. Jak odbierze i odezwie się to znaczy, że nic mu nie jest i w najgorszym wypadku leży w szpitalu na obserwacji. Jeśli nie odbierze to spróbujesz za kilka minut – patrzyłam się na nią przez kilka chwil i to był dobry pomysł. Nie miał mojego nowego numeru.
Wybrałam tak doskonale znany mi numer i odczekałam kilka sygnałów. Odezwał się zachrypnięty głos.
- Słucham – warknął wściekle do słuchawki. W moim sercu odnowiła się rana, która teraz pulsowała. Miałam ochotę zwinąć się z bólu i zawyć.
- Przepraszam, pomyłka – odpowiedziałam mało zrozumiale. Rzuciłam komórką i zwinęłam w kłębek. Jessica przytuliła mnie delikatnie gładząc po głowie.
- Co z nim? – szepnęła po chwili. Wyprostowałam się i wtuliłam w nią płacząc, i śmiejąc się jednocześnie.
- Nic mu nie jest – ona oderwała mnie od siebie i spojrzała w oczy.
- To czemu ryczysz? – spojrzała niezrozumiałym wzrokiem.
- Bo to boli. Boli mnie kiedy słyszę jego głos – otarła moje łzy i powiedziała wyraźnie.
- NIC MU NIE JEST. MYŚL TYLKO O TYM. NIC MU NIE JEST – kiwnęłam głową na znak, że rozumiem. Starałam się nie myśleć o tym, że do mnie mówił. Myślałam tylko o tym, że był zdrowy i nic mu nie jest.
- A teraz zrobimy sobie babski wieczór. W końcu przyszła mamusia musi się rozluźnić – Jessica wstała z kanapy i wyciągnęła do mnie rękę. Poszłyśmy po koce i poduszki. Zniosłyśmy to na dół i rozłożyłyśmy przed kanapą. Z wierzy stereo leciała muzyka, a mnie Jessica zaczęła robić maseczkę.
Analizując całą sytuację, byłam coraz bardziej jej wdzięczna. Podniosła mnie na duchu w najgorszej sytuacji. Zawsze stara się poprawić mi humor. Gdyby jej teraz tutaj ze mną nie było… gdybym była sama w mieszkaniu. Najprawdopodobniej by mnie nie było.
- Dziękuję – wyszeptałam i uśmiechnęłam się delikatnie.
- Nie ma za co – odpowiedziała mi Jessica i dalej wcierała jakieś mazidło w moją twarz.

 Justin

Powinienem się cieszyć tym, że tutaj jestem. Że jestem u siebie w domu. Ale to mnie jednak przerastało. To wszystko. Nie potrafiłem zapanować nad uczuciami. Targały mną jak nigdy do tej pory.
Miałem ochotę rzucić się z mostu, albo wbiec wprost pod maskę samochodu. Po dłuższej chwili namysłu dałem sobie z tym spokój. Wiedziałem, że zawiódłbym moich Beliebers. Powtarzam im, że z każdej sytuacji jest wyjście. Gdybym coś sobie zrobił, zawiódłbym ich, co oznaczałoby, że moje słowa były rzucane na wiatr. Nie mogłem na to pozwolić.
Zarzuciłem na siebie kurtkę i rzuciłem krótkie „wychodzę” w stronę mamy, która czytała książkę w fotelu. Na zewnątrz panował półmrok.
Nie dawał mi spokoju ten wczorajszy telefon. To niewyraźnie „Przepraszam, pomyłka”. Głos był dziwnie znajomy, a kiedy się odezwał w środku poczułem ulgę. To Ona?
Potrzęsłem głową. Przecież to nie jest prawda. Już sam nie wiesz co robisz.
Zobaczyłem jakieś auto. Wyszedłem na środek jezdni.
- Justin nie! – usłyszałem. Obejrzałem się wokoło. Nigdzie Jej nie było.
- Proszę cię zejdź z tej jezdni! – Jej zły głos szumiał w moich uszach. Auto zaczęło na mnie trąbić. Zszedłem posłusznie z jezdni. Kierowca rzucał jakieś obelgi skierowane do mnie. Mało z nich zrozumiałem.
- Wariujesz – szepnąłem i zarzuciłem kaptur na głowę. Ruszyłem do tak znanego mi domu. Zadzwoniłem do drzwi.
- Hej – otworzył mi Dudu. Uśmiechnął się delikatnie i zaprosił do środka.
- Cześć – odpowiedziałem mu i niepewnym krokiem wszedłem do domu.
- Dobrze wiesz, że ci nie powiem gdzie jest Roxana – powiedział i podał mi do reki szklankę pepsi.
- Wiem, ale mógłbyś jej coś przekazać? – kiwnął głową na tak. – Poproś ją, aby podała mi przynajmniej jeden prawdziwy powód dlaczego wyjechała, a dam jej spokój.
- Justin… - zaczął, ale przerwałem mu ruchem dłoni.
- Proszę – szepnąłem. Dudu nieznacznie przytaknął mi głową. Uśmiechnąłem się do niego i wyszedłem. Poszedłem do Christiana. Do mojego przyjaciela.
- Pomóż mi jakoś – rzuciłem gdy tylko otworzył mi drzwi. On uśmiechnął się do mnie i poklepał po plecach.
- Dasz radę.
____________________________

Czytasz = Komentujesz

Cześć! Wczoraj nie dodałam rozdziału bo padałam z wyczerpania i nawet nie miałam siły przyciskać przycisków na klawiaturze. 
Tak więc do następnego. #SeeU

poniedziałek, 10 grudnia 2012

25.


 - Roxana? Wstałaś już? – zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, Jessica weszła do pokoju. Musiałam wyglądać okropnie sądząc po jej minie.
- Roxana! Miałaś rozpocząć nowe życie! A nie siedzieć i rozpamiętywać stare – usiadła na skraju łóżka. Popatrzyła na mnie z troską.
- Wiem. Ale… – zamachała rękoma i przerwała mi.
- Nie ma już żadnego "ale" rozumiesz? Od dzisiaj zaczynasz nowe życie, jasne? – chwyciła mnie za dłoń i spojrzała w oczy.
- Mniej więcej – tylko na tyle było mnie stać na obecną chwilę. Przeczesałam włosy dłonią i spuściłam wzrok.
- Powiedzmy, że się rozumiemy – uśmiechnęła się delikatnie. – Wstawaj. Zjemy coś, ogarniemy się bo wyglądamy obrzydliwie i pójdziemy na miasto – widząc mój wyraz twarzy zaczęła mówić dalej. – Nie będziesz tu siedziała cały dzień. Wybij to sobie z głowy. No jazda! Wstawaj! – zeskoczyła z łóżka i zerwała ze mnie energicznie pościel. – Wstawaj! Szkoda dnia! – posłała mi uroczy uśmiech i wybiegła z pokoju.
Ona zwariowała. Nie spałam całą noc, a ona każe mi się ubierać. I to z uśmiechem na twarzy. Ona nie ma pojęcia jakie to uczucie. Nosić w sobie nowe życie. Życie, które na dodatek w połowie należy do kogoś kogo się kocha ponad wszystko, a z kim nie możesz być.
- No jazda! Bo przyniosę zimną wodę! – dobiegł mnie krzyk Jessicy za ściany.
Cudownie. Mieszkam ze świruską.
Nie chcąc jej denerwować, wstałam i ogarnęłam łóżko. Podeszłam do szafy. Wyciągnęłam stary, fioletowy podkoszulek i jakieś dżinsy. Przerzuciłam ciuchy przez ramię i powędrowałam do łazienki. Jak na zawołanie pojawiła się obok mnie Jessica.
- No chyba żartujesz. Nie wyjdziesz w tym z domu – wyrwała mi ubrania, zwinęła je w kulkę i wyrzuciła do kosza.
- Oszalałaś ?! Czemu to zrobiłaś ? – zaczęłam na nią wrzeszczeć. Zdenerwowała mnie swoim zachowaniem.
- Bo jesteś piękna. Dam ci dzisiaj coś swojego, a później idziemy na zakupy – zrobiłam obrażoną minę i oparłam się o ścianę.
- No nie fochaj się. Zaczekaj tu chwile, zaraz wracam – tylko przewróciłam oczami. Po kilku minutach wypadła jak wyścigówka ze swojego pokoju z ubraniami w rękach. Podeszła do mnie z wielkim bananem na twarzy.
- Masz. Idź do łazienki, ubierz się i przyjdź się pokazać – załadowała mnie do łazienki. Miałam w dłoniach białą, luźną bluzkę na ramiączkach, która odsłaniała mój brzuch, krótkie, jeansowe spodenki  ze złotym paskiem. Nagle zza drzwi wyleciały buty. Jak się spodziewałam koturny. Były białe, a miejscami prześwitywała złota nić.
Wzięłam prysznic i wytarłam się ręcznikiem. Wtarłam w swoje ciało miętowy olejek do ciała. Wysuszyłam i rozczesałam włosy. Z przerażeniem spojrzałam na koturny. Były piękne, ale zdecydowanie nie nadawały się dla mnie.
Ubrałam bluzkę, naciągnęłam spodnie i zapięłam pasek. Z powątpieniem spojrzałam na buty. Ostrożnie założyłam je na nogi i wyszłam z łazienki.
- W końcu możesz pokazać światu jaka jesteś śliczna – Jessica uśmiechnęła się szeroko. Odwzajemniłam jej uśmiech, jednak uśmiechały się tylko usta. Nadal nie byłam pewna czy dobrze postąpiłam. Czas będzie musiał pokazać.
- Chodź na śniadanie – pociągnęła mnie za dłoń. Nie mając siły odmawiać, pomaszerowałam za nią w moich botanicznie wysokich butach.
- Super. Witaj nowe życie – spuściłam głowę i zabrałam się do jedzenia.
Przez resztę posiłku myślałam jedynie o tym czy dobrze zrobiłam.
 
Justin
 
- Nie chcę tego jeść rozumiesz?! – Kenny spuścił głowę, zabrał talerz i wyszedł z garderoby.
Jemu też się nie udało. Nikomu się nie uda. Od paru godzin próbują przekonać mnie żebym coś zjadł. Nie rozumieją, że jedzenie to teraz dla mnie najmniej ważna rzecz.
Z samego rana podjechałem pod dom Roxany. Dobrze zdawałem sobie z tego sprawę, że i tym razem nie uda mi się odwieść ją od wyjazdu. Jednak pojechałem i chciałem spróbować jeszcze raz. Niestety, było za późno. Na próżno stałem pod jej domem przez pól dnia i niemal błagałem o to, aby mi powiedzieli gdzie obecnie mieszka. Nie dowiedziałem się niczego. Zrezygnowany przyjechałem na próbę do dzisiejszego koncertu. Na scenie dawałem z siebie wszystko, ale nawet tam cały czas myślałem o niej. Przez to byłem kompletnie nieobecny. Niemrawo przytakiwałem głową na każde pytanie czy jakąkolwiek sugestię.  
Spojrzałem w lustro. Makijażystka świetnie zamaskowała cienie pod moimi oczami. Na pierwszy rzut oka wyglądałem tak jak zwykle. Jednak ktoś, kto mnie dobrze znał zauważyłby, że zamiast oczu mam dwie dziury, ziejące pustką.
Spuściłem głowę i schowałem twarz w dłoniach. Mój świat się wali. A muszę udawać, że jestem szczęśliwy tylko po to, aby media nie miały kolejnej „smutnej nowiny”.
Siedziałbym tak pewnie długo, ale tym razem Alfredo przyszedł poinformować mnie, że czas ruszyć na scenę. Wstałem i patrząc w ziemię szedłem za nim. Postawił mnie z boku sceny, poklepał po plecach i odszedł. Zamknąłem oczy. Próbowałem myśleć o czymś przyjemnym, ale niezbyt mi to wychodziło. Usłyszałem głos Jacka. 4,3,2,1 i idziesz! Wybiegłem na scenę z szerokim uśmiechem na ustach. Zewsząd dobiegał mnie ogłuszający pisk.
- Witaj Denver! – jeszcze głośniejszy pisk. – Macie ochotę na niezła zabawę? – znów pisk. – No to zaczynamy! – dobiegły mnie pierwsze takty „All around the world”. Sam nawet nie wiedziałem w jakiej kolejności uporządkowane są piosenki.
Za każdym razem patrząc w publiczność, przed oczami stawała mi Ona. Stała i uśmiechała się szeroko do mnie. Potrząsnąłem głową i już jej tam nie było. Chwile później stała w trzecim rzędzie śpiewając z tłumem. Widziałem ją dosłownie wszędzie. Słyszałem w słuchawce w uchu „Bieber weź się w garść! Masz promować trasę!” Nie słuchałem. Przestałem śpiewać. Widziałem tylko jej twarz. Świat wokół mnie zawirował i ostatnie co usłyszałem to głośne krzyki publiczności…
____________________________

Jestem do bani. Mimo, ze tak bardzo chciałam coś do pisać do tego rozdziału, to i tak jest nudny jak flaki z olejem. Jestem zła na siebie, ponieważ sama pisałam ten rozdział jakiś rok temu na bloga na Onet i wydawał mi się siódmym cudem świata, a teraz to JEDNO WIELKIE NIC. 
Stwierdzam, że ze mnie taka pisarka, jak z mojej wychowawczyni wyluzowana osoba.
No nic. Musicie przecierpieć moje wielkie nic, a ja się zastanawiam co dalej z blogami.

niedziela, 9 grudnia 2012

24.


- Justin, odejdź – podniosłam się z miejsca. Oparłam czoło o drzwi, pociągając nosem. Przyłożyłam do nich dłonie, tak jakbym chciała nimi odepchnąć chłopaka.
- Daj mi wszystko wytłumaczyć. Ostatni raz.
Jego głos za każdym razem mnie zachwycał. Ta złocista barwa przyprawiała mnie o dreszcze. W jednej chwili usłyszałam w głowie jego dźwięczny śmiech. Zdawało mi się, że przepełnił cały pokój.
- Ja nie…
- Proszę – przerwał mi. W tym momencie zdałam sobie sprawę, że nie odpuści.
Uchyliłam delikatnie drzwi. Jego mokre policzki błyszczały w słońcu, a czerwone oczy bardziej podkreślały sińce pod oczami.
Wyszłam niepewnie na ogród. Stanęłam pod wielkim dębem i usiadłam na trawie. Schowałam głowę między kolanami. Poczułam ciepłą dłoń, która kciukiem delikatnie masowała wierzch mojej.
- Roxana…

 Justin

Moje serce wrzeszczało. Błagało ją, żeby została. Jednak jeżeli to miałoby być dla niej lepsze, gdyby miała mniej cierpieć… Ja byłem tutaj mniej ważny. Ona stała na pierwszym miejscu.
Usiadłem obok niej i dotknąłem niepewnie wierzchem dłoni, jej dłoń.
- Roxana. Proszę Cię nie wyjeżdżaj – po raz setny tego dnia powtórzyłem jej to. Ona spojrzała się na mnie.
- Justin, zrozum – podniosła delikatnie głowę do góry. – Tak będzie lepiej. Z czasem o mnie zapomnisz. Nie będę przyprawiać ci więcej problemów. Znajdziesz inną dziewczynę dla której stracisz głowę. Obiecuję – kucnąłem naprzeciwko niej. Po jej policzkach płynęły łzy. Po moich chyba też, ale już nie byłem w stanie odróżnić tego co się w około mnie dzieje.
- Nie obiecuj mi, że zapomnę, bo wiem, że tak nie będzie – powiedziałem stanowczo. Wypuściłem powietrze z ust i spojrzałem się prosto w jej oczy. Uśmiechnąłem się blado i chwyciłem jej dłoń. – Ale za to obiecaj mi, że tak będzie lepiej. Lepiej dla Ciebie.
Zaczęła szybciej oddychać. Nerwowo wodziła wzrokiem po mojej twarzy. Jej ręce zacisnęły się kurczowo na moich. Po chwili je puściła.
- Obiecuję – wyszeptała. Spuściła głowę i zaczęła cicho szlochać. Sam płakałem jak dziecko.
- Roxana – chciałem jej coś powiedzieć. Sam nie wiedziałem co. Chciałem ją błagać?
Wstała energicznie i zaczęła odchodzić.
- Obiecuję – odwróciła się na moment. Jednak zaraz potem odwróciła się na pięcie i pobiegła do domu.
Czułem jak moje serce zostało rozbite na tysiące malutkich kawałeczków. Serce… jego i tak już tam nie było. Teraz tam był jedynie mięsień, który przytrzymuje mnie przy życiu. Kiedy zatrzasnęła drzwi. Rozpadłem się. Równie dobrze mogliby mnie wymazać z listy żyjących na tym świecie.

 Roxana

Otworzyłam następną walizkę i zaczęłam pakować do niej kolejne ubrania. Moje serce biło jak szalone, a policzki piekły. Nie wiedziałam czy robię dobrze czy źle. Bo kto mi miał to powiedzieć? Serce nie funkcjonowało tak jak powinno, a mózg myślał o kimś mieszkającym trzy przecznice dalej.
- Na pewno chcesz wyjechać dzisiaj w nocy? – do pokoju, niepewnym krokiem, weszła ciocia. Usiadła na łóżku i spojrzała na trzy walizki, dwa pudła i kilka ubrań które za jednym zamachem włożyłam do ostatniej walizki i zasunęłam zamek. Usiadłam obok niej i oparłam głowę o jej ramię.
- Nie wiem. Ja już nie wiem co robię – wyszeptałam przymykając oczy.
- Roxana, powiedz mu – wstałam i pokręciłam przecząco głową. Do pokoju wszedł Dudu. Złapałam w rękę uchwyt od walizki i razem z nią wyszłam z pokoju. Ciocia szła za mną, a za nią Dudu. Każdy coś niósł. Posadzili mnie na kanapie w salonie, a sami ruszyli po resztę. Kiedy wszystko było zniesione usiedli na przeciwko mnie.
- Jesteś pewna? – ciocia spojrzała na mnie znacząco. Płynnymi ruchami gładziła wierzch mojej dłoni.
- Tak. Możemy jechać? Czy czekamy na Jessice? – wstałam i chwyciłam torbę, aby dojść z nią do garażu.
- A nie lepiej rano?
- Nie – odpowiedziałam tak szybko, że niemal nienaturalnie.
Jeszcze chwilę porozmawialiśmy o mojej przeprowadzce, a potem zaczęliśmy wszystko wnosić do garażu. Kiedy zapakowaliśmy ostatnie pudło do obszernego auta, dołączyła do nas Jessica z jedną obszerną walizką.
Wpadłam w jej ramiona. Włożyła mi do ręki klucze.
- Co to? – spojrzałam na nią niepewnie.
- Twoje klucze – uśmiechnęła się promieniście.
- A ty? Nie jedziesz? – wystraszyłam się nie na żarty. Ona roześmiała się.
- Jadę. Musisz mieć swoje klucze, prawda? – uśmiechnęłam się delikatnie.
Mieszkanie należy do jej rodziców. Mieszkali w nim zaraz po tym kiedy się ożenili. Potem ich sytuacja finansowa gwałtownie się poprawiła i przeprowadzili się tutaj. Mieszkanie zostawili dla siebie, jako zabezpieczenie. I jak się okazało, była to najlepsza rzecz jaką dla mnie zrobili.
- Jedziemy? – Dudu podszedł do nas. Przyciągnął Jessicę do siebie i pocałował ją czule w czoło. Automatycznie odwróciłam wzrok w drugą stronę.
- Chyba tak – szepnęłam i podeszłam do cioci. Przytuliłam ją mocno.
- W każdej chwili możesz wrócić – pocałowała mnie w policzek i cicho załkała.
- A ty w każdej chwili mnie odwiedzić – zaśmiałam się przez łzy.
- Zbierajcie się już – odeszłam od kobiety. Wsiadłam do auta na tylnie miejsce pasażera. Dudu prowadził. Jessica siedziała obok niego. Oboje rozmawiali, a ja wpatrywałam się w krajobraz miasta. Sama nie pamiętam kiedy zrobiło się jasno, a my zatrzymaliśmy się przed oszklonym wieżowcem.
- To miało być skromne mieszkanie – szturchnęłam Jessicę.
- No i jest – wzruszyła ramionami i wzięła dwie walizki.  – To tamten – wskazała na środkowy budynek. Wzięłam walizkę, a Dudu torbę i pudło. Próbował wziąć jeszcze jedno pudło, ale brakowało mu trzeciej ręki.
- Potem po nią przyjdę – powiedziałam gdy zamrugały światła auta na znak, że alarm został włączony.
Razem ruszyliśmy do windy. Żadne z nas się nie odzywało. Jessica wcisnęła przycisk z numerem dwudziestym. Dwudzieste piętro, mieszkanie numer sto szesnaście.
Niepewnie przekroczyłam próg mieszkania. Zaczynam nowy rozdział w życiu.
___________________________________________

Czytasz = Komentujesz

Gotowe! Nareszcie. Strasznie trudno było mi poprawić ten rozdział. Kolejne emocjonalne gówno. Jednak co jakiś czas musi się pojawić takie nic, aby potem było fajnie ;)



piątek, 7 grudnia 2012

23.


Ciocia zaparzyła mi melisę. Podała mi ją ze smutnym uśmiechem. Nie miałam na nic ochoty. Nie zebrałam się nawet na krótkie „Dziękuję”.
Wyszłam na ganek i usiadłam pod ścianą. Wyciągnęłam nogi, a głowę ułożyłam w takiej pozycji, aby móc spokojnie wpatrywać się w niebo.
Kompletnie nie wiem co zrobić ze swoim życiem. Gdyby nie ciąża, wszystko byłoby prostsze. Może nawet pogodziłabym się z Justinem. Dziecko? Jasne, tylko nie w tym wieku. Mam siedemnaście lat i głównie powinnam zastanawiać się co mam zamiar robić w weekend, a nie planować swoje życie pięć lat do przodu.
Moje myśli zmierzały w różnych kierunkach. Nie wiedziałam od czego mam zacząć. Miałam mętlik w głowie. Tego wszystkiego było za dużo. Stanowczo za dużo jak dla jednej osoby.
Chciałam zostać. Bardzo. Niczego innego tak nie pragnęłam jak tu zostać i powiedzieć Justinowi prawdę. Powiedziałabym mu o ciąży, a on by się ucieszył. Bardzo. Bylibyśmy razem. Czekalibyśmy na dziecko. Nasze dziecko. A gdy w końcu przyszłoby na świat bylibyśmy szczęśliwi. Justin opiekował by się nami. Mną i maluchem. Stalibyśmy się rodziną.
Tak to sobie wyobrażałam. A co jeśli miało być odwrotnie? Co jeśli dowiedziałby się o ciąży i kazał usunąć dziecko? Zmusił by mnie do tego?
Nie chciałam w to wierzyć, ale obie wersje były prawdopodobne. Szczególnie w głowie utkwiła mi ta druga. Byłam w stanie to sobie wyobrazić.
Justin krzyczący na mnie. Ja trzymająca się za brzuch. Zapłakana. On – bezwzględny.
Umiałam to sobie wyobrazić, ale nie chciałam w to wierzyć. Próbowałam przekonać samą siebie do tej pierwszej wersji. Ale nigdy nie byłam dobrym kłamcą…
 
Justin
 
Zatrzasnąłem drzwi i włożyłem kluczyk do stacyjki. Przekręciłem go. Moje auto zawarczało głośno kiedy docisnąłem pedał gazu. Chwyciłem kierownicę i ruszyłem z miejsca. Jechałem nadzwyczaj szybko. Można mi przyznać, że nigdy specjalnie nie stosuję się do ograniczeń prędkości, ale dzisiaj przeszedłem sam siebie. Co jeśli byłoby za późno? Co jeśli już wyjechała?
Na samą myśl przyspieszyłem. Wypadłem zza rogu i zaparkowałem kilka domów wcześniej. Wyskoczyłem z auta nawet go nie zamykając. Biegłem ile sił w nogach. Niedługo potem stałem już przed bramą.
Jak zadzwonię to pewnie mnie nie wpuszczą. Muszę jakoś wejść do ogródka.
Zanim jeszcze zdążyłem to przemyśleć, już wspinałem się po ogrodzeniu. Zeskoczyłem z niego lądując na ugiętych nogach. Znajdowałem się nieopodal drzwi wejściowych.
Mój rozsądek podpowiadał mi, abym nie pukał zwyczajnie do drzwi. Z drugiej strony jest wejście do kuchni, podsunął mi rozum.
Pobiegłem tam czym prędzej. Wypadając zza rogu gwałtownie się cofnąłem. Wychyliłem lekko głowę zza muru.
Siedziała stosunkowo niedaleko mnie. Miała wyprostowane nogi, a głowę opierała o ścianę. Włosy spadały jej lekko na ramiona. Miała na sobie większą, białą koszulkę i jasne dżinsy. To była moja koszulka. Zostawiłem ją jej, gdy wyjeżdżałem na koncert. Nie chciała jej później oddać. Lubiła w niej chodzić. Jej ciemne włosy silnie kontrastowały z bielą. Wyglądała fantastycznie. Jednak wyraźnie było widać cienie pod jej oczami. Odgarnęła włosy z prawego policzka i sięgnęła po coś obok. Wzięła w swoje chude dłonie kubek z parującym napojem. Coś mnie ruszyło. Sam nie wiem co. Wyszedłem zza ściany i skierowałem się ku niej. Zauważyła mnie, a zaraz potem podskoczyła delikatnie. Bała się. Poczułem się okropnie. Dziewczyna, którą kocham, najbardziej na świecie bała się właśnie mnie.
Obserwowała mnie z pewnym dystansem. Miała nierównomierny oddech. Z jej twarzy odpłynęła cała krew, przez co zrobiła się blada jak ściana.
Podszedłem blisko niej i kucnąłem. Patrzyła mi w oczy. Była równie mocno zdziwiona jak i przerażona. Spuściłem na chwilę wzrok. Spojrzałem na jej rękę. Od wewnętrznej strony widniały świeże rany. Zakręciło mi się w głowie.
- Roxana… czemu? Boże – delikatnie podniosłem jej dłoń. Spojrzałem na nią. Odwróciła wzrok i wyrwała rękę z mojego uścisku.
- Roxana spójrz na mnie. Proszę – nadal patrzyła w drugą stronę. Delikatnie objąłem jej twarz i obróciłem ku mnie. Bałem się jej dotykać. Wyglądała jakby miała się rozpaść. Spojrzała na mnie załzawionymi oczami. Po jej policzku zaczęły spływać pierwsze kropelki wody.
- Dlaczego to robisz ? To nie jest żadne rozwiązanie – spojrzałem jej głęboko w oczy.
- Dla mnie jest. To już nie twoja sprawa pamiętasz? – odciągnęła moje ręce od swojej twarzy.
- Robisz to przeze mnie. Więc to jest moja sprawa – podniosła się. Ja również wstałem.
- Nieważne – powiedziała cicho, znów spuszczając wzrok.
- Nie. To jest ważne. Dla mnie to jest bardzo ważne. Ty jesteś dla mnie ważna. Najważniejsza – powiedziałem dobitnie i objąłem jej twarz w dłonie. Starłem kciukiem kilka łez z jej policzków.
- Nie. Zostaw mnie – wyrwała się i szybkim krokiem zaczęła oddalać. Pobiegłem za nią i mocno chwyciłem za nadgarstek. Przyciągnąłem ją do siebie. Niewiele myśląc zacząłem ją całować. Nie wyrywała się. Wplotła palce w moje włosy i odwzajemniała pocałunki. Ja mocno objąłem ją w talii. Jednak ciągle cicho łkała.
 
Roxana
 
Całował mnie tak, że nie byłam w stanie się od niego oderwać. Tak bardzo za tym tęskniłam. Za jego ciepłem, zapachem. Za całym nim. Czułam się fantastycznie znów go całując. Moje ciało przechodziły przyjemne dreszcze. Jego wargi nadal były niesamowicie miękkie i przyjemne w dotyku. Jednak w mojej głowie zaświeciła się czerwona lampka. Machinalnie odepchnęłam go od siebie, cofając się do tyłu.
- Zostaw mnie – szepnęłam w jego stronę. On ciągle próbował przeniknąć mnie wzrokiem, co teraz mnie bolało. Jego wzrok bolał. Poczułam ukłucie w sercu, a zaraz potem w całym swoim ciele. Każda komórka błagała o jego obecność, jednak rozsądek i wspomnienia żyły swoim życiem.
- Błagam. Błagam zostaw mnie. Proszę – wyszeptałam po raz kolejny i zalana łzami pobiegłam do domu zostawiając go tam samego. Zatrzasnęłam za sobą drzwi. Całkowicie się rozklejając osunęłam się po ścianie. Ukrywając twarz w dłoniach szlochałam:
- Proszę… proszę… zostaw mnie… zostaw mnie…
___________________________________

Czytasz = Komentujesz

I oto mamy nowy. Nic się w nim nie dzieje, ale jest za to bardzo emocjonalny. 
Chciałam Was zaprosić na mojego drugiego bloga: justinbieber-glass.blogspot.com. Przywiązuję do niego dużą wagę, a bardzo mało osób go czyta. Mam nadzieję, że zajrzycie.
Dziękuję wam za wszystkie komentarze. Gotowych rozdziałów pozostało mi osiem sztuk. Tak, tylko osiem. Potem rozdziały będą się pojawiać co dwa - trzy dni. Mam nadzieję, że się nie zrazicie.
Tak, więc do jutra ;)


czwartek, 6 grudnia 2012

22.


Kolejny raz poczułam mdłości. Rzuciłam się do toalety, aby zwrócić moje dzisiejsze śniadanie. Przez ostatni tydzień, mdłości nie ustępowały, a nawet się nasilały.
- Gdzie jesteś? – usłyszałam głos Dudu, który dochodził z mojego pokoju. Oparłam policzek o chłodne kafelki mając nadzieję, że kojący chłód da jakieś zmiany. Kiedy zawroty głowy ustały, wróciłam do pokoju i usiadłam obok chłopaka.
- I sobota ci przepadnie – pokazałam mu język i weszłam pod ciepłą kołdrę.
- Nie martw się. I tak gdzieś wyjdę. Zazwyczaj w południe wszystko ustępuje – uśmiechnął się do nie cwaniacko, wstał i wyszedł. A mnie oświeciło. Moje mdłości występują tylko rano. Zaczęłam nerwowo liczyć dni. Zawsze wychodziło mi to samo. Okres spóźniał mi się o dwanaście dni. Cała się zatrzęsłam z nerwów. Szybko wstałam z łóżka i nerwowo zakładałam na siebie pierwsze lepsze ubrania. Wzięłam auto i pojechałam do apteki. Starsza aptekarka dziwnie się na mnie patrzyła, ale w końcu dała mi test ciążowy. Zapłaciłam i pojechałam do domu.

- Cholera – zakręciło mi się w głowie. Patrzyłam na dwie niebieskie kreseczki, które ukazały się na „ekraniku”. Sprawdzałam potem dziesięć razy czy dwie kreseczki dają wynik pozytywny.
- Dawaj mi ten pilot. Nie mam zamiaru oglądać kolejnej powtórki tego meczu – kłóciłam się z Justinem o pilot, który trzymał go w ręce i zacięcie komentował cały przebieg meczu, a następnie przedstawiał mi każdego zawodnika z osobna.
- Poczekaj.
- Już!
- Masz. Tylko nie włączaj… - przełączyłam na MTV, gdzie akurat leciał program „Nastoletnie matki”. Może nie przepadałam za nim, ale uwielbiałam denerwować Justina. – MTV – dokończył.
- Oglądaj.
- I na co tutaj patrzeć. Chłopak jest z nią z łaski, a zdradza ją na każdym kroku. Dwie niebieskie kreski na teście ciążowym to pierścionek zaręczynowy w dwudziestym pierwszym wieku – widocznie był zdenerwowany całym obrotem akcji, ale sam tego chciał. No może nie do końca.
- No, ale chyba musi wziąć za to odpowiedzialność. Jak zmajstrował jej dziecko to niech ma – próbowałam bronić tej dziewczyny i jak mi się zdawało, całej naszej płci.
- Ale on jej nie kocha. Nie łączy ich nic oprócz seksu, no i dziecka.
- A ty jak byś postąpił? – spojrzałam się na niego wymownie. On wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Ale zacznijmy od tego, że w tej chwili za nic nie mogę mieć dzieci bo wszystko ległoby w gruzach. Wszystkie plany i marzenia musiałaby ustąpić dziecku. Cały świat obróciłby się o sto osiemdziesiąt stopni.
- A gdybyś…
- Jeżeli to była przygoda na jedną noc, których od dawna nie miałem, wolałbym, żeby mi nic nie mówiła. Albo…
- CO?! – niemal pisnęłam i podskoczyłam na kanapie. Ten tylko zaśmiał się głupkowato.
- Nic.
- Justin – powiedziałam do niego groźnie, na co on się tylko uśmiechnął.
- I tak Cię kocham.
W jednej chwili w moich oczach pojawiły się łzy. Spadały po moich policzkach jak grochy. Było ich coraz więcej i więcej. Czułam, że wszystko się zawaliło. Całe moje życie.
- Roxana gdzie jesteś? – doszedł mnie czyjś głos z mojego pokoju. Znowu.
- W łazience – odpowiedziałam. Po chwili Jessica weszła do łazienki. Kiedy mnie zobaczyła, szybko podeszła do mnie i mnie przytuliła.
- Co się stało? – spojrzała się na mnie. Zaraz potem swój wzrok przerzuciła na przedmiot, który trzymałam w dłoni. – Test ciążowy? – chwyciła go. – Pozytywny? – kiwnęłam głową, a ona jeszcze mocniej mnie przytuliła.
- On nie może o niczym się dowiedzieć. Muszę wyjechać. Jak najszybciej. Nie wiem gdzie, ale muszę. Nie wiem czy w ogóle wrócę, ale proszę cię Justin nie może nic wiedzieć – zaczęłam mówić jak najęta. Jessica analizowała moje słowa.
- Czemu? Przecież jest ojcem i powinien…
- Nie chcę mu zniszczyć życia – przerwałam jej.
- A co z ciocią? – spojrzała się na mnie. Musiałam jej powiedzieć i to jak najszybciej.
- Nie wiem. Powiem jej. Zaraz. Już. Może zrozumie – podniosłam się i odruchowo otrzepałam spodnie. Kiedy schodziłam po schodach w głowie układałam swój monolog. I tak zostałam na zwyczajnym „Jestem w ciąży”.
Usiadłam obok cioci na kanapie i wyłączyłam telewizor. Spojrzała się na mnie zdziwiona, a zaraz potem na Jessicę.
- Muszę ci coś ważnego powiedzieć – szepnęłam. Jej oczy poszerzyły się dwukrotnie. – Jestem w ciąży – wydusiłam i spuściłam głowę.
- Roxana? To prawda? – podniosłam głowę ze łzami w oczach.
- Przepraszam – wychrypiałam. Poczułam jak ciocia mnie obejmuje. Rozkleiłam się na dobre.
- I co teraz zrobisz? – zdziwiła mnie reakcja. W głowie snułam najczarniejsze scenariusze.
- Nie wiem. Chcę wyjechać. A właściwie się wyprowadzić – powiedziałam jak najciszej się dało.
- Z Justinem? – pokręciłam przecząco głową.
- On nie może nic wiedzieć. Obiecaj, że nie wyjawisz mu co zamierzam.
- Co z nauką? – jej głos był roztrzęsiony. Nie wiedziałam sama co mam powiedzieć.
- Załatwię sobie domowe nauczanie. Ciociu ja nie mogę mu zniszczyć życia – uśmiechnęła się blado.
- A co z mieszkaniem?
- Ja jej dam klucze do naszego. Mama się zgodzi na pewno - uściskałam Jessicę jak najmocniej mogłam. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Postanowiłam zostawić je we dwie, a sama poszłam otworzyć. Wyjrzałam przez okno. Justin.
Mój oddech przyśpieszył. Dopiero teraz zrozumiałam co przed chwilą postanowiłam. Otworzyłam drzwi. Chłopak uśmiechnął się blado. Wyszłam na ganek zamykając je za sobą. Zatrzymałam się dopiero, kiedy ominęłam go. Odwrócił się dopiero po chwili. Dał krok do przodu. Moje serce wrzeszczało. Kazało mi wszystko powiedzieć. Jednak w tej rozgrywce wygrał mózg.
- Roxana, ja… - jego głos łamał się z każdą literą. Tak bardzo chciałam teraz się do niego przytulić. Poczuć jego zapach.
- Wiem. Chciałeś przeprosić. Dobrze wiesz, że to nic nie da.
- Daj mi ostatnią szansę – w jego oczach widniały łzy. Z każdym słowem było ich coraz więcej.
- Nie Justin. Wykorzystałeś wszystkie. To koniec – jego powieki przymknęły się, a spod nich popłynęły kolejny łzy. – Przepraszam, ale ja już tego nie wytrzymam. To dla mnie za trudne. Obiecuję ci, że za kilka dni już mnie tutaj nie będzie – spojrzał na mnie przerażonymi oczami. Jego twarz zrobiła się blada. Wyminęłam go, jednak on złapał mnie za nadgarstek. Odwróciłam się do niego. Pragnęłam wyobrazić sobie jego jako ojca. Jego dziecko. Poczułam na moich policzkach łzy.
- Tak będzie lepiej – wyszeptałam. Błądząc oczami po mojej twarzy, puścił mnie po chwili i pobiegł do auta. Po kilku sekundach już go tutaj nie było. Tylko szkoda, że zabrał ze sobą moje serce.
_________________________________

Kolejne komplikacje co do dodania rozdziału. Ale na szczęście jest i możecie czytać. 
Jak wam minęły mikołajki? Dostałam trylogię "Igrzysk śmierci". Jestem wniebowzięta ♥




Uwielbiałam tę sesję ♥