niedziela, 16 grudnia 2012

28.


Kiedy wróciłyśmy do domu opadłam bezwładnie na kanapę i nagle owiały mnie wątpliwości.
- Nie jestem pewna czy dobrze zrobiłam zgadzając się na to spotkanie, przecież nawet go nie znam – spojrzałam na przyjaciółkę.
- Przecież nie jesteś już z Justinem. Sama to powiedziałaś, a przecież, jeżeli się z nim spotkasz to go nie zdradzisz – podniosłam wzrok na dziewczynę, która splotła ręce na piersiach i rytmicznie potupywała nogą.
- Może masz rację, ale dziwnie się czuję – zaśmiałam się cicho. – Co mam ubrać? – sprytnie zmieniłam temat, tak aby Jessica zajęła się czymś innym niż rozprawianiem nade mną i moją teorią związaną z Justinem.
- Poczekaj – Jessica zniknęła za drzwiami swojej sypialni. Ja w tym czasie zaczęłam nad wszystkim rozmyślać. Przed oczami miałam ciągle tego chłopaka. Był niesamowicie podobny do Justina. Nawet poruszał się w podobny sposób. Może jest Belieber?
- Jest! – Jessica wskoczyła do pokoju trzymając w ręku wieszak, a na nim zwiewną błękitną sukienkę.
- Ty chyba żartujesz, że ja to założę – zjechałam ją wzrokiem.
- Nie żartuję – Jessica podskoczyła z radości, przykładając sukienkę z wieszakiem do mojego ciała.
- Spadaj! – wydarłam się na całe mieszkanie, uciekając przed nią i wieszakiem.
- Poczekaj – powiedziała spokojniej, ponownie znikając za tymi samymi drzwiami. Zaśmiałam się sama do siebie widząc jej podekscytowaną minę.
- Patrz, a co powiesz na to? – wskazała na jasno niebieskie jeansy i morską koszulę. – Do tego jeszcze czarne balerinki i strój gotowy – uśmiechnęła się do mnie.
- Dobra, ujdzie w tłumie – powiedziałam bez entuzjazmu, chwytając od dziewczyny zestaw. – W co ja się wpakowałam – wyszeptałam pod nosem i zamknęłam się w łazience.

- Jessica tylko bądź szczera – położyłam ręce na biodrach patrząc na przyjaciółkę. – Wiem, dziwne, że stroję się jakbym szła na randkę, ale sama mnie w to pakowałaś, muszę jakoś normalnie wyglądać – uśmiechnęłam się, przecząc swoim wcześniejszym słowom.
- Założysz do tego szpilki i będzie okej – wystawiła mi język, a ja czułam, że szykuje się ostra walka na śmierć i życie.
Po kilku chwilach wróciła do pokoju z butami na botanicznie wysokim obcasie.
- Moja droga, chyba ci coś na mózg padło, nie ubiorę szpilek, balerinki, albo wiem, najlepsze będą trampki! – pobiegłam do maleńkiej garderoby i wydostałam z niej białe conversy, które natychmiast zaczęłam wkładać je na stopy.
- Zostaw je, albo znowu wylądujemy na pogotowiu, tylko że tym razem to ty pójdziesz na ostry dyżur ze złamaną szczęką! – wyrwała mi buty z dłoni i wrzuciła je do swojego pokoju, zamykając drzwi na klucz, który sama nie wiem skąd, miała w dłoni.
- A balerinki? – skuliłam się jak niewinny kotek.
- Nie! – wrzasnęła, wkładając mi do dłoni wysokie szpilki.
- Nie. To ja nie idę  – zaprotestowałam. Stanęłam na jednej nodze i splotłam dłonie na piersi.
- To nie idź. Mi to jest obojętne – wyrwałam od niej buty i nerwowo założyłam je na stopy.
- Zadowolona? – warknęłam na dziewczynę – I co teraz? – położyłam dłonie na biodrach i uważnie przyglądałam się blondynce, która mierzyła mnie wzrokiem od góry do dołu.
- Fryzura – wyszeptała zachwycona.
- Boże, za jakie grzechy? – skrzywiłam się, kiedy Jessica pchnęła mnie do łazienki. – Zostaw, nie ruszaj będzie tak jak jest – odepchnęłam ją od siebie. – Podoba mi się tak jak jest, nie muszę się mu spodobać, chcę tylko pogadać – uśmiechnęła się
- Poczekaj – wymamrotała pod nosem przygryzając dolną wargę, co chwila coś poprawiając przy włosach.
- Nie, Jessica, proszę cię – miałam dość. Wyszłam z pomieszczenia ubrałam zapasowe trampki, i wyszłam z pokoju. Po drodze zerknęłam w wielkie lustro w holu i stwierdziłam, że nie wyglądam tak źle.
- Cioto to nie będzie randka - walnęłam się dłonią w czoło, śmiejąc się z własnej głupoty.
- Roxana, przepraszam za to  - podeszła do mnie przyjaciółka. – Jestem przewrażliwiona, szukaniem dla ciebie chłopaka – zaśmiała się.
- Nie musisz, przecież wiesz, że nie chcę, na razie nie  - Uśmiechnęłam się. – No chodź tu do mnie - podeszłam do dziewczyny i przytuliłam ją. – Jesteś przewrażliwiona na moim punkcie – Uśmiechnęłam się delikatnie do blondynki, na co ta przytaknęła głową.
- Wiem – zachichotała.
- Czasami tak, czasami nie – jeszcze raz ją przytuliłam.
Kiedy tak stałyśmy przytulone do siebie, pomyślałam ile dla mnie zrobiła i dla Dudu. Gdyby nie ona, tak na prawdę nie wiem co by się ze mną teraz działo. Pomogła Dudu w najcięższych momentach, kiedy ja leżałam skulona, na łóżku u mnie w pokoju i nie miałam siły iść do mojego brata. Oboje zawsze mi pomagają i chcą dla mnie jak najlepiej, a ja im w zamian praktycznie nic nie daje, oprócz swojej obecności.

Justin

Miałem wszystkiego dość, chciałem oderwać się chodź na chwilę od spraw, które nie ingerują w moje życie osobiste.
- Wracam do Kanady – oznajmiłem stojąc przed menadżerem.
- Jak chcesz – odpowiedział  i założył ręce .
- Dziś – dopowiedziałem. Ten nic, tyko pokiwał głową co oznaczało, że naprawdę się zgadza.

Spakowałem walizki, pojechałem na lotnisko i czekałem na odprawę. Nerwowo stukałem palcami w rączkę od walizki, rozglądając się dookoła i sprawdzając czy ktoś mnie tutaj przypadkiem nie rozpozna.
- Jesteś pewien? Jeżeli teraz wyjedziesz, wiesz jakie mogą być tego konsekwencje – Scooter spojrzał się na mnie spod ciemnych okularów i kaptura.
- A ty co byś wybrał? Karierę czy miłość? – nic nie odpowiedział tylko pokiwał głową na znak, że rozumie. – No właśnie – szepnąłem posuwając się o krok do przodu.

Siedząc w fotelu założyłem słuchawki na uszy, i oparłem głowę o siedzenie. Nawet nie wiem kiedy zasnąłem, ale obudziłem się gdy właśnie samolot dotykał ziemi.
- Nareszcie – powiedziałem w myślach. Chyba jako pierwszy wysiadłem z samolotu i skierowałem się po bagaż. Jak najszybciej wsiadłem ze Scooterem do podstawionego auta i ruszyłem pod swój dom. Jadąc, czułem że jestem tam gdzie powinienem być. Na miejscu wręcz wybiegłem z auta, by wejść i przywitać się z dziadkami, tak bardzo się za nimi stęskniłem. Jednak ciągle mi czegoś brakowało. Ta pustka w klatce piersiowej do której zdążyłem przywyknąć. Miałem nadzieję, że ta dziura wypełni się jakimś magicznym płynem, który pozwoli mi normalnie oddychać i w końcu poczuć, że żyję. Jednak kiedy tu przyjechałem ten płyn wypłynął razem z moimi łzami, które popłynęły jak wrząca lawa z wybuchającego wulkanu. Kiedy wszedłem do pokoju to na nowo wróciło. Ta cholerna świadomość, że żyjesz dla kogoś, kogo zraniłeś, kogo nadal kochasz i chciałbyś żyć dla niego... ale nie możesz. Nie możesz bo to co było między tobą, a drugą osobą odeszło... odeszło jak te dni spędzone razem z nią, jak te słowa, które szeptało się tej drugiej osobie na ucho. To wszystko odeszło. Odeszło w nicość.
- Justin! – zawołała ucieszona babcia
- Babciu! – krzyknąłem tuląc się do staruszki. – Tak bardzo tęskniłem – wycedziłem przez łzy, które były spowodowane tymi wszystkimi wspomnieniami
- Jesteś głodny? A po co ja się pytam, na pewno! – zaśmiała się. – Chodź zrobiłam twoją ulubioną szarlotkę – pogłaskała mnie po ramieniu.
- Dobrze, zaraz zejdę tylko rozpakuję walizki – odpowiedziałem przecierając mokre policzki. Babcia uśmiechnęła się dając znak, że odpowiada jej to, że wróciłem.

Otworzyłem walizki i wszystkie ciuchy pochowałem do szafek i szafy.
- Gotowe – przetarłem rękę o rękę mówiąc do siebie jednocześnie, wsunąłem walizki pod łóżko i zeszedłem na dół. Już na schodach było czuć zapach ciasta.
- Jakie smakowite zapachy – wyszczerzyłem się, gdyż liczyłem na największą porcję.
- Jeszcze trochę ciepła, chcesz do tego lody? – zapytała babcia, kładąc duży kawałek na talerzyk.
- Jak ty mnie dobrze znasz babciu – podszedłem do niej i objąłem ją. Zacząłem łapczywie połykać kolejne kawałki ciasta, na co moja babcia reagowała coraz to większym uśmiechem.
- Masz jeść, bo nie mam zamiaru cię widzieć takiego wychudzonego – zaśmiała się, a ja spojrzałem na jej troskliwe oczy. Dobrze wiedziała co mnie trapi, ale nie chciała tego poruszać przy wszystkich.  Dobrze wiedziała że sam sobie z tym nie radzę, ale czekała na odpowiedni moment, żeby pozwolić mi się wygadać.
- A tutaj masz lody – postawiła przede mną wielką porcję czekoladowych lodów.
- Dzięki – uśmiechnąłem się blado mając w myślach plan działania.
______________________________________

Rozdział beznadziejny, więc nawet nie proszę was o to, abyście komentowali moje słabe nic. Pociesza mnie jedynie świadomość, że niedługo zacznę pisać następne rozdziały od zera i będę miała nad tym pełną kontrolę.

11 komentarzy:

  1. Fajny rozdział:) Czekam na kolejny :) @moreofyou_baby

    OdpowiedzUsuń
  2. ONA MA BYĆ Z JUSTINEM! ;D
    nie dołuj mi się tu bo piszesz niesamowicie.<3
    Więc głowa do góry i pisać mi tu następny rozdział.:D
    Czeeeeeekam .:) :*


    @Michaelowax3

    OdpowiedzUsuń
  3. Beznadziejne nic?Nie żartuj kochanie<3.To było świetne z niedoczekaniem czekam na nn<3.
    @nastiily

    OdpowiedzUsuń
  4. No rzeczywiście..słaby:)
    Sory, ale wolę być szczera niż wciskać ci kit że jest super itp:)
    Czekam na nn !

    OdpowiedzUsuń
  5. Piszesz super,tylko niech Roxana i Justin do siebie wrócą,czekam na nn xD @mrsBieber1301

    OdpowiedzUsuń
  6. Kurwa ona musi być z Justinem, nie z tym padalcem.xd

    CO TY MU SIĘ TU DOŁUJESZ? WYJEBISTY W KOSMOS <3

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja żądam aby oni byli razem o XD! Wiem, że ja sobie żądać mogę a Ty i tak zrobisz swoje no, ale pogadać mi można XD Czekam na neswika:)

    OdpowiedzUsuń
  8. No proszę niech ona już wróci do Jusitna! :D
    Świetnie piszesz i nie marudź tutaj :P
    Dawaj szubko nn <3

    OdpowiedzUsuń
  9. Mi tam się podoba ;) najbardziej czekam na wspólną akcje Justina i Rox..chcę,żeby znowu byli razem!czekam na nn <3
    @Kinga38

    OdpowiedzUsuń
  10. Booskiee! ♥
    ONA NIE MOŻE BYĆ Z TYM DREW!!!!!!!!!!!!!!!!! Grrrrr...

    OdpowiedzUsuń
  11. Chcę żeby oni się spotkali. Nie może być z tym innym .__. Ona ma być z Justinem! I mają być szczęśliwą rodzinką C:
    informuj mnie o następnym rozdziale:
    @cytrynowykaktus

    OdpowiedzUsuń