poniedziałek, 23 grudnia 2013

59.

- Kochanie – mruknąłem Roxanie do ucha. Po chwili jej oczy otwarły się, a usta wygięły w uśmiech. – Dzień dobry – odwzajemniłem uśmiech i pocałowałem ją w czubek nosa, na co słodko zachichotała.
- Cześć – zmarszczyła nos i spojrzała na zegarek. – Za trzy godziny musimy jechać – jęknęła.
Domyśliłem się że chodzi jej o ostatnią wizytę u lekarza przed porodem. Oparłem się na łokciu i przyglądałem jej profilowi. Miała delikatnie zadarty nos, wydatne kości policzkowe i zarumienione policzki co dodawało jej nastoletniego uroku. Ciemne włosy leżały nieładem na jej klatce piersiowej i poduszce. Nachyliłem się i pocałowałem delikatnie w usta.
- Jesteś moja – szepnąłem. – Nikogo więcej – ponownie pocałowałem ją w usta, przedłużając pocałunek. Chciałbym zaciągnąć to uczucie ze sobą do grobu, chciałabym umrzeć z tym uczuciem na ustach.
- Tylko twoja – delikatnie się uśmiechnęła, kładąc dłonie na moich policzkach. – Nikogo więcej.
Westchnąłem, kiedy złe myśli przytłoczyły mnie po raz pierwszy tego dnia. Właściwie po raz pierwszy od dwóch dni.
- Wiesz, że przespaliśmy naszą noc poślubną? – zaśmiałem się.
- Tak bo zdążyliśmy zrobić swoje przed nią – wystawiła mi język, a ja opadłem na poduszkę obok niej.
- Jak wspominasz swój pierwszy raz? – wypaliłem. Po chwili sam zacząłem się zastanawiać czemu to powiedziałem. Swój pierwszy raz przeżyła ze mną, po balu na którym Nick chciał ją wykorzystać. To było ponad rok temu.
- Mój pierwszy raz? – usłyszałem jej roześmiany głos.
- Tak – usiadłem i zacząłem jej się przyglądać. Zastanawiała się nad czymś.
- Nie myślałam nigdy tak nad tym z tej strony, zawsze przywoływałam obrazy, a nie uczucia. Wiem, że nigdy tego nie żałowałam. Przed wszystkim, wyobrażałam sobie to wszystko gdzieś w domu w górach, z daleka od cywilizacji. Sypialnia z ogromnym łóżkiem, romantyczna kolacja we dwoje, potem ewentualnie wspólna kąpiel – wzruszyła ramionami, a ja zagryzłem wargi uświadamiając sobie, że jej pierwszy raz nie był w ani jednym podpunkcie taki jak ona sobie wyobrażała. – Ale teraz kiedy patrzę na to z perspektywy czasu, moje wyobrażenia były banalne. Każdy chłopak mógłby zorganizować coś takiego. Zrobić śliczną otoczkę, a nie liczyć się ze mną w łóżku. Mój pierwszy raz był idealny, pozwoliłeś mi zadecydować, pomogłeś mi. Pokazałeś, że tutaj nie liczy się doznanie ale uczucie bycia najbliżej jak to możliwe z drugą osobą – usiadła naprzeciwko mnie i szeroko się uśmiechnęła. – Nie myśl o tym że mój pierwszy raz nie był w ogóle podobny do tego który sobie wyobrażałam. Zawsze myślałam o całej otoczce, a nie o zbliżeniu – nachyliła się i pocałowała mnie w policzek. – Dziękuję ci Justin za najwspanialszy pierwszy raz na całym świecie.
Zaśmiałem się do siebie. Sam nie wiedziałem co czuję. Dumę? Radość? Spełnienie? Jednak ważne było to, że moja dziewczyna, kobieta, żona wspomina swój pierwszy raz jako najlepszy na świecie. Chciałabym aby wspominała tak każdy nasz następny raz, mimo że może już taki nie nadejść.
Zejdź z tych myśli – skarciłem sam siebie w głowie. Oprzytomniałem i spojrzałem na Roxanę, która bacznie mi się przyglądała.
- A twój pierwszy raz? – doszło mnie brzmienie jej głosu. Moje mięśnie automatycznie się spięły na samo wspomnienie.
Burdel, dziwka, brudna pościel i ściany.
Jesteś taki słodki – zabrzmiały w mojej głowie słowa tamtej dziwki, a na policzkach niemal poczułem znowu jej kciuki.
Przełknąłem gulę w gardle i skupiłem swój wzrok na stopach.
- Mówiłem ci już o nim – wzruszyłem ramionami.
- Nie powiedziałeś mi za dużo – chwyciła moją dłoń, a ja wziąłem głęboki oddech.
- Staram się o nim zapomnieć – mruknąłem. – Czasami obarczam mój pierwszy raz jako powód dlaczego traktowałem dziewczyny jak zabawki na jedną noc.
W mojej głowie zaszumiało kilka imion. Przypomniałem sobie ich płacz, kiedy dowiadywały się, że to wszystko było tylko i wyłącznie „dla mojej przyjemności”.
- To było na moich szesnastych urodzinach – poczułem jak Roxana mocniej zaciska moją dłoń. Spojrzałem na nią, a ona uśmiechnęła się pocieszająco. – Wtedy jeszcze byłem pewien, że mój pierwszy raz przeżyję z dziewczyną którą kocham, wierzyłem w miłość, ale po moim pierwszym razie to wszystko znikło – usłyszałem jak Roxana bierze nagły haust powietrza, ale zignorowałem to. – Trzech kumpli, starszych ode mnie o rok, wykupili dla mnie dziwkę, jak oni sądzili „prestiżową”. Nie chciałem tam iść, ale nie chciałem również wyjść na tchórza. Po imprezie poszedłem tam. Wzięła mnie do jakiegoś obskurnego pokoju i po prostu zaczęła rozbierać i całować. Nie wiedziałem co robić, byłem spanikowany. Sam dokładnie wszystkiego nie pamiętam, wiem że doznałem w niej spełnienia, a potem od razu wyszła.
Poczułem jak Roxana przytula mnie do siebie. Wtuliłem głowę w jej szyję i cicho westchnąłem. Delikatnie gładziła dłonią moje plecy, a ja przymknąłem oczy pod natłokiem wspomnień. Nie chciałem jej mówić o tym, że wcześniej zrobiła mi loda i zmusiła do zrobienia jej palcówki. Po moich plecach przeszedł nieprzyjemny dreszcz. To było ponad trzy lata temu, a ja nadal czułem obrzydzenie do siebie samego z tego powodu.
- Przykro mi Justin – usłyszałem jej ściszony głos. Wyprostowałem się i wzruszyłem ramionami.
- To była moja decyzja, której teraz żałuję, ale niestety nie mogę cofnąć czasu – przyciągnąłem brunetkę do siebie i splotłem nasze dłonie. – Czasami sobie myślę, że nasz pierwszy raz przypieczętował „nowego mnie”. Potem sobie wyobrażam, że to był właśnie mój pierwszy raz.
Tak właśnie było. Często, szczególnie wieczorami, myślałem nad „nowym ja”. Moje życie dzieliło się na trzy części: do szesnastych urodzin, od szesnastych urodzin aż do rozpoczęcia przyjaźni z Roxaną i od rozpoczęcia przyjaźni z Roxaną do teraz. Przyjaźń z Roxaną wymazała mój drugi etap życia. To tak jakby po prostu żyć do dnia szesnastych urodzin, zasnąć, a potem obudzić się w dniu kiedy mogłem normalnie rozmawiać z Roxaną.
- Chyba powinniśmy się szykować – dziewczyna jęknęła zerkając na zegarek. Za półtorej godziny mieliśmy się wstawić u lekarza, a jeszcze przed tym zabrać wszystkie ubrania z hotelu.
- Masz rację – podniosłem się z łóżka i podałem dłoń Roxanie, która wstała z łóżka. – Idź się szykować, a ja spakuję ubrania do walizki – pocałowałem ją w policzek, a ona ruszyła do łazienki.
Starałem się jak najdokładniej złożyć jej suknię ślubną, którą dzisiaj Jessica obiecała zawieść do pralni. Następnie włożyłem do walizki mój garnitur oraz resztę dodatków. Wziąłem wcześniej uszykowane ubrania i wszedłem do łazienki. Roxana właśnie zakładała na siebie zwiewną, błękitną sukienkę.
- Już wychodzę – rzuciła mijając mnie w drzwiach. Zaśmiałem się z jej pośpiechu na co ona rzuciła mi dziwne spojrzenie. Podszedłem do umywalki i wyszczotkowałem zęby. Przemyłem twarz, a następnie ułożyłem włosy. Szybko ubrałem szare rurki i biały t-shirt. Wyszedłem z łazienki, a następnie wrzuciłem resztę kosmetyków do torby. Założyłem buty i wzrokiem odszukałem Roxany. Siedziała na łóżku i jadła tosty z dżemem.
- Przynieśli śniadanie – uśmiechnęła się delikatnie. Usiadłem obok niej i wziąłem swoją porcję.
- Zaraz musimy jechać – powiedziałem biorąc duży kęs bekonu.
- Jeszcze dziesięć minut. Zdążymy zjeść śniadanie – kiwnąłem głową i z talerzem podszedłem do okna. Roiło się tam od fotoreporterów i jak na zawołanie poczułem wibracje w kieszeni. Wyciągnąłem komórkę. Na wyświetlaczu widniało „Scooter”.
- Co się dzieje? – spytałem kiedy odebrałem telefon.
- Ochroniarze już czekają pod waszym pokojem, wyjdziecie tylnym wyjściem do podstawionego auta. Dajcie już im swoje bagaże okej? – usłyszałem instrukcję. Skierowałem się do drzwi.
- Okej. Na razie – nie czekałem jak się rozłączy, tylko sam zakończyłem połączenie. Wyszedłem z pokoju i ujrzałem dwie znajome twarze. Zawołałem ochroniarzy do pokoju i podałem walizki.
- Dzięki – rzuciłem kiedy wychodzili z pomieszczenia. Kiwnęli porozumiewawczo głowami, a potem zamknęli za sobą drzwi. Odwróciłem się w stronę Roxany, która skończyła śniadanie. Podszedłem do łóżka i pomogłem dziewczynie wstać. Splotłem nasze dłonie i pocałowałem brunetkę w czoło.
- Musimy już iść do auta – powiedziałem ściszonym głosem. Roxana zacisnęła wargi i pokiwała głową. – Co się dzieje? – zaniepokoiłem się jej niewyraźną miną.
- Nic – wzruszyła ramionami. – Chodźmy – pociągnęła mnie w stronę drzwi. Obróciłem się ostatni raz w stronę pokoju, aby upewnić się że niczego nie zapomnieliśmy.
Wyszliśmy na korytarz i wolnym krokiem podeszliśmy pod drzwi windy. Nacisnąłem guzik przywołujący ją i spojrzałem na Roxanę. Była blada, jakby się strasznie czymś martwiła albo coś jej dolegało.
Spojrzała się na mnie i delikatnie uśmiechnęła, a wtedy srebrne drzwi winy rozsunęły się. Pozwoliłem jej wejść pierwszej do środka, kiedy ja wchodziłem, nacisnąłem przycisk nakazujący windzie jechać na parter. Objąłem delikatnie brunetkę i bacznie przyglądałem się jej zarumienionymi policzkami mocno kontrastującymi z bladą cerą.
- Na pewno wszystko dobrze? – ściągnąłem brwi, odsuwając z jej czoła zabłąkany kosmyk włosów.
- Tak – mruknęła. Nerwowo odchrząknąłem wiedząc że kłamie.
Drzwi otworzyły się, a ja znowu przepuściłem brunetkę. Po chwili dołączyłem do niej, a obok nas pojawiło się pięciu ochroniarzy. Pokierowali nas do tylniego wyjścia, a zaraz potem znaleźliśmy się w aucie. Przywitałem się z szoferem i podałem adres szpitala do którego teraz jechaliśmy z Roxaną.
- Widzę przecież – spojrzałem na dziewczynę wymownie. Ona tylko przewróciła oczami i wróciła do oglądanie widoków za oknem. – Roxana, martwię się o ciebie – potarłem jej dłoń. Odwróciła się do mnie i westchnęła.
- Wiem – wzruszyła ramionami. – Ale nie chcę cię martwić – zmarszczyła czoło. Spojrzałem na nią spanikowanym wzrokiem.
- Czym nie chcesz mnie martwić? – próbowałem zachować spokój, aby nie rozkazać jechać szoferowi szybciej, a najlepiej doczepić do auta odrzutowców.
- Nie wiem – mruknęła. – Po prostu mam dziwne przeczucie – mruknęła – albo to po prostu zmęczenie.
- Na pewno? – pomasowałem kciukiem wierzch jej dłoni.
- Tak – zagryzła wargę i wróciła do podziwiania widoków za oknem.
Starałem się zachować spokój, ale jednak mnie również dopadło to dziwne uczucie. Za pięć dni ma nastąpić poród, a co jeżeli w ciągu tych pięciu dni coś się wydarzy? Co jeżeli to będą ostatnie dni życia Roxany?
Spojrzałem na profil dziewczyny. Nachyliłem się i chwyciłem jej twarz w dłonie, a następnie delikatnie pocałowałem. Brunetka spojrzała się na mnie zaskoczona, a po chwili delikatnie uśmiechnęła.
- Kocham cię – szepnęła. Oblizałem usta i delikatnie pocałowałem dziewczynę w czoło.
- Ja ciebie też kocham skarbie – mruknąłem. Roxana oparła się tym razem o mnie, a ja objąłem ją ramieniem. Przez resztę drogi do szpitala rozmyślałem nad tym jak moje życie potoczy się zaraz po narodzeniu dziecka. Wiadomo, że wszystko ulegnie zmianie, ja sam się zmienię, ale jak bardzo?
- Dzień dobry – przywitała nas znajoma położna.
- Dzień dobry – odpowiedzieliśmy z Roxaną chórem. Zaraz potem dziewczyna położyła się na zielonym fotelu, a ja usiadłem na krzesełku obok.
- Jak się czujesz? – kobieta spojrzała spod okularów na Roxanę, zakładając w tym samym czasie białe rękawiczki i wylewając na odkryty brzuch brunetki zielony płyn.
- Jestem troszeczkę zmęczona po wczorajszym dniu, ale poza tym wszystko jest dobrze – delikatnie się uśmiechnęła, skupiając swój wzrok na monitorze. Po chwili pojawiły się na nim znajome kształty dziecka. Zagryzłem wargę starając się rozróżnić nóżki, główkę i rączki, ale kiepsko mi to wychodziło.
Może nie będziesz odpowiednim ojcem?
Przemknęło mi przez myśl. Zaraz potem odgoniłem to od siebie, wodząc wzrokiem za palcem położnej zarysowującym kształt dziecka.
- A teraz posłuchamy serduszka – uśmiechnęła się do nas, a zaraz potem rozległo się szybkie pukanie. Po kilkudziesięciu sekundach wszystko ucichło, a ja spojrzałem na Roxanę, która uśmiechała się szeroko.
Nie odczuwałem nic. Wewnątrz mnie była pustka. Powinienem się uśmiechać? Być wzruszony? Może skakać ze szczęścia? Sam nie wiedziałem jak reagować. Jak mam być wesoły i rozpromieniony skoro dla tego dziecka Roxana może poświęcić swoje życie, zostawiając mnie samego na pastwę losu.
- Wszystko jest dobrze – uściśnięcie mojej dłoni przez brunetkę przywołało mnie do rzeczywistości. – Widzimy się za pięć dni już na porodzie – starsza kobieta uśmiechnęła się do nas, ściągając rękawiczki.
- Oczywiście – Roxana odwzajemniła uśmiech, wycierając swój okrągły brzuch szmatką, a zaraz potem wrzucając ją do kosza.
- Do zobaczenia – pożegnaliśmy się z kobietą, a potem wyszliśmy z gabinetu.
- Teraz coś z tobą jest nie tak – brunetka spojrzała na mnie, spod opadającej grzywki.
- Nie zwracaj na mnie uwagi – wzruszyłem ramionami. – Chodźmy do kardiologa i wreszcie wróćmy do domu – pociągnąłem dłoń Roxany, a ona wolno ruszyła za mną.
Po kilkunastu minutach i zapewnieniach, że wszystko będzie dobrze na reszcie ruszyliśmy w drogę powrotną do domu. Szpitale mnie przytłaczały. Nie lubiłem tam być. Kiedy widziałem wszystkie smutne twarze, wiedziałem że ci ludzie cierpią. Niektórzy z nich nie mieli swoich rodzin, a nadal walczyli.
- Cześć mamo – przytuliłem niską kobietę, która szybkim krokiem podeszła do mnie i do Roxany, a następnie objęła nas oboje.
- Jak wam minął pierwszy dzień małżeństwa? – spojrzała się na nas z wielkim uśmiechem na ustach. Przewróciłem oczami, wyrzucając głowę do tyłu.
- Chyba normalnie – usłyszałem roześmiany głos Roxany.
- Idźcie odpoczywać, a ja zrobię dla was obiad – czując zbawienie, jak najszybciej skierowałem się z Roxaną do naszej sypialni. Usiadła na łóżku i rozejrzała się po pokoju.
- Musimy gdzieś powiesić zdjęcia ślubne – jej wzrok zawisł na wolnej ścianie obok łóżka. – Tutaj będą wisieć – zaśmiała się. Zawtórowałem jej bo teraz wyglądała jak czternastolatka dostająca swój wymarzony prezent. – Śmiejesz się ze mnie – wystawiła mi język. Podszedłem do niej i nachyliłem się tak, aby nasze oczy znajdowały się na równej odległości.
- Wiem – mruknąłem.
- Dlaczego? – ściągnęła brwi i wystawiła dolną wargę.
- Bo jesteś słodka.
- Nie jestem.
- Jesteś i za to cię kocham – cmoknąłem ją w usta. Wyprostowałem się i rozejrzałem po pokoju. – Muszę rozpakować walizki – podszedłem do nich i chwyciłem ich rączki. Zanim zniknąłem za drzwiami garderoby usłyszałem głos Roxany.
- Kocham cię Justin – spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się delikatnie.
- Ja ciebie też kocham, najmocniej na świecie – zagryzła dolną wargę, a ja wróciłem do garderoby.
Znowu wróciłem do rozmyślania o wszystkim. Roxana, dziecko, Roxana, dziecko. Wydawało mi się, że te dwa słowa odbijają się od kości czaszki. Nie wyobrażałem sobie życia bez mojej żony.
Zaśmiałem się sam do siebie. Czy kiedykolwiek bym pomyślał, że ożenię się z kimś w wieku dziewiętnastu lat? Było to dla mnie tak niedorzeczne jak to, że kiedyś kogoś pokocham i będę mieć z tą osobą dziecko.

- Roxana zaczekaj! Proszę! – krzyczałem za uciekającą dziewczyną. Udało mi się ją dogonić. Złapałem ją za ramię i zatrzymałem. – Dlaczego tak nagle wyszłaś? – zapytałem się jej zdyszany. Spuściła wzrok.
- Ja .. sama nie wiem. Po prostu wyszłam.
- Ale dlaczego? Powiedziałem coś nie tak ? – sam już nie wiedziałem co robić. Była dla mnie kimś więcej. Nie mogłem jej stracić.
- Po co w ogóle przepraszałeś? – zdezorientowała mnie. Jej oczy zaszły łzami. Nie chciałem by płakała.
- A uwierzyłabyś gdybym przeprosił cię na osobności? – mruknąłem.
- Ludzie nie zmieniają się ot tak. A na pewno nie z dnia na dzień. Nie w takim stopniu jak ty się zmieniłeś i naprawdę trudno mi jest uwierzyć w twoją przemianę – spojrzała mi w oczy. Czułem ukłucie w sercu. Niepewnie chwyciłem jej dłoń.
- Wczoraj zmieniło wszystko. Nawet nie wiesz co poczułem kiedy zamiast ciebie, zobaczyłem wraka człowieka na łóżku. Wtedy wszystko się zmieniło. Widocznie potrzebowałem wstrząsu, aby zrozumieć swoje błędy. Wybaczysz mi kiedyś? – lustrowałem każdy skrawek jej twarzy. Po jej policzkach zaczęły płynąć łzy, a ja nie wiedziałem co mogę dla niej jeszcze zrobić. – Nie płacz. Proszę… – delikatnie objąłem jej twarz dłońmi, ścierając kciukami łzy. – Spójrz na mnie – szepnąłem. Niepewnie uniosła wzrok. – Nie chcę żebyś przeze mnie cierpiała. Pozwól mi cię ochronić – dałem krok do przodu. Niczego bardziej nie pragnąłem niż pocałować ją. Oparłem o siebie nasze czoła. – Tylko o to cię proszę – zachrypiałem.
Jej oczy zahipnotyzowały mnie. Nie mogłem oderwać od niej wzroku. Delikatnie zbliżałem się do niej. Czułem jej miętowy oddech, szybko bijące serce i delikatne dreszcze wstrząsające jej ciałem. Sam czułem to samo.
Najpierw delikatnie musnąłem jej usta, jakby pytając o pozwolenie. Byłem niemal pewny, że jest to jej pierwszy pocałunek. Chciałem uczynić go wyjątkowym. Spojrzałem na nią badawczym wzrokiem i uśmiechnąłem się widząc jej uroczo zarumienione policzki. Wplotła palce w moje włosy, a ja ponowiłem pocałunek. Po kilku chwilach pogłębiłem go doszczętnie się w nim zatracając. Nasze usta znalazły swój własny rytm, którym oboje się napawaliśmy. Na sam koniec, mając jeszcze zamknięte oczy, delikatnie pocałowałem jej dolną wargę, aby zasmakować ostatni raz jej ust,
- Dziękuję – wyszeptała, zanurzając twarz w moim karku.
- Za co? – spytałem zdziwiony.
- Za to – niepewnie spojrzała mi w oczy.
- To był twój pierwszy pocałunek? – bardziej stwierdziłem niż spytałem. Było to na swój sposób wyjątkowe, mieć świadomość, że dziewczyna przeżyła z tobą swój pierwszy pocałunek.
- Tak – zarumieniła się. Odsunąłem ją delikatnie od siebie aby móc bez problemu spojrzeć jej w oczy.
- Nie ma się czego wstydzić – powiedziałem łagodnie.
- Mam siedemnaście lat i nigdy w życiu się nie całowałam – wymruczała.
- I to czyni cię wyjątkową. Tego można ci jedynie zazdrościć – przyciągnąłem ją do siebie i pocałowałem w czubek głowy.

- Skończone – skwitowałem sam do siebie, wrzucając do kosza ostatnią rzecz nadającą się do prania. Odłożyłem walizki na miejsce i wróciłem do sypialni. Stanąłem w progu przerażony.
- Justin – jej usta wypowiedziały niemo moje imię. Podbiegłem do dziewczyny, leżącej na podłodze.
- O mój boże – szepnąłem sam do siebie, dławiąc się własnymi łzami. – Mamo! – zacząłem krzyczeć jak najgłośniej. Drżącymi dłońmi wyciągnąłem telefon i wybrałem numer pogotowia.
- Boże – usłyszałem za sobą głos mamy, podczas gdy ja próbowałem sensownie podać informacje dotyczące Roxany. Kiedy pogotowie rozłączyło się, położyłem głowę dziewczyny na moich kolanach.
- Już jadą, wszystko będzie dobrze – wyszeptałem, próbując opanować drżenie całego ciała i łzy, które niekontrolowanie spływały po moich policzkach.
_________________________________

Możecie mnie ukamienować lub cokolwiek bo wiem, że zawiodłam. Jest mi trochę smutno bo już wielkimi krokami zbliżamy się do końca przygód Roxany i Justina. Mam nadzieję, że chociaż kilka osób jest nadal ze mną i wyrażą swoje zdanie, na temat tego jakże marnego rozdziału.
Dziękuję Wam i do napisania :) (kolejny rozdział już jest prawie napisany, więc spodziewajcie się go w sobotę/niedzielę)

sobota, 9 listopada 2013

58.

Rozejrzałem się po sali. Na środku, większość osób tańczyła do jakiegoś żywszego kawałka, a inni siedzieli i zawzięcie o czymś dyskutowali albo zajadali się smakołykami zgromadzonymi na stole. Spojrzałem się na zegarek. Było piętnaście minut przed dziesiątą – czasem wznoszenia toastów.
Poczułem na ramieniu opiekuńczą dłoń. Odwróciłem się w stronę Roxany i mimowolnie się uśmiechnąłem.
- Co się dzieje? – spojrzała na mnie badawczym wzrokiem.
- Nic, po prostu nie ułożyłem żadnego toastu – wzruszyłem ramionami i nerwowo się zaśmiałem.
- Wymyślisz coś – mruknęła i cmoknęła mnie w usta. – Na pewno powiesz coś niesamowitego – pogładziła mnie dłonią po policzku, a ja ucałowałem jej wnętrze.
- Dziękuję – szepnąłem.
Zaczęto grać wolną melodię. Wstałem i wyciągnąłem do Roxany dłoń.
- Zatańczymy?
Zaśmiała się i wolno wstała. Chwyciła moją dłoń, a ja poprowadziłem nas na parkiet. Delikatnie przyciągnąłem brunetkę do siebie, uważając na jej duży brzuch. Zaczęliśmy poruszać się w jednym rytmie. Roxana oparła głowę na moim ramieniu i poczułem jak delikatnie wzdycha. Uniosła wzrok  i spojrzała na mnie wesołymi oczami.
- Jestem szczęśliwa – zaśmiała się.
Gdybym miał kamerę, chciałabym nagrać ten moment. Zrobić zdjęcie, cokolwiek. Odtwarzałbym go do końca swoich dni, codziennie po kilka razy i wiem, że nigdy by mi się nie znudził. Jej uśmiech był dla mnie błogosławieństwem, sama jej obecność była darem, a słowa jestem szczęśliwa sprawiają, że niemal latam z radości. To była ta jedna z tych nielicznych chwil, kiedy chciałem podejść do każdego i wykrzyczeć, że jestem największym szczęściarzem na świecie. W tych momentach nic mnie nie przygniatało. Żadne troski czy obawy odchodziły, a ja napawałem się momentem, który trwał przez kilka sekund, ale dawał mi ogromną nadzieję i radość. Mogłem powiedzieć, że żyłem dla takich chwil jak ta.
Kiedy się zorientowałem, muzyka przestała grać, a ja sam siedziałem przy stoliku. Kelner podał mi kieliszek ze szampanem, a Roxanie wodę. Wiodłem wzrokiem za Dudu, który jako pierwszy szedł na scenę, aby wznieść toast.
- Chciałabym wznieść toast – nerwowo zaczął, a wtedy wszyscy wstali – ale usiądźcie bo mnie stresujecie – pomachał dłońmi, a cała sala zaniosła się śmiechem i każdy usiadł na swoim poprzednim miejscu. Spojrzałem na rozbawioną Roxanę, która w skupieniu patrzyła się na swojego brata i ściskała moją dłoń.
- Może zacznę od początku – mruknął. – Dwa lata temu Justin był chyba ostatnią osobą za którego Roxana mogłaby wyjść za mąż.
Zagryzłem nerwowo wargi. Poczułem jak Roxana ściska moją dłoń. Spojrzałem na nią, a ona uśmiechnęła się delikatnie.
- Przepraszam – mruknąłem i pocałowałem ją w policzek.
- Lecz od tego czasu wszystko się zmieniło. Pokochaliście się i macie potomka w drodze – uśmiechnął się znacząco – ale teraz wiem, że Justin był najlepszą możliwą rzeczą, która przytrafiła się mojej siostrze. Wiem, że jesteście razem szczęśliwi i mam nadzieję, że tak będzie do końca – wzniósł kieliszek w górę i wziął łyk szampana. Każdy wykonał ten sam gest.
Tym razem to ja wstałem aby wznieść toast. Szybkim krokiem wszedłem na scenę i podszedłem do statywu z mikrofonem.
- Kiedy zakochałem się w Roxanie, zmieniłem się. Wszystko w moim życiu nabrało barw, zacząłem rozumieć i dostrzegać wiele rzeczy. Mógłbym cię nazwać moim własnym aniołem stróżem, bo pokazywałaś mi to co jest dobre, a co złe. Oboje podejmowaliśmy złe decyzje jednak potrafiliśmy się do tego przyznać. Potrafiłaś mi wybaczyć, a wybaczyłaś wiele i jestem pewien, że jeszcze nie jedno będzie mi musiała wybaczyć. Jeżeli pozwolicie to zaśpiewam dla niej piosenkę – uznałem że entuzjastyczne kiwnięcia głowami gości, są pozwoleniem, więc odstawiłem kieliszek i poszedłem po gitarę, którą zabrałem ze sobą ze zamiarem zaśpiewania dla gości kilku piosenek, jednak nie spodziewałem się, że wykorzystam ją w toaście. Chwyciłem również krzesełko i zacząłem delikatnie szarpać struny, aby zaraz potem śpiewać piosenkę „Never let you go”.
Nawet nie zastanawiałem się nad wyborem utworu. Akordy same ułożyły się w znaną mi melodię.
- Nigdy nie pozwolę ci odejść – szepnąłem na koniec piosenki i spojrzałem się na Roxanę, która ukradkiem ocierała łzy spływające po jej policzkach. Goście weselni wznieśli kieliszki w górę i każdy wziął łyka. Odłożyłem gitarę i zszedłem ze sceny. Usiadłem obok brunetki i uśmiechnąłem się szeroko.
- Mówiłam że powiesz coś niesamowitego – zaśmiała się, a ja mocno ją przytuliłem.
- Kocham cię, wiesz? – szepnąłem jej do ucha.
- Wiem – odpowiedziała.
Kolejni goście wchodzili na scenę i wznosili toasty. Jednak ja już do końca wieczoru, nie mogłem oderwać od Roxany wzroku, mając wrażenie, że ostatni raz widzę ją tak szczęśliwą.

- Zapraszam – otworzyłem przed Roxaną drzwi do apartamentu w pokoju hotelowym. Dziewczyna weszła i usiadła na łóżku.
- Noc poślubna to bajka – dziewczyna zaśmiała się.
- Czemu? – usiadłem obok niej.
- Bo jestem potwornie zmęczona, a prawie nic nie robiłam – wzruszyła ramionami.
Zaśmiałem się i oblizałem zaschnięte usta.
- Z czego się śmiejesz? – dziewczyna szturchnęła mnie łokciem.
- Nie wiem – wydusiłem.
Zacząłem się niekontrolowanie śmiać, tak mocno, że zaczął mnie poleć brzuch i wylądowałem na podłodze zwinięty w kłębek.
- Ty się śmiej, a ja idę pod prysznic i spać – Roxana wstała, a ja sobie uprzytomniłem, że nic dzisiaj nie dodałem dla Beliebers na instagrama.
- Czekaj! – szybko podniosłem się i podszedłem do brunetki. – Muszę zrobić zdjęcia – wyciągnąłem z kieszeni telefon.
- Co? – dziewczyna uniosła ręce w górę.
- No weź – zrobiłem minę jedenastoletniego chłopca. Roxana ustawiła się na tle okna, które wychodziło na miasto. Zrobiłem kilka zdjęć, a potem nasze wspólne.
- Teraz możesz iść się myć – cmoknąłem ją w czoło.
- Dobrze wiedzieć – uśmiechnęła się. Kiedy zamknęła za sobą drzwi, dodałem na instagrama dwa zdjęcia i filmik, który nagrał Christian podczas naszego pierwszego tańca. Po kilku sekundach pojawiło się tysiące komentarzy. Przeczytałem kilka, a potem wszedłem na twittera, gdzie odpowiedziałem na tweety kilku osobom. Chciałabym w tym momencie ich wszystkich przytulić i powiedzieć, że kocham ich równie mocno jak Roxanę, jednak nie mogłem tego zrobić. Byłem z nich dumny, że zachowali dla mnie odrobinę prywatności i nie pojawili się tłumem przed hotelem.
Odłożyłem komórkę na szafkę nocną i ściągnąłem krawat, marynarkę i koszulę, przewieszając to wszystko na oparciu fotela.
- Justin mógłbyś mi podać moją koszulę nocną? – usłyszałem zza drzwi. Podszedłem do szafy w których Jessica poukładała nasze rzeczy na dzisiaj i jutro.
Znalazłem białą koszulę nocną i przewiesiłem ją sobie przez ramię. Zapukałem do drzwi i kiedy usłyszałem proszę nacisnąłem klamkę.
Roxana stała przed lustrem i czule głaskała swój brzuch. Podałem jej koszulę nocną i stanąłem za jej plecami.
- Za sześć dni – powiedziałem cicho. Dziewczyna uśmiechnęła się i złapała moją dłoń. Położyła ją na brzuchu, a ja poczułem jak dziecko się porusza.
- Chłopiec czy dziewczynka? – mruknęła.
- Chłopiec – zaśmiałem się.
- Czemu? – ściągnęła nos.
- No nie czujesz jak kopie? – stanąłem naprzeciwko niej i podałem jej koszulę. – Załóż bo się przeziębisz – skrzywiła się, ale wzięła ode mnie strój i wsunęła go na siebie. – Od kiedy jesteś taka chętna do chodzenia nago? – uniosłem brwi do góry.
- Mam na sobie bieliznę – pchnęła mnie dłonią w ramię.
- Która zakrywa jedną czwartą twojego ciała – wystawiłem jej język.
- Okej, od dzisiaj chodzę w długich spodniach, golfach czapce, rękawiczkach, szaliku i wszystkim innym co może mnie zakryć – założyła ręce na klatce piersiowej.
- A nie lepiej założyć takie coś, gdzie będzie ci widać tylko oczy? – wzruszyłem ramionami, a Roxana wyszła oburzona z łazienki. Zaśmiałem się i poszedłem za nią.
- Idź się myć – rzuciła.
- Pierwsza małżeńska kłótnia? – położyłem się obok niej na łóżku.
- Ty zacząłeś – odwróciła się do mnie plecami.
- Przepraszam – mruknąłem i pocałowałem jej kark. Z powrotem przewróciła się w moją stronę.
- Okej – zaśmiała się – ale naprawdę idź się myć.
Niechętnie wstałem z łóżka i poszedłem po świeże bokserki. Wziąłem szybki prysznic i wróciłem z powrotem do łóżka.
Położyłem się obok Roxany, a ona przytuliła się do mnie, kładąc głowę na moim ramieniu. Pocałowałem ją w czubek głowy i poczułem jak się uśmiecha.

- Dziękuję, że jesteś przy mnie – wyszeptała, a po chwili zasnęła.
__________________________
Przepraszam, rozdział miał być równy tydzień temu, ale się rozchorowałam i nie dałam rady go dokończyć. Co do rozdziału to mamy koniec wesela, i "noc poślubną". No cóż, w stanie Roxany dużo nie zrobią, ale Justin wydaje się być usatysfakcjonowany.
Tak ogólnie to dziwnie komentować to co się napisało samemu. Ale piszę to ja, bo was na to nie stać, nie potraficie, boicie się wyrazić własne zdanie, jesteście leniwi, nie wiem, ale na pewno macie jakieś swoje własne powody.
Teraz wszystko ogarnęłam i rozdziały będą się pojawiać regularnie (a tak mi się przynajmniej wydaje, jednak oczekuje od was 'zapłaty' w postaci komentarza). Mam nadzieję, że się wszyscy rozumiemy.
Dziękuję i do zobaczenia (lub napisania jak kto woli)

poniedziałek, 7 października 2013

57.

- Serio? Dopiero teraz mi to mówisz? Godzinę przed ślubem? – Christian chodził w tą i z powrotem po pokoju hotelowym, ubrany już w garnitur na ślub.
- Musisz zostać moim druhem, czy tam bocznym czy jak to się do chuja nazywa – wyrzuciłem ręce w górę.
- A Eva…
- Poradzi sobie – przerwałem mu ruchem dłoni. Usiadłem na fotelu i pochyliłem się do przodu, opierając brodę na splecionych dłoniach.
- Nie może nim być Dudu? – blondyn jęknął.
- Musi dopilnować wszystkiego, kiedy Jessica będzie druhną Roxany – mruknąłem.
- Dobra – przyjaciel przewrócił oczami. Podszedłem do niego i przytuliłem po bratersku.
- Dzięki stary.
Drzwi do pokoju się otworzyły i do środka niemal wleciała Jessica. Stanęła przede mną i splotła ręce na klatce piersiowej.
- Za pół godziny masz być na dole i chcesz mi powiedzieć, że jedyna rzecz którą zrobiłeś od rana to prysznic? – zjechała mnie wzrokiem od góry do dołu. Stałem w samych bokserkach i podkoszulce. Wzruszyłem beztrosko ramionami.
- Zjadłem jeszcze śniadanie – wystawiłem jej język, a blondynka uderzyła mnie w głowę.
- To bolało! – krzyknąłem pocierając obolały punkt. – Zamknij się – warknąłem w stronę chichoczącego Christina.
- Zaraz przyjdzie tu Pattie – rzuciła na odchodne, kiedy zamykała drzwi. Jęknąłem i stanąłem przed wielkim lustrem, biorąc do dłoni żel aby ułożyć włosy.
- Gdzie masz obrączki? – Christian stanął za mną, przeglądając się w lustrze i poprawiając mankiety koszuli.
- W toaletce obok łóżka – na moment odwróciłem się wskazując brodą przedmiot.
Dokończyłem układanie włosów, kiedy do pokoju weszła mama. Uśmiechnąłem się szeroko, widząc ją w burgundowej sukni do kostek, wysokich czarnych szpilkach i misternie upiętych włosach. Podeszła do mnie i zamachała dłonią przed twarzą powstrzymując łzy.
- Mamo…
Przytuliłem ją i pocałowałem w policzek. Ona zaśmiała się i pogładziła po nagich ramionach.
- Powinieneś się ubrać – pokiwałem głową i chwyciłem czarne spodnie od garnituru.
- Mam obrączki, idę na dół do Evy – kiwnąłem przyjacielowi na pożegnanie, kiedy założyłem skarpetki na nogi.
Zawiązałem sznurówki pantofli i założyłem na siebie koszulę, zapinając kolejno guziki.
- Pomogę ci – mama chwyciła moją dłoń i zapięła guziki przy mankietach. Cicho westchnęła i uśmiechnęła się do mnie. – Nigdy nie myślałam, że tak szybko dorośniesz.
Uśmiechnąłem się sam do siebie.
Ja też.
Moje dorastanie nastąpiło tak szybko, że sam nie zorientowałem się kiedy. Mogłoby się wydawać, że jeszcze wczoraj byłem chłopakiem dla którego liczyła się tylko kasa i fajne dziewczyny chętne do spędzenia z tobą jedną noc.
- Mam już dziewiętnaście lat – mruknąłem przez śmiech. Pattie zawiązała mi muszkę i pomogła założyć marynarkę.
- Cieszę się, że tą dziewczyną została Roxana – pogładziła mnie po policzku.
- Ja też – odwróciłem się do lusterka. Poprawiłem marynarkę, kiedy mama stanęła zaraz obok mnie.
- I tak nigdy się mnie nie pozbędziesz – zaśmiała się, i pogroziła palcem do lusterka. Przewróciłem oczami i odszedłem na bok.
- Chodźmy, chyba to już czas – spojrzałem na zegarek na moim nadgarstku. Była dwunasta czterdzieści, a ja przed ołtarzem miałem być o dwunastej pięćdziesiąt.
- Masz rację – wyminęła mnie i poszła w stronę drzwi. Ruszyłem za nią, jednak przy schodach zmieniliśmy kierunki. Mama ruszyła na główną salę, a ja na „zaplecze” które było czymś w rodzaju poczekalni dla pastora.
Usiadłem na krześle, które znajdowało się w kącie pomieszczenia i pochyliłem się do przodu. Wszystkie wspomnienia związane z Roxaną zaczęły przemijać mi przez myśli. Uśmiechnąłem się przypominając sobie nasz pocałunek czy pierwszy raz. Wszystko było tak, odległe, jakby magiczne.
- Justin, chodź już – Jessica weszła tym samym wejściem, którym ja wszedłem wcześniej. Kiwnąłem jedynie głową i podniosłem się z krzesełka. Głęboko odetchnąłem i przymknąłem oczy. Nacisnąłem klamkę i poczułem jak kilkadziesiąt par oczu skupia się wyłącznie na mnie. Spojrzałem na pierwsze ławki w których siedziały najbliższe mi osoby. Wszyscy zaczynając od taty, a kończąc na Scooterze, się do mnie uśmiechnęli. Kiwnąłem delikatnie głową i stanąłem przy ołtarzu gdzie powitał mnie znajomy pastor.
Czas zaczynał się delikatnie dłużyć. Co chwila zerkałem na zegarek.
Pięć minut przed czasem Jaxon zaczął wydawać odgłosy nadjeżdżającego pociągu, a Erin zaczęła go uciszać. Jakieś trzy minuty przed Jessica wyjrzała przez szparę między drzwiami sprawdzając czy wszystko jest w porządku.
Wziąłem głęboki oddech.
W tym samym momencie zaczęto grać melodię przy której wyszli Jessica i Christian. Blondynka stanęła naprzeciwko mnie, a przyjaciel za mną poklepując mnie po ramieniu.
- Wygląda nieziemsko – szepnął mi do ucha, a ja mimowolnie się uśmiechnąłem.
Właśnie w tej chwili zaczęto grać marsz weselny. Wszyscy wstali, a ja mimowolnie się wyprostowałem. Wtedy drzwi na końcu przejścia się otworzyły i stała tam.
Moje serce przyśpieszyło, aby zaraz potem na moment się zatrzymać.
Wyglądała jak anioł. Jej ciemne włosy były spięte do góry, a niesforne kosmyki otulały delikatną twarz. Welon osłaniał jej nagie ramiona. Skromna biżuteria idealnie wypełniała jej dekolt i delikatnie błyszczała w zabłąkanych promieniach słońca wpadających przez okna. Biała suknia ciągnęła się po ziemi z tyłu, a przód odsłaniał zgrabne pantofle na stopach. Jej chude palce mocno ściskały materiał marynarki Dudu, w jednej dłoni trzymała niewielki bukiecik.
Nasze spojrzenia się spotkały. Mimowolnie na mojej twarzy pojawił się uśmiech, który brunetka szybko odwzajemniła. Po pomieszczeniu przeszły ciche szepty.
Dudu podał mi jej dłoń, klepiąc po ramieniu.
Przez niemal całą ceremonię nie mogłem oderwać od niej wzroku. Machinalnie wykonywałem polecenia pastora.
- Czasami wydaje mi się, że to co się wokół mnie dzieje to tylko złudzenie. Że tak naprawdę się obudzę i ta śliczna baśń się skończy. Wtedy właśnie ty podchodzisz do mnie i mnie przytulasz lub całujesz. Mimo, że nie zawsze było idealnie, jestem pewna, że idealnie się skończy – spojrzałem w jej załzawione oczy, kiedy założyła mi obrączkę na palec. Uśmiechnąłem się delikatnie i pogładziłem jej nadgarstek. Pastor podał mi pierścionek i podstawił mikrofon.
- Nigdy nie myślałem, że się zakocham i nigdy się na to nie zapowiadało. Wtedy nie byłem szczęśliwy i nie wiedziałem dlaczego. Teraz wiem: nie miałem przy sobie nikogo kogo mógłbym pokochać. I mimo to, że jeszcze dwa lata temu byłaś ostatnią osobą o której pomyślałbym że mógłbym ją pokochać, teraz jesteś pierwszą osobą o której myślę, że kocham każdego ranka i wieczora – wsunąłem obrączkę na jej szczupły palec i uśmiechnąłem się delikatnie do Roxany, kiedy po jej policzku spłynęła łza.
- Ogłaszam was mężem i żoną! Możecie się pocałować!
Nawet nie poczekałem, aż pastor dokończy swoją kwestię, a już objąłem brunetkę i delikatnie zacząłem muskać jej usta. Gdzieś z tyłu za moimi plecami usłyszałem bicie braw i wiwaty.
Roxana odsunęła się ode mnie i spojrzała w oczy.
- Witamy panią Bieber – pocałowałem ją w czubek nosa, kiedy ta zachichotała. Chwyciła mnie pod depo i wyszliśmy z sali, aby udać się na miejsce przyjęcia. Wszyscy goście weszli bocznymi wejściami. Ja z brunetką czekałem przed głównym wejściem.
- Justin my nie ćwiczyliśmy pierwszego tańca – usłyszałem spanikowany głos Roxany. Wziąłem ją na ręce aby przenieść przez próg.

- Masz przed sobą urodzonego tancerza – zacząłem kroczyć ku otwartym drzwiom.
_______________________________________

I oto mamy ślub :) Mam nadzieję, że wam się podoba tak mocno jak mnie.
Nawet nie wyobrażacie sobie jak trudno pisało mi się ten rozdział, miał być wczoraj ale skończyłam go około 22:30.

Ps. Rozdziały będą się pojawiać przeważnie co dwa tygodnie.
 Ps.2. Przepraszam, że nie zauważyłam pewnego problemu z listą rozdziałów. Postaram się to naprawić. Myślę, że na ten czas udostępnię Wam archiwum.
   Ps.3. Dacie radę z 20 komentarzami?

sobota, 21 września 2013

56.


56.

- Moja głowa – jęknąłem otwierając oczy. Wieczór kawalerski zdecydowanie był szalony.
Rozejrzałem się dookoła i swój wzrok zatrzymałem na Roxanie, która siedziała przy biurku i coś pisała.
- Dzień dobry – odwróciła się w moją stronę, próbując powstrzymać śmiech.
- Ciii… - przyłożyłem palec do ust, dając jej znak, aby mówiła ciszej.
- Wodę masz na stoliku – wskazała głową, na szklankę stojącą na szafce nocnej. Obok niej leżała też aspiryna. Wziąłem dwie tabletki i popiłem je całą zawartością szklanki.
- Przypomnij mi następnym razem, żebym nie szedł na żadną imprezę z Dudu, okej? – jęknąłem. Dziewczyna podeszła do mnie i usiadła na brzegu łóżka. Gładziła mnie po głowie, tak jak matka gładzi dziecko kiedy ono jest chore.
- Okej – uśmiechnęła się. – Idź weź zimny prysznic, to ci pomoże – pocałowała mnie delikatnie w usta gdy usiadłem. Westchnąłem, kiedy spojrzała znacząco na drzwi łazienki.
Półprzytomny wszedłem pod prysznic zimnej wody. Kiedy uznałem, że to już koniec prysznica, uświadomiłem sobie iż jutro biorę ślub.
- Cholera – przejechałem dłonią po twarzy. Jednak zaraz potem uśmiechnąłem się, uświadamiając sobie z kim biorę ślub.
Roxana była dla mnie aniołem. Kimś zesłanym z nieba, kto może cię ochronić od wszystkiego. Jednak była niezwykle kruchym aniołem, którego trzeba chronić. Kiedy ona stała się moim aniołem, ja równocześnie stałem się jej strażnikiem od niebezpieczeństw. Ona spełniała swoje zadanie, ja często zawodziłem.
- Justin żyjesz tam jeszcze? – głos Roxany wyrwał mnie z zamyśleń. Uświadomiłem sobie, że w tym czasie zdążyłem się ubrać.
Wyszedłem z łazienki i uśmiechnąłem się szeroko.
- Dzień dobry – przytuliłem do siebie dziewczynę i pocałowałem w usta.
- Prysznic pomógł? – mruknęła przez pocałunek.
- Bardzo – uśmiechnąłem się. Oddaliła ode mnie swoją twarz i przyjrzała mi się.
- Będziesz coś jadł? Bo musimy jechać z Jessicą na plażę zobaczyć jak to wszystko będzie ostatecznie wyglądać.
Ściągnąłem brwi i kiwnąłem posłusznie głową.
- Za ile jedziemy?
- Za około godzinę wyjedziemy. Jutro rano musimy jechać do hotelu i tam będziemy się przygotowywać i zobaczymy się punkt druga pod ołtarzem – pogładziłem jej zaróżowione policzki.
- Od jutra będziesz tylko i wyłącznie moja – pocałowałem ją w czoło, na co zachichotała. Wtuliła się we mnie i oparła głowę na ramieniu.
- Ta w białej sukience to będę ja – mruknęła mi w ramię.
- Chyba cię rozpoznam – ponownie cmoknąłem ją w czoło i złapałem za dłonie. – Idziemy na dół? – spojrzałem na nią pytającym wzrokiem.
- Chodźmy – uśmiechnęła się delikatnie i wolnym krokiem ruszyliśmy na dół.
W kuchni nikogo nie było, jedynie karteczka że Pattie i Kristen pojechały czegoś dopilnować. Zjedliśmy z Roxaną śniadanie i poszliśmy do auta.
- Masz wszystko? – dziewczyna ściągnęła brwi i spojrzała na mnie znad dachu auta.
- Tak – kiwnąłem głową, sprawdzając czy mam w kieszeni dokumenty. – Jedziemy? – nie odpowiedziała tylko ostrożnie wsiadła do auta. Wyjechałem spod domu, ostrożniej niż zwykle rozglądając się po ulicy.
- Boisz się? – usłyszałem jej zgłuszony głos.
- Czego? – zerknąłem na nią bokiem.
- Jutra – wzruszyła ramionami i odwróciła głowę w bok przyglądając się widokom za oknem.
- A mam się bać? – zaśmiałem się i odnalazłem jej dłoń, którą chwyciłem.
- Nie wiem – spojrzała na mnie i ścieśniła uścisk. – Ale ja się cieszę – uśmiechnęła się łagodnie.
- Ja też – przyłożyłem jej dłoń do ust i czule pocałowałem na co zachichotała. – Kocham cię jak wariat, wiesz? – westchnąłem.
- Ja ciebie równie mocno – nachyliła się i pocałowała mnie w policzek.
Do końca drogi żadne z nas się nie odzywało. Kiedy podjechaliśmy pod hotel, w którym miał się odbyć ślub, nie wiadomo z jakich powodów zacząłem się denerwować.
Przełknąłem ślinę i razem z Roxaną, weszliśmy w otoczeniu fotoreporterów do budynku.
- Cześć! – Jessica uściskała entuzjastycznie najpierw mnie, a potem Roxanę. Potem gdzieś pobiegła krzycząc do jakiegoś faceta.
- Współczuję im – zaśmiałem się.
- Ja też – brunetka zawtórowała mi i zaczęła kogoś szukać wzrokiem.
- Kogo szukasz? – obejrzałem się dookoła szukając kogoś szczególnego.
- Dudu, pewnie Jessica go maltretuje – mruknęła. Po kilku sekundach odnaleźliśmy go niosącego ogromny wazon.
- Cześć – uśmiechnął się, kiedy odstawił wazon na miejsce. – Nie ma tutaj Jessicy? – rozejrzał się dookoła.
- Nie, poszła gdzieś – wzruszyłem ramionami.
- Niech ta szopka już się skończy – jęknął opuszczając bezradnie ramiona. – Jutro tak się nachlam, żeby o tym wszystkim zapomnieć – spojrzał na Roxanę, która zmrużyła oczy.
- Ale musisz mnie odprowadzić po prostej do ołtarza, a potem to rób co chcesz – wszyscy się zaśmialiśmy, kiedy Jessica podeszła do nas.
- Dudu czekam na wazon – powiedziała do niego oskarżycielskim tonem. Oboje z Roxaną powstrzymywaliśmy śmiech.
- Już idę – jęknął i ponownie wziął wazon. Po kilku sekundach zniknął za drzwiami, które prowadziły do pomieszczenia gdzie miała się odbyć ceremonia.
- Idźcie, a ja już tylko dopracuję szczegóły – uśmiechnęła się i znowu odeszła.
- Idziemy? – włożyłem jedną dłoń do kieszeni, a drugą splotłem nasze palce.
- Chodźmy zobaczyć – ruszyła pierwsza. Poszedłem za nią, a po chwili wyrównałem kroku.
Popchnąłem drzwi i rozejrzałem się po pomieszczeniu.
- Ślicznie – szepnęła Roxana i położyła głowę na moim ramieniu.
Jessica jednak przeszła samą siebie. Biały wystrój dawał niesamowite wrażenie. Biały dywan, krzesła, ołtarz i szaty tworzyły piękną całość.
- Jutro dojdą świeże kwiaty i wszystko będzie lepiej wyglądać – Jessica znowu pojawiła się obok nas ze swoją paplaniną. Jednak chyba ani ja, ani Roxana nie zwracaliśmy na nią uwagi. Chłonęliśmy elegancki i skromny wystrój pomieszczenia.
- Ślicznie – brunetka, odpowiedziała na coś swojej przyjaciółce i delikatnie ją przytuliła.
- A tobie Justin? – domyśliłem się, że pytała się nas czy wystrój przypadł nam do gustu.
- Jest lepiej niż myślałem – uśmiechnąłem się i rozejrzałem po pomieszczeniu. – Chyba musimy już jechać – objąłem delikatnie Roxanę.
- Sukienka już jest w pokoju? – brunetka spojrzała na Jessicę.
- Tak, wszystko już jest gotowe. Idźcie się wyspać do domu, bo jutro o piątej robię wam pobudkę – pogroziła nam palcem na co prychnąłem lekceważąco, a Roxana się zaśmiała.
- Ty go chyba nigdy nie budziłaś – przewróciła oczami.
- Nie wierzysz we mnie? – blondynka założyła dłonie na piersi.
- Wierzę – pokazała przyjaciółce zaciśnięte kciuki, kiedy wychodziliśmy z pomieszczenia. Następnie pomachała jej, a ja kiwnąłem głową na pożegnanie.
Reszta dnia minęła niczym pół sekundy. Mimo, że cały dzień leżałem z Roxaną w łóżku to miałem wrażenie, że to nie ja jutro się żenię tylko jakiś mój przyjaciel.
- Cześć stary! – Christian stanął w progu mojego domu. Zaśmiałem się na jego widok i przytuliłem po bratersku. – No to jutro się żenisz nie? – szturchnął mnie w ramię.
- Na to wygląda – rozłożyłem ręce. – A gdzie masz partnerkę – zacząłem go przekomarzać.
- Pojawi się jutro – zaśmiał się szeroko. – Gdzie masz Roxanę? Już ci uciekła? – uniósł do góry brwi.
- Jest na górze – wskazałem dłonią na schody.

- A więc, idę przywitać przyszłą panią Bieber.
______________________________

Jedno słowo. Beznadzieja.

sobota, 7 września 2013

55.

- Kolejne potwierdzenia przybycia na ślub – usłyszałem radosny głos Roxany. Usiadłem obok niej na łóżku i spojrzałem w ekran laptopa.
- Podaj dłoń – wyciągnąłem do niej swoją. Zaśmiała się i podała mi dłoń. Ze stolika wziąłem komórkę i zrobiłem zdjęcie naszych dłoni.
- Po co ci to zdjęcie? – zerknęła na wyświetlacz.
- Dodam na instagrama – wzruszyłem ramionami.
Beliebers wiedzieli o wszystkim. Nagrałem filmik i dodałem na konto „kidrauhl”. Byli w szoku, jednak zupełnie im się nie dziwię. Część była zła, a druga szczęśliwa. Liczyłem się z tym że wszystkich raniłem, dlatego starałem się dokumentować dla nich każdy szczegół mojego życia.
Załadowałem zdjęcie na instagrama i dodałem podpis: Tydzień #wielkidzień #podekscytowany.
W natychmiastowym tempie pojawiły się komentarze. Było kilka negatywnych, jednak większość pisała, że też nie może się doczekać tego dnia i cieszy się razem ze mną.
- Kolejne – brunetka niemal zapiszczała z podekscytowania. – Jeszcze tylko jedna para i to już wszyscy – zamknęła laptopa i przykryła się kocem. – Dodałeś zdjęcie? – delikatnie nachyliła się do przodu. Przysunąłem się do niej tak aby mogła oprzeć głowę o moje ramię.
- Tak – pokazałem jej komórkę.
- Podekscytowany? – zachichotała. Uśmiechnąłem się pod nosem.
- A miałem napisać że mam ochotę umrzeć ze strachu? – pocałowałem czubek jej głowy. Mruknęła coś niezrozumiale przez śmiech i przeglądała komentarze pod zdjęciem.
Oparłem głowę i myślałem jak to będzie. Roxana z dnia na dzień jest coraz słabsza. Za dwa tygodnie ma się odbyć cesarskie cięcie, jeżeli po drodze nie będzie żadnych komplikacji. W tej chwili na mojej głowie jest zbyt dużo.
Sam nie wiem co się ze mną dzieje. Zaczynam myśleć, że to dziecko jest większym problemem niż błogosławieństwem. Przez całe zamieszanie z ciążą straciłem kontakt z Chrisem z który był moim najlepszym przyjacielem. Sam nie wiem jak to się stało. Słyszałem że wrócił do Atlanty i tam teraz mieszka.
- Roxana czy moglibyśmy zaprosić Chrisa na nasz ślub? – mruknąłem. Dziewczyna uniosła się i zmrużyła oczy przez moment.
- Nie zaprosiłeś go? – spojrzała na mnie zdziwiona.
- Zapomniałem – zmieszałem się. Brunetka zaśmiała się i chwyciła moją dłoń.
- Idź do niego zadzwonić – poklepała mnie po dłoni. Ucałowałem ją w usta i wyszedłem na szklaną werandę przy naszej sypialni.
Drewniana podłoga zapiszczała pod moim ciężarem. Wziąłem głęboki oddech i odszukałem numeru przyjaciela w kontaktach. Niepewnie nacisnąłem zieloną słuchawkę. Odetchnąłem z ulgą, kiedy usłyszałem sygnał.
- Justin? – niski głos odezwał się w słuchawce. Uśmiechnąłem się przypominając sobie jak brzmiał, kiedy ostatni raz go słyszałem.
- Cześć, co u ciebie słychać? – nie wiedziałem czy jest to odpowiednie pytanie. Ale chyba nie było.
- Jestem zdziwiony, że dzwonisz. Długo się nie odzywaliśmy i sporo się zmieniło – westchnąłem i uniosłem głowę do góry, spoglądając na pnące się rośliny.
- Tak, wiem. Przepraszam, że nie dzwoniłem. Trochę mi głupio – mruknąłem. Usłyszałem jego stłumiony śmiech.
- Miałeś ważniejsze zajęcia – powiedział, a ja mogłem się założyć że uśmiecha się teraz swoim typowym „wyrozumiałym” wyrazem.
- Ale to mnie jednak nie usprawiedliwia – mruknąłem. Schowałem dłoń do kieszeni i bawiłem się drobnymi, które w niej były.
- Ale zadzwoniłeś i to się liczy – usłyszałem jego śmiech. Sam się zaśmiałem.
- Dzwonię w pewnej sprawie – spojrzałem na czubki moich butów. – Chciałbym zaprosić cię na mój i Roxany ślub za tydzień, jeżeli chcesz możesz z kimś przyjść – mimowolnie uśmiechnąłem się do słuchawki, przypominając sobie nieśmiałość Chrisa.
- Gdyby ktoś dwa lata temu powiedział mi, że będziesz brał ślub z Roxaną Dunks to chyba odesłałbym go do dobrego psychiatry – zaśmiał się. – Jasne że przyjdę – powiedział po chwili ciszy.
- Sam? – zacząłem go przedrzeźniać.
- Jeżeli Eva się zgodzi to niestety nie – odpowiedział mi cwaniackim tonem.
- Czyli nie odpoczywałeś.
- A miałem? – zaśmiał się. Spojrzałem na Roxanę przez szklane drzwi, która siedziała zniecierpliwiona na łóżku.
- Muszę wracać do Roxany. Przyjedź w sobotę przed ślubem, przenocujemy was – dałem nacisk na ostatnie słowo.
- Okej, na razie – odpowiedział.
- Do zobaczenia – rozłączyłem się. Wsunąłem telefon do kieszeni dresowych spodni i wróciłem do pokoju.
- I co? – nie zdążyłem zamknąć drzwi, a już ciekawski głos Roxany dobiegł moich uszu.
- Przyjeżdża – uśmiechnąłem się szeroko i zająłem moją poprzednią pozycję.
- Sam?
- Może przyjedzie z jakąś Evą – wzruszyłem ramionami.
- Co mówił? – zaśmiałem się.
- Nic specjalnego – gładziłem jej dłoń, bawiąc się naszymi palcami.
- No powiedz! – zaśmiała się i wbiła mi łokieć w brzuch.
- Nie bij mnie – zgiąłem się w pół udając konającego. Nachyliła się nade mną i pocałowała w policzek.
- Przepraszam – mruknęła skruszona. Tym razem pocałowała mnie w nos, a ja wolno podniosłem się wydając z siebie jęki.
- Umieram – wydusiłem z siebie – uderzyłaś mnie w mój czuły punkt – powstrzymując śmiech, opadłem na łóżko i zamknąłem oczy zagryzając usta.
- Przepraszam, Justin, nie żartuj sobie – usłyszałem jej głos bliski płaczu. Otworzyłem oczy i zacząłem się śmiać. Spojrzała na mnie groźnie i odwróciła się do mnie plecami.
- Chciałem sobie po prostu zażartować – objąłem ją ramionami i pocałowałem w policzek.
- To nie było śmieszne – burknęła. Trąciłem nosem jej szyję i złożyłem w tym miejscu pocałunek.
- Przepraszam kochanie. Już więcej tak nie będę robić – zaśmiałem się, a Roxana obróciła się do mnie przodem.
- Na serio mnie przestraszyłeś – jęknęła.
- A ty na serio myślałaś, że mam jakiś „słaby punkt”? – przewróciłem oczami.
- A nie masz? – uniosła brwi i uśmiechnęła się nonszalancko.
- Nie mam – pokręciłem przecząco głową.
- Jestem pewna że masz.
- Udowodnij – rzuciłem jej wyzwanie, a ona zbliżyła się do mnie i zaczęła delikatnie muskać moje usta. Chciałem pogłębić pocałunek, ale ona zdecydowanie na to nie pozwalała. Co chwila odsuwała usta. Jęknąłem na jej zachowanie.
- Przestań – mruknąłem.
- Przyznaj że masz słaby punkt – wsadziła mi palec w klatkę piersiową.
- Okej, ty jesteś moim słabym punktem – uśmiechnąłem się, a wtedy ona położyła dłonie na mojej szyi i pozwoliła się pocałować. Delikatnie przejechałem językiem po jej dolnej wardze, „prosząc” o wstęp do środka.
Wolno rozchyliła usta, a ja wsunąłem tam język. Błądziłem po jej podniebieniu i szukałem jej języka aby w końcu mogły one stoczyć walkę o dominację. Po kilku minutach odsunęliśmy się od siebie, a jej głowa wtuliła się w moją szyję.
- Jesteś zdecydowanie moim słabym punktem – zaśmiałem się delikatnie.
- A ty moim – mruknęła. – Raczej wy – poprawiła się, a ja nerwowo odchrząknąłem. Nie wiadomo z jakich powodów ostatnio bardzo często nerwowo reagowałem na każdą wzmiankę o dziecku.
Przez dłuższy moment nie odżywaliśmy się do siebie, aż moją uwagę przykuł zegar wiszący na ścianie. Było już po dziesiątej wieczorem, a jutro rano jedziemy na wizytę kontrolną.
- Chyba pora szykować się spać – delikatnie pociągnąłem Roxanę za ramiona i spojrzałem w jej zaspane oczy.
- Jutro rano wezmę prysznic – jęknęła.
- Wstaniesz o szóstej? – uniosłem brwi do góry.
- Yhym – półprzytomnie pokiwała głową, a ja wziąłem jej dresy z fotela.

- Przebierzemy cię – zaśmiałem się na półświadome ruchy dziewczyny, która położyła się na łóżku. – Wstawaj – pociągnąłem ją za dłonie. Pomogłem zmienić jej koszulkę, a potem spodnie. Następnie ułożyłem ją w łóżku i przykryłem kołdrą. Zanim się zorientowałem smacznie spała, a ja poszedłem wziąć prysznic, który zrelaksował mnie po całym dniu.
_________________________________

Taki krótki i słodki.
Postaram się jakoś uporządkować mój grafik w tym tygodniu i długość rozdziałów wróci do normy.
Mimo, że mnie zawodzicie i nie komentujecie to was kocham. Chociaż coraz częściej się zastanawiam czy jest sens ciągnąć bloga jak najdłużej.
pozdrawiam, believux.

poniedziałek, 2 września 2013

54.

- Nareszcie w domu – Roxana uśmiechnęła się i objęła czule dłońmi swój okrągły brzuch. Postawiłem jej małą walizkę z rzeczami przy schodach i wziąłem jej cienki sweterek.
- No ile można na was czekać? – Pattie wyszła ze salonu i przytuliła delikatnie Roxanę. – Kristen dostawała już białej gorączki – wskazała na ciocię Roxany, która zaśmiała się cicho.
- Przesadzacie – mruknąłem rozbawiony.
- Martwiłyśmy się – poprowadziły Roxanę do salonu, a ja w tym czasie zaniosłem jej walizkę do sypialni. Szybko zszedłem na dół i usiadłem na kanapie obok brunetki.
- I dlatego nie chcieli nas wypuścić – usłyszałem koniec historii o tym jak najpierw jedna pielęgniarka nie chciała nam wydać wypisu, potem ochrona nie mogła poradzić sobie z paparazzie, aż w końcu zawrócono Roxanę na ostatnie badanie. Wszystko trwało ponad trzy godziny co mnie samego zdenerwowało.
- A gdzie Dudu i Jessica? – rozejrzałem się po pokoju, nie widząc ich w pobliżu.
- Kazali was przeprosić, że się z wami nie przywitali, ale musieli już pojechać do hotelu i wrócą dopiero jutro wieczorem – spojrzałem się na Pattie, która mi wszystko wytłumaczyła i dopiero po dłużej chwili uświadomiłem sobie, że dzisiaj jest przecież sylwester.
- A wy kiedy jedziecie na ten bankiet? – przyjrzałem się kobietom i dopiero teraz zauważyłem, że są ubrane w długie suknie, mają odświętne fryzury i makijaże.
- Właściwie to powinnyśmy już wyjeżdżać – ciocia Roxany odpowiedziała dziewczynie i razem z Pattie wstały.
- Może was podwieźć albo coś – wstałem razem z nimi i szedłem aż do drzwi wyjściowych.
- Nie trzeba – Pattie pocałowała mnie w policzek i pogładziła po plecach. Kristen mnie przytuliła, a po chwili wyszły na podjazd.
- Bądźcie grzeczne – zaśmiałem się, kiedy wsiadały do auta.
- Postaramy się – mama pomachała mi, a ja stałem w drzwiach dopóki nie wyjechały na ulicę. Wróciłem do salonu i usiadłem obok Roxany.
- Zapomniałem, przepraszam – wtuliłem głowę w jej szyję i złożyłem tam delikatny pocałunek.
- Ja też przez to całe zamieszanie straciłam poczucie czasu. Będziemy siedzieć i oglądać filmy jak stare małżeństwo w podeszłym wieku – zaśmiała się i chwyciła moją dłoń.
- Może być fajnie – uśmiechnąłem się i pocałowałem czubek jej nosa, na co cicho zachichotała.
- Emocjonująco – wystawiła mi język i tuliła się we mnie. Objąłem ją opiekuńczo ramionami i pocałowałem w czubek głowy.
- Kocham cię – mruknąłem. Teraz zdałem sobie sprawę jak dawno jej tego nie mówiłem.
- Ja ciebie też kocham – w jej głosie było słychać radość. Sam nie wiem czemu, ale to napawało mnie dumą.

- Justin! Pomocy! – zaśmiałem się słysząc jęki Roxany ze sypialni. Miała przymiarkę sukni ślubnej, a mi Jessica jasno dała do zrozumienia, że jeżeli tam wejdę po prostu mnie zabije.
- Nie chcę umierać! – odkrzyknąłem i wszedłem do pokoju dziecka w którym Dudu skręcał kołyskę.
- Nareszcie – jęknął. Wziąłem od niego instrukcję i przyjrzałem się kolejnym obrazkom.
- Źle to robisz – wziąłem od niego śrubokręt i umieściłem śrubkę w innym otworze. – Ja to dokończę ty skręć szafkę – wskazałem głową na ostatnie pudło stojące pod ścianą.
Wczoraj pomalowaliśmy ściany. Głównymi kolorami był pomarańczowy i zielony. Na ścianie gdzie będzie stało łóżeczko, przyklejona była tapeta w tych kolorach. Reszta ścian była kremowa, a ożywiały je wcześniej przybite obrazki.
- Koniec – wyprostowałem się i spojrzałem na skręcone łóżeczko.
- Ustawmy to wszystko – Dudu podszedł i chwycił ze mną mebel. Postawiliśmy je pod ścianą i umocowaliśmy stelaż baldachimu. Następnie obok łóżeczka ustawiliśmy fotel i resztę mebli.
- Gotowe – chłopak usiadł w fotelu, a ja pod ścianą.
- Nawet fajnie – rozejrzałem się po pokoju.
- Mi też się podoba – zaśmiał się i podszedł do komody na której stały miśki. Chwycił jednego z nich i dokładnie mu się przyglądał. – Dostała go ode mnie na piętnaste urodziny – odstawił go na miejsce i wrócił do fotela.
- Jaka ona wtedy była? – bardziej mruknąłem, ale nie potrafiłem się powstrzymać. Już wtedy znęcaliśmy się nad nią, jednak ona dzielnie to wszystko znosiła. Z przestrzeni czasu widzę jak silna była i jest do tej pory. To wszystko co dźwiga na swoich barkach, załamałoby już niejednego człowieka.
- Kiedy? – Dudu ściągnął brwi.
- Kiedy miała piętnaście lat – sprostowałem. Chłopak żachnął się i poprawił w fotelu.
- Była znacznie silniejsza niż rok później – zatrzymał się na moment. Jego oczy tkwiły w jednym punkcie. – Wtedy nawet nie pomyślała o samo okaleczaniu. Płakała, ale uśmiechała się. Z czasem zaczęła wszystko brać jeszcze bardziej do siebie. Kiedy zaczęła pracować, jej psychika po woli nie wytrzymywała, załamywała się i jej ucieczką od problemów została żyletka. Obiecała mi, że już nigdy więcej tego nie zrobi, aż do wtedy – dobrze wiedziałem o co mu chodzi. To ja ją sprowokowałem do samookaleczenia się.
Nerwowo strzeliłem palcami, a moje oczy samoistnie się zaszkliły.
- Właśnie wtedy przestały się uśmiechać jej oczy, dopóki ty nie pojawiłeś się w jej życiu jako przyjaciel, a nie dręczyciel. Dałeś jej uśmiech i wyprowadziłeś na prostą. Dzięki Bieber – jego kąciki ust delikatnie poszybowały w górę. Wypuściłem nadmiar powietrza z ust i kiwnąłem głową.
- Czasami się zastanawiam czy gdybym się nie pojawił w jej życiu nie byłoby dla niej lepiej – mruknąłem.
- Nie – Dudu natychmiastowo mi przerwał a ja jęknąłem.
- Ale gdyby mnie w nim nie było Roxany życie nie byłoby zagrożone. Pogodziłaby się z ciocią i wszystko wróciłoby do normy. Nie uciekałaby do pieprzonego Nowego Jorku, ale ciągle byłaby w Los Angeles. Miałaby wszystko – oparłem głowę o ścianę i przymknąłem oczy, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że jeszcze tak naprawdę nie dałem Roxanie niczego dobrego.
- Nie miałaby wszystkiego – spojrzałem na Dudu, który pochylił się do przodu.
- Czego by jej brakowało? – ściągnąłem oczy i zaśmiałem się ironicznie.
- Miłości – wzruszył ramionami.
- Ktoś by ją pokochał – syknąłem i podszedłem do okna.
- Ale ktoś pokochałby ją tak mocno jak ty? – usiadłem na niskim parapecie i spojrzałem na Dudu, który ciągle siedział na fotelu.
- Nie wiem – wzruszyłem ramionami.
- Właśnie – strzelił z palców i zaśmiał się. – Koniec tych rozczuleń – podszedł do mnie i poklepał po plecach – chodźmy na taras wypić piwo bo chyba do jutra nie skończą tej przymiarki – zaśmiałem się i ruszyłem za Dudu. Po kilku minutach, siedzieliśmy na tarasie pijąc jabłkowe piwo.
Nie rozmawialiśmy, tylko po prostu patrzyliśmy na zachodzące słońce. Było około ósmej wieczorem i dzień wolno się kończył. Cała ta atmosfera wręcz namawiała do rozmyśleń o minionym dniu.
- Jutro jedziecie po garnitur dla Justina – Jessica stanęła przede mną z opartymi dłońmi na biodrach i świdrowała Dudu wzrokiem. Sam nie wiem skąd się tutaj wzięła.
- Jutro? – jęknąłem i uniosłem plecy z fotela.
- Tak jutro. Ślub za dwa tygodnie, a ty jeszcze nic nie masz – ściągnęła brwi i splotła ramiona.
- Dobra – jęknąłem i podniosłem się z fotela. – Roxana na górze? – wskazałem palcem na schody za mną.
- Tak, kazałam jej się położyć do łóżka i odpoczywać – uśmiechnęła się do mnie delikatnie, a ja ruszyłem na górę przez kuchnię, wyrzucając po drodze puszkę.
Wszedłem po schodach i po chwili znalazłem się w naszej sypialni. Uśmiechnąłem się na widok Roxany, która po raz kolejny przeglądała mój album.
- Kolejny raz? – położyłem się na łóżku obok niej, a ona oparła głowę o moje ramię. Zamknęła i odłożyła album na bok łóżka.
- To uzależnienie – zaśmiałem się. Spojrzałem na nadgarstek, na którym widniał prezent od niej. – Ty też ciągle patrzysz na bransoletkę – wbiła mi delikatnie palec w brzuch.
- Po prostu ją lubię i mi przypomina o tobie – przejechałem palcem po wygrawerowanym znaku wieczności.
- Ale ja leżę obok – zachichotała. Pocałowałem ją w czubek głowy i również się uśmiechnąłem.
- To takie przypomnienie, że kocham cię bardziej niż cokolwiek innego – zachrypiałem do jej ucha. Poczułem jak się uśmiecha, a po chwili spojrzała mi w oczy.
- Kocham cię, wiesz? – nachyliłem się i delikatnie ją pocałowałem.
- Ja też ciebie strasznie kocham, wiesz? – uśmiechnąłem się przez pocałunek.
- Wiem – szepnęła i oparła głowę o moją klatkę piersiową.
- Skończyliście już pokój? – uniosła się i spojrzała na mnie czujnym wzrokiem.
- Tak – pokiwałem głową i wstałem z łóżka. – Idziemy? – wyciągnąłem dłoń i ruszyliśmy do pokoju dziecka. Otworzyłem przed nią drzwi i wpuściłem pierwszą do środka.
Wolnym krokiem weszła na środek pokoju i rozejrzała się dookoła. Następnie usiadła na fotelu i uśmiechnęła się szeroko.
- Jest idealnie – oparłem się o framugę drzwi i obserwowałem jej ruchy.
- Mi też się podoba – uśmiechnąłem się.
- A mówiłeś że nie będzie fajnie – wystawiła mi język, a ja machnąłem ręką.
- Zapomnijmy – obydwoje zamilkliśmy i byliśmy w pokoju dopóki Pattie nie zawołała nas na kolację.

__________________________________________
Wyjątkowo krótki i beznadziejny. Przepraszam.
Chciałabym Wam powiedzieć, że teraz rozdziały mogą pojawiać się co dwa tygodnie maksymalnie. Z tego powodu, że jestem teraz w liceum do którego codziennie dojeżdżam 45 minut pociągiem. Wstaję po 5, a wracam do domu o 17. Muszę najpierw ogarnąć mój grafik dnia i wepchnąć gdzieś blogi.
Kolejny raz Was przepraszam. Nie pytajcie się kiedy następny rozdział bo to dodatkowo mnie demotywuje. Proszę.

niedziela, 25 sierpnia 2013

53.

PRZECZYTAJCIE NOTKĘ POD ROZDZIAŁEM. WAŻNE!!!

Poprawiłem na sobie bluzę, charakterystycznym podrzuceniem ramion i szarpnięciem jej rogów dłońmi. Po chwili snu byłem nareszcie zdolny do życia, chociaż przygnębienie pożerało mnie od środka.
Z komody chwyciłem kluczyki do auta i wsunąłem je do kieszeni. Mój wzrok skupiłem na stercie nie rozpakowanych prezentów. Na samej górze leżało pudełko ode mnie dla Roxany. Zapakowałem je do plecaka w którym miałem wszystkie potrzebne rzeczy dla dziewczyny i zbiegłem po schodach do garażu.
Po około dwudziestu minutach jazdy byłem pod szpitalem. Kilku fotoreporterów zadawało zbędne pytania i nieustannie błyskało mi fleszem w twarz, dopóki nie znalazłem się wewnątrz budynku. Odetchnąłem z ulgą i wszedłem do windy. Wjechałem na szóste piętro, sprawdzając przy okazji godzinę. Byłem pięć minut przed czasem.
- Cześć – wszedłem do pomieszczenia i szeroko się uśmiechnąłem. Roxana spała, a mama i Kristen cicho o czymś szeptały.
- Zostajesz na noc? – Pattie podeszła do mnie i pogładziła po plecach.
- Tak, rozmawiałem z Jessicą i przyjdą tutaj rano – spojrzałem w stronę cioci Roxany, która kiwnęła głową. Usiadłem brzegu łóżka i położyłem plecach na krzesełku obok.
- Widzimy się jutro – mama ucałowała mnie w policzek na pożegnanie i razem z Kristen wyszły na korytarz. Poczekałem moment, a potem zacząłem rozpakowywać rzeczy Roxany do jej półki.
- Poszły już sobie? – uniosłem głowę i zobaczyłem jak Roxana rozgląda się po pomieszczeniu.
- Tak – zaśmiałem się, kiedy opadła na łóżko z ulgą.
- Aż tak źle? – spojrzała na mnie i złapała moją dłoń.
- Już nigdy nie zostawiaj mnie z nimi sam na sam bo zwariuję – usiadłem na brzegu łóżka i próbując utrzymać powagę, pokiwałem głową. – To nie jest śmieszne – wsadziła mi palec w klatkę piersiową.
- Nie skacz tak bo zerwiesz kroplówkę – dałem jej buziaka w nos, kiedy przypomniałem sobie o prezencie. – Mam coś dla ciebie – z plecaka wyciągnąłem, już trochę uszkodzony, prezent.
- To prezent od ciebie – zaśmiała się i podniosła oparcie łóżka, tak aby usiąść. Położyła pudełko na kolanach i delikatnie rozerwała papier ozdobny. Szeroko się uśmiechnęła widząc dużą książę z napisem „Na zawsze”.
- Co to jest? – spojrzała na mnie.
- Otwórz – zagryzłem wargę, widząc jak jej szczupłe palce łagodnie uchylają grubą okładkę albumu. Przyłożyła jedną dłoń do ust przeglądając kolejne strony.
- Podoba ci się? – ściągnąłem brwi i spojrzałem w jej oczy. Zaśmiała się.
- To najlepszy prezent jaki w życiu dostałam – odłożyła książkę na bok i delikatnie mnie przytuliła. – Dziękuję – powiedziała łagodnie i pocałowała mnie w policzek.
- Przyjemność po mojej stronie – oboje się zaśmialiśmy i wróciliśmy do swoich poprzednich pozycji.
Roxana przeglądała album, a ja przyglądałem się jej reakcją na każde zdjęcie. W pewnym momencie podniosła głowę i spojrzała na mnie z uwagą.
- Otworzyłeś mój prezent? – podrapałem się po głowie i wciągnąłem powietrze przez zęby. – Wiedziałam – zaśmiała się. – Obiecaj, że zrobisz to zaraz po powrocie do domu.
- Obiecuję – poczułem wibracje w kieszeni i wyciągnąłem komórkę widząc numer Scoota.
- Kto to? – Roxana odłożyła album na stolik obok łóżka.
- Scooter, muszę odebrać – wstałem z łóżka i podszedłem do okna, aby złapać lepszy zasięg. Nacisnąłem zieloną słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha.
- Tak? – spojrzałem w stronę Roxany, która ściągnęła brwi.
- Co się dzieje z Roxaną? – słyszałem jak chodzi w tą i z powrotem przez rozchodzące się w oddali echo jego kroków.
- Jeszcze sam do końca nie wiem – odpowiedziałem jak najciszej. – A co ci przyszło do głowy?
- Media trąbią o tym. Są zdjęcia jak wyciągają nieprzytomną Roxanę z auta i nikt nic nie wie. Mówią, że dziecko już się urodziło, a z nią nie jest dobrze – usłyszałem jak westchnął. Nerwowo odchrząknąłem. – Telefony się urywają, a jedyne co mogę powiedzieć jest to, że nic nie wiem. Są jeszcze większe spekulacje po tym jak wyszedłeś ze szpitala i wróciłeś po kilku godzinach.
- A co piszą? – nerwowo się wyprostowałem i odwróciłem się tyłem do Roxany.
- Że się nią nie przejmujesz i masz wszystko serdecznie w czterech literach – westchnął. Poczułem jak we mnie się wszystko gotuje.
- Pierdolone gnoje – warknąłem.
- Musimy ustalić jakąś oficjalną wersję – westchnąłem i schowałem twarz w dłoni.
- Po prostu zasłabła i tyle. Wszystko już jest okej i nie ma się o co martwić – powiedziałem i spojrzałem na Roxanę, która patrzyła się na mnie zmartwionym wzrokiem.
- Resztą zajmę się sam – odpowiedział mi uspokajającym głosem. – Pozdrów Roxanę i życz powrotu do zdrowia – zaśmiał się łagodnie.
- Jasne, dzięki – zawtórowałem mu śmiechem.
- Na razie.
- Cześć – odpowiedziałem i rozłączyłem się pierwszy. Podszedłem do Roxany i usiadłem na brzegu łóżka.
- Coś się stało? – chwyciła moją dłoń.
- Już nic. Scooter wszystko wyjaśni – uspokajająco pogładziłem jej dłoń, a brunetka ziewnęła. – Masz pozdrowienie i życzenia zdrowia od Scoota. Teraz spróbuj zasnąć – pogładziłem ją po policzku.
- Będziesz tutaj? – nacisnęła guzik, który automatycznie opuścił oparcie łóżka w dół.
- Przez całą noc – uśmiechnąłem się. Wstałem z łóżka i przysunąłem do niego fotel gdzie usiadłem. Przyglądałem się Roxanie, która położyła się na boku i złapała moją dłoń. Zamknęła oczy i mógłbym przysiąc, że wyglądała jak najniewinniejsza osoba na świecie.
- Możesz mi coś zaśpiewać? – szepnęła. Zszokowało mnie to bo nigdy mnie nie prosiła żebym jej coś zaśpiewał.
- A co chcesz? – nachyliłem się bliżej łóżka.
- Może być „Fall” – mruknęła. Uśmiechnąłem się delikatnie i wziąłem głębszy oddech aby móc zacząć śpiewać.
- Pozwól mi opowiedzieć historię o dziewczynie i chłopaku. On zakochał się w przyjaciółce, czuł radość kiedy była w pobliżu – śpiewałem dalej i zdałem sobie sprawę że ta piosenka w pewnym sensie opowiada o nas. Pisałem ją pod przypływem weny i wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy. Zaśmiałem się sam z siebie bo to było całkiem w moim stylu.
Zanim doszedłem do połowy piosenki, Roxana już spała. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i wyszło na to, że dzisiaj będę spać na fotelu z nogami na stołku.
Wszystko dla niej.
Westchnąłem i również spróbowałem zasnąć. Mimo to, że dzisiaj już spałem, zasnąłem w przeciągu dwudziestu minut.

Obudził mnie poranny obchód. Wyproszono mnie z sali, więc w tym czasie postanowiłem iść na śniadanie. Po drodze rozdałem kilka autografów i zrobiłem kilka zdjęć, jednak nie było zbyt dużego szumu.
- Cześć – uśmiechnąłem się, kiedy wszedłem do pomieszczenia.
- Justin, przywiozłeś mi piżamy? – Roxana spojrzała na mnie i ściągnęła brwi.
- Chcesz? – podszedłem do półki obok łóżka i wyciągnąłem piżamy brunetki. – Te?
- Kocham cię – zaśmiała się, kiedy podałem jej piżamy. Wolno wysunęła nogi spod kołdry i na stopy wsunęła kapcie. – A gdzie bielizna?
- Tutaj – podałem jej plecak, a ona wyciągnęła z niego bawełniane figi i szczoteczkę razem z pastą do zębów.
- Idę do łazienki – wolno przeszła przez pokój i zniknęła za drzwiami łazienki. Cierpliwie czekałem na nią, kiedy w końcu wyszła po dwudziestu minutach. – Już – zaśmiała się i weszła z powrotem do łóżka.
- Jak się czujesz? – pogładziłem ją po policzku.
- Okej – wzruszyła ramionami. – Dzisiaj będą wyniki badań – mruknęła.
- Bądźmy dobrej myśli – delikatnie się uśmiechnąłem. – Jadłaś już śniadanie?
- Tak, zaraz po obchodzie mi przynieśli i zjadłam kiedy ciebie tutaj nie było – uśmiechnęła się, bawiąc rogiem kołdry.
- Pojadę dzisiaj na moment do domu, kiedy przyjdzie Jessica z Dudu i przywiozę ci laptopa.
- Przyjdą? – uśmiechnęła się i w tym samym momencie do pomieszczenia weszła wspomniana dwójka.
- Cześć – Jessica podbiegła do Roxany i ją przytuliła. W tym czasie przywitał się ze mną Dudu, a potem „zamienili się”.
- Mam katalogi ze sukniami – blondynka niemal podskoczyła z podekscytowania.
- Justin jedź, zostaniemy tutaj i porozmawiamy – Roxana zaśmiała się kiedy jej przyjaciółka zaczęła kolejno wyjmować obszerne katalogi.
- Jezu – Dudu jęknął, a ja kiwnąłem mu głową na pożegnanie.

Roxana

- A ta? – Jessica pokazywała mi kolejną suknię ślubną rodem z bajki „Piękna i bestia”.
- Mówiłam że chcę coś skromnego – zaśmiałam się i spojrzałam błagalnie na Dudu.
- Jessica uspokój się – szturchnął dziewczynę w bok, a ta fuknęła na niego.
- No to co ty chcesz? – wyrzuciła ręce do góry.
- Ta mi się podoba – wskazałam na białą suknię sięgającą do ziemi. Jej góra była w rzymskim stylu z dekoltem w kształcie „V”. Spod biustu płynął jedynie delikatnie marszczony materiał bez zbędnych upięć czy ozdobień. Z tyłu na plecach, znajdował się charakterystyczny szal spod którego wychodziła koronka, dzięki czemu nie miałabym gołych pleców.
- Ta? – Jessica skrzywiła się. Ja im dłużej się na nią patrzyłam, tym bardziej mi się podobała.
- Tak – uśmiechnęłam się.
- Ale będzie ci widać brzuch – jęknęła.
- Będę w ósmym miesiącu ciąży. Trudno by było gdyby mój brzuch nie był widoczny – zaśmiałam się. Dudu nachylił się i spojrzał na suknię.
- Mi też się podoba – wzruszył ramionami.
- Oh, zamknij się – Jessica warknęła na niego.
- Nie gorączkuj się tak – zaśmiałam się.
- Ale na serio ta? – jęknęła.
- Jest śliczna – wzruszyłam ramionami.
- Ale to jest twój ślub i powinnaś mieć coś bardziej…
- Tutaj przecież nie chodzi jak kto wygląda tylko liczy się z kim bierzesz ślub – spojrzałam z wyrzutem na przyjaciółkę. – Pozwalam ci organizować wesele, ale nie ma być zbędnego przepychu, okej? – wetknęłam przyjaciółce palec przed oczy.
- Dobra – przerzuciła oczami i rozłożyła ręce w geście kapitulacji. – Kiedy wyjdziesz ze szpitala, przyjedzie krawcowa i wymierzy… ciebie… was – zaśmiałam się na doboru jej słów.
Przez następne dwie godziny rozmawiałyśmy o weselu aż do powrotu Justina.
- Już jestem – wszedł uśmiechnięty i przywitał się ze mną całusem w policzek. – Mam laptopa i mama wcisnęła mi jakieś jedzenie dla ciebie.
- Dziękuję – ustawiłam wszystko na szafce obok łóżka.
- O czym rozmawialiście – ściągnął brwi.
- Wesele – jęknął Dudu, na co wszyscy się zaśmiali.

Justin

Po pół godzinie rozmowy Jessica razem z Dudu wyszli ze szpitala, a ja zostałem sam z Roxaną.
- Są już wyniki? – spojrzałem na nią niespokojnie.
- Jeszcze nie było tutaj kardiologa – mruknęła.
- Na pewno zaraz będzie – uśmiechnąłem się i pogładziłem Roxanę po ręce.
- Boję się – mruknęła.
- Wszystko będzie okej – ucałowałem jej dłoń.
- Ja nie chcę tutaj być. Chcę do domu – jęknęła. Nachyliłem się i delikatnie pocałowałem ją w usta, obejmując twarz dłońmi.
- Poradzimy sobie okej? – pokiwała nieznacznie głową i delikatnie się we mnie wtuliła.
Tak strasznie ją kochałem. Nie mogłem jej stracić. Czasami się zastanawiam kim byłbym teraz bez niej. Bezuczuciowym bydlęciem traktującym kobiety jak zabawki.
Ktoś zapukał do drzwi. Do sali wszedł wysoki mężczyzna. Kardiolog.
- Dzień dobry – uśmiechnął się – mamy wyniki.
- Dzień dobry – odpowiedziałem równo z Roxaną. Spojrzałem na nią i złapałem za dłoń. Mężczyzna westchnął i wyciągnął z kieszeni obszerny zeszyt. Czytał coś i po chwili spojrzał się na nas.
- Z tego co tutaj wynika, serce nie wytrzyma do końca ciąży. Będziemy musieli wywołać poród pod koniec ósmego miesiąca – poczułem jak moje serce zaczyna szybciej bić. Ścisnąłem mocniej dłoń Roxany i nerwowo przełknąłem ślinę.
- A czy jest jakaś szansa na mniejsze ryzyko – wyjąkałem.
- Konsultowałem się z położoną i to będzie najmniej ryzykowne wyjście. Ustalimy termin cesarskiego cięcia – delikatnie się uśmiechnął.
- Dobrze – Roxana pierwszy raz się odezwała. – Czy może pan zaproponować datę?
- Rozmawialiśmy z położną o dwudziestym szóstym stycznia – spojrzał raz na mnie, raz na Roxanę.
- Myślę, że będzie to odpowiednia data – delikatnie się uśmiechnęła.
- Miło mi to słyszeć. Do zobaczenia – wyszedł z pomieszczenia, a ja przytuliłem do siebie Roxanę, która zaniosła się płaczem.
- Wszystko będzie dobrze kochanie, poradzimy sobie, obiecuję ci to – pocałowałem ją w czoło. Spojrzała mi w oczy i wytarła swoje mokre policzki.
- Nie obiecuj rzeczy niemożliwych, Justin.
Tym zdaniem oficjalnie złamała moje serce.

______________________________

Cześć. Tak szczerze? To tak trochę się na Was zawiodłam. Pod poprzednim rozdziałem było tylko 8 komentarzy. Jest tak bardzo źle? Serio? Mam nadzieję, że chociaż raz mi odpowiecie.

P.S. ZAPRASZAM NA BLOGA BEAUTY-AND-A-BEAT, KTÓREGO PROWADZI @luuuvvvvmyjuju. ZAPRASZAM!!!

czwartek, 15 sierpnia 2013

52.

- Z chęcią wyszłabym gdzieś z dzieciakami – jęknęłam i oparłam głowę na ramieniu Justina – ale mam tak strasznie opuchnięte nogi.
Siedzieliśmy na kanapie w salonie. Dzisiaj mamy drugi dzień świąt i jesteśmy po obiedzie. Erin, rodzice Justina i ciocia poszli nie wiadomo gdzie, dziadkowie wyjechali dzisiaj rano w odwiedziny do kuzynki, która mieszka na obrzeżach Los Angeles, skąd wracają do Kanady, a Jessica i Dudu są na spacerze, więc dzieciaki są pod naszą opieką. Nie jest to uciążliwe bo Jaxon siedzi w miejscu i ogląda kolejne książki, a Jazmyn zachwyca się swoimi prezentami.
- Może pójdziesz się położyć? – Justin gładził moją dłoń. Pokręciłam przecząco głową.
- Perspektywa wchodzenia po schodach nie za bardzo mi odpowiada – zsunęłam głowę na kolana Justina i westchnęłam. – Wszystko mnie boli – od razu pożałowałam tego co powiedziałam bo szatyn spojrzał na mnie przerażony – ale nie w takim sensie. Jest okej Justin, po prostu jestem zmęczona – Kanadyjczyk oparł się z ulgą o poduszki.
- Może jednak pójdziesz się położyć? – gładził mnie po dłoni.
- Nie chcę być sama. Poczekajmy aż ktoś wróci – złapałam jego dłonie i bawiłam się naszymi kciukami. Usłyszałam jak westchnął i zaczął skakać z kanału na kanał, ale nie miałam ochoty teraz oglądać jakiś dennych teleturniejów czy meczów koszykówki.
Poczułam nagły nacisk na pęcherz co oznaczało, że muszę skorzystać z toalety.
- Muszę do łazienki – Justin delikatnie uniósł mi plecy, a następnie pomógł wstać. – Dalej pójdę sama – puściłam dłonie szatyna i zaczęłam człapać do toalety. Mojego chodu nie można było nazwać chodzeniem. Chyba nawet człapanie było za bardzo koloryzowanym określeniem.
Kiedy załatwiłam swoje potrzeby, umyłam dłonie i wyszłam z łazienki. Do mojego słabego samopoczucia doszły zawroty głowy i kołatające serce.
- Justin – oparłam się o filar jedną dłonią, a drugą położyłam na brzuchu.
Szatyn podbiegł do mnie i pomógł dojść do fotela.
- Roxana, co ci jest? – pogładził mnie po twarzy. Spojrzałam w jego przestraszone oczy.
- Chyba musimy jechać do szpitala.

Justin

- Chyba musimy jechać do szpitala – poczułem jak cała krew odpływa mi z twarzy, ale musiałem zacząć działać. Zadzwoniłem do rodziców i krótko wyjaśniłem im sytuację informując, że muszę zostawić dzieciaki same w domu. Potem kazałem Jazmyn pilnować Jaxona i wybiegłem wyprowadzić auto. Kiedy wróciłem do domu podszedłem do Roxany i pomogłem się jej unieść.
- Przepraszam Justin – szepnęła, kiedy pomogłem jej wsunąć buty.
- Za co? – ściągnąłem brwi i prowadziłem ją do auta.
- Niszczę ci święta – zamknąłem za nią drzwi i obszedłem auto dookoła.
- Niczego nie niszczysz – nie wiadomo z jakich powodów warknąłem. Westchnąłem, kiedy już wyjechaliśmy na ulicę – Przepraszam – chwyciłem jej dłoń.
Poczułem wibrację komórki w kieszeni. Na chwilę spojrzałem na wyświetlacz na którym widniał numer cioci Roxany.
- Tak? – odebrałem nie spuszczając wzroku z jezdni.
- Jedziecie już do szpitala? – usłyszałem jej roztrzęsiony głos. To w ogóle mi nie pomagało zachować spokój.
- Za jakieś pięć minut będziemy na miejscu – nerwowo oblizałem usta i spojrzałem na Roxanę z przymkniętymi oczami.
- Za chwilę do was do jedziemy z Pattie – nie odpowiadając, rozłączyłem się i docisnąłem gazu. Ponownie spojrzałem na Roxanę.
- Wszystko okej? – chwyciłem jej dłoń, ale nie poczułem żadnego uścisku zwrotnego. – Roxana? – nerwowo raz zerkałem na nią, a raz na ulicę.
W tym momencie miałem się ochotę rozpłakać. Nie wiedziałem co jej jest i co właściwie się z nią dzieje. Chyba jeszcze nigdy nie byłem tak zdenerwowany i zrozpaczony jednocześnie. To wszystko zaczęło mnie przerastać. Gdyby nie ta cholerna ciąża i nie to cholerne dziecko, teraz razem z Roxaną dalej siedzielibyśmy w tym pieprzonym salonie i oglądali beznadziejne seriale.
Nie wiedziałem do kogo bardziej czuję wstręt, do siebie czy do dziecka. Jakby nie było to ja przyczyniłem się w dużym stopniu do powstania powodu przez który może umrzeć.
Przejechałem dłonią nerwowo po twarzy i skręciłem na parking szpitala. Nie zważając na zakazy wjechałem na podjazd dla karetek i jak oparzony wybiegłem z auta po jakąś pomoc. Nie musiałem długo czekać bo mężczyzna w podeszłym wieku podszedł do mnie.
- Tutaj nie wolno parkować – wskazał na moje auto.
- Moja narzeczona jest w ciąży i ona ma kłopoty ze sercem, chyba straciła przytomność – zacząłem mówić sam już nie wiedząc co.
- Nosze, szybko! – krzyknął, a za nim wybiegło dwóch kolejnych mężczyzn z noszami. Podeszli do auta i delikatnie wyciągnęli Roxanę, kładąc na noszach.
- Proszę przepakować auto, my będziemy na ostrym dyżurze – pokiwałem głową i szybko przepakowałem auto. Pobiegłem z powrotem do szpitala i na dużej tabliczce przeczytałem gdzie znajduje się ostry dyżur. Wbiegłem na salę i wzrokiem odnalazłem doktora, który przyjął Roxanę. Podpinali już ją do jakiegoś urządzenia i zaczynali robić USG.
- Czy wszystko z nią dobrze? – spojrzałem na doktora, który bacznie przyglądał się monitorowi komputera.
- Możesz mi podać numer jej kardiologa i położnej? – wyciągnąłem telefon i podyktowałem ciąg cyfr. – Zaraz wracam – poklepał mnie po ramieniu i odszedł. Spojrzałem się na Roxanę, którą właśnie przebudzała pielęgniarka, machając czymś pod jej nosem. Chwyciłem jakiś stołek i usiadłem przy jej łóżku, łapiąc ją za dłoń. Pielęgniarka odeszła, a brunetka całkowicie otworzyła oczy i odszukała mnie wzrokiem.
- Co się stało? – szepnęła i próbowała się podnieść, ale powstrzymałem ją ruchem dłoni.
- Musisz leżeć. Twoja ciocia i Pattie zaraz tutaj będą – pocałowałem jej dłoń i gładziłem kciukiem nadgarstek.
- Ale co się stało? – ściągnęła brwi.
- Straciłaś w aucie przytomność i robili ci tutaj jakieś badania – delikatnie westchnęła i wlepiła swój wzrok w sufit. Żadne z nas się nie odzywało, aż do powrotu doktora.
- Twój kardiolog i położna zaraz tutaj będą – stanął na brzegu łóżka i przyjemnie się uśmiechnął. – Teraz pielęgniarki pomogą ci się przebrać i przeniesiemy cię na osobną salę, a potem do ciebie przyjdę – podeszły do niej dwie kobiety i pomogły usiąść na wózku inwalidzkim. Poszedłem za nimi na korytarz, ale kazano mi czekać w poczekalni aż do przydziału sali.
- Justin – nade mną stanęła mama z ciocią Roxany – gdzie Roxana? – mama usiadła obok mnie i pogładziła po ramieniu.
- Pielęgniarki poszły pomóc się jej przebrać i mam tutaj czekać aż do przydziału sali – wzruszyłem ramionami i oparłem głowę o ścianę wypuszczając powietrze z ust.
- Wszystko z nią dobrze? – Kristen opadła na krzesło widocznie zdenerwowana.
- W aucie straciła przytomność, ale teraz chyba wszystko z nią dobrze – automatycznie wstałem z krzesełka, kiedy Roxana wyjechała zza drzwi jakiegoś pomieszczenia. Pielęgniarka powiadomiła nas, że mamy jeszcze chwilę zaczekać, więc z powrotem opadliśmy na swoje miesca.
- Lekarz dzwonił po jej kardiologa i położną – dokończyłem swoją wypowiedz i schowałem twarz w dłoniach. Ta cała „dorosłość” wolno zaczynała mnie przerastać.
- A gdzie jest lekarz, który ją przyjmował? – ciocia Roxany dalej kontynuowała swój wywiad, a odpowiadania na jej pytania było zaskakująco męczące.
- Powiedział, że przyjdzie jak Roxana już będzie w sali – wyprostowałem się, kiedy usłyszałem swoje nazwisko. Ruszyłem w kierunku pielęgniarki, która mnie nawoływała rozglądając się czy aby na pewno nikt mnie tutaj nie rozpoznał.
Cała trójka po chwili znalazła się w sali Roxany. Jej ciocia z Pattie od razu do niej doskoczyły i wypytywały niemal o wszystko, a ja przyglądałem się tej całej sytuacji.
Tak bardzo ją kocham. Nie mogę jej stracić przez TO dziecko.
Słowo „dziecko” w moich myślach zabrzmiało jak najgorsze przekleństwo. Jeszcze ja łudziłem się, że wszystko będzie okej, będziemy sobie żyć we trójkę z ślicznym bobaskiem.
Szkoda że ten „bobasek” zabija mi narzeczoną.
A ślub? Mieliśmy wziąć ślub. Dwudziesty stycznia. Tak było ustalone.
- Dzień dobry – do pomieszczenia wszedł ten sam lekarz, który przyjmował Roxanę. Kristen z Pattie od razu do niego podeszły i zaczęły się wypytywać o najróżniejsze szczegóły. Ja podszedłem do dziewczyny i złapałem jej dłoń.
- Justin? Coś nie tak? – podniosłem wzrok na jej zdezorientowaną twarz.
- Nie, wszystko jest okej – sztucznie się uśmiechnąłem i oparłem usta na jej dłoni – po prostu się o ciebie martwię.
- Nie musisz. Wszystko będzie dobrze – prychnąłem pod nosem.
- Właśnie widzę – spojrzałem z wyrzutem na dziewczynę, a ona otworzyła usta ze zdumienia.
- Co ciebie dzisiaj ugryzło? – wyrwała swoją dłoń i położyła na swoim zaokrąglonym brzuchu.
- Nic, po prostu się o ciebie martwię – jęknąłem. Nie chciałem być chamski w stosunku do niej.
- To martw się inaczej – nie kontynuowała bo do sali weszła położona Roxany. Uśmiechnęła się do nas i poprosiła doktora na zewnątrz.
To wszystko coraz bardziej zaczyna mi się nie podobać. Cała ciąża, wieczne zapewniania Roxany że wszystko będzie dobrze chociaż oboje wiemy, że tak nie będzie. To strasznie boli.
- Z dzieckiem wszystko dobrze – Kristen uśmiechnęła się i usiadła na brzegu łóżka. Pattie zajęła miejsce w rogu pokoju i przyglądała się nam ze spokojem.
- A co z Roxaną? – spojrzałem badawczo na ciocię Roxany.
- To tylko omdlenie i chwilowe zasłabnięcie, wszystko wolno zaczyna wracać do normy – uśmiechnęła się blado. Jakoś nie uwierzyłem w jej zapewnienia.
Pokiwałem głową i oparłem ją na dłoniach. Nie chciałem o tym wszystkim myśleć. Jednak to znowu napływało. Wolno uświadamiałem sobie to, że Roxana może odejść szybciej niż się wszyscy spodziewaliśmy.
- Kiedy tata z Erin i dzieciakami wracają? – nagle wypaliłem. Mama spojrzała się na mnie zdziwiona.
- Mają samolot jutro rano, a czemu pytasz? – ściągnęła brwi.
- Nie wiem. Po postu byłem ciekaw – wzruszyłem ramionami.
Spojrzałem na zegarek. Była trzecia po południu, a ja się czułem jakby to był późny wieczór.
Przeciągnąłem się i szeroko ziewnąłem.
- Jedź do domu i się prześpij – spojrzałem na Roxanę, która lustrowała mnie wzrokiem.
- Pojadę wieczorem – ponownie się nachyliłem i oparłem głowę na pięściach.
- Przyjedziesz tutaj wieczorem, a wtedy ciocia i Pattie pojadą. Przy okazji przywieziesz mi bieliznę i piżamy – pogładziła mnie po przedramieniu. – Jedź i odpocznij – delikatnie się uśmiechnęła.
- Roxana ma rację – Kristen uśmiechnęła się w moim kierunku.
- Ale wracam tutaj o ósmej – podniosłem się z krzesełka.
- Okej, nigdzie się nie ruszam – brunetka delikatnie się zaśmiała, kiedy wychodziłem z pomieszczenia.
- Gdyby coś się działo, jestem cały czas pod telefonem – spojrzałem wymownie na Pattie i Kristen po czym uśmiechnąłem się do Roxany. Wyszedłem z pomieszczenia, a następnie opuściłem szpital. Przed wejściem czekała na mnie masa fotoreporterów szukających taniej sensacji.

- Spieprzać – wymamrotałem, kiedy wsiadłem do auta i odpaliłem silnik.
_________________________________

PONAD 60 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ! YAY! DZIĘKUJĘ :)
Powinny być dobre wiadomości, ale chyba nie. Rozdział z opóźnieniem, a w dodatku denny. Jeżeli tak dalej będzie mi się pisać to koniec będzie szybciej niż się sama tego spodziewałam.
Dziękuję za 29 komentarzy pod poprzednim rozdziałem.

Zapraszam na mojego drugiego bloga o Agnes i Justinie KLIK