poniedziałek, 2 września 2013

54.

- Nareszcie w domu – Roxana uśmiechnęła się i objęła czule dłońmi swój okrągły brzuch. Postawiłem jej małą walizkę z rzeczami przy schodach i wziąłem jej cienki sweterek.
- No ile można na was czekać? – Pattie wyszła ze salonu i przytuliła delikatnie Roxanę. – Kristen dostawała już białej gorączki – wskazała na ciocię Roxany, która zaśmiała się cicho.
- Przesadzacie – mruknąłem rozbawiony.
- Martwiłyśmy się – poprowadziły Roxanę do salonu, a ja w tym czasie zaniosłem jej walizkę do sypialni. Szybko zszedłem na dół i usiadłem na kanapie obok brunetki.
- I dlatego nie chcieli nas wypuścić – usłyszałem koniec historii o tym jak najpierw jedna pielęgniarka nie chciała nam wydać wypisu, potem ochrona nie mogła poradzić sobie z paparazzie, aż w końcu zawrócono Roxanę na ostatnie badanie. Wszystko trwało ponad trzy godziny co mnie samego zdenerwowało.
- A gdzie Dudu i Jessica? – rozejrzałem się po pokoju, nie widząc ich w pobliżu.
- Kazali was przeprosić, że się z wami nie przywitali, ale musieli już pojechać do hotelu i wrócą dopiero jutro wieczorem – spojrzałem się na Pattie, która mi wszystko wytłumaczyła i dopiero po dłużej chwili uświadomiłem sobie, że dzisiaj jest przecież sylwester.
- A wy kiedy jedziecie na ten bankiet? – przyjrzałem się kobietom i dopiero teraz zauważyłem, że są ubrane w długie suknie, mają odświętne fryzury i makijaże.
- Właściwie to powinnyśmy już wyjeżdżać – ciocia Roxany odpowiedziała dziewczynie i razem z Pattie wstały.
- Może was podwieźć albo coś – wstałem razem z nimi i szedłem aż do drzwi wyjściowych.
- Nie trzeba – Pattie pocałowała mnie w policzek i pogładziła po plecach. Kristen mnie przytuliła, a po chwili wyszły na podjazd.
- Bądźcie grzeczne – zaśmiałem się, kiedy wsiadały do auta.
- Postaramy się – mama pomachała mi, a ja stałem w drzwiach dopóki nie wyjechały na ulicę. Wróciłem do salonu i usiadłem obok Roxany.
- Zapomniałem, przepraszam – wtuliłem głowę w jej szyję i złożyłem tam delikatny pocałunek.
- Ja też przez to całe zamieszanie straciłam poczucie czasu. Będziemy siedzieć i oglądać filmy jak stare małżeństwo w podeszłym wieku – zaśmiała się i chwyciła moją dłoń.
- Może być fajnie – uśmiechnąłem się i pocałowałem czubek jej nosa, na co cicho zachichotała.
- Emocjonująco – wystawiła mi język i tuliła się we mnie. Objąłem ją opiekuńczo ramionami i pocałowałem w czubek głowy.
- Kocham cię – mruknąłem. Teraz zdałem sobie sprawę jak dawno jej tego nie mówiłem.
- Ja ciebie też kocham – w jej głosie było słychać radość. Sam nie wiem czemu, ale to napawało mnie dumą.

- Justin! Pomocy! – zaśmiałem się słysząc jęki Roxany ze sypialni. Miała przymiarkę sukni ślubnej, a mi Jessica jasno dała do zrozumienia, że jeżeli tam wejdę po prostu mnie zabije.
- Nie chcę umierać! – odkrzyknąłem i wszedłem do pokoju dziecka w którym Dudu skręcał kołyskę.
- Nareszcie – jęknął. Wziąłem od niego instrukcję i przyjrzałem się kolejnym obrazkom.
- Źle to robisz – wziąłem od niego śrubokręt i umieściłem śrubkę w innym otworze. – Ja to dokończę ty skręć szafkę – wskazałem głową na ostatnie pudło stojące pod ścianą.
Wczoraj pomalowaliśmy ściany. Głównymi kolorami był pomarańczowy i zielony. Na ścianie gdzie będzie stało łóżeczko, przyklejona była tapeta w tych kolorach. Reszta ścian była kremowa, a ożywiały je wcześniej przybite obrazki.
- Koniec – wyprostowałem się i spojrzałem na skręcone łóżeczko.
- Ustawmy to wszystko – Dudu podszedł i chwycił ze mną mebel. Postawiliśmy je pod ścianą i umocowaliśmy stelaż baldachimu. Następnie obok łóżeczka ustawiliśmy fotel i resztę mebli.
- Gotowe – chłopak usiadł w fotelu, a ja pod ścianą.
- Nawet fajnie – rozejrzałem się po pokoju.
- Mi też się podoba – zaśmiał się i podszedł do komody na której stały miśki. Chwycił jednego z nich i dokładnie mu się przyglądał. – Dostała go ode mnie na piętnaste urodziny – odstawił go na miejsce i wrócił do fotela.
- Jaka ona wtedy była? – bardziej mruknąłem, ale nie potrafiłem się powstrzymać. Już wtedy znęcaliśmy się nad nią, jednak ona dzielnie to wszystko znosiła. Z przestrzeni czasu widzę jak silna była i jest do tej pory. To wszystko co dźwiga na swoich barkach, załamałoby już niejednego człowieka.
- Kiedy? – Dudu ściągnął brwi.
- Kiedy miała piętnaście lat – sprostowałem. Chłopak żachnął się i poprawił w fotelu.
- Była znacznie silniejsza niż rok później – zatrzymał się na moment. Jego oczy tkwiły w jednym punkcie. – Wtedy nawet nie pomyślała o samo okaleczaniu. Płakała, ale uśmiechała się. Z czasem zaczęła wszystko brać jeszcze bardziej do siebie. Kiedy zaczęła pracować, jej psychika po woli nie wytrzymywała, załamywała się i jej ucieczką od problemów została żyletka. Obiecała mi, że już nigdy więcej tego nie zrobi, aż do wtedy – dobrze wiedziałem o co mu chodzi. To ja ją sprowokowałem do samookaleczenia się.
Nerwowo strzeliłem palcami, a moje oczy samoistnie się zaszkliły.
- Właśnie wtedy przestały się uśmiechać jej oczy, dopóki ty nie pojawiłeś się w jej życiu jako przyjaciel, a nie dręczyciel. Dałeś jej uśmiech i wyprowadziłeś na prostą. Dzięki Bieber – jego kąciki ust delikatnie poszybowały w górę. Wypuściłem nadmiar powietrza z ust i kiwnąłem głową.
- Czasami się zastanawiam czy gdybym się nie pojawił w jej życiu nie byłoby dla niej lepiej – mruknąłem.
- Nie – Dudu natychmiastowo mi przerwał a ja jęknąłem.
- Ale gdyby mnie w nim nie było Roxany życie nie byłoby zagrożone. Pogodziłaby się z ciocią i wszystko wróciłoby do normy. Nie uciekałaby do pieprzonego Nowego Jorku, ale ciągle byłaby w Los Angeles. Miałaby wszystko – oparłem głowę o ścianę i przymknąłem oczy, kiedy zdałem sobie sprawę z tego, że jeszcze tak naprawdę nie dałem Roxanie niczego dobrego.
- Nie miałaby wszystkiego – spojrzałem na Dudu, który pochylił się do przodu.
- Czego by jej brakowało? – ściągnąłem oczy i zaśmiałem się ironicznie.
- Miłości – wzruszył ramionami.
- Ktoś by ją pokochał – syknąłem i podszedłem do okna.
- Ale ktoś pokochałby ją tak mocno jak ty? – usiadłem na niskim parapecie i spojrzałem na Dudu, który ciągle siedział na fotelu.
- Nie wiem – wzruszyłem ramionami.
- Właśnie – strzelił z palców i zaśmiał się. – Koniec tych rozczuleń – podszedł do mnie i poklepał po plecach – chodźmy na taras wypić piwo bo chyba do jutra nie skończą tej przymiarki – zaśmiałem się i ruszyłem za Dudu. Po kilku minutach, siedzieliśmy na tarasie pijąc jabłkowe piwo.
Nie rozmawialiśmy, tylko po prostu patrzyliśmy na zachodzące słońce. Było około ósmej wieczorem i dzień wolno się kończył. Cała ta atmosfera wręcz namawiała do rozmyśleń o minionym dniu.
- Jutro jedziecie po garnitur dla Justina – Jessica stanęła przede mną z opartymi dłońmi na biodrach i świdrowała Dudu wzrokiem. Sam nie wiem skąd się tutaj wzięła.
- Jutro? – jęknąłem i uniosłem plecy z fotela.
- Tak jutro. Ślub za dwa tygodnie, a ty jeszcze nic nie masz – ściągnęła brwi i splotła ramiona.
- Dobra – jęknąłem i podniosłem się z fotela. – Roxana na górze? – wskazałem palcem na schody za mną.
- Tak, kazałam jej się położyć do łóżka i odpoczywać – uśmiechnęła się do mnie delikatnie, a ja ruszyłem na górę przez kuchnię, wyrzucając po drodze puszkę.
Wszedłem po schodach i po chwili znalazłem się w naszej sypialni. Uśmiechnąłem się na widok Roxany, która po raz kolejny przeglądała mój album.
- Kolejny raz? – położyłem się na łóżku obok niej, a ona oparła głowę o moje ramię. Zamknęła i odłożyła album na bok łóżka.
- To uzależnienie – zaśmiałem się. Spojrzałem na nadgarstek, na którym widniał prezent od niej. – Ty też ciągle patrzysz na bransoletkę – wbiła mi delikatnie palec w brzuch.
- Po prostu ją lubię i mi przypomina o tobie – przejechałem palcem po wygrawerowanym znaku wieczności.
- Ale ja leżę obok – zachichotała. Pocałowałem ją w czubek głowy i również się uśmiechnąłem.
- To takie przypomnienie, że kocham cię bardziej niż cokolwiek innego – zachrypiałem do jej ucha. Poczułem jak się uśmiecha, a po chwili spojrzała mi w oczy.
- Kocham cię, wiesz? – nachyliłem się i delikatnie ją pocałowałem.
- Ja też ciebie strasznie kocham, wiesz? – uśmiechnąłem się przez pocałunek.
- Wiem – szepnęła i oparła głowę o moją klatkę piersiową.
- Skończyliście już pokój? – uniosła się i spojrzała na mnie czujnym wzrokiem.
- Tak – pokiwałem głową i wstałem z łóżka. – Idziemy? – wyciągnąłem dłoń i ruszyliśmy do pokoju dziecka. Otworzyłem przed nią drzwi i wpuściłem pierwszą do środka.
Wolnym krokiem weszła na środek pokoju i rozejrzała się dookoła. Następnie usiadła na fotelu i uśmiechnęła się szeroko.
- Jest idealnie – oparłem się o framugę drzwi i obserwowałem jej ruchy.
- Mi też się podoba – uśmiechnąłem się.
- A mówiłeś że nie będzie fajnie – wystawiła mi język, a ja machnąłem ręką.
- Zapomnijmy – obydwoje zamilkliśmy i byliśmy w pokoju dopóki Pattie nie zawołała nas na kolację.

__________________________________________
Wyjątkowo krótki i beznadziejny. Przepraszam.
Chciałabym Wam powiedzieć, że teraz rozdziały mogą pojawiać się co dwa tygodnie maksymalnie. Z tego powodu, że jestem teraz w liceum do którego codziennie dojeżdżam 45 minut pociągiem. Wstaję po 5, a wracam do domu o 17. Muszę najpierw ogarnąć mój grafik dnia i wepchnąć gdzieś blogi.
Kolejny raz Was przepraszam. Nie pytajcie się kiedy następny rozdział bo to dodatkowo mnie demotywuje. Proszę.

7 komentarzy:

  1. *-*
    @awhmybiebuur

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny jak zawsze <3

    OdpowiedzUsuń
  3. co ty gadasz ze jest beznadziejny?.. ten rozdzial jest swietny i wyjątkowo mocno sie w niego wciągnęłam <3 anuska2512

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak ja uwielbiam to opowiadanie! Rozdział jest świetny, jak każdy inny!

    OdpowiedzUsuń
  5. Cuudo, cudo, cudoo *.*

    OdpowiedzUsuń
  6. Cudo <3 znalazłam to opowiadanie dopiero wczoraj :/ ale juz je pokochałam <3 czekam na nn <3
    @KamilaSobczyk

    OdpowiedzUsuń
  7. Cuudo, cudeńko *.*
    Czekam na nastepny, szybciej bo nie moge sie doczekac :*

    OdpowiedzUsuń