- Nareszcie w domu – Roxana uśmiechnęła
się i objęła czule dłońmi swój okrągły brzuch. Postawiłem jej małą walizkę z
rzeczami przy schodach i wziąłem jej cienki sweterek.
- No ile można na was czekać? –
Pattie wyszła ze salonu i przytuliła delikatnie Roxanę. – Kristen dostawała już
białej gorączki – wskazała na ciocię Roxany, która zaśmiała się cicho.
- Przesadzacie – mruknąłem
rozbawiony.
- Martwiłyśmy się – poprowadziły
Roxanę do salonu, a ja w tym czasie zaniosłem jej walizkę do sypialni. Szybko
zszedłem na dół i usiadłem na kanapie obok brunetki.
- I dlatego nie chcieli nas
wypuścić – usłyszałem koniec historii o tym jak najpierw jedna pielęgniarka nie
chciała nam wydać wypisu, potem ochrona nie mogła poradzić sobie z paparazzie,
aż w końcu zawrócono Roxanę na ostatnie badanie. Wszystko trwało ponad trzy
godziny co mnie samego zdenerwowało.
- A gdzie Dudu i Jessica? –
rozejrzałem się po pokoju, nie widząc ich w pobliżu.
- Kazali was przeprosić, że się z
wami nie przywitali, ale musieli już pojechać do hotelu i wrócą dopiero jutro
wieczorem – spojrzałem się na Pattie, która mi wszystko wytłumaczyła i dopiero
po dłużej chwili uświadomiłem sobie, że dzisiaj jest przecież sylwester.
- A wy kiedy jedziecie na ten
bankiet? – przyjrzałem się kobietom i dopiero teraz zauważyłem, że są ubrane w
długie suknie, mają odświętne fryzury i makijaże.
- Właściwie to powinnyśmy już
wyjeżdżać – ciocia Roxany odpowiedziała dziewczynie i razem z Pattie wstały.
- Może was podwieźć albo coś –
wstałem razem z nimi i szedłem aż do drzwi wyjściowych.
- Nie trzeba – Pattie pocałowała
mnie w policzek i pogładziła po plecach. Kristen mnie przytuliła, a po chwili
wyszły na podjazd.
- Bądźcie grzeczne – zaśmiałem
się, kiedy wsiadały do auta.
- Postaramy się – mama pomachała
mi, a ja stałem w drzwiach dopóki nie wyjechały na ulicę. Wróciłem do salonu i
usiadłem obok Roxany.
- Zapomniałem, przepraszam –
wtuliłem głowę w jej szyję i złożyłem tam delikatny pocałunek.
- Ja też przez to całe zamieszanie
straciłam poczucie czasu. Będziemy siedzieć i oglądać filmy jak stare małżeństwo
w podeszłym wieku – zaśmiała się i chwyciła moją dłoń.
- Może być fajnie – uśmiechnąłem
się i pocałowałem czubek jej nosa, na co cicho zachichotała.
- Emocjonująco – wystawiła mi
język i tuliła się we mnie. Objąłem ją opiekuńczo ramionami i pocałowałem w
czubek głowy.
- Kocham cię – mruknąłem. Teraz
zdałem sobie sprawę jak dawno jej tego nie mówiłem.
- Ja ciebie też kocham – w jej
głosie było słychać radość. Sam nie wiem czemu, ale to napawało mnie dumą.
- Justin! Pomocy! – zaśmiałem się
słysząc jęki Roxany ze sypialni. Miała przymiarkę sukni ślubnej, a mi Jessica
jasno dała do zrozumienia, że jeżeli tam wejdę po prostu mnie zabije.
- Nie chcę umierać! – odkrzyknąłem
i wszedłem do pokoju dziecka w którym Dudu skręcał kołyskę.
- Nareszcie – jęknął. Wziąłem od
niego instrukcję i przyjrzałem się kolejnym obrazkom.
- Źle to robisz – wziąłem od niego
śrubokręt i umieściłem śrubkę w innym otworze. – Ja to dokończę ty skręć szafkę
– wskazałem głową na ostatnie pudło stojące pod ścianą.
Wczoraj pomalowaliśmy ściany.
Głównymi kolorami był pomarańczowy i zielony. Na ścianie gdzie będzie stało
łóżeczko, przyklejona była tapeta w tych kolorach. Reszta ścian była kremowa, a
ożywiały je wcześniej przybite obrazki.
- Koniec – wyprostowałem się i
spojrzałem na skręcone łóżeczko.
- Ustawmy to wszystko – Dudu
podszedł i chwycił ze mną mebel. Postawiliśmy je pod ścianą i umocowaliśmy
stelaż baldachimu. Następnie obok łóżeczka ustawiliśmy fotel i resztę mebli.
- Gotowe – chłopak usiadł w
fotelu, a ja pod ścianą.
- Nawet fajnie – rozejrzałem się
po pokoju.
- Mi też się podoba – zaśmiał się
i podszedł do komody na której stały miśki. Chwycił jednego z nich i dokładnie
mu się przyglądał. – Dostała go ode mnie na piętnaste urodziny – odstawił go na
miejsce i wrócił do fotela.
- Jaka ona wtedy była? – bardziej
mruknąłem, ale nie potrafiłem się powstrzymać. Już wtedy znęcaliśmy się nad
nią, jednak ona dzielnie to wszystko znosiła. Z przestrzeni czasu widzę jak
silna była i jest do tej pory. To wszystko co dźwiga na swoich barkach,
załamałoby już niejednego człowieka.
- Kiedy? – Dudu ściągnął brwi.
- Kiedy miała piętnaście lat –
sprostowałem. Chłopak żachnął się i poprawił w fotelu.
- Była znacznie silniejsza niż rok
później – zatrzymał się na moment. Jego oczy tkwiły w jednym punkcie. – Wtedy
nawet nie pomyślała o samo okaleczaniu. Płakała, ale uśmiechała się. Z czasem
zaczęła wszystko brać jeszcze bardziej do siebie. Kiedy zaczęła pracować, jej
psychika po woli nie wytrzymywała, załamywała się i jej ucieczką od problemów
została żyletka. Obiecała mi, że już nigdy więcej tego nie zrobi, aż do wtedy –
dobrze wiedziałem o co mu chodzi. To ja ją sprowokowałem do samookaleczenia
się.
Nerwowo strzeliłem palcami, a moje
oczy samoistnie się zaszkliły.
- Właśnie wtedy przestały się
uśmiechać jej oczy, dopóki ty nie pojawiłeś się w jej życiu jako przyjaciel, a
nie dręczyciel. Dałeś jej uśmiech i wyprowadziłeś na prostą. Dzięki Bieber –
jego kąciki ust delikatnie poszybowały w górę. Wypuściłem nadmiar powietrza z
ust i kiwnąłem głową.
- Czasami się zastanawiam czy
gdybym się nie pojawił w jej życiu nie byłoby dla niej lepiej – mruknąłem.
- Nie – Dudu natychmiastowo mi
przerwał a ja jęknąłem.
- Ale gdyby mnie w nim nie było
Roxany życie nie byłoby zagrożone. Pogodziłaby się z ciocią i wszystko wróciłoby
do normy. Nie uciekałaby do pieprzonego Nowego Jorku, ale ciągle byłaby w Los
Angeles. Miałaby wszystko – oparłem głowę o ścianę i przymknąłem oczy, kiedy
zdałem sobie sprawę z tego, że jeszcze tak naprawdę nie dałem Roxanie niczego
dobrego.
- Nie miałaby wszystkiego –
spojrzałem na Dudu, który pochylił się do przodu.
- Czego by jej brakowało? –
ściągnąłem oczy i zaśmiałem się ironicznie.
- Miłości – wzruszył ramionami.
- Ktoś by ją pokochał – syknąłem i
podszedłem do okna.
- Ale ktoś pokochałby ją tak mocno
jak ty? – usiadłem na niskim parapecie i spojrzałem na Dudu, który ciągle
siedział na fotelu.
- Nie wiem – wzruszyłem ramionami.
- Właśnie – strzelił z palców i
zaśmiał się. – Koniec tych rozczuleń – podszedł do mnie i poklepał po plecach –
chodźmy na taras wypić piwo bo chyba do jutra nie skończą tej przymiarki –
zaśmiałem się i ruszyłem za Dudu. Po kilku minutach, siedzieliśmy na tarasie
pijąc jabłkowe piwo.
Nie rozmawialiśmy, tylko po prostu
patrzyliśmy na zachodzące słońce. Było około ósmej wieczorem i dzień wolno się
kończył. Cała ta atmosfera wręcz namawiała do rozmyśleń o minionym dniu.
- Jutro jedziecie po garnitur dla
Justina – Jessica stanęła przede mną z opartymi dłońmi na biodrach i świdrowała
Dudu wzrokiem. Sam nie wiem skąd się tutaj wzięła.
- Jutro? – jęknąłem i uniosłem
plecy z fotela.
- Tak jutro. Ślub za dwa tygodnie,
a ty jeszcze nic nie masz – ściągnęła brwi i splotła ramiona.
- Dobra – jęknąłem i podniosłem
się z fotela. – Roxana na górze? – wskazałem palcem na schody za mną.
- Tak, kazałam jej się położyć do
łóżka i odpoczywać – uśmiechnęła się do mnie delikatnie, a ja ruszyłem na górę
przez kuchnię, wyrzucając po drodze puszkę.
Wszedłem po schodach i po chwili
znalazłem się w naszej sypialni. Uśmiechnąłem się na widok Roxany, która po raz
kolejny przeglądała mój album.
- Kolejny raz? – położyłem się na
łóżku obok niej, a ona oparła głowę o moje ramię. Zamknęła i odłożyła album na
bok łóżka.
- To uzależnienie – zaśmiałem się.
Spojrzałem na nadgarstek, na którym widniał prezent od niej. – Ty też ciągle
patrzysz na bransoletkę – wbiła mi delikatnie palec w brzuch.
- Po prostu ją lubię i mi
przypomina o tobie – przejechałem palcem po wygrawerowanym znaku wieczności.
- Ale ja leżę obok – zachichotała.
Pocałowałem ją w czubek głowy i również się uśmiechnąłem.
- To takie przypomnienie, że
kocham cię bardziej niż cokolwiek innego – zachrypiałem do jej ucha. Poczułem
jak się uśmiecha, a po chwili spojrzała mi w oczy.
- Kocham cię, wiesz? – nachyliłem się
i delikatnie ją pocałowałem.
- Ja też ciebie strasznie kocham,
wiesz? – uśmiechnąłem się przez pocałunek.
- Wiem – szepnęła i oparła głowę o
moją klatkę piersiową.
- Skończyliście już pokój? –
uniosła się i spojrzała na mnie czujnym wzrokiem.
- Tak – pokiwałem głową i wstałem
z łóżka. – Idziemy? – wyciągnąłem dłoń i ruszyliśmy do pokoju dziecka.
Otworzyłem przed nią drzwi i wpuściłem pierwszą do środka.
Wolnym krokiem weszła na środek
pokoju i rozejrzała się dookoła. Następnie usiadła na fotelu i uśmiechnęła się
szeroko.
- Jest idealnie – oparłem się o
framugę drzwi i obserwowałem jej ruchy.
- Mi też się podoba – uśmiechnąłem
się.
- A mówiłeś że nie będzie fajnie –
wystawiła mi język, a ja machnąłem ręką.
- Zapomnijmy – obydwoje zamilkliśmy
i byliśmy w pokoju dopóki Pattie nie zawołała nas na kolację.
*-*
OdpowiedzUsuń@awhmybiebuur
Cudowny jak zawsze <3
OdpowiedzUsuńco ty gadasz ze jest beznadziejny?.. ten rozdzial jest swietny i wyjątkowo mocno sie w niego wciągnęłam <3 anuska2512
OdpowiedzUsuńJak ja uwielbiam to opowiadanie! Rozdział jest świetny, jak każdy inny!
OdpowiedzUsuńCuudo, cudo, cudoo *.*
OdpowiedzUsuńCudo <3 znalazłam to opowiadanie dopiero wczoraj :/ ale juz je pokochałam <3 czekam na nn <3
OdpowiedzUsuń@KamilaSobczyk
Cuudo, cudeńko *.*
OdpowiedzUsuńCzekam na nastepny, szybciej bo nie moge sie doczekac :*