Po pomieszczeniu rozniosło się jej
ciche westchnięcie. Odchyliłem się i spojrzałem na twarz Roxany, co było nie
lada wyczynem bo leżała na mojej klatce piersiowej. Spojrzała się na mnie i
zaśmiała.
- Co? – uśmiechnąłem się
zdziwiony.
- Śmiesznie wyglądasz – zaśmiała się
cicho, ja zrobiłem śmieszną minę na co zaśmiała się ponownie.
- Czemu westchnęłaś? – trąciłem ją
nosem, kiedy położyła głowę tuż obok mojej.
- Chcę się tobą nacieszyć, a nie
mogę – ściągnęła usta w wąską linię.
- Czemu?
- Bo na pewno zaraz zasnę. Cały
czas kleją mi się oczy. Jutro na pewno masz jakiś wywiad, kiedy ja będę na
nogach potem znowu usnę, kiedy ty przyjdziesz – zaczęła marudzić, a ja
uśmiechnąłem się rozczulony jej słodkim narzekaniem.
- Nigdzie nie idę. Jeżeli tylko
będziesz chciała, będę tutaj cały czas.
- Przez całe osiem dni? –
uśmiechnęła się szeroko.
- Przez całe osiem dni i jeszcze
jakieś cztery godziny. Idź spać – cmoknąłem ją w czoło.
- A zostaniesz się na noc? –
powiedziała wkopując się pod kołdrę.
- Skoro tak błagasz. Nie mogę się
oprzeć twym błaganiom o pani – wtuliłem głowę w jej szyję i zacząłem łaskotać
ją delikatnymi pocałunkami.
- Miałam iść spać – powiedziała przez
śmiech.
- No to śpij – wyprostowałem się
na moment, a zaraz potem wróciłem do poprzedniej czynności.
- Nie pozwalasz mi.
- A dostanę buziaka? – cmoknąłem Roxanę
w nos.
- Proszę – tym razem cmoknęła mnie
w usta i odwróciła się do mnie tyłem.
- Ej – powiedziałem niezadowolony.
- Nie sprecyzowałeś jaki to ma być
buziak – przykryła się szczelniej kołdrą.
- Następnym razem spiszemy umowę –
pocałowałem ją w policzek i objąłem, przyciągając do siebie.
Roxana stała przed lustrem i
gładziła swój zaokrąglony brzuch. Stanąłem w drzwiach i oparłem głowę o framugę.
Uśmiechnąłem się do siebie, bo uświadomiłem sobie, że jestem szczęśliwy. Przede
mną stoją dwie najważniejsze osoby w moim życiu.
Podszedłem do Roxany i stanąłem za
nią. Spojrzała się w lustro i uśmiechnęła do mojego odbicia. Chwyciła moje
dłonie i położyła na odkrytym brzuchu. Gładziłem go delikatnie uważnie
wpatrując się w jego odbicie w lustrze.
- Musimy jechać – Roxana szepnęła.
Odwróciłem ją w swoją stronę i cmoknąłem w czoło, nie odrywając dłoni od jej
brzucha. Uśmiechnęła się do mnie delikatnie i oparła głowę o moje ramię.
- Chodźmy – powiedziałem cicho.
Dziewczyna naciągnęła na brzuch luźną, fioletową koszulę. Wziąłem jej kremowy
sweter i pomogłem założyć. W tym roku październik w Los Angeles był wyjątkowo
zimny, wietrzny i deszczowy co było nie do pomyślenia w tym mieście.
- My jedziemy – brunetka weszła do
kuchni i odszukała wzrokiem swoją ciocię.
- Jedźcie bezpiecznie – kobieta
spojrzała się na mnie i uśmiechnęła. Kiwnąłem głową na znak, że rozumiem i
chwyciłem Roxanę za dłoń. Pożegnaliśmy się i wyszliśmy z kuchni.
- Moja mama chciała się z tobą
zobaczyć – otworzyłem przed dziewczyną drzwi i razem wyszliśmy na ganek z
przodu domu.
- Może pojedziemy zaraz po badaniu?
– pomogłem wsiąść jej do wysokiego auta i szybko okrążyłem je i usiadłem po
stronie kierowcy.
- Nie chcesz się najpierw zobaczyć
z ciocią? – zapaliłem auto i odjechałem spod domu Roxany.
- I tak za godzinę musi jechać na
spotkanie na uczelnię. Będzie w domu dopiero wieczorem i byłabym w domu
praktycznie sama – zaśmiałem się i spojrzałem wymownie na Roxanę. – Ty jesteś
tym praktycznie – sprostowała.
Spojrzałem się przed siebie i od
razu zesztywniałem.
- Sukinsyny – zakląłem pod nosem
na widok facetów z aparatami. Jak na zawołanie wokół samochodu pojawił się
jeden wielki błysk fleszy. Roxana chwyciła mnie za zaciśniętą dłoń na gałce od
biegów. Automatycznie ją rozluźniłem i wypuściłem powietrze z ust. – Oni w ten
sposób zarabiają na życie – powtórzyłem jak pacierz.
- Właśnie – kątem oka zerknąłem na
dziewczynę, która uśmiechnęła się do mnie delikatnie. Do końca podróży żadne z
nas się nie odzywało. Pod szpitalem kłębiło się już jakiś trzydziestu
paparazzich. Wyszedłem z auta i pomogłem wysiąść Roxanie. Objąłem ją ramieniem
i włączyłem alarm w aucie. Wokół nas zaczęły się kłębić tłumy nie dając przejść.
Plułem sobie w brodę, że nie zgodziłem się wziąć Kennego, który z pewnością w
jakiś magiczny sposób, rozgoniłby tą całą bandę.
Co chwila ktoś popychał, albo
mnie, albo Roxanę co kończyło się moim rzucaniem obelg w stronę winowajcy.
Jednak nikt z nich nie miał mi tego za złe, a nawet ich to zachęcało. W końcu
przyśpieszyłem kroku i jakimś magicznym sposobem znaleźliśmy się w szpitalu.
Skierowaliśmy się na piętro położnicze, a potem do pani doktor Roxany.
Weszliśmy do gabinetu. Przywitała nas z uśmiechem.
- Proszę odsłoń brzuch i połóż się
tutaj – wskazała zielononiebieski, obszerny fotel, którego oparcie było
położone poziomo. Roxana podała mi swój sweterek i podwinęła koszulę. Położyła
się wygodnie na fotelu. Ja stałem na środku pomieszczenia i nie wiedziałem za
bardzo co mam robić. Kiedy weszła pani doktor zaśmiała się i wskazała mi
krzesełko obok fotela. Uśmiechnąłem się zakłopotany i usiadłem na nim.
Chwyciłem dłoń Roxany i przyglądałem się czynnością starszej kobiety.
Rozsmarowała przezroczysty żel na brzuchu Roxany, a zaraz potem zaczęła jeździć
po nim białą kulką. Na ekranie komputera ukazywały się rozmazane obrazy. Mimo
szczerych chęci, rozróżniałem jedynie biało-czarne plamy.
- Jest – kobieta uśmiechnęła się i
odwróciła monitor bardziej w naszą stronę. – Tutaj ma rączki, nóżki, główkę i tułów
– uśmiechnąłem się na widok plamek, które teraz pokazywały zarys dziecka.
Spojrzałem się na Roxanę, która spoglądała na monitor z wielkim uśmiechem.
- Chłopiec czy dziewczynka? –
wypaliłem ni z tego ni z owego.
- Jeszcze tego nie wiemy. Będziemy
to już raczej wiedzieć na następnym badaniu – kobieta uśmiechnęła się do mnie
szeroko. – Chcecie posłuchać bicia serca dziecka? – spojrzałem się na Roxanę,
która tym razem patrzyła się na mnie.
- Tak – powiedziała. Po chwili w
pomieszczeniu rozszedł się szybki dźwięk bicia serca. Znowu z Roxaną
spojrzeliśmy się na siebie. Zaśmiałem się szeroko i poczułem łzy w moich oczach.
Oczy Roxany, również zaszły łzami. Zbliżyłem jej dłoń do moich ust i
pocałowałem jej wierzch. Po pewnym czasie dźwięk ustał.
- Dziecko rozwija się prawidłowo.
Jest to szesnasty tydzień ciąży, zaraz wyznaczymy datę porodu – Roxana wstała z
fotela i wytarła brzuch z przezroczystego żelu. Usiadłem razem z nią naprzeciwko
biurka i uważnie przyglądałem się czynnościom kobiety.
- Poród powinien się odbyć na
początku marca, myślę że trzeciego. Czy ma pani jakieś dziwne zachowania w
ostatnim czasie?
- Jestem bardzo senna. Mogę
przespać nawet szesnaście godzin dziennie i jest to strasznie uciążliwe.
- Skieruję panią na badania serca,
czy w pani rodzinie występowały jakieś choroby związane z sercem? – spojrzałem się
zszokowany na Roxanę. Kiwnęła niepewnie głową.
- Moja mama chorowała na serce.
Badałam się jakieś pół roku temu i wszystko było okej.
- Teraz pani serce ma dodatkowe
obciążenie i to mogło spowodować ujawnienie się choroby – kobieta podała
Roxanie karteczkę. – Proszę z wynikami skierować się do mnie.
- Dobrze – wstała, a ja zaraz za
nią. – Do widzenia – pożegnaliśmy się oboje.
- Do widzenia – otworzyłem przed
Roxaną drzwi i spojrzałem na nią niepewnie.
- Jaka choroba serca?
- To nic poważnego – próbowała ominąć
temat i szła dalej wzdłuż korytarza przyśpieszonym krokiem.
- A jeżeli będzie?
- Panikujesz – stanęła naprzeciwko
windy i nacisnęła guzik, który miał ją przywołać.
- Tak panikuję, bo się o ciebie
boję – powiedziałem i spojrzałem na nią zrozpaczonym wzrokiem.
- Nic mi nie będzie. To najwyżej
wada zastawki, którą miała mama – powiedziała niewyraźnie pod nosem.
- Tylko? – spojrzałem na nią z
niedowierzeniem.
- Tak, tylko. Justin uspokój się.
Wszystkiego dowiemy się po badaniu. Okej? – chwyciła mnie za dłoń i pociągnęła
w kierunku otwierających się drzwi windy.
- Jutro idziemy na badania –
próbowałem wyrazić się jak najbardziej stanowczo. W innej sytuacji
rozśmieszyłoby mnie to.
- Dobrze – powiedziała, a drzwi
zamknęły się i pojechaliśmy na niższe piętro.
___________________________________________
Przepraszam, że tak późno, ale nie miałam czasu w weekend. Nie mogę obiecać wam, że rozdziały będą pojawiać się regularnie co tydzień bo czasami może mi coś wypaść nieoczekiwanie.
Dziękuję wam za wszystkie komentarze i wejścia. Jesteście niezastąpieni!