sobota, 13 lipca 2013

48.

Każdy kolejny dzień jest dla mnie wyzwaniem. Jestem uśmiechnięty, chociaż najchętniej zamknąłbym się w pokoju i lamentował nad moim zrujnowanym życiem.
Ściągnąłem brwi i dalej krążyłem po centrum handlowym z Christianem i Kennym. Zgodzili się mi pomóc wybrać prezenty i kupiliśmy już prawie wszystkie oprócz upominku dla Roxany.
- Nie możesz jej kupić jakiś perfum czy coś? – spojrzałem zdenerwowany na przyjaciela, a ten podniósł dłonie w obronnym geście.
- Christian chyba to ty dzisiaj potrzebujesz ochroniarza – usłyszałem za nami chichot Kennego.
- Jakiś ty dzisiaj żartobliwy – zironizowałem w jego kierunku, na co on tylko wzruszył ramionami.
Spacerowaliśmy dalej pomiędzy wystawami. Co jakiś czas zaczepiało mnie kilka fanek, proszące o autograf, jednak dzisiaj było wyjątkowo spokojnie.
- Ja pierdole – jęknąłem, kiedy usiedliśmy w Starbucks.
- Sam nie wiesz czego chcesz – szatyn spojrzał na mnie wymownie.
- Przecież nie mogę jej dać łańcuszka czy bransoletki. Wigilia jest już jutro, a ja nie mam dla niej nic – spojrzałem na wysoką brunetkę, która podeszła do naszego stolika.
- Co podać? – jej oczy rozszerzyły się na mój widok, ale starała zachować opanowanie.
- Dla mnie karmelowe frappuccino – powiedziałem, a brunetka zanotowała coś w swoim notesie.
- Dla mnie też – Chris uśmiechnął się do niej, na co nerwowo zachichotała.
- Dla mnie caffe mocha – Kenny zaśmiał się, widząc zarumienioną dziewczynę, kiedy odchodziła.
- Myślałem, że zaraz zacznie się trząść – ochroniarz poklepał Christina po plecach na co ten uśmiechnął się dumnie.
- Tak działam na kobiety – zaśmiałem się biorąc w dłonie serwetkę i zacząłem rwać ją na mniejsze kawałki.
- Szukałeś czegoś w internecie? – pokiwałem twierdząco w stronę Christina.
- Napisz jej piosenkę – czarnoskóry mężczyzna wzruszył ramionami na co uśmiechnąłem się szeroko.
- Należy ci się Oskar – przybiłem z nim żółwika – ale o czym mam ją napisać? – spojrzałem pytająco na moich „towarzyszy”.
- Boże – Chris jęknął i schował twarz w dłonie – o was debilu – pacnąłem go w czubek głowy.
- Tyle to ja wiem idioto – warknąłem w jego stronę.
- Sam musisz znaleźć coś o czym mógłbyś napisać – Kenny postawił przede mną i Chrisem nasze frappuccina i grzecznie podziękował kelnerce, która przyniosła nasze zamówienia.
- Ale muszę jej coś jeszcze kupić – jęknąłem, kiedy wziąłem łyk mojej kawy.
- Nie musisz jej nic kupować. Zrób jej coś – w tej chwili miałem ochotę wyściskać czarnoskórego mężczyznę, ale to byłby zły pomysł ze względu na kilkunastu fotoreporterów robiących nam zdjęcia zza szyby.
- Panie – udałem że się przed nim kłaniam jak przed bogiem, na co ten wybuchnął śmiechem.
- Zbieramy się – Kenny wstał od stolika i wręczył banknot dwudziestodolarowy. – Ja dzisiaj stawiam – tym razem to Chris udał, że się przed nim kłania, na co ja i Kenny zaczęliśmy się śmiać.
Zapłaciłem za naszą trójkę i poszliśmy do fotografa. Wyjąłem z mojego telefonu kartę pamięci i zleciłem wydrukowanie wszystkich zdjęć. Poprosiłem również, aby z tyłu wydrukować daty, abym mógł ułożyć je chronologicznie.
Chodziliśmy jeszcze przez godzinę po centrum, odebraliśmy zdjęcia i ruszyliśmy z powrotem. Odwiozłem Christina pod jego dom, a Kenny pojechał do mnie z racji tego, że jego auto było pod moim domem.
- Trzymaj się – przybił ze mną piątkę, kiedy wysiadł z auta.
- Nawzajem – kiwnąłem mu głową, a zaraz potem wprowadziłem auto do garażu. Schowałem wszystkie zakupy i wszedłem do domu.
W środku unosił się zapach pierników. Zaciągnąłem się nim i przewróciłem oczy z zachwytu.
- Cześć – wszedłem do kuchni i uśmiechnąłem się na widok Roxany, która siedziała przy stole i kroiła jakieś warzywa.
- Cześć – spojrzała na mnie, a na jej twarzy pojawił się uśmiech. Podszedłem do niej i pocałowałem ją w policzek.
- Jak się czujesz? – usiadłem obok niej i pogładziłem ją czule po kolanie.
- Lepiej niż zazwyczaj – wzruszyła ramionami i wrzuciła do dużej miski pokrojoną marchewkę. – Skończone – uśmiechnęła się do mnie i złapała za dłoń.
- Gdzie mama? – ściągnąłem brwi nie widząc jej w pobliżu.
- Pojechała z ciocią na jakieś zakupy czy coś. Dudu z Jessicą przylatują jutro o czwartej i chcą wszystko skończyć przed ich przyjazdem – wzruszyła ramionami.
- A nie wiesz kiedy przylatują moi dziadkowie? – ściągnąłem brwi.
- Dzisiaj wieczorem. Pojedziesz po nich? – Roxana wolno wstała z krzesełka i podeszła do piekarnika.
- Jasne, a o której? – obserwowałem jej przemyślane ruchy.
- O szóstej – odruchowo spojrzałem na zegarek. Była pierwsza.
- Zaczekaj – podszedłem do brunetki, kiedy widziałem, że chce wyciągnąć ciasteczka z piekarnika – ja to zrobię – odsunęła się w bok i rozczulająco uśmiechnęła.
Wziąłem ochronne rękawiczki i otworzyłem piekarnik. Buchnęło we mnie gorące powietrze, ale zignorowałem to i wyciągnąłem brytfannę z piernikami. Postawiłem je na blacie i zamknąłem drzwiczki, a potem wyłączyłem piekarnik.
- Poczekamy aż wystygną i przełożymy je do reszty – Roxana złapała mnie za dłoń i przyciągnęła do siebie. Szeroko się uśmiechnęła i delikatnie pocałowała w usta.
- Za co to? – zdziwiłem się.
- Tak po prostu – wzruszyła ramionami. Położyłem dłonie na jej brzuchu i zaśmiałem się.
- Chyba lubi kiedy jesteś szczęśliwa – poczułem jak pod jej skórą dziecko gwałtownie się porusza.
- Dzisiaj zaczyna się szósty miesiąc – Roxana spojrzała się na mnie i delikatnie pogładziła mój policzek. – To już niedługo – jej usta zatrzymały się w pół słowa. Pokiwałem porozumiewawczo głową i objąłem ją w pasie.
- Wiem – delikatnie pocałowałem ją w czoło. – Już niedługo przyjdzie na świat mała pani Bieber – usłyszałem jej cichy chichot. – I będzie was dwie.
- Ale ja nie jestem panią Bieber – spojrzałem na jej zmarszczony nos i uśmiechnąłem się szeroko.
- To tylko formalność.

Roxana

Nie lubiłam świąt w Los Angeles. Były ciepłe i takie… nie-świąteczne? Zawsze marzyłam o świętach spędzonych w górach, gdzie śnieg sięgałby mi do pasa i mogłabym lepić bałwany.
- Ja już jadę – Justin podszedł do mnie i nachylił się.
- Okej – wzruszyłam ramionami i delikatnie się uśmiechnęłam.
- Tylko za bardzo nie tęsknij – zironizował i pocałował mnie w usta.
- Uważaj na siebie! – krzyknęłam jeszcze za nim wyszedł z domu. Nie usłyszałam jego odpowiedzi, ale byłam pewna, że brzmiała twierdząco.
- Ciociu – zawyłam niczym syrena strażacka.
- Co się dzieje? – była u mojego boku w przeciągu pięciu sekund, a zaraz za nią przyszła Pattie.
- Nic – wzruszyłam ramionami. – Tylko się chciałam zapytać czy na pewno nie mogę zjeść chociaż odrobinkę czekolady – zrobiłam smutne oczy i wydęłam dolną wargę.
- Chyba mamy gorz…
- Chcę mleczną – przerwałam Pattie na co ta zaśmiała się.
- Nie jestem pewna – ciocia wzruszyła ramionami i pogładziła mnie po dłoni.
- Przecież chyba od czekolady, a szczególnie jednego okienka, nic mi nie będzie – ściągnęłam brwi i założyłam ręce na piersi.
- Roxana…
- Ciociu…
Patrzyłyśmy w siebie błagalnymi oczami, aż w końcu uległa i poszła z Pattie do kuchni, żeby wrócić z jednym okienkiem czekolady. Podała mi je, a ja włożyłam słodycz od razu do buzi.
- O bogowie – jęknęłam, kiedy smak czekolady wypełnił moje usta. Usłyszałam śmiech Pattie i cioci na co wzruszyłam ramionami.
- Nie śmiejcie się. To nie wy przez następny tydzień będziecie cierpieć przez te wszystkie pyszności, które jedynie możecie wąchać – udałam obrażoną i wbiłam plecy w miękkie oparcie kanapy.
- Życie składa się z samych wyrzeczeń – Pattie zaśmiała się i usiadła naprzeciwko mnie.
- Jesteście niemożliwe – jęknęłam przewracając oczami, na co ciocia i Pattie ponownie się zaśmiały.
_______________________

rozdział pisany niezwykle lekko, przez co jego jakość nie jest najlepsza.
obiecuję, że w następnym rozdziale wszystko zacznie się zmieniać.
jest was mało, ale i tak dziękuję.
jeszcze nie wiem co zrobię z zakończeniem.
pozdrawiam, smilelivesinme

15 komentarzy:

  1. Pierwsza! hehe
    Kocham tego bloga i nie chce żebyś go kończyła !
    Jest zbyt fajny żebyś to zrobiła <3
    Bardzo ciekawa jestem co będzie działo się w następnym rozdziale <3

    @avBPlease

    OdpowiedzUsuń
  2. awwwww końcówka >>>>>>
    hahaha nie mogłam ze śmiechu podczas momentu Chrisa, Kennego i Justina ;P hahaha super rozdział! myślałam na początku, że Justin w prezencie oświadczy jej się ;P hehe. bardzo zaczynam się bać o Roxanę... na prawdę. nie mogę się doczekać nn! @swaggyjusteen

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak dla mnie to możesz pisać to opowiadanie w nieskończonosc :P czekam na nn @mrsBieber1301 <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Ojeny uwielbiam Twoje rozdziały, czekam na kolejny!
    @nastiily

    OdpowiedzUsuń
  5. niezłe :D :)

    OdpowiedzUsuń
  6. przyznam że zaniedbałam czytanie tego opowiadania i nie dlatego że stało się nudne, wręcz przeciwnie z każdym rozdziałem coraz bardziej mnie mile zaskakujesz :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Koocham to.. <3

    Nominowałam Cię do The Versatile Blogger. Szczegóły na moim blogu: http://becauseofyou-jb.blogspot.com/. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Nominowałam Cię do The Versatile Blogger. Szczegóły znajdziesz na moim blogu: http://jbstory-thelights.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  9. prosze, nie koncz tego opowiadania.

    OdpowiedzUsuń
  10. jest was mało, ale i tak dziękuję - i to lubię. nie liczy się dla Ciebie ilość czytelników, tylko liczymy się MY ! Uwielbiam Cię za to!
    A co do rozdziały to naprawdę słodki. zero zmartwień, trosk. Czasami przydaje się taki rozdział na blogu. czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  11. bardzo przyjemny rozdział *-*
    z niecierpliwością czekam na kolejny.
    oby Roxi nic się nie stało..

    @lalalovvv

    OdpowiedzUsuń
  12. Świetny rozdział.
    Taki lekki, fajnie się go czytało po tych ciągłych zmartwieniach. :)

    OdpowiedzUsuń