- Justin,
kochanie, wstawaj – ktoś delikatnie szarpał mnie za ramię. Na początku jedynie
mlasnąłem ustami, jednak kiedy uświadomiłem sobie, że ten ktoś powiedział do
mnie „kochanie” szybko się zerwałem.
- Babcia?
– zmrużyłem oczy, widząc kobietę która stała pochylona nade mną.
- A kogo
się spodziewałeś? – zmrużyła oczy i splotła dłonie na piersiach.
-
Myślałem, że to Roxana i przestraszyłem się, że zobaczy co dla niej zrobiłem –
brodą wskazałem na obszerny album i kartkę z tekstem piosenki.
Babcia
podeszła do stolika i spojrzała na kartkę papieru.
- Piękna
piosenka – mruknęła zaczytana.
- Muszę
jeszcze zrobić okładkę albumu – przetarłem dłonią twarz i ziewnąłem.
- Czy ty
się w końcu nauczysz żeby nie robić wszystkiego na ostatnią chwilę? – spojrzała
na mnie rozbawionym wzrokiem.
- Nie – uśmiechnąłem
się i podszedłem do kobiety. – Co zrobić z tą okładką?
- Wytnij
z waszych zdjęć napis „Na zawsze” – wzruszyła ramionami.
-
Idealnie – mruknąłem bardziej do siebie i podszedłem do włączonego laptopa.
- Zrobisz
to potem, a teraz chodź na śniadanie. Roxana na ciebie czeka – pociągnęła mnie
za rękę, a ja ruszyłem za kobietą na dół.
W kuchni
w pierwszej kolejności podszedłem do Roxany i pocałowałem ją w policzek, na co
szeroko się uśmiechnęła.
- Gdzie
spałeś? – ściągnęła brwi, kiedy wreszcie przywitałem się ze wszystkimi i
usiadłem obok niej przy stole.
-
Zasnąłem w moim studiu. Chciałem jeszcze wczoraj coś sprawdzić na laptopie, a
już nie chciałem ciebie budzić – delikatnie się uśmiechnąłem, kiedy mama podała
mi moją porcję naleśników.
- Okej –
wzruszyła ramionami i odsunęła się od stołu – idę poszukać czegoś w telewizji –
podała mamie czysty talerz i wyminęła mnie kierując się do salonu. Skończyłem
śniadanie i ruszyłem do pomieszczenia w którym znajdowała się Roxana.
- Cześć –
zaśmiałem się, kiedy położyłem głowę na jej kolanach, delikatnie przy tym
całując jej brzuch.
- Cześć –
odpowiedziała i wplotła palce w moje włosy.
- Co tam
u was? – dalej prowadziłem bezsensowny dialog, przez który oboje byliśmy
uśmiechnięci.
- Nic, a
u ciebie? – wzruszyła ramionami i próbowała skupić swoją uwagę na czymś co
właśnie leciało w telewizji.
- Też nic
– spojrzałem na jej rozbawioną twarz.
- Jesteś
nienormalny – wydusiła przez śmiech.
- I kto
to mówi – zironizowałem, a następnie podniosłem się do pozycji siedzącej.
- Ktoś
normalniejszy od ciebie – splotłem nasze palce i pocałowałem wierzch dłoni
Roxany.
- Ale
chyba nie skromniejsza – objąłem ją ramieniem. Roxana przysunęła się do mnie
bliżej i położyła głowę na ramieniu.
- To nie ja układam fryzurę
dwadzieścia minut – mruknęła.
- Tylko godzinę – odgryzłem się.
Siedziałem razem z Roxaną opartą o
moje ramię. Swoją dłoń przesunąłem na jej brzuch i delikatnie go gładziłem.
Przypomniałem sobie, że miałem jeszcze dokończyć album i przygotować taras.
Obejrzałem się w stronę babci i
posłałem porozumiewawcze spojrzenie. Chyba szybko zrozumiała o co chodzi bo
kiwnęła głową.
- Roxana możesz mi pomóc? –
usłyszałem jej głos. Roxana spojrzała na mnie i ucałowała w policzek.
- Już idę – wolno podniosła się z
kanapy i pomaszerowała do kuchni.
Wiodłem za nią wzrokiem dopóki nie
zniknęła razem z babcią za filarem. Podniosłem się z kanapy i ruszyłem na górę
do mojego studio. Na początku wydrukowałem napis „Na zawsze” potem odrysowałem
na zdjęciach i dokładnie wyciąłem. Przykleiłem i niemal czułem jak obrastam w
piórka widząc swoje dzieło. Wypiąłem pierś i zaśmiałem się ze swojej reakcji.
Album włożyłem do wcześniej przygotowanego pudełka, a następnie przewiązałem
kokardką. Potarłem dłonie i schowałem prezent do szafki, zamykając ją na
kluczyk. Wziąłem kartkę z tekstem piosenki oraz stojak z gitarą po czym
ruszyłem do sypialni. Gitarę ustawiłem w rogu, a kartkę schowałem do toaletki
po mojej stronie łóżka. Wyszedłem na oszklony taras i kompletnie nie wiedziałem
jak uczyć go niezwykłym. Było pewne, że to tutaj oświadczę się Roxanie, ale nie
wiedziałem co mogę z nim zrobić ciekawego.
Chodziłem dookoła niego zerkając
na oszklone ściany. Po pewnym czasie postanowiłem, że postawię na prostotę i
przyozdobię taras świecami oraz kwiatami. Jednak wiązały się z tym zakupy, a
zostawienie wszystkich bez słowa byłoby co najmniej podejrzane.
Postanowiłem, że poczekam na tatę
i kiedy on pojedzie z dziadkiem po choinkę, pojadę razem z nimi, ale swoim autem,
a potem się odłączę.
Jak na zawołanie na dole dało się
słyszeć dźwięk dzwonka i wielki szum z powodu przybycia Jessicy, Dudu,
dzieciaków, taty i Erin. Jak najszybciej zbiegłem po schodach, a Jazmyn wpadła
mi w ramiona.
- Cześć księżniczko – pocałowałem
ją w policzek. Spojrzałem na Jaxona, który był na rękach u taty i jak zawsze
był zamknięty w swoim świecie. Podszedłem do niego i lekko szturchnąłem go w
ramię. Spojrzał się na mnie i szeroko uśmiechnął.
- Cześć – powiedział i wrócił do
gry na swojej konsoli. Uściskałem tatę, Erin, a następnie przywitałem się z
Dudu i Jessicą. Spojrzałem na speszoną Roxanę, która stała w progu. Zaśmiałem
się pod nosem i z Jazmyn na rękach podszedłem do niej.
- Księżniczko przywitaj się –
delikatnie podrzuciłem siostrę, kiedy ta niepewnie wyciągnęła dłoń w kierunku
Roxany.
- Cześć – słodko wysepleniła, a
następnie rozłożyła ramiona aby uściskać dziewczynę. Roxana zaśmiała się i
przytuliła Jazmyn.
- Cześć – odpowiedziała, kiedy
mała blondynka puściła ją. Postawiłem Jazmyn na ziemi, kiedy ta podeszła do
Roxany i dotknęła jej brzucha.
- Ona będzie mieć dzidziusia! –
wykrzyczała radośnie na co wszyscy wybuchli śmiechem. Roxana oblała się
rumieńcem, a ja ją przytuliłem i pocałowałem w czoło.
- Chodź, poznasz resztę –
uśmiechnąłem się do dziewczyny i przedstawiłem ją tacie i Erin. Jaxon również
uśmiechnął się na jej widok, jednak nie zamierzał przerwać gry na swojej
konsoli.
Jego autyzm był uciążliwy. Trudno
było nawiązać z nim jakikolwiek kontakt mimo długiej terapii, którą odbywał.
Postęp był duży, jednak do względnej normalności dużo mu brakowało.
Najpierw wszyscy poszli zostawić
swoje bagaże w pokojach gościnnych, a ja z Roxaną i dzieciakami zostałem na
dole.
Jazmyn musowo usiadła obok Roxany
wypytując ją o różne rzeczy. Jaxon siedział u mnie na kolanach, a swoją uwagę
przerzucił na telewizor.
- A to cię boli? – Jazmyn nie
chciała odpuścić Roxanie i coraz bardziej szczegółowo wypytywała ją o dziecko.
- Kiedy kopie? – brunetka
uśmiechnęła się szeroko. Z uwagą przyglądałem się ich rozmowie, rozbawiony
ciekawską naturą Jazmyn.
- Tak – jej mała rączka gładziła
brzuch Roxany.
- To tak jakby ktoś ciebie
łaskotał od środka, albo masował twój brzuch – brunetka wyjaśniła i z uwagą
patrzyła na dziewczynkę.
- A to będzie chłopczyk czy
dziewczynka? – ściągnęła swoje małe czoło.
- Dziewczynka – odpowiedziałem za
Roxanę. Uśmiechnęła się do mnie, a Jazmyn spojrzała w moją stronę zaskoczona. –
Będzie mieć na imię Annabel – dodałem po chwili.
- A skąd wiesz? – obróciła się w
moją stronę.
- Bo Roxana mi powiedziała –
wystawiłem do niej język i zaśmiałem się z jej reakcji.
- A ty będziesz tatusiem? –
wyrzuciła swoje małe rączki w górę z podekscytowania.
- Będę – kiwnąłem głową, a Jazmyn
kolejny raz ściągnęła brwi.
- Ale ty jesteś moim bratem.
- I ciągle będę – twarz blondynki
rozpromieniła się i oplotła swoje małe rączki wokół mojej szyi.
- Kopie – Roxana zaśmiała się, a
ja z Jazmyn od razu przyłożyliśmy zafascynowani dłonie do jej okrągłego
brzucha. Uśmiechnąłem się dumny i pocałowałem Roxanę w ramię.
- Mogę dotknąć? – wszyscy
spojrzeliśmy zszokowani na Jaxona, który chyba pierwszy raz w życiu ułożył
samodzielnie zdanie. Chwyciłem jego małą dłoń i położyłem na brzuchu Roxany.
Spojrzałem na Erin, która stała w progu ze zszokowaną miną i uśmiechnąłem się do
niej szeroko. Ponownie skupiłem się na reakcji Jaxona. Uśmiechnął się kiedy
poczuł ruch dziecka.
- Fajnie – nachylił twarz do
brzucha. Przyłożył ucho do niego ucho i ponownie się uśmiechnął. – Cześć –
powiedział, ale rozczarowany spojrzał na mnie.
- Już niedługo ci odpowie –
sprostowałem i mocno go do siebie przytuliłem. – Jestem z ciebie taki dumny –
zaśmiałem się i ponownie spojrzałem na Erin i tatę, który chyba widział
przynajmniej część tego co zaszło.
Rozejrzałem się po tarasie dumny z
efektu końcowego. Rogi były wypełnione świeczkami, ustawione od największej do
najmniejszej, wokół fotelu na biegunach ustawione były bukiety kwiatów.
Zamknąłem drzwi od tarasu i zasłoniłem okna żaluzjami. Z komody wyciągnąłem
pudełeczko z pierścionkiem i włożyłem do kieszeni spodni. Byłem już ubrany na
dzisiejszą kolację i wyglądało na to, że wszyscy czekali tylko i wyłącznie na
mnie. Usiadłem do stołu obok Roxany. Uśmiechnęła się do mnie, a ja pocałowałem
ją w czoło.
Miała na sobie ciemno fioletową
sukienkę. Odcinana była w talii i delikatnie omiatała jej brzuch. Rękaw miała
przed łokieć, a dekolt okrągły. Włosy rozpuściła i wyprostowała. Nałożyła
delikatny makijaż, który idealnie podkreślał jej rysy twarzy.
Zmówiliśmy krótką modlitwę przed
jedzeniem i każdy zaczął jeść na to co miał ochotę. Spojrzałem na Roxanę, która
na swoim talerzu miała jedynie dozwoloną porcję piersi kurczaka i sałatkę z
kapusty. Jeździła widelcem po talerzu nie biorąc nawet kęsa do buzi.
- Czemu nie jesz? – przerwałem
rozmowę z tatą, na temat trasy koncertowej i spojrzałem zmartwiony na Roxanę.
- Nie jestem głodna – wzruszyła
ramionami.
- Musisz coś jeść. Pamiętasz co
powiedziała…
- Tak, pamiętam – przewróciła
oczami i włożyła kawałek mięsa do ust. – Zadowolony?
- Moja dziewczynka – pocałowałem
ją w czoło i pozwoliłem wrócić do rozmowy z Jessicą. Kiedy wszyscy już zjedli,
przeszliśmy do salonu. Ja usiadłem obok Roxany na kanapie, ale między nas
wepchnęła się Jazmyn.
- Cześć – zaśmiała się i zaczęła
machać nogami. Od razu zaczęła zasypywać Roxanę masą pytań, a ja uświadomiłem
sobie, że kolacja za około piętnaście minut będzie się kończyć.
- Muszę iść na chwilę na górę –
przeprosiłem wszystkich i pobiegłem na górę. Starałem się jak najszybciej
zapalić wszystkie świece i z powrotem wróciłem do salonu.
Babcia uśmiechnęła się do mnie z
dziadkiem, a ja spojrzałem na Roxanę, która była pochłonięta rozmową z Jazmyn.
Tak jak się spodziewałem cała
kolacja trwała do godziny dziesiątej, kiedy dzieciaki nie zaczęły ziewać.
Zaśpiewaliśmy ostatnie kolędy i każdy ruszył do swojego pokoju.
- Powodzenia – babcia szepnęła mi
do ucha, a ja uśmiechnąłem się do niej ukrywając zdenerwowanie.
Czułem jak serce zaczyna mi
mocniej bić, a żołądek podchodzić do gardła. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz
tak mocno się denerwowałem.
Szedłem z Roxaną na samym końcu.
Objąłem ją delikatnie w talii i prowadziłem po schodach. Spowolniłem jej kroki
i poczekałem, aż wszyscy wejdą do swoich pokoi. Przed drzwiami do naszej
sypialni wziąłem głęboki oddech i przytuliłem ją plecami do siebie.
- Mam coś dla ciebie – wyszeptałem
i zasłoniłem jej oczy dłonią.
- Dopiero jutro rano będziemy
sobie dawać prezenty – zaśmiała się, ale nie sprzeciwiła, kiedy prowadziłem ją
na taras. Posadziłem jej drobną postać w bujanym fotelu i dopiero wtedy odsłoniłem
jej oczy.
Rozejrzała się zdezorientowana.
Czułem jak ręce zaczynają mi się trząść i pocić. Dla pewności wymacałem
pudełeczko, upewniając się, że tam jest.
Roxana wstała z fotela i obeszła
dookoła taras. Uśmiechnęła się szeroko.
- To jest piękne – podszedłem do
niej i delikatnie pocałowałem ją w usta.
- Mam coś dla ciebie – wyciągnąłem
z kieszeni pudełeczko i jednocześnie klękając na jedno kolano otworzyłem je
przed nią.
Jej oczy rozszerzyły się, a dłonie
zakryły otwarte usta. Wyciągnąłem z pudełeczka pierścionek i dopiero teraz
uświadomiłem sobie, że zapomniałem przygotować co mam jej powiedzieć.
Brawo Bieber.
- Chciałem zrobić to wcześniej,
ale najzwyczajniej w świecie się bałem. Jednak myślę, że teraz jest to
odpowiednia pora bo wiem, że kocham cię, a raczej was – delikatnie się
zaśmiałem, a oczy Roxany zaszły łzami. Czułem, że moje też zaczynają robić się
wilgotne, ale teraz nie zwracałem na to uwagi – najbardziej na świecie. Dlatego
chciałabym Ci zadać pytanie – na chwilę wstrzymałem oddech i próbowałem
opanować drżenie dłoni, jednak uświadomiłem sobie, że z sekundy na sekundę jest
coraz gorzej. – Roxano czy wyjdziesz za mnie? – powiedziałem jak najbardziej
wyraźnie. Czułem jakby stado motyli urządziło sobie właśnie „Projekt X” w moim
żołądku.
Usłyszałem śmiech Roxany tłumiony
przez łzy. Opuściła dłonie i uśmiechnęła się szeroko.
- Tak – wyszeptała, a ja chwyciłem
jej lewą dłoń i nałożyłem na serdeczny palec. Podniosłem się, a z nadmiaru
emocji zakręciło mi się w głowie.
Szeroko się uśmiechnąłem i
wypuściłem nadmiar powietrza, który gromadziłem w płucach. Przytuliłem do
siebie Roxanę i delikatnie ją pocałowałem. Otarłem jej mokre policzki i
ponownie pocałowałem ją w czoło.
- Cały drżysz – wyszeptała i
objęła dłońmi moją twarz.
- Zaraz mi przejdzie – zaśmiałem
się – to z nerwów.
- Pan Bieber się denerwuje? –
usłyszałem jej śmiech.
- A pani Bieber nie? – odgryzłem
się jej i przytuliłem do siebie. Poczułem chłodny wiatr na moich plecach, który
dostał się tutaj przez otwarte okno.
- Chodźmy do środka – przytuliłem
Roxanę bokiem i wprowadziłem do pokoju. Usiadła na łóżku i spojrzała na swoją
dłoń, na której teraz widniał srebrny pierścionek. Kucnąłem przed nią i
chwyciłem jej delikatne palce, a następnie pocałowałem.
- Jest śliczny – szepnęła i
ponownie skupiła swoją uwagę na pierścionku.
- Wiedziałem, że ci się spodoba –
wystawiłem jej język na co delikatnie zachichotała.
- Powinieneś to wszystko
posprzątać – wskazała na taras, a ja kiwnąłem głową.
- Najpierw położysz się spać – od
razu ziewnęła, na co uśmiechnąłem się. – Teraz.
- Okej. Pomóż mi ściągnąć sukienkę
– wstała i odwróciła się do mnie tyłem. Rozsunąłem suwak i delikatnie pomogłem
ściągnąć ją przez głowę. Teraz stała przede mną w samej bieliźnie. Uklęknąłem
przed nią i pocałowałem jej brzuch.
- Cześć mała – szepnąłem – wiesz,
że cię kocham, prawda? – usłyszałem chichot Roxany i spojrzałem na nią z dołu.
– Nie wiem co właśnie śmieszy twoją mamusię, a moją narzeczoną – uśmiechnąłem
się wymawiając słowo „narzeczona”. Brzmiało niesamowicie.
- Justin, chcę się ubrać –
ściągnąłem brwi i ponownie pocałowałem brzuch Roxany.
- Później dokończymy naszą rozmową
– wstałem i pozwoliłem podejść Roxanie do szafy z której wyciągnęła moją
koszulkę i dresowe spodenki. Poszła do łazienki, a ja w tym czasie zgasiłem
wszystkie świece. Kiedy wróciła miała na sobie dresy, na jej twarzy nie było
ani grama makijażu, a włosy związała w wysoką kitkę.
- Kładź się, a ja dokończę
sprzątać – odchyliłem kołdrę i czekałem, aż Roxana położy się na łóżku.
Przykryłem ją i pocałowałem w nos.
- Dobranoc – uśmiechnąłem się.
- Dobranoc – odpowiedziała i
ziewnęła. Zaśmiałem się i odszedłem od łóżka, pozwalając jej spokojnie zasnąć.
________________________
Mamy już 50 rozdział!
Chciałabym bardzo serdecznie podziękować tym, którzy tutaj ze mną są. Nie myślcie sobie że was nie widzę!
Podsumowując:
1. blog istnieje od 3 listopada.
2. łączna liczba wyświetleń wynosi ponad 55 tysięcy (za co Wam ogromnie dziękuję)
3. łączna liczba komentarzy wynosi 836 (jaram się nimi jak szczerbaty sucharem)
Chciałabym podziękować tym osobą, które komentują, wyrażają swoją opinię, po prostu są razem ze mną i mnie wspierają. Chciałabym Was wymienić po imionach i nazwiskach, ale niestety nie potrafię. Nie znam Was, a bardzo chciałabym poznać bo niewiele osób wytrzymało ze mną tak dużo czasu.
Co do losów Justina i Roxany nie wiem jak długo będą jeszcze trwać. Ciągle się waham czy blog zakończyć na porodzie czy w ogóle innym wątku.
Nie martwcie się :) Po zakończeniu tego bloga mam w planach następny, którego mam już tytuł :) Brzmi on "Friends" jednak, mimo że jest banalny, jeszcze nie czytałam blogu o takiej fabule jaką sobie wymyśliłam.
Jeżeli ktoś bardzo będzie chciał prologu, to piszcie na moim twitterze (patrz na prawo).
Jak na razie, spragnionych mojej twórczości zapraszam na mój drugi blog: Agnes & Justin
P.S. Rozdział najdłuższy w historii bloga. Taki mały "suprajz" ode mnie.
peace, smilelivesinme