Poprawiłem na sobie bluzę,
charakterystycznym podrzuceniem ramion i szarpnięciem jej rogów dłońmi. Po
chwili snu byłem nareszcie zdolny do życia, chociaż przygnębienie pożerało mnie
od środka.
Z komody chwyciłem kluczyki do
auta i wsunąłem je do kieszeni. Mój wzrok skupiłem na stercie nie rozpakowanych
prezentów. Na samej górze leżało pudełko ode mnie dla Roxany. Zapakowałem je do
plecaka w którym miałem wszystkie potrzebne rzeczy dla dziewczyny i zbiegłem po
schodach do garażu.
Po około dwudziestu minutach jazdy
byłem pod szpitalem. Kilku fotoreporterów zadawało zbędne pytania i nieustannie
błyskało mi fleszem w twarz, dopóki nie znalazłem się wewnątrz budynku. Odetchnąłem
z ulgą i wszedłem do windy. Wjechałem na szóste piętro, sprawdzając przy okazji
godzinę. Byłem pięć minut przed czasem.
- Cześć – wszedłem do
pomieszczenia i szeroko się uśmiechnąłem. Roxana spała, a mama i Kristen cicho
o czymś szeptały.
- Zostajesz na noc? – Pattie
podeszła do mnie i pogładziła po plecach.
- Tak, rozmawiałem z Jessicą i
przyjdą tutaj rano – spojrzałem w stronę cioci Roxany, która kiwnęła głową.
Usiadłem brzegu łóżka i położyłem plecach na krzesełku obok.
- Widzimy się jutro – mama
ucałowała mnie w policzek na pożegnanie i razem z Kristen wyszły na korytarz.
Poczekałem moment, a potem zacząłem rozpakowywać rzeczy Roxany do jej półki.
- Poszły już sobie? – uniosłem
głowę i zobaczyłem jak Roxana rozgląda się po pomieszczeniu.
- Tak – zaśmiałem się, kiedy
opadła na łóżko z ulgą.
- Aż tak źle? – spojrzała na mnie
i złapała moją dłoń.
- Już nigdy nie zostawiaj mnie z
nimi sam na sam bo zwariuję – usiadłem na brzegu łóżka i próbując utrzymać
powagę, pokiwałem głową. – To nie jest śmieszne – wsadziła mi palec w klatkę
piersiową.
- Nie skacz tak bo zerwiesz
kroplówkę – dałem jej buziaka w nos, kiedy przypomniałem sobie o prezencie. –
Mam coś dla ciebie – z plecaka wyciągnąłem, już trochę uszkodzony, prezent.
- To prezent od ciebie – zaśmiała
się i podniosła oparcie łóżka, tak aby usiąść. Położyła pudełko na kolanach i
delikatnie rozerwała papier ozdobny. Szeroko się uśmiechnęła widząc dużą książę
z napisem „Na zawsze”.
- Co to jest? – spojrzała na mnie.
- Otwórz – zagryzłem wargę, widząc
jak jej szczupłe palce łagodnie uchylają grubą okładkę albumu. Przyłożyła jedną
dłoń do ust przeglądając kolejne strony.
- Podoba ci się? – ściągnąłem brwi
i spojrzałem w jej oczy. Zaśmiała się.
- To najlepszy prezent jaki w
życiu dostałam – odłożyła książkę na bok i delikatnie mnie przytuliła. –
Dziękuję – powiedziała łagodnie i pocałowała mnie w policzek.
- Przyjemność po mojej stronie –
oboje się zaśmialiśmy i wróciliśmy do swoich poprzednich pozycji.
Roxana przeglądała album, a ja
przyglądałem się jej reakcją na każde zdjęcie. W pewnym momencie podniosła
głowę i spojrzała na mnie z uwagą.
- Otworzyłeś mój prezent? –
podrapałem się po głowie i wciągnąłem powietrze przez zęby. – Wiedziałam –
zaśmiała się. – Obiecaj, że zrobisz to zaraz po powrocie do domu.
- Obiecuję – poczułem wibracje w
kieszeni i wyciągnąłem komórkę widząc numer Scoota.
- Kto to? – Roxana odłożyła album
na stolik obok łóżka.
- Scooter, muszę odebrać – wstałem
z łóżka i podszedłem do okna, aby złapać lepszy zasięg. Nacisnąłem zieloną
słuchawkę i przyłożyłem telefon do ucha.
- Tak? – spojrzałem w stronę
Roxany, która ściągnęła brwi.
- Co się dzieje z Roxaną? –
słyszałem jak chodzi w tą i z powrotem przez rozchodzące się w oddali echo jego
kroków.
- Jeszcze sam do końca nie wiem –
odpowiedziałem jak najciszej. – A co ci przyszło do głowy?
- Media trąbią o tym. Są zdjęcia
jak wyciągają nieprzytomną Roxanę z auta i nikt nic nie wie. Mówią, że dziecko
już się urodziło, a z nią nie jest dobrze – usłyszałem jak westchnął. Nerwowo
odchrząknąłem. – Telefony się urywają, a jedyne co mogę powiedzieć jest to, że
nic nie wiem. Są jeszcze większe spekulacje po tym jak wyszedłeś ze szpitala i
wróciłeś po kilku godzinach.
- A co piszą? – nerwowo się
wyprostowałem i odwróciłem się tyłem do Roxany.
- Że się nią nie przejmujesz i
masz wszystko serdecznie w czterech literach – westchnął. Poczułem jak we mnie
się wszystko gotuje.
- Pierdolone gnoje – warknąłem.
- Musimy ustalić jakąś oficjalną
wersję – westchnąłem i schowałem twarz w dłoni.
- Po prostu zasłabła i tyle.
Wszystko już jest okej i nie ma się o co martwić – powiedziałem i spojrzałem na
Roxanę, która patrzyła się na mnie zmartwionym wzrokiem.
- Resztą zajmę się sam –
odpowiedział mi uspokajającym głosem. – Pozdrów Roxanę i życz powrotu do
zdrowia – zaśmiał się łagodnie.
- Jasne, dzięki – zawtórowałem mu
śmiechem.
- Na razie.
- Cześć – odpowiedziałem i
rozłączyłem się pierwszy. Podszedłem do Roxany i usiadłem na brzegu łóżka.
- Coś się stało? – chwyciła moją
dłoń.
- Już nic. Scooter wszystko
wyjaśni – uspokajająco pogładziłem jej dłoń, a brunetka ziewnęła. – Masz
pozdrowienie i życzenia zdrowia od Scoota. Teraz spróbuj zasnąć – pogładziłem
ją po policzku.
- Będziesz tutaj? – nacisnęła guzik,
który automatycznie opuścił oparcie łóżka w dół.
- Przez całą noc – uśmiechnąłem
się. Wstałem z łóżka i przysunąłem do niego fotel gdzie usiadłem. Przyglądałem
się Roxanie, która położyła się na boku i złapała moją dłoń. Zamknęła oczy i
mógłbym przysiąc, że wyglądała jak najniewinniejsza osoba na świecie.
- Możesz mi coś zaśpiewać? –
szepnęła. Zszokowało mnie to bo nigdy mnie nie prosiła żebym jej coś zaśpiewał.
- A co chcesz? – nachyliłem się
bliżej łóżka.
- Może być „Fall” – mruknęła.
Uśmiechnąłem się delikatnie i wziąłem głębszy oddech aby móc zacząć śpiewać.
- Pozwól mi opowiedzieć historię o
dziewczynie i chłopaku. On zakochał się w przyjaciółce, czuł radość kiedy była
w pobliżu – śpiewałem dalej i zdałem sobie sprawę że ta piosenka w pewnym
sensie opowiada o nas. Pisałem ją pod przypływem weny i wtedy nie zdawałem
sobie z tego sprawy. Zaśmiałem się sam z siebie bo to było całkiem w moim
stylu.
Zanim doszedłem do połowy
piosenki, Roxana już spała. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i wyszło na to, że
dzisiaj będę spać na fotelu z nogami na stołku.
Wszystko dla niej.
Westchnąłem i również spróbowałem
zasnąć. Mimo to, że dzisiaj już spałem, zasnąłem w przeciągu dwudziestu minut.
Obudził mnie poranny obchód.
Wyproszono mnie z sali, więc w tym czasie postanowiłem iść na śniadanie. Po
drodze rozdałem kilka autografów i zrobiłem kilka zdjęć, jednak nie było zbyt
dużego szumu.
- Cześć – uśmiechnąłem się, kiedy
wszedłem do pomieszczenia.
- Justin, przywiozłeś mi piżamy? –
Roxana spojrzała na mnie i ściągnęła brwi.
- Chcesz? – podszedłem do półki
obok łóżka i wyciągnąłem piżamy brunetki. – Te?
- Kocham cię – zaśmiała się, kiedy
podałem jej piżamy. Wolno wysunęła nogi spod kołdry i na stopy wsunęła kapcie.
– A gdzie bielizna?
- Tutaj – podałem jej plecak, a
ona wyciągnęła z niego bawełniane figi i szczoteczkę razem z pastą do zębów.
- Idę do łazienki – wolno przeszła
przez pokój i zniknęła za drzwiami łazienki. Cierpliwie czekałem na nią, kiedy
w końcu wyszła po dwudziestu minutach. – Już – zaśmiała się i weszła z powrotem
do łóżka.
- Jak się czujesz? – pogładziłem
ją po policzku.
- Okej – wzruszyła ramionami. –
Dzisiaj będą wyniki badań – mruknęła.
- Bądźmy dobrej myśli – delikatnie
się uśmiechnąłem. – Jadłaś już śniadanie?
- Tak, zaraz po obchodzie mi
przynieśli i zjadłam kiedy ciebie tutaj nie było – uśmiechnęła się, bawiąc
rogiem kołdry.
- Pojadę dzisiaj na moment do
domu, kiedy przyjdzie Jessica z Dudu i przywiozę ci laptopa.
- Przyjdą? – uśmiechnęła się i w
tym samym momencie do pomieszczenia weszła wspomniana dwójka.
- Cześć – Jessica podbiegła do
Roxany i ją przytuliła. W tym czasie przywitał się ze mną Dudu, a potem
„zamienili się”.
- Mam katalogi ze sukniami –
blondynka niemal podskoczyła z podekscytowania.
- Justin jedź, zostaniemy tutaj i
porozmawiamy – Roxana zaśmiała się kiedy jej przyjaciółka zaczęła kolejno
wyjmować obszerne katalogi.
- Jezu – Dudu jęknął, a ja
kiwnąłem mu głową na pożegnanie.
Roxana
- A ta? – Jessica pokazywała mi
kolejną suknię ślubną rodem z bajki „Piękna i bestia”.
- Mówiłam że chcę coś skromnego –
zaśmiałam się i spojrzałam błagalnie na Dudu.
- Jessica uspokój się – szturchnął
dziewczynę w bok, a ta fuknęła na niego.
- No to co ty chcesz? – wyrzuciła
ręce do góry.
- Ta mi się podoba – wskazałam na
białą suknię sięgającą do ziemi. Jej góra była w rzymskim stylu z dekoltem w
kształcie „V”. Spod biustu płynął jedynie delikatnie marszczony materiał bez
zbędnych upięć czy ozdobień. Z tyłu na plecach, znajdował się charakterystyczny
szal spod którego wychodziła koronka, dzięki czemu nie miałabym gołych pleców.
- Ta? – Jessica skrzywiła się. Ja
im dłużej się na nią patrzyłam, tym bardziej mi się podobała.
- Tak – uśmiechnęłam się.
- Ale będzie ci widać brzuch –
jęknęła.
- Będę w ósmym miesiącu ciąży.
Trudno by było gdyby mój brzuch nie był widoczny – zaśmiałam się. Dudu nachylił
się i spojrzał na suknię.
- Mi też się podoba – wzruszył
ramionami.
- Oh, zamknij się – Jessica
warknęła na niego.
- Nie gorączkuj się tak –
zaśmiałam się.
- Ale na serio ta? – jęknęła.
- Jest śliczna – wzruszyłam
ramionami.
- Ale to jest twój ślub i powinnaś
mieć coś bardziej…
- Tutaj przecież nie chodzi jak
kto wygląda tylko liczy się z kim bierzesz ślub – spojrzałam z wyrzutem na
przyjaciółkę. – Pozwalam ci organizować wesele, ale nie ma być zbędnego
przepychu, okej? – wetknęłam przyjaciółce palec przed oczy.
- Dobra – przerzuciła oczami i
rozłożyła ręce w geście kapitulacji. – Kiedy wyjdziesz ze szpitala, przyjedzie
krawcowa i wymierzy… ciebie… was – zaśmiałam się na doboru jej słów.
Przez następne dwie godziny
rozmawiałyśmy o weselu aż do powrotu Justina.
- Już jestem – wszedł uśmiechnięty
i przywitał się ze mną całusem w policzek. – Mam laptopa i mama wcisnęła mi
jakieś jedzenie dla ciebie.
- Dziękuję – ustawiłam wszystko na
szafce obok łóżka.
- O czym rozmawialiście – ściągnął
brwi.
- Wesele – jęknął Dudu, na co
wszyscy się zaśmiali.
Justin
Po pół godzinie rozmowy Jessica
razem z Dudu wyszli ze szpitala, a ja zostałem sam z Roxaną.
- Są już wyniki? – spojrzałem na
nią niespokojnie.
- Jeszcze nie było tutaj
kardiologa – mruknęła.
- Na pewno zaraz będzie –
uśmiechnąłem się i pogładziłem Roxanę po ręce.
- Boję się – mruknęła.
- Wszystko będzie okej –
ucałowałem jej dłoń.
- Ja nie chcę tutaj być. Chcę do
domu – jęknęła. Nachyliłem się i delikatnie pocałowałem ją w usta, obejmując twarz
dłońmi.
- Poradzimy sobie okej? – pokiwała
nieznacznie głową i delikatnie się we mnie wtuliła.
Tak strasznie ją kochałem. Nie
mogłem jej stracić. Czasami się zastanawiam kim byłbym teraz bez niej.
Bezuczuciowym bydlęciem traktującym kobiety jak zabawki.
Ktoś zapukał do drzwi. Do sali
wszedł wysoki mężczyzna. Kardiolog.
- Dzień dobry – uśmiechnął się –
mamy wyniki.
- Dzień dobry – odpowiedziałem równo
z Roxaną. Spojrzałem na nią i złapałem za dłoń. Mężczyzna westchnął i wyciągnął
z kieszeni obszerny zeszyt. Czytał coś i po chwili spojrzał się na nas.
- Z tego co tutaj wynika, serce
nie wytrzyma do końca ciąży. Będziemy musieli wywołać poród pod koniec ósmego
miesiąca – poczułem jak moje serce zaczyna szybciej bić. Ścisnąłem mocniej dłoń
Roxany i nerwowo przełknąłem ślinę.
- A czy jest jakaś szansa na
mniejsze ryzyko – wyjąkałem.
- Konsultowałem się z położoną i
to będzie najmniej ryzykowne wyjście. Ustalimy termin cesarskiego cięcia –
delikatnie się uśmiechnął.
- Dobrze – Roxana pierwszy raz się
odezwała. – Czy może pan zaproponować datę?
- Rozmawialiśmy z położną o
dwudziestym szóstym stycznia – spojrzał raz na mnie, raz na Roxanę.
- Myślę, że będzie to odpowiednia
data – delikatnie się uśmiechnęła.
- Miło mi to słyszeć. Do
zobaczenia – wyszedł z pomieszczenia, a ja przytuliłem do siebie Roxanę, która
zaniosła się płaczem.
- Wszystko będzie dobrze kochanie,
poradzimy sobie, obiecuję ci to – pocałowałem ją w czoło. Spojrzała mi w oczy i
wytarła swoje mokre policzki.
- Nie obiecuj rzeczy niemożliwych,
Justin.
Tym zdaniem oficjalnie złamała
moje serce.
______________________________
Cześć. Tak szczerze? To tak trochę się na Was zawiodłam. Pod poprzednim rozdziałem było tylko 8 komentarzy. Jest tak bardzo źle? Serio? Mam nadzieję, że chociaż raz mi odpowiecie.
P.S. ZAPRASZAM NA BLOGA BEAUTY-AND-A-BEAT, KTÓREGO PROWADZI @luuuvvvvmyjuju. ZAPRASZAM!!!