wtorek, 25 listopada 2014

63.

- Witamy Bahamy! – rozłożyłem ręce i uśmiechnąłem się szeroko stając na szczycie schodów samolotowych. Przymknąłem na chwilę oczy, łapiąc pierwsze promienie tutejszego słońca. – Co jest z tobą? – spojrzałem na przyjaciela, który wyminął mnie trącając przy okazji ramieniem.
- Nic – wymamrotał znad komórki. Podszedłem do niego i wyrwałem mu przedmiot z ręki. Zerknąłem jedynie na powiadomienie o dostarczonej wiadomości do mojej mamy.
- Przyjechałeś tutaj na wakacje, a nie jako pierdolony informator – warknąłem przez zęby i wyciągnąłem z telefonu kartę.
- Co ty odpierdalasz! – Ryan popchnął mnie, przez co zachwiałem się na nogach.
- Nie prowokuj. Jeżeli coś ci się nie podoba możesz wrócić – warknąłem, wbijając palec w jego klatkę piersiową. Odszedłem kilka kroków, mierząc wcześniej przyjaciela wzrokiem.
- Pierdol się Bieber – najpierw usłyszałem jego głos, a potem zobaczyłem jego posturę tuż obok mnie, zmierzającą do podstawionego auta, do którego pakowane były nasze walizki.
- Dobry wybór – zaśmiałem się i wsiadłem pierwszy do pojazdu. Zająłem miejsce tuż obok okna i czekałem aż auto ruszy. Wsłuchiwałem się w przyśpieszony oddech chłopaka, który siedział obok mnie.
- Co my tam mamy w ogóle robić? – odezwał się po kilku minutach kiedy auto ruszyło.
- Bawić się, imprezować, pić, może coś więcej – zaśmiałem się pod nosem.
- I tak bez niczego zostawiłeś swoje dziecko…
- Nie mam dziecka – przerwałem mu. Usłyszałem jedynie głuche westchnięcie w odpowiedzi.
- Roxana…
- Jej już nie ma! – wyrzuciłem dłonie w górę przerywając mu kolejny raz. – Ustalmy sobie kilka zasad – spojrzałem na niego wściekły. – Nie masz najmniejszego prawa wspominać o moim prywatnym życiu, nie wypominasz mi tego, że mam dziecko. Do cholery jesteś tu po to aby mi towarzyszyć, a nie jako jakaś pierdolona przyzwoitka, więc jeżeli coś ci nie pasuje to nic nie każe ci tutaj zostać.
Nikt nie kazał mu tutaj przyjeżdżać, nikt go nie zmuszał. Zgodził się dobrowolnie, tak samo jak zgodził się na moje warunki, które przed chwilą mu powtórzyłem. Zastanawiałem się czy był takim idiotom, czy tylko takiego udawał. Chciałbym wrócić do tego co było, ale się nie da, więc ja tak samo nie mogę być taki jak wcześniej. Wtedy miałem dla kogo być inny, lepszy, teraz nie mam nikogo takiego.
- Jesteśmy na miejscu – otworzyły się przede mną drzwi. Wysiadłem z czarnego auta i spojrzałem na wysokiego mężczyznę, który przenosił walizki do domku w którym miałem spędzić najbliższe trzy tygodnie mojego życia.
- Ładnie tu – spojrzałem na wysokiego przyjaciela.
- Trzymaj się zasad – mruknąłem ruszając przed siebie. Chciałem najpierw iść do domku, jednak w pierwszym momencie poszedłem na plażę. Ściągnąłem buty i skarpetki by móc swobodnie chodzić po rozgrzanym, złotym piasku. Nim się obejrzałem stałem tuż na brzegu wody, tak że fale podmywały piach spod moich stóp.
Wsadziłem dłonie do spodni, a moją głowę owładnęły wspomnienia.

- Uspokój się – dziewczyna zaśmiała się, kiedy próbowałem zrobić jej kolejne zdjęcie, po czym zasłoniła dłonią obiektyw aparatu.
- Ostatnie zdjęcie w wodzie? – uśmiechnąłem się jak najbardziej rozczulająco mogłem, na co Roxana przewróciła oczami.
- Mogę co najwyżej zamoczyć stopy – wystawiła mi język, po czym zsunęła ze stóp swoje japonki i weszła do wody. Przez moment martwiłem się czy aby woda nie jest za zimna, jednak po chwili odrzuciłem te myśli.
- Uśmiech – przyłożyłem aparat do oka, ale nie ukazał się żaden obraz. Kiedy szukałem wady w ustawieniach, Roxana podeszła do mnie i chwyciła aparat.
- Obiektyw – wskazała na przykrywkę, którą sam przed chwilą założyłem.
- Ah – szepnąłem zakłopotany i ściągnąłem zasłonkę. Zrobiłem jej kilka zdjęć, a następnie Roxana uparła się aby uwiecznić moją podobiznę. Kiedy Kenny zrobił nasze wspólne zdjęcie, usiedliśmy na piasku przeglądając wszystkie zdjęcia po kolei.

To właśnie tego dnia, ustaliśmy imię dziecka. Szczerze mówiąc na początku imię „Annabel” nie przemawiało do mnie za bardzo. Wolałem coś o głębszym znaczeniu, chociażby „Hope”, jednak im dłużej Roxana była w ciąży, ja coraz bardziej lubiłem to imię.
- Łamiesz własne zasady Bieber – przetarłem dłonią twarz, zerkając na horyzont. Poczułem obecność Ryana. Odwróciłem głowę i spojrzałem na chłopaka, który patrzył się dokładnie w to samo miejsce co ja kilka sekund temu.
- O co ci chodzi? – mruknąłem.
- Wspominasz, przywołujesz wspomnienia – wzruszył ramionami. – Nie uciekniesz przed tym. Kochałeś Roxanę…
- Nadal ją kocham – przerwałem. Odwróciłem się i zacząłem stawiać pierwsze kroki w stronę domku, kiedy poczułem silny uścisk na przedramieniu.
- Nie uciekniesz przed  tym. Annabel to wasza córka, ona nie jest dzieckiem tylko i wyłącznie Roxany, ale tak samo i twoim. Opamiętaj się póki masz na to czas, a mała nie będzie pamiętać tego jaki oschły dla niej jesteś. Jesteś jej ojcem i nie uciekniesz od tego – błądziłem oczami po jego twarzy sam nie wiedząc czego szukając.
- Zostaw mnie – wyrwałem rękę z jego uścisku i energicznym krokiem ruszyłem do domku. Wyciągnąłem komórkę i zadzwoniłem do mojego kierowcy aby wstawił się tutaj za godzinę.
- Wygląda na to, że dzisiaj będę musiał poszukać towarzystwa do zabawy – powiedziałem do siebie, kiedy schowałem telefon do kieszeni spodni.

- Proszę państwa, mamy dzisiaj specjalnego gościa! Justin Bieber! – tłum ludzi jak na komendę uniósł dłonie do góry, a ja zaśmiałem się do wrzeszczącego tłumu ludzi. DJ poklepał mnie po plecach i szeroko uśmiechnął, kiedy zacząłem schodzić z pulpitu gdzie rozstawiona była konsola. Wszedłem w środek tłumu i w przeciągu kilku sekund wokół mnie pojawił się wianuszek dziewczyn. Moją uwagę przykuła wysoka brunetka, która uśmiechała się uwodzicielsko. Podszedłem do niej i położyłem dłoń na kręgosłupie.
- Cześć – nachyliłem się do jej ucha.
- Cześć – oblizała usta i dała krok do przodu, przez co nasze ciała dzieliło kilka centymetrów.
- Może zatańczysz? – przyciągnąłem ją do siebie.
- Zależy jakim jesteś tancerzem – dziewczyna zamrugała i uśmiechnęła się dumna ze swojej riposty.
- Najlepszym. – W tym samym momencie z głośników popłynął energiczny beat, przy którym mogłem popisać się swoimi zdolnościami tanecznymi.
Ciało dziewczyny ocierało się o moje przy każdym najmniejszym ruchu. Zawiesiła ręce na mojej szyi i pozwoliła przejąć mi inicjatywę w tańcu. Zacząłem delikatnie kołysać biodrami, a następnie odwróciłem ją tak, że stała do mnie tyłem. Tyłkiem mocno naparła na moje krocze i kołysała nim na wszystkie możliwe strony.
Napalona kocica.
Pomyślałem, a na mojej twarzy pojawił się przebiegły uśmiech. Chciałem urozmaicić sobie wieczór i przez cały czas zwodzić dziewczynę za nos, a na końcu pozwolić sobie co najwyżej obciągnąć.
- Napijesz się czegoś? – Musiałem przekrzykiwać muzykę, która właśnie w takich momentach staje się zdecydowanie zbyt głośna.
- Pewnie – odczytałem z ruchu jej warg. Muzyka w tym momencie całkowicie mnie ogłuszyła.
- Czego się napijesz? – spojrzałem na długie nogi dziewczyny i powędrowałem wzrokiem do krótkiej spódniczki.
- Tequilla – nachyliła się aby pokazać swój dekolt. Położyła dłoń na moim udzie, jakieś dziesięć centymetrów od krocza. Poczułem na mojej twarzy samoistny chytry uśmieszek.
- Dwa razy tequilla z plasterkiem limonki – zwróciłem się na chwilę do barmana, który z lekkim kiwnięciem głowy przyjął zamówienie.
- Co tutaj robisz? – brunetka spojrzała się na mnie dociekliwie. Wzruszyłem ramionami.
- Nie twój interes, spędzam z tobą czas, a jutro będziesz na okładkach gazet więc powinnaś być szczęśliwa – przerwałem swój monolog, kiedy baran postawił przed nami dwie tequille. Podałem zszokowanej dziewczynie kieliszek z przezroczystą cieczą i uniosłem swój delikatnie do góry. – Twoje zdrowie…
- Ann – dopowiedziała za mnie swoje imię.
- Twoje zdrowie Ann – wypiłem gorzkawą ciecz i zacząłem ssać sok z plastra limonki, aby zabić gorzki smak alkoholu w ustach.
- Jesteś tutaj sama? – rozejrzałem się po pomieszczeniu w którym dudniła muzyka, a kilkadziesiąt osób ocierało się o siebie mniej lub bardziej zgrabnie do rytmu.
- Z koleżanką i jej chłopakiem, więc teoretycznie jestem sama – wzruszyła ramionami.
- To dobrze – przywołałem barmana kiwnięciem dłoni. – Jeszcze po jednym – uniosłem kieliszek do góry.
- Dlaczego? – dziewczyna zamruczała mi do ucha.
- Nie chcę mieć problemów – uniosłem kolejny raz kieliszek do góry razem z Ann.
- Twoje zdrowie Justin – tym razem to brunetka znowu wzniosła toast. Znowu poczułem na języku gorzką ciecz, której smak zabiłem sokiem z limonki. – Dlaczego miałbyś mieć problemy? – dziewczyna spytała się ocierając usta palcem, a następnie oblizując go. Przewróciłem oczami. Nie wybrałem sobie zbyt bystrej laski.
- Wyobraź sobie że masz chłopaka i zostawiasz go na imprezie, żeby zabawić się ze mną. Nie byłby zadowolony – poprawiłem się w krzesełku, a dziewczyna wstała i złapała moją dłoń.
- Chodźmy zatańczyć. Jesteś genialnym tancerzem – zamruczała mi do ucha, zaciskając jednocześnie dłoń na moim kroczu. Poruszyłem się zaskoczony tym gestem, jednak po chwili poruszałem się z nią w rytm muzyki na parkiecie. Znowu uporczywie próbowała wywołać u mnie wzwód ocierając się tyłkiem o moje krocze.
- Tak na pewno tego nie zrobisz – przyciągnąłem jej ciało do siebie.
- A jak mam zachęcić cię do pieprzenia mnie? – odwróciła się do mnie przodem, tak że czułem jej oddech na skórze.
- Przed tobą długa droga – zaśmiałem się. – Nie jesteś zbyt napalona jak na dziewczynę? – ściągnąłem brwi, próbując się nie roześmiać.
- Po prostu wiem z kim warto się pieprzyć – położyła dłoń na moim karku i sama zainicjowała pocałunek. Nie przerwałem go bo musiałem przyznać, że całowała dość przyzwoicie. – Mieszkam niedaleko, chodźmy do mnie.
Przez chwilę w mojej głowie pojawiło się tysiące myśli. Kompletnie nie wiedziałem co zrobić, dać się ponieść chwili, a potem męczyć się z dręczącym mnie sumieniem czy zostawić tą dziewczynę póki sytuacja nie zrobi się niebezpieczna.
- Chodźmy do mnie – zamruczałem jej do ucha i ścisnąłem tyłek. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i na wyświetlaczu zobaczyłem kilka powiadomień o nieodebranych połączeniach i kilka wiadomości od Ryana. Wzruszyłem ramionami i zadzwoniłem po kierowcę, który miał mnie zabrać z uliczki za klubem.

- Brawo Bieber, pierdoliłeś tą dziewczynę jak dziwkę kurwa – Ryan chodził w kółko wściekły po pokoju. Jęknąłem bo jego uniesiony ton wzmacniał ból głowy. Może nie byłoby tak źle, gdybym nie upił się w trakcie jazdy autem.
- Mogę prosić o opowieść ze szczegółami? Bo wraz z wejściem do tego domu nic nie pamiętam – zaśmiałem się. Świadomość zachowałem do końca, jednak z moją koordynacją ruchową było gorzej przez co w nocy wynikło kilka co najmniej śmiesznych sytuacji.
- Jesteś żałosny – parsknął i rzucił w moim kierunku bokserki. – Chociaż się ubierz. Nie chcę patrzeć na twoją gołą dupę.
- Ann wczoraj nie narzekała – na mojej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech, podczas gdy starałem się założyć bieliznę pod cienką kołdrą. Swoją drogą, czy ja nie postanowiłem sobie tego żeby pozwolić jej najwyżej na zrobienie loda?
- Wiesz przynajmniej co z nią się stało? – zmarszczyłem brwi i spojrzałem na przyjaciela, przerywając na chwilę podnoszenie tyłka z łóżka. Jednak po sekundzie stwierdziłem, że mało mnie to obchodzi i z bólem głowy wstałem i ruszyłem do szafy aby wygrzebać z walizki czyste spodnie.
- Nie było jej tutaj rano więc najwyraźniej nie potrzebowała pomocy – mruknąłem.
- Przed domem stał tłum fotoreporterów, potrzebowała.
Przez chwilę zaszumiało mi w głowie. Przecież nikt nas nie widział, upewniłem się trzy razy zanim wysiadłem z auta że nikogo nie ma dookoła nas. Alkohol chyba nie upośledził moich zmysłów w takim stopniu, tym bardziej zmysły ochroniarzy, którzy mieli wszystkiego dopilnować.
- Kurwa – warknąłem i rzuciłem spodniami w ścianę.
- Udałem, że to moja dziewczyna. Zamówiłem jej taksówkę, odprowadziłem i nawet kurwa pocałowałem w usta!
Poczułem ulgę. Już słyszałem w głowie głos mamy i Scoota mających ochotę rozszarpać mnie na strzępy i prawiących kazania przez następnie dwadzieścia lat.
- Dzięki – wyciągnąłem rękę do przyjaciela i chciałem przytulić go po przyjacielsku, jednak ten dał dwa kroki do tyłu.
- Ostatni raz zamiatam po tobie śmieci Bieber. Następnym razem sam doniosę prasie, że pierdoliłeś jakąś laskę tak, że wasze jęki było słychać na Antarktydzie, a oni sami dopiszą sobie historię o tym, że byłeś z Roxaną tylko po to bo była w ciąży…
- Ty jebany skurwielu – zagotowało się we mnie. Sam nie wiedziałem kiedy moja dłoń zacisnęła się w pięść i trafiła w szczękę Ryana. Widziałem przed oczami mroczki, potem co poczułem to przeszywający ból nosa. Spojrzałem na zasapanego chłopaka, który stał lekko przygarbiony jakby gotowy do ataku. Poczułem metaliczny smak w ustach. Przyłożyłem dłoń do nosa, która po chwili cała była we krwi.
- Rozwaliłeś mi nos! Kurwa! – wrzasnąłem z całej siły. Teraz dotarł do mnie ból, który czułem chyba nawet w uszach.
Odwróciłem się i szybko poszedłem do łazienki. Namoczyłem ręcznik zimną wodą i przyłożyłem do nosa. Usiadłem na brzegu wanny i delikatnie pochyliłem się do przodu, aby krew nie pozostała w nosie. Warknąłem, ale zaraz tego pożałowałem bo ból, który przez chwilę dał mi spokój, powrócił.
Sukinsyn.
Podszedłem do wielkiego lustra i przyjrzałem się swojemu nosowi. Nie wydawał się złamany po prostu mocno obity. Nie wyglądał tak źle na tle twarzy umazanej krwią. Można powiedzieć, że wkomponował się w całość.
Delikatnie oczyściłem skórę twarzy i klatki piersiowej z krwi, a potem postanowiłem wziąć chłodny prysznic, który miał pomóc znieczulić mi kaca i ból nosa.
Po dwudziestu minutach stałem w kuchni z nisko opuszczonymi spodniami i wsypywałem do termoforu lód, który przyłożyłem do nosa. Położyłem się na kanapie i oparłem nogi o przeciwległy fotel.
- Już ci przeszło? – usłyszałem za sobą głos. Przewróciłem oczami bo Ryan był ostatnią osobą, którą chciałem widzieć w tym momencie.
- Co miałoby mi przejść? – uniosłem wzrok i skupiłem się na opuchniętym policzku chłopaka, który miał barwę ciemnej czerwieni.
- Złość – wzruszył ramionami i przyłożył do twarzy puszkę, którą trzymał w ręce. Usiadł na fotelu o który opierałem nogi, co zirytowało mnie tak, że zmieniłem pozycję do siedzącej. Przyjąłem właśnie zasadę Minimalna odległość od tego skurwiela to trzy metry.
- Nie byłem zły.
Coraz bardziej żałowałem tego, że zabrałem go ze sobą. Nie przewidziałem jego roli przyzwoitki.
- To dlatego poobijaliśmy sobie twarze – jego uśmiech natychmiast znikł z twarzy gdy mięśnie obitego policzka zaczęły pracować. – Stary nie chcę się kłócić.
- To pozwól mi się wyluzować – rzuciłem od niechcenia.
- Mam ci pozwolić chlać do oporu i bzykać inną panienkę każdej nocy? – uniósł brwi do góry.

- Może to mój sposób na zapomnienie – powiedziałem łagodnie. Spojrzałem w oczy przyjaciela i chyba zobaczył w tym momencie moją chwilę słabości. Chciał coś powiedzieć, ale powstrzymałem go ruchem ręki i szybkim krokiem ruszyłem do swojej części mojego tymczasowego domu.

_____________
Jestem znowu :) Nawet nie wiecie jak się cieszę, że w końcu wracam do blogowania.

Dostałam około 30 hejtów z powodu nie dodania rozdziału tydzień temu. Przepraszam, to druga klasa liceum w której nie mogę rozplanować swojego tygodnia co do sekundy.

Mam nadzieję, że osoby które tak chętnie mnie krytykują, równie chętnie skomentują rozdział.

5 komentarzy:

  1. Nienawidze Justina za to ze zostawil swoje dziecko i pojechal sie bawic Roxana miala zyc ..
    @believeyoucanx3

    OdpowiedzUsuń
  2. Będzie nowy rozdział?? Czy nowe opowiadanie?

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy będzie nowy rozdział?

    OdpowiedzUsuń