- Witamy Bahamy! – rozłożyłem ręce i uśmiechnąłem się
szeroko stając na szczycie schodów samolotowych. Przymknąłem na chwilę oczy,
łapiąc pierwsze promienie tutejszego słońca. – Co jest z tobą? – spojrzałem na
przyjaciela, który wyminął mnie trącając przy okazji ramieniem.
- Nic – wymamrotał znad komórki. Podszedłem do niego i
wyrwałem mu przedmiot z ręki. Zerknąłem jedynie na powiadomienie o dostarczonej
wiadomości do mojej mamy.
- Przyjechałeś tutaj na wakacje, a nie jako pierdolony
informator – warknąłem przez zęby i wyciągnąłem z telefonu kartę.
- Co ty odpierdalasz! – Ryan popchnął mnie, przez co
zachwiałem się na nogach.
- Nie prowokuj. Jeżeli coś ci się nie podoba możesz wrócić –
warknąłem, wbijając palec w jego klatkę piersiową. Odszedłem kilka kroków,
mierząc wcześniej przyjaciela wzrokiem.
- Pierdol się Bieber – najpierw usłyszałem jego głos, a
potem zobaczyłem jego posturę tuż obok mnie, zmierzającą do podstawionego auta,
do którego pakowane były nasze walizki.
- Dobry wybór – zaśmiałem się i wsiadłem pierwszy do pojazdu.
Zająłem miejsce tuż obok okna i czekałem aż auto ruszy. Wsłuchiwałem się w
przyśpieszony oddech chłopaka, który siedział obok mnie.
- Co my tam mamy w ogóle robić? – odezwał się po kilku
minutach kiedy auto ruszyło.
- Bawić się, imprezować, pić, może coś więcej – zaśmiałem
się pod nosem.
- I tak bez niczego zostawiłeś swoje dziecko…
- Nie mam dziecka – przerwałem mu. Usłyszałem jedynie głuche
westchnięcie w odpowiedzi.
- Roxana…
- Jej już nie ma! – wyrzuciłem dłonie w górę przerywając mu
kolejny raz. – Ustalmy sobie kilka zasad – spojrzałem na niego wściekły. – Nie
masz najmniejszego prawa wspominać o moim prywatnym życiu, nie wypominasz mi
tego, że mam dziecko. Do cholery jesteś tu po to aby mi towarzyszyć, a nie jako
jakaś pierdolona przyzwoitka, więc jeżeli coś ci nie pasuje to nic nie każe ci
tutaj zostać.
Nikt nie kazał mu tutaj przyjeżdżać, nikt go nie zmuszał.
Zgodził się dobrowolnie, tak samo jak zgodził się na moje warunki, które przed
chwilą mu powtórzyłem. Zastanawiałem się czy był takim idiotom, czy tylko
takiego udawał. Chciałbym wrócić do tego co było, ale się nie da, więc ja tak
samo nie mogę być taki jak wcześniej. Wtedy miałem dla kogo być inny, lepszy,
teraz nie mam nikogo takiego.
- Jesteśmy na miejscu – otworzyły się przede mną drzwi.
Wysiadłem z czarnego auta i spojrzałem na wysokiego mężczyznę, który przenosił
walizki do domku w którym miałem spędzić najbliższe trzy tygodnie mojego życia.
- Ładnie tu – spojrzałem na wysokiego przyjaciela.
- Trzymaj się zasad – mruknąłem ruszając przed siebie.
Chciałem najpierw iść do domku, jednak w pierwszym momencie poszedłem na plażę.
Ściągnąłem buty i skarpetki by móc swobodnie chodzić po rozgrzanym, złotym
piasku. Nim się obejrzałem stałem tuż na brzegu wody, tak że fale podmywały
piach spod moich stóp.
Wsadziłem dłonie do spodni, a moją głowę owładnęły
wspomnienia.
- Uspokój się – dziewczyna zaśmiała się, kiedy próbowałem
zrobić jej kolejne zdjęcie, po czym zasłoniła dłonią obiektyw aparatu.
- Ostatnie zdjęcie w wodzie? – uśmiechnąłem się jak
najbardziej rozczulająco mogłem, na co Roxana przewróciła oczami.
- Mogę co najwyżej zamoczyć stopy – wystawiła mi język, po
czym zsunęła ze stóp swoje japonki i weszła do wody. Przez moment martwiłem się
czy aby woda nie jest za zimna, jednak po chwili odrzuciłem te myśli.
- Uśmiech – przyłożyłem aparat do oka, ale nie ukazał się
żaden obraz. Kiedy szukałem wady w ustawieniach, Roxana podeszła do mnie i
chwyciła aparat.
- Obiektyw – wskazała na przykrywkę, którą sam przed chwilą
założyłem.
- Ah – szepnąłem zakłopotany i ściągnąłem zasłonkę.
Zrobiłem jej kilka zdjęć, a następnie Roxana uparła się aby uwiecznić moją
podobiznę. Kiedy Kenny zrobił nasze wspólne zdjęcie, usiedliśmy na piasku
przeglądając wszystkie zdjęcia po kolei.
To właśnie tego dnia, ustaliśmy
imię dziecka. Szczerze mówiąc na początku imię „Annabel” nie przemawiało do
mnie za bardzo. Wolałem coś o głębszym znaczeniu, chociażby „Hope”, jednak im
dłużej Roxana była w ciąży, ja coraz bardziej lubiłem to imię.
- Łamiesz własne zasady Bieber –
przetarłem dłonią twarz, zerkając na horyzont. Poczułem obecność Ryana.
Odwróciłem głowę i spojrzałem na chłopaka, który patrzył się dokładnie w to
samo miejsce co ja kilka sekund temu.
- O co ci chodzi? – mruknąłem.
- Wspominasz, przywołujesz
wspomnienia – wzruszył ramionami. – Nie uciekniesz przed tym. Kochałeś Roxanę…
- Nadal ją kocham – przerwałem.
Odwróciłem się i zacząłem stawiać pierwsze kroki w stronę domku, kiedy poczułem
silny uścisk na przedramieniu.
- Nie uciekniesz przed tym. Annabel to wasza córka, ona nie jest
dzieckiem tylko i wyłącznie Roxany, ale tak samo i twoim. Opamiętaj się póki
masz na to czas, a mała nie będzie pamiętać tego jaki oschły dla niej jesteś.
Jesteś jej ojcem i nie uciekniesz od tego – błądziłem oczami po jego twarzy sam
nie wiedząc czego szukając.
- Zostaw mnie – wyrwałem rękę z
jego uścisku i energicznym krokiem ruszyłem do domku. Wyciągnąłem komórkę i
zadzwoniłem do mojego kierowcy aby wstawił się tutaj za godzinę.
- Wygląda na to, że dzisiaj będę
musiał poszukać towarzystwa do zabawy – powiedziałem do siebie, kiedy schowałem
telefon do kieszeni spodni.
- Proszę państwa, mamy dzisiaj
specjalnego gościa! Justin Bieber! – tłum ludzi jak na komendę uniósł dłonie do
góry, a ja zaśmiałem się do wrzeszczącego tłumu ludzi. DJ poklepał mnie po plecach
i szeroko uśmiechnął, kiedy zacząłem schodzić z pulpitu gdzie rozstawiona była
konsola. Wszedłem w środek tłumu i w przeciągu kilku sekund wokół mnie pojawił
się wianuszek dziewczyn. Moją uwagę przykuła wysoka brunetka, która uśmiechała
się uwodzicielsko. Podszedłem do niej i położyłem dłoń na kręgosłupie.
- Cześć – nachyliłem się do jej
ucha.
- Cześć – oblizała usta i dała
krok do przodu, przez co nasze ciała dzieliło kilka centymetrów.
- Może zatańczysz? – przyciągnąłem
ją do siebie.
- Zależy jakim jesteś tancerzem –
dziewczyna zamrugała i uśmiechnęła się dumna ze swojej riposty.
- Najlepszym. – W tym samym
momencie z głośników popłynął energiczny beat, przy którym mogłem popisać się
swoimi zdolnościami tanecznymi.
Ciało dziewczyny ocierało się o
moje przy każdym najmniejszym ruchu. Zawiesiła ręce na mojej szyi i pozwoliła
przejąć mi inicjatywę w tańcu. Zacząłem delikatnie kołysać biodrami, a
następnie odwróciłem ją tak, że stała do mnie tyłem. Tyłkiem mocno naparła na moje
krocze i kołysała nim na wszystkie możliwe strony.
Napalona kocica.
Pomyślałem, a na mojej twarzy
pojawił się przebiegły uśmiech. Chciałem urozmaicić sobie wieczór i przez cały
czas zwodzić dziewczynę za nos, a na końcu pozwolić sobie co najwyżej obciągnąć.
- Napijesz się czegoś? – Musiałem
przekrzykiwać muzykę, która właśnie w takich momentach staje się zdecydowanie
zbyt głośna.
- Pewnie – odczytałem z ruchu jej
warg. Muzyka w tym momencie całkowicie mnie ogłuszyła.
- Czego się napijesz? – spojrzałem
na długie nogi dziewczyny i powędrowałem wzrokiem do krótkiej spódniczki.
- Tequilla – nachyliła się aby
pokazać swój dekolt. Położyła dłoń na moim udzie, jakieś dziesięć centymetrów
od krocza. Poczułem na mojej twarzy samoistny chytry uśmieszek.
- Dwa razy tequilla z plasterkiem
limonki – zwróciłem się na chwilę do barmana, który z lekkim kiwnięciem głowy
przyjął zamówienie.
- Co tutaj robisz? – brunetka
spojrzała się na mnie dociekliwie. Wzruszyłem ramionami.
- Nie twój interes, spędzam z tobą
czas, a jutro będziesz na okładkach gazet więc powinnaś być szczęśliwa –
przerwałem swój monolog, kiedy baran postawił przed nami dwie tequille. Podałem
zszokowanej dziewczynie kieliszek z przezroczystą cieczą i uniosłem swój
delikatnie do góry. – Twoje zdrowie…
- Ann – dopowiedziała za mnie
swoje imię.
- Twoje zdrowie Ann – wypiłem
gorzkawą ciecz i zacząłem ssać sok z plastra limonki, aby zabić gorzki smak alkoholu
w ustach.
- Jesteś tutaj sama? – rozejrzałem
się po pomieszczeniu w którym dudniła muzyka, a kilkadziesiąt osób ocierało się
o siebie mniej lub bardziej zgrabnie do rytmu.
- Z koleżanką i jej chłopakiem,
więc teoretycznie jestem sama – wzruszyła ramionami.
- To dobrze – przywołałem barmana
kiwnięciem dłoni. – Jeszcze po jednym – uniosłem kieliszek do góry.
- Dlaczego? – dziewczyna
zamruczała mi do ucha.
- Nie chcę mieć problemów –
uniosłem kolejny raz kieliszek do góry razem z Ann.
- Twoje zdrowie Justin – tym razem
to brunetka znowu wzniosła toast. Znowu poczułem na języku gorzką ciecz, której
smak zabiłem sokiem z limonki. – Dlaczego miałbyś mieć problemy? – dziewczyna
spytała się ocierając usta palcem, a następnie oblizując go. Przewróciłem
oczami. Nie wybrałem sobie zbyt bystrej laski.
- Wyobraź sobie że masz chłopaka i
zostawiasz go na imprezie, żeby zabawić się ze mną. Nie byłby zadowolony –
poprawiłem się w krzesełku, a dziewczyna wstała i złapała moją dłoń.
- Chodźmy zatańczyć. Jesteś
genialnym tancerzem – zamruczała mi do ucha, zaciskając jednocześnie dłoń na
moim kroczu. Poruszyłem się zaskoczony tym gestem, jednak po chwili poruszałem
się z nią w rytm muzyki na parkiecie. Znowu uporczywie próbowała wywołać u mnie
wzwód ocierając się tyłkiem o moje krocze.
- Tak na pewno tego nie zrobisz –
przyciągnąłem jej ciało do siebie.
- A jak mam zachęcić cię do
pieprzenia mnie? – odwróciła się do mnie przodem, tak że czułem jej oddech na
skórze.
- Przed tobą długa droga –
zaśmiałem się. – Nie jesteś zbyt napalona jak na dziewczynę? – ściągnąłem brwi,
próbując się nie roześmiać.
- Po prostu wiem z kim warto się
pieprzyć – położyła dłoń na moim karku i sama zainicjowała pocałunek. Nie
przerwałem go bo musiałem przyznać, że całowała dość przyzwoicie. – Mieszkam
niedaleko, chodźmy do mnie.
Przez chwilę w mojej głowie
pojawiło się tysiące myśli. Kompletnie nie wiedziałem co zrobić, dać się
ponieść chwili, a potem męczyć się z dręczącym mnie sumieniem czy zostawić tą
dziewczynę póki sytuacja nie zrobi się niebezpieczna.
- Chodźmy do mnie – zamruczałem
jej do ucha i ścisnąłem tyłek. Wyciągnąłem telefon z kieszeni i na wyświetlaczu
zobaczyłem kilka powiadomień o nieodebranych połączeniach i kilka wiadomości od
Ryana. Wzruszyłem ramionami i zadzwoniłem po kierowcę, który miał mnie zabrać z
uliczki za klubem.
- Brawo Bieber, pierdoliłeś tą
dziewczynę jak dziwkę kurwa – Ryan chodził w kółko wściekły po pokoju. Jęknąłem
bo jego uniesiony ton wzmacniał ból głowy. Może nie byłoby tak źle, gdybym nie
upił się w trakcie jazdy autem.
- Mogę prosić o opowieść ze
szczegółami? Bo wraz z wejściem do tego domu nic nie pamiętam – zaśmiałem się.
Świadomość zachowałem do końca, jednak z moją koordynacją ruchową było gorzej
przez co w nocy wynikło kilka co najmniej śmiesznych sytuacji.
- Jesteś żałosny – parsknął i
rzucił w moim kierunku bokserki. – Chociaż się ubierz. Nie chcę patrzeć na
twoją gołą dupę.
- Ann wczoraj nie narzekała – na
mojej twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech, podczas gdy starałem się
założyć bieliznę pod cienką kołdrą. Swoją drogą, czy ja nie postanowiłem sobie
tego żeby pozwolić jej najwyżej na zrobienie loda?
- Wiesz przynajmniej co z nią się
stało? – zmarszczyłem brwi i spojrzałem na przyjaciela, przerywając na chwilę
podnoszenie tyłka z łóżka. Jednak po sekundzie stwierdziłem, że mało mnie to
obchodzi i z bólem głowy wstałem i ruszyłem do szafy aby wygrzebać z walizki
czyste spodnie.
- Nie było jej tutaj rano więc
najwyraźniej nie potrzebowała pomocy – mruknąłem.
- Przed domem stał tłum
fotoreporterów, potrzebowała.
Przez chwilę zaszumiało mi w
głowie. Przecież nikt nas nie widział, upewniłem się trzy razy zanim wysiadłem
z auta że nikogo nie ma dookoła nas. Alkohol chyba nie upośledził moich zmysłów
w takim stopniu, tym bardziej zmysły ochroniarzy, którzy mieli wszystkiego
dopilnować.
- Kurwa – warknąłem i rzuciłem
spodniami w ścianę.
- Udałem, że to moja dziewczyna.
Zamówiłem jej taksówkę, odprowadziłem i nawet kurwa pocałowałem w usta!
Poczułem ulgę. Już słyszałem w głowie
głos mamy i Scoota mających ochotę rozszarpać mnie na strzępy i prawiących
kazania przez następnie dwadzieścia lat.
- Dzięki – wyciągnąłem rękę do
przyjaciela i chciałem przytulić go po przyjacielsku, jednak ten dał dwa kroki
do tyłu.
- Ostatni raz zamiatam po tobie
śmieci Bieber. Następnym razem sam doniosę prasie, że pierdoliłeś jakąś laskę
tak, że wasze jęki było słychać na Antarktydzie, a oni sami dopiszą sobie
historię o tym, że byłeś z Roxaną tylko po to bo była w ciąży…
- Ty jebany skurwielu – zagotowało
się we mnie. Sam nie wiedziałem kiedy moja dłoń zacisnęła się w pięść i trafiła
w szczękę Ryana. Widziałem przed oczami mroczki, potem co poczułem to
przeszywający ból nosa. Spojrzałem na zasapanego chłopaka, który stał lekko
przygarbiony jakby gotowy do ataku. Poczułem metaliczny smak w ustach.
Przyłożyłem dłoń do nosa, która po chwili cała była we krwi.
- Rozwaliłeś mi nos! Kurwa! –
wrzasnąłem z całej siły. Teraz dotarł do mnie ból, który czułem chyba nawet w
uszach.
Odwróciłem się i szybko poszedłem
do łazienki. Namoczyłem ręcznik zimną wodą i przyłożyłem do nosa. Usiadłem na
brzegu wanny i delikatnie pochyliłem się do przodu, aby krew nie pozostała w
nosie. Warknąłem, ale zaraz tego pożałowałem bo ból, który przez chwilę dał mi
spokój, powrócił.
Sukinsyn.
Podszedłem do wielkiego lustra i przyjrzałem
się swojemu nosowi. Nie wydawał się złamany po prostu mocno obity. Nie wyglądał
tak źle na tle twarzy umazanej krwią. Można powiedzieć, że wkomponował się w
całość.
Delikatnie oczyściłem skórę twarzy
i klatki piersiowej z krwi, a potem postanowiłem wziąć chłodny prysznic, który
miał pomóc znieczulić mi kaca i ból nosa.
Po dwudziestu minutach stałem w
kuchni z nisko opuszczonymi spodniami i wsypywałem do termoforu lód, który
przyłożyłem do nosa. Położyłem się na kanapie i oparłem nogi o przeciwległy
fotel.
- Już ci przeszło? – usłyszałem za
sobą głos. Przewróciłem oczami bo Ryan był ostatnią osobą, którą chciałem
widzieć w tym momencie.
- Co miałoby mi przejść? –
uniosłem wzrok i skupiłem się na opuchniętym policzku chłopaka, który miał
barwę ciemnej czerwieni.
- Złość – wzruszył ramionami i
przyłożył do twarzy puszkę, którą trzymał w ręce. Usiadł na fotelu o który
opierałem nogi, co zirytowało mnie tak, że zmieniłem pozycję do siedzącej.
Przyjąłem właśnie zasadę Minimalna
odległość od tego skurwiela to trzy metry.
- Nie byłem zły.
Coraz bardziej żałowałem tego, że
zabrałem go ze sobą. Nie przewidziałem jego roli przyzwoitki.
- To dlatego poobijaliśmy sobie
twarze – jego uśmiech natychmiast znikł z twarzy gdy mięśnie obitego policzka
zaczęły pracować. – Stary nie chcę się kłócić.
- To pozwól mi się wyluzować –
rzuciłem od niechcenia.
- Mam ci pozwolić chlać do oporu i
bzykać inną panienkę każdej nocy? – uniósł brwi do góry.
- Może to mój sposób na
zapomnienie – powiedziałem łagodnie. Spojrzałem w oczy przyjaciela i chyba
zobaczył w tym momencie moją chwilę słabości. Chciał coś powiedzieć, ale
powstrzymałem go ruchem ręki i szybkim krokiem ruszyłem do swojej części mojego
tymczasowego domu.
_____________
Jestem znowu :) Nawet nie wiecie jak się cieszę, że w końcu wracam do blogowania.
Dostałam około 30 hejtów z powodu nie dodania rozdziału tydzień temu. Przepraszam, to druga klasa liceum w której nie mogę rozplanować swojego tygodnia co do sekundy.
Mam nadzieję, że osoby które tak chętnie mnie krytykują, równie chętnie skomentują rozdział.
Nienawidze Justina za to ze zostawil swoje dziecko i pojechal sie bawic Roxana miala zyc ..
OdpowiedzUsuń@believeyoucanx3
Super rozdział :D
OdpowiedzUsuńCzytam! <3
OdpowiedzUsuńBędzie nowy rozdział?? Czy nowe opowiadanie?
OdpowiedzUsuńKiedy będzie nowy rozdział?
OdpowiedzUsuń