Stałam oparta o framugę z
założonymi dłońmi, przyglądając się Justinowi, który wynosił na korytarz
walizki i przeglądał teczki z dokumentami.
- To tylko miesiąc – w pewnym
momencie spojrzał na mnie, wyrywając jednocześnie z przemyśleń.
- Wiem – mruknęłam i przeszłam z
jednej nogi na drugą. Justin podszedł do mnie. Najpierw położył dłonie na moich
policzkach i uniósł moją twarz do góry. Uśmiechnął się delikatnie, a zaraz
potem czule mnie pocałował.
- Dla mnie to też jest trudne –
zniżył swój głos. Zacisnęłam wargi i niemrawo pokiwałam głową. Oplotłam dłonie
wokół pasa Justina i oparłam głowę na jego klatce piersiowej. Jego dłonie
gładziły moje plecy i co chwila wydawał z siebie ciche westchnienie.
- Justin do cholery pośpiesz się!
– doszedł nas z dołu krzyk Scootera.
- Zaraz! – Justin odkrzyknął i
spojrzał się na mnie smutnym wzrokiem. – Muszę już iść – lekko się uśmiechnęłam
i pozwoliłam odejść na moment Justinowi. Chłopak wziął swoje dwie walizki i
plecak, do którego wpakował dokumenty.
Szłam za nim po schodach przyglądając
się jego opanowanym ruchom. Na dole postawił walizki, które przejął jakiś
mężczyzna, wychodząc z nimi na dwór.
- Masz dziesięć minut – Scooter
spojrzał się na Justina wymownie i wyszedł na dwór.
- Włączyła mu się opcja kapitan statku – Kanadyjczyk
zironizował, uśmiechając się pod nosem.
Najpierw podszedł do Pattie i dał
jej soczystego buziaka w policzek, który wywołał napad śmiechu i u mnie, i u
kobiety. Wymienili między sobą kilka słów i zaraz potem Pattie wyszła na dwór.
Szatyn podszedł do mnie i
pogładził mój policzek.
- Będę za wami tęsknić –
wyszeptał. Mimowolnie się uśmiechnęłam i chwyciłam jego dłonie.
- My za tobą też – wspięłam się na
palce i pocałowałam Justina. Delikatnie przyciągnął mnie do siebie po chwili
przerywając pocałunek.
- Uważaj na siebie. Masz się nie
przemęczać i…
- Wiem – przerwałam mu – ty też
masz na siebie uważać.
- Postaram się – Justin stał się
poważny i spojrzał mi w oczy.
- Tak strasznie was kocham –
uśmiechnęłam się smutno i wtuliłam w bluzę Justina.
- Obiecujemy ci, że nic nam się
nie stanie – wymruczałam.
- Ja to wiem – pocałował mnie w
czubek głowy.
Staliśmy na środku holu wtuleni w
siebie. Justin ciągle miał przyciśnięte usta do mojej głowy i poruszał nami
delikatnie na boki. Przymknęłam oczy i napawałam się jego zapachem.
Jest idealny.
- Bieber, idziemy – Scooter wyrwał
nas z amoku. Wyprostowałam się i delikatnie uśmiechnęłam do mężczyzny. Justin
spojrzał na mnie smutno i cmoknął w usta.
- Widzimy się za miesiąc.
- Już tęsknię – wyszeptałam
puszczając jego dłoń. Wolnym krokiem wyszłam przed dom i obserwowałam postać
chłopaka, która wsiadała do auta, natarczywie spoglądając w moją stronę.
Pomachałam delikatnie dłonią,
kiedy trzy auta ruszyły spod domu, jednak nie widziałam postaci chłopaka przez
zaciemniane szyby.
- Szybko minie – dopiero teraz
zauważyłam, że Pattie gładzi mnie na pocieszenie po ramieniu. Pokiwałam głową i
weszłam do domu razem z kobietą. Usiadłam na kanapie i podwinęłam nogi pod
siebie.
- Napijesz się czegoś? – brunetka
spojrzała się na mnie pocieszająco.
- Może być sok pomarańczowy –
grzecznie odpowiedziałam i oparłam głowę na poduszce. Po chwili trzymałam w
dłoni sok pomarańczowy, jednak odstawiłam go na stolik. – Pójdę się
przewietrzyć – wstałam z kanapy i wyszłam na taras za domem. Usiadłam na
bujanym fotelu i delikatnie kołysałam się w rytm piosenki, która utkwiła mi w
głowie.
- Dudu! – niemal pisnęłam widząc
swojego brata, który wszedł do salonu. Zachowując rozsądek, jedynie rozłożyłam
ręce, pozwalając objąć się bratu, a następnie Jessicę. – Jak ja was dawno nie
widziałam – westchnęłam, kiedy dwójka zajęła miejsca obok mnie na kanapie. – A
ciocia gdzie?
- Przyjedzie za pół godziny. Stoi
w korku – wyjaśnił Dudu.
Pattie weszła do pomieszczenia i
powitała gośćmi szerokim uśmiechem. Zamieniła z nimi kilka słów, a następnie
zostawiła nas samych.
- Jak się czujesz? – chłopak
spojrzał się na mnie smutno. Po jego wyrazie twarzy mogłam się domyślić, że
ciocia poinformowała go o wszystkim.
- Jestem słabsza niż zazwyczaj,
ale ogólnie jest okej – powiedziałam jak najbardziej wesoło, jednak chyba
nikomu z nas nie było do śmiechu. Jessica uśmiechnęła się smutno i objęła moją
dłoń.
- A co u ciebie i u Justina?
- Okej, na początku było ciężko,
ale chyba już przywykliśmy do obecnej sytuacji – spojrzałam wymownie na mój
okrągły brzuch, na co się zaśmialiśmy. – A co u was? Jak na uczelni? Macie mi
wszystko opowiedzieć! – zażądałam niczym mała dziewczynka.
Dudu z Jessicą zaśmiali się
jednocześnie, widząc moją reakcję.
- Wydaje mi się, że chyba nic się
między nami nie zmieniło – Dudu wzruszył ramionami, a Jessica przytaknęła mu
głową.
- Zaczynacie zrzędzić jak stare
małżeństwo – burknęłam.
- No mamy dwa lata stażu kochana –
blondynka wzruszyła ramionami.
- Boję się pomyśleć co będzie,
jeżeli będziecie ze sobą trzy lata. Wtedy to już chyba nawet łóżka nie będzie –
wzruszyłam ramionami. Jessica jak na zawołanie przybrała czerwony kolor, a Dudu
odchrząknął nerwowo. – Wasza reakcja mnie nie dziwi – uśmiechnęłam się sama do
siebie. W tym samym momencie zadzwonił dzwonek, więc musiałam iść otworzyć.
Uśmiechnęłam się na widok osoby stojącej za drzwiami.
- Ciocia – przytuliłam kobietę i
zaprosiłam ją ruchem dłoni do środka.
- Cześć kochanie – cmoknęła mnie w
policzek i skierowała się do salonu. – Cześć dzieciaki – przywitała się z Dudu
i z Jessicą. Usiadła na fotelu, a ja usadowiłam się w moim poprzednim miejscu.
- Jak się czujesz? – spojrzała na
mnie, lustrując każdy kawałek mojego ciała.
- Jest okej. Chyba nic się nie
zmienia – wzruszyłam ramionami.
- Za tydzień masz umówioną wizytę
– spojrzała na mnie wymownie.
- Tak, wiem. Przypominasz mi o tym
przy każdej rozmowie – uśmiechnęłam się. – Chcecie coś do picia?
Justin.
Otworzyłem leniwie oczy i
spojrzałem na zegarek. W Los Angeles była obecnie trzecia po południu, a w
Europie północ. Po tygodniu, mój organizm zaczął się wolno przystosowywać do
tutejszego czasu, chociaż nie miałem ochoty przestawiać się ponownie za trzy
tygodnie.
Dzisiejszy dzień miałem wolny. I
był to jeden z dwóch dni w ciągu całej trasy. Ciągle podróże i koncerty
cholernie męczyły, a mam dopiero za sobą tydzień.
Wytrzymasz Bieber. Dla nich.
Nie wiedziałem co mam ze sobą
zrobić. Do Francji wyjeżdżamy dopiero o siódmej wieczorem, i czeka mnie
siedmiogodzinna podróż. Następnie muszę się zregenerować w ciągu dziesięciu
godzin, ponieważ daję koncert, po którym mam zaplanowany wywiad i występ w
jakiejś stacji telewizyjnej.
Spojrzałem na wyświetlacz komórki
na którym widniała uśmiechnięta twarz Roxany. Gdybym nie wiedział, że teraz są
u niej Dudu, Jessica i jej ciocia, na pewno bym do niej zadzwonił, jednak nie
chciałem zabierać jej czasu z rodziną.
Wolnym krokiem ruszyłem do
łazienki, gdzie wziąłem długi prysznic, a następnie ułożyłem włosy. W samych
bokserkach położyłem się na łóżku i oglądałem jakąś stację muzyczną.
- Śpisz? – Fredo wszedł do pokoju.
- Nie, wziąłem już prysznic – spojrzałem
na kumpla, który usiadł na fotelu przy łóżku. Nastała między nami chwila ciszy.
Próbowałem skupić się na piosence, która właśnie leciała w telewizji, jednak
nawet mój własny oddech mnie rozpraszał.
- Wytrzymujesz? – odwróciłem wzrok
od telewizora i skupiłem go na ciemnoskórym mężczyźnie.
- Co? – ściągnąłem brwi.
- To wszystko – pokręcił znacząco
głową. Westchnąłem i wzruszyłem ramionami.
- A mam wybór?