- Panie Bieber, musi pan opuścić
pokój – poczułem jak ktoś delikatnie szarpie mnie za ramię. Uniosłem wzrok i
ujrzałem pielęgniarkę, która uśmiechnęła się. – Muszę przebadać Roxanę – tym
razem odezwał się kardiolog. Półprzytomnie pokiwałem głową i opuściłem
pomieszczenie.
Oparłem się o ścianę i wziąłem
głęboki oddech. Jestem tutaj ponad czterdzieści godzin, a stan Roxany nie
poprawia się w tak szybkim tempie jak było to przewidywane na początku. Coś
wewnątrz mnie mówiło mi o ostatnich chwilach przebywania z nią, dlatego łapałem
je i z uporczywością maniaka próbowałem zapamiętywać. Przerażało mnie to, że
zaczynałem być coraz bardziej chłodny i opryskliwy dla całego otoczenia. Boję
się, że nie wezmę mojego dziecka na ręce.
- Nie widzę poprawy – kardiolog
obudził mnie z transu. Spojrzałem na niego i miałem ochotę splunąć gdzieś w bok
aby pozbyć się całej żółci z gardła.
- Żadnej? – przejechałem dłonią po
twarzy.
- Żadnej – lekarz odszedł kręcąc
głową, a ja wróciłem do pokoju. Usiadłem obok brunetki leżącej na łóżku i
pogładziłem jej dłoń, na której widniała obrączka.
- I co? – powiedziała tak cicho,
że niemal dźwięk pikających maszyn ją zgłuszył.
- Jest coraz lepiej kochanie –
zacisnąłem usta w uśmiech i pochyliłem się aby pocałować ją w czoło.
Przytrzymałem ustna na jej skórze o wiele dłużej niż zwykle, zaciskając oczy do
których cisnęły się łzy.
- Kocham cię, nie zapomnij o tym.
Kocham cię najmocniej na świecie i nigdy nie przestanę. Jesteś moim aniołem,
proszę pamiętaj o tym – wyszeptałem i poczułem jak łzy toczą mi się po
policzkach.
- Ja ciebie też kocham Justin. Ty
i dziecko jesteście na pierwszym miejscu – oddaliłem się i spojrzałem w jej
oczy. Były wesołe.
Wysiliłem się na uśmiech.
Ukradkiem wytarłem mokre policzki i splotłem nasze dłonie.
- Jak się czujesz?
- Trochę słabo, ale wszystko jest
okej – jakby na pocieszenie mocniej splotła nasze palce.
- Śpij kochanie, będzie lepiej.
Ucieszyło mnie to, że bez żadnych
sprzeciwów zamknęła oczy. Po chwili jej oddech ustabilizował się, a ja
wpatrywałem się w jej spokojny wyraz twarzy.
- Justin – wyszeptała. Jakaś siła kazała mi dać krok do
przodu i chwycić jej dłoń. Spojrzałem w jej zszokowane oczy z których po chwili
popłynęły łzy.
- Roxana, wszystko dobrze? – usłyszałem za jej plecami
męski głos. Dziewczyna zmieszała się, a ja zrozumiałem, że dotrzymała
obietnicy.
- Cieszę się, że dotrzymałaś obietnicy. Jeżeli jesteś z nim
szczęśliwa, odejdę i wiem że tak będzie lepiej. Byłbym samolubem, zostawiając
cię przy mnie i czyniąc tym samym nieszczęśliwą. Tylko obiecaj mi, że o mnie
nie zapomnisz i że zapamiętasz te wszystkie piękne chwile – wyszeptałem.
Pocałowałem ją w czoło. To było pożegnanie. – Zapamiętaj tylko, że cię kocham
jak nikt inny – puściłem jej dłoń i postanowiłem, że odejście w tej chwili
będzie najlepsze.
-Justin obiecaj mi coś – spojrzałem na nią. Sam nie wiem
czemu wkradła się we mnie nadzieja. – Nie rób nic głupiego i… - wzięła głęboki
oddech. – Spróbuj znaleźć szczęście.
- Obiecuję – odpowiedziałem jej próbując zatrzymać łzy. Jak
najszybciej wszedłem do windy, chcąc być już w domu.
Mogłem wtedy pozwolić jej odejść.
Nie byłoby jej tutaj. Byłaby szczęśliwa i nieumierająca.
Westchnąłem i schowałem głowę w
ramionach. Pozwoliłem sobie zasnąć, mimo że była to dziewiąta rano.
- Proszę opuścić pokój – ktoś
mocno złapał mnie za ramię i poprowadził w kierunku drzwi. Zszokowany poddałem
się, ale potem gdy zobaczyłem co dzieje się z Roxaną musiałem jak najszybciej
do niej wrócić. Wtedy dwóch pielęgniarzy powstrzymywało mnie, a na ramieniu
poczułem uścisk.
- Justin – obejrzałem się i
spojrzałem na zapłakaną mamę. – Przed momentem przyszłam.
W tym momencie wszystko do mnie
dotarło.
Roxana.
Atak.
Ciąża.
Tylko nie to.
Zakryłem usta dłońmi starając
powstrzymać szloch. Po chwili pielęgniarze wyjechali z Roxaną na łóżku.
- Może pan iść z nami – położna
Roxany spojrzała na mnie ze współczuciem. Bez zastanowienia zacząłem biec razem
z nimi. Po drodze ktoś założył na mnie fartuch i czepek. Ktoś usadził mnie za
wielkim parawanem, który zasłaniał całą Roxanę od górnej części brzucha w dół.
- Przepraszam – jej głos wyrwał
mnie z całego amoku w którym uczestniczyłem. Wszystko jakby zwolniło pod
dźwiękiem jej głosu.
- To nie twoja wina kochanie –
wyszeptałem łapiąc jej dłoń i delikatnie całując każdy knykieć.
- Justin to koniec – wyszeptała.
Spojrzałem na nią oszołomionym wzrokiem. – Wiem wszystko. Okłamywałeś mnie o
moim stanie zdrowia – delikatnie się uśmiechnęła.
- Roxana, to nie tak…
- Wszystko jest dobrze. Dasz radę
– poczułem jak łzy zaczynają coraz szybciej spływać po moich policzkach.
Zacząłem dusić się własnymi łzami.
- Przepraszam cię za wszystkie
krzywdy, przepraszam za wszystko – wyszeptałem.
- To nic Justin. Kocham cię – jej
twarz była pogodna. Mimo kropel potu spływających po jej skroniach i bólu,
który co chwila wykrzywiał jej twarz.
- Ja ciebie też kocham. Będę cię
kochał do końca życia – wyszeptałem i delikatnie pocałowałem jej usta. Poczułem
jak delikatnie układają się w uśmiech.
- Będzie dobrze Justin. Dasz radę.
Jesteś silny. Wierzę w ciebie.
Spojrzała mi w oczy. Ich czysta
zieleń przeniknęła mnie niemal do szpiku kości.
Usłyszałem jak lekarze zaczynają
przekrzykiwać siebie nawzajem.
Usłyszałem płacz dziecka.
- Annabel – Roxana wyszeptała.
Spojrzała się na mnie uśmiechnięta,
a z jej oka popłynęła łza.
Potem był tylko pisk maszyn.
Ktoś odepchnął mnie w róg
pomieszczenia. Coś przez moment jeszcze się działo, a potem usłyszałem jedynie
puste słowa.
- Czas zgonu, druga trzydzieści
dwa – to koniec? Tak po prostu?
A gdzie ten deszcz i burza, która
zawsze towarzyszy bohaterom wszystkich filmów w takich chwilach? Ironia losu.
- Chce pan potrzymać…
- Weźcie to ode mnie – zerwałem
się na równe nogi, ściągając kolejno fartuch i czepek. Łzy toczyły się po moich
policzkach, zabierając każdy oddech.
- Justin! – gdzieś po drodze
usłyszałem głos mamy, która próbowała mnie zatrzymać. Wybiegłem na zewnątrz, a
zaraz potem otoczyła mnie chmara osób z aparatami.
Nie wiem co się działo. Nie wiem
jak wydostałem się z tego tłumu. Po prostu biegłem.
Czyli tak to jest stracić kogoś
ukochanego? Takie uczucie towarzyszy człowiekowi, kiedy odchodzi ktoś kto był
dla nas całym światem? Czy ta jebana pustka, która obecnie promieniuje bólem w
moim sercu kiedyś zniknie?
Zmachany rozejrzałem się dookoła.
Nie wiedziałem gdzie jestem. Mój telefon już od dawna wibrował w kieszeni.
Wyciągnąłem go i spojrzałem na ekran. Dzwonił Scooter. Włożyłem telefon z
powrotem do kieszeni i usiadłem na ziemi.
W tym momencie zaczął wiać
delikatny wiatr, a ja poczułem łzy na moich policzkach. Odchyliłem głowę do
tyłu i pozwoliłem swobodnie płynąć słonym kroplom.
- Nie będziesz płakał – zacisnąłem
szczękę. – Nie będziesz się mazać. Odeszła. Nic jej nie wróci. Ona odeszła –
warknąłem sam do siebie i stanąłem na prostych nogach. Otarłem policzki i
zacząłem iść przed siebie. Może po dwóch kilometrach znalazłem się niedaleko
domu. Poszedłem do niego.
Wszystko wróciło. Znowu.
- Nie rozklejaj się – warknąłem.
Pokonałem schody i wszedłem do sypialni. Emocje skumulowane wcześniej, właśnie
w tym momencie wybuchły. Zacząłem wszystko zrzucać z półek, tłuc, kopać,
chciałem po prostu zniszczyć wszystko czego dotykała Roxana.
Podszedłem do komody i zacząłem
wyrzucać z niej wszystkie jej rzeczy. Spojrzałem na zdjęcie, które stało
oprawione w ramkę.
- Zostawiłaś mnie – warknąłem
przez łzy. – Zostawiłaś mnie! – rzuciłem nim o ścianę, po czym usłyszałem tylko
głuchy trzask rozpadającego się szkła. Upadłem na kolana i emocje zaczęły
trząść moim ciałem.
Zaśmiała się i wolno
wstała. Chwyciła moją dłoń, a ja poprowadziłem nas na parkiet. Delikatnie
przyciągnąłem brunetkę do siebie, uważając na jej duży brzuch. Zaczęliśmy
poruszać się w jednym rytmie. Roxana oparła głowę na moim ramieniu i poczułem
jak delikatnie wzdycha. Uniosła wzrok i
spojrzała na mnie wesołymi oczami.
- Jestem szczęśliwa – zaśmiała się.
Wszystko na nic. Nawet obrączka na
moim serdecznym palcu stała się bezużyteczna. Wraz z aktem zgonu nasze
małżeństwo przeszło do historii. Nie mam nic.
- Nigdy ci nie
zazdrościłam i nie będę zazdrościć. Gdyby ta sława miałaby mnie zmienić na
człowieka, który nie ma za grosz uczuć to wolę żyć w nędzy i ani trochę nie
przypominać ciebie. Przypomni sobie jak żebrałeś pod teatrem – uniosłem wzrok.
Wściekłem się, ale nie mogłem nic powiedzieć. – Byłeś w takiej samej sytuacji
jak ja teraz. Przypomni sobie jak byłeś poniżany przez rówieśników. Ja też
jestem. Przypomni sobie to, jak twój ociec opuścił i ciebie, i twoja mamę. I ty
masz właśnie to czego ja nie mam. Tego ci zazdroszczę. Twojej mamy. Kocha
ciebie ponad wszystko, rzuciła dla ciebie karierę, żeby wychować cię na dobrego
chłopaka. Pomyśl o tym jak ją kochałeś dawniej. Jak mogłeś się poniżać, żeby
zarobić na wakacje które spędziłbyś razem z nią. Jestem ciekawa kiedy ostatni
raz pokazałeś jej, że ją kochasz. Kiedy podziękowałeś jej za to, że rzuciła dla
ciebie wszystko czego pragnęła i na pewno nadal tego pragnie – poczułem jak w
moich oczach zbierają się łzy. To była prawda. Wstałem i chciałem wyjść, ale
ona złapała mnie za nadgarstek. Nasze spojrzenia się spotkały – Jestem ciekawa
czy kiedyś jej za to odpłacisz – puściła mnie i w natychmiastowym tempie
wybiegłem z tego przeklętego domu.
Ona zawsze miała rację. Potrafiła przywołać we mnie to, co
zatraciłem. Tylko, że teraz straciłem nawet ją.
- Justin – usłyszałem za plecami głos mamy. Zanim zdążyłem
unieść wzrok ona już oplotła ramiona wokół mnie. – Kochanie – wyszeptała w moje
włosy, gładząc mnie po plecach.
- Jej już nie ma – wychrypiałem, pozwalając objąć moją twarz
mamie.
- Nie zostawię cię synku samego. Jestem tutaj dla ciebie –
uśmiechnęła się, a łzy spłynęły po jej policzkach. Ponownie schowałem twarz w
jej ramiona i zachłysnąłem się przez nową porcję łez.
- Justin, musimy tam wrócić – spojrzałem w stronę drzwi.
Stał tam Scooter, który przyglądał mi się z uwagą.
- Po co? – niemal warknąłem.
- Musisz podpisać papiery dziecka – na słowo dziecko automatycznie się wyprostowałem.
To ono zabiło Roxanę. To ono spowodowało, że jestem sam.
- Nigdzie nie jadę – podniosłem się i usiadłem na łóżku.
- Justin…
- Nigdzie nie jadę! Nie chcę tego dziecka! – wykrzyczałem w
twarz Pattie, która zamknęła na moment oczy. Wytarłem mokre policzki i
wyszedłem na szklaną werandę, rozglądając się po okolicy.
Nic jej nie obiecałem. Nie obiecałem jej że zajmę się
dzieckiem.
- To już za cztery trzy i pół miesiąca – wyszeptała.
- Co? – nie mogłem skojarzyć. Zaskoczyła mnie.
- Poród – sprostowała. Splotła nasze dłonie na jej brzuchu.
Westchnąłem cicho i poruszyłem się niespokojnie. – Obiecaj że się nią
zaopiekujesz – wyszeptała. Zmrużyłem oczy. Czułem jak łzy zaczynają napływać mi
do oczu. Teraz w głowie zaszumiały mi słowa doktora „szanse na jej przeżycie są
niewielkie”.
Nie chciałem poruszać tego tematu. Nie chciałem rozmawiać o
jej śmierci.
- Nią? Znasz płeć dziecka? To będzie dziewczynka? –
powiedziałem drżącym głosem.
- Tak – powiedziała niemal niesłyszalnie, kiedy odwróciła
się do mnie. W jej oczach tańczyły iskierki szczęścia, a ten widok przyprawiał
mnie o nieokiełznaną radość.
- Justin naprawdę powinieneś podpisać te papiery –
spojrzałem na Pattie, która złapała moje ramię drżącą dłonią. Odrzuciłem głowę
w tył zamykając oczy.
Tego jest dla mnie za
dużo.
- Obiecuję ci, że dziecko nie będzie na twojej głowie –
kobieta westchnęła, a ja przetarłem oczy dłonią.
- Chodźmy – warknąłem.
Po dwudziestu minutach byliśmy na miejscu. Zacisnąłem
szczękę, próbując przedostać się przez tłum fotoreporterów. Ich bezsensowne
pytania, przyprawiły mnie niemal o kolejny napad furii, jednak mama uspokajała
mnie łagodnym dotykiem na ramieniu.
- Tędy – położna Roxany czekała już w holu i pokazała nam
kierunek gestem dłoni. Zaprowadziła nas do niewielkiego pomieszczenia i
posadziła przy biurku.
- Tutaj są papiery dziecka. Wrócę za dwadzieścia minut –
położyła przede mną kopertę, a po chwili zniknęła. Scooter odchrząknął, a mama
podsunęła mi długopis.
Wyciągnąłem papiery. Zacząłem kolejno wypełniać rubryki.
Przed wpisaniem imienia upewniłem się że to dziewczynka. Drżącymi dłońmi
niepewnie wpisałem Annabel. Przed
nazwiskiem zatrzymałem się na moment. Tym razem jak najszybciej mogłem
nakreśliłem Bieber.
- Drugie imię – westchnąłem. Otarłem załzawione oczy i
spojrzałem na mamę.
- Proponuję Roxana – uśmiechnęła się. Kiwnąłem głową i
zapisałem jej propozycję. Podpisałem się jako prawny ojciec dziecka i w tym
samym momencie weszła położna.
- Gotowe? – spojrzała się na mnie, a ja pokiwałem głową. –
Dziecko jest na sali dla noworodków. Mogą państwo pójść ją zobaczyć.
- Kiedy będziemy mogli ją zabrać ze szpitala? – mama niemal
przerwała kobiecie.
- Myślę że po jutrze. Dziecko jest zdrowe, więc nie będzie
chyba żadnych problemów – uśmiechnęła się przed zamknięciem drzwi, a ja
szczelnie opatuliłem się bluzą.
- Chcesz iść do dziecka? – Scooter oparł się przede mną o
blat biurka.
- Chcę to mieć za sobą – warknąłem i stanąłem na prostych
nogach. W trójkę poszliśmy w stronę windy. Po kilku minutach staliśmy za wielką
szklaną szybą, przyglądając się chmarze rozbeczanych noworodków. Jakaś pielęgniarka
dopiero przed sekundą nabazgrała „Annabel” na małej tablicy przyczepionej do
łóżeczka.
- To ona – Pattie pogładziła mnie po przedramieniu
podekscytowana. Poczułem jak coraz więcej żółci zbiera mi się w gardle.
- Niedobrze mi – wyrwałem dłoń z uścisku kobiety i pobiegłem
do pobliskiej łazienki aby zwrócić niewielką zawartość mojego żołądka.
________________________________________
MAM NADZIEJĘ, ŻE PRZYNAJMNIEJ ŚMIERĆ GŁÓWNEJ BOHATERKI ZMOTYWUJE WAS DO SKOMENTOWANIA I OCENIENIA MOJEJ PRACY.
Rozdział miał być o wiele wcześniej, jednak pisałam go na zmianę płacząc. Strasznie przywiązałam się do Roxany, ale jej śmierć była zaplanowana już kilka miesięcy temu.
JEDNAK TO NIE KONIEC
Jeżeli okażecie swoją łaskę (pomijając to, że komentowanie to dla was kilka minut) to ukaże się jeszcze kilka rozdziałów. Mam zaplanowany przynajmniej jeden, ale jednak mogę użyć wyobraźni i dodać jeszcze 3/4+prolog. Wszystko zależy od was.
Mam nadzieję, że nie okażecie się tak małostkowi i nie zjedziecie mnie od góry do dołu, z tego powodu, że Roxana nie żyje, a zakończenie nie będzie takie jakie wy sobie wyobrażacie. To jest mój blog i moja wyobraźnia. Także mam nadzieję, że zaakceptujecie ten fakt z godnością.
Pozdrawiam, @believux
Cudowny rozdzial chociaz sie poplakalam ! Tak strasznie mi jej szkoda ! :((
OdpowiedzUsuńJezu, zabije Cie. Dlaczego ją zabiłaś? Jezu rycze, rycze, i topie sie w łzach.
OdpowiedzUsuńPlacze tak bardzo mi smutno :(
OdpowiedzUsuńDlaczego Roxana? Kurcze myslalam ze bd zyc :(
Jezu jak mi smutno :c/@believeyoucanx3
Musiałś? Musiałaś? Prawda?Mój pierwszy blog którego przeczytałam, tak chcesz zakończyć? Ty nie wiesz jak ten blog odmienił moje życie, czytajac tego bloga stawałam sie Belieber.
OdpowiedzUsuńNie przeczytałam do końca tego rozdziału bo topie sie w łzach, ja go do końca nie przeczytam, wole myśleć że wszystko bedzie dobrze.
PS; dziękuje za te wszystkie rozdziały, naprawde z całego serduszka dziękuje <3(
ZDRADZE CI TAJEMNICE.
OdpowiedzUsuńPIERWSZY BLOG NA KTÓRYM SIE POPŁAKAŁAM.
P
I
E
R
W
S
Z
Y
KOCHAM TO ♡
Płacze :(
OdpowiedzUsuńCudo jednym słowem !
Mam jednak małą nadzieję że Bieber zmądrzeje i zaopiekuje sie córeczką :)
Tak myślałam że ona umrze. Oby Justin przemyślał i zaopiekował się Annabel. Rozdział mimo, że smutny to świetny.
OdpowiedzUsuńdlaczego?
OdpowiedzUsuńTaki piękny rozdział :)
COS TY ZROBIŁA! Ona miała przeżyć!! Odkręcaj to i to szybko ! nie wiem jak ale odkręcaj! ;p
OdpowiedzUsuńPłacz, płacz. Jeny Roksana umarła, boże. Była cudowna.. Ale dzięki temu historia nie kończy się z wielkim happy endem czego jest zbyt dużo we wszystkich opowiadaniach. Opowiadanie jest cudowne. Mam nadzieje ze Justin się otrząsnie i uzna dziecko jak nim się zaopiekuje
OdpowiedzUsuńBłagam dodaj więcej rozdziałów! <3
@nastiily
Płakałam tutaj :( świetny rozdział <3 @demsxbiebs
OdpowiedzUsuńryczę, ryczę, ryczę. :'( nawet nie mam zamiaru cię wyzywać. masz dar do pisania smutnych rozdziałów i nie wolno mi. genialny rozdział.
OdpowiedzUsuńmyślałam, że jednak uda się uratować Roxanę, ale jak widać miałaś inne plany i powiem ci, że chyba nawet lepiej to wyszło. ;) szkoda mi Justina :'( jestem ciekawa też czy zaakceptuje dziecko czy Pattie będzie się opiekować Annabel. <333
powiem ci, że ja nawet gadałam o tym rozdziale z moją nauczycielką polskiego dzisiaj. ;) i właśnie boję się teraz co zrobisz w następnym rozdziale ;)
tak na zakończenie.... powtórzę jeszcze raz G E N I A L N E. dziękuję ci za ten rozdział, bo był cudowny. <3
@swaggyjusteen
Matko moje serce pękło xoxo niech ona ożyje kurcze xo
OdpowiedzUsuńRyczałam czytając to... cały czas miałam cuchą nadzieję że Roxana przeżyje :((
OdpowiedzUsuńOł em dżi.
OdpowiedzUsuńsddjifdjidafjiadjfdajfijdai
Jestem wściekła, że to zrobiłaś, ale pamiętam jak proponowałam ci coś na twitterze, a ty powiedziałaś, że to jest to i wgl. Ciekawe czy to napiszesz, czy nie... :D
Liczę na twoją szeroką wyobraźnię.
Kocham to, co piszesz.
Świetny rozdział.
♥
becauseofyou-jb.blogspot.com
No nieeeeee :c Tak bardzo chciałam żeby ona przeżyła :c
OdpowiedzUsuńBoski ryczę <3
OdpowiedzUsuńZabilas ja ! Jak moglas ! To jest straszne ! mialam nadzieje ze skonczy sie dobrze a ty to zjebalas ! Przepraszam ale to emocje ...
OdpowiedzUsuńPłacze !! Nie kończ tego proszę ! Niech sie okaże ze ona żyje ! Pięknie piszesz !*.* kocha tego BLOGA ♥♥♥♥♥♥
OdpowiedzUsuńKocham tego blogga <3
OdpowiedzUsuńjeju wspaniały, nie mogę się doczekać nowego rozdziału x
OdpowiedzUsuń