poniedziałek, 29 kwietnia 2013

44.


Najpierw usłyszałam kroki, a potem przygaszony głos szatyna.
- Roxana, przepraszam – zacisnęłam mocniej szczękę. Podniosłam się z huśtawki i spojrzałam w twarz Kanadyjczyka.
- Czemu mi to robisz? – powiedziałam z niedowierzeniem.
- Robię to dla ciebie, dla was – podszedł do mnie bliżej.
Jęknęłam ze zrezygnowaniem.
- Szkoda że zapominasz o sobie – schowałam twarz w dłonie.
- Bo tutaj nie chodzi o mnie – powiedział delikatnym głosem.
Złapał mnie za dłonie i odsunął od mojej twarzy. Potem objął moje policzki i kucnął przede mną.
- Nic mi nie będzie. Tym razem nie będę postępował jak ostatni dureń – uśmiechnął się delikatnie.
- Wszyscy dobrze wiedzą, że może się to dla ciebie źle skończyć. Ja nie chcę patrzeć na to jak mdlejesz na co drugim koncercie – wyrwałam się z jego uścisku i wstałam z huśtawki. Odeszłam na bok kilka kroków. – Ja nie chcę się zamartwiać każdego wieczoru.
Usłyszałam jego ciche westchnięcie i strzelanie stawów kiedy wstawał. Podszedł do mnie i obiął w pasie. Dłonie położył na moim brzuchu i wykonywał delikatne ruchy kciukami.
- Powtarzam po raz setny, że nic mi nie będzie. Przysięgam że będę się zdrowo odżywiał i nie wyskoczę z pustym żołądkiem na scenę – cmoknął mnie w głowę. Obróciłam się do niego przodem.
- Będziesz do mnie dzwonić przed i po koncercie, rozumiesz? – pogroziłam mu palcem. Justin zaśmiał się i pokiwał głową.
- Rozumiem – cmoknął mnie w czoło. – A ty mi obiecasz, że nie będziesz się denerwować jak dzisiaj – delikatnie się uśmiechnęłam i wtuliłam w chłopaka.
- Obiecuję.
Szatyn splótł nasze dłonie i pociągnął mnie w stronę domu. Weszliśmy tylnim wejściem. Od razu skierowaliśmy się do salonu.
- Wszystko dobrze? – podeszła Pattie i mnie przytuliła, a następnie spojrzała mi w oczy zmartwiona.
- Tak – zacisnęłam usta w wąską linię.
- Nie powinnaś się denerwować – pogładziła mnie po ramieniu.
- Wiem, przepraszam.
- Nie przepraszaj tylko musisz o tym pamiętać. A ty – zwróciła się do Justina – z łaski swojej nie przeciągaj z wyjawieniem prawdy na ostatnią chwilę – chłopak pokiwał głową i spojrzał się w stronę menagera.
- Będę wam dzisiaj jeszcze potrzebny? – zapytał z nadzieją w głosie.
- Raczej już nie – Scooter wzruszył ramionami.
- To my idziemy do mojego pokoju – pociągnął mnie za rękę i razem ruszyliśmy po schodach w górę.
Usiadłam na łóżku i oparłam się o Justina.
- Chyba dzisiaj nic nam nie wyjdzie z ustrajania sypialni – westchnęłam.
- Jest już pierwsza po południu – odpowiedział, zerkając na swój telefon komórkowy.
- A ja nie mam najmniejszej ochoty przeglądać tysięcy zdjęć tapet – uśmiechnęłam się i położyłam na łóżku.
- Czyli leżymy? – Kanadyjczyk się zaśmiał.
- Na to wygląda – wzruszyłam ramionami.
- To tylko zechcesz shawty.

Justin.

Uśmiechnąłem się widząc zasypiającą dziewczynę. Delikatnie gładziłem jej ramię co najwyraźniej sprawiało, że była coraz bardziej senna.
- Przestań – mruknęła. Zaśmiałem się widząc jej naburmuszoną minę.
- Czemu?
- Bo nie chcę zasnąć – delikatnie otwarła oczy.
- Ale chce ci się spać – przysunąłem brunetkę do siebie.
- Ale nie chce zasnąć bo wtedy przepadnie mi połowa naszego czasu, który pozostał do wyjazdu.
- Musisz o siebie dbać, a sen to podstawa – powiedziałem poważnie.
- Justin…
- Co? – zaśmiałem się kolejny raz.
- Jesteś gorszy niż mój lekarz – wymruczała.
- Widocznie – bardziej szepnąłem niż powiedziałem.
Zacząłem nucić pod nosem piosenkę „One love” co sprawiło, że Roxana usnęła niemal natychmiast. Jednak nawet kiedy spała nie przestawałem nucić. Po pewnym czasie zacząłem cicho szeptać słowa piosenki.
- Wszystko czego potrzebuję to ty przy moim boku. Wszystko co chcę zrobić, to położyć się obok ciebie.
Ta chwila była dla mnie idealna. Magiczna? Możliwe. Bo czy można dotknąć miłości? I trzymać ją w rękach? Ja właśnie tak czułem się w tej chwili. Roxana i dziecko to moja miłość i właśnie trzymam je w rękach. Oni są całym moim światem, którego nie chcę stracić. Bo gdzie ludzie mogliby żyć gdyby nie w ich świecie? Każdy ma swój świat, a kiedy go traci – staje się nikim.
Spojrzałem na toaletkę, gdzie stało nasze wspólne zdjęcie. Było zrobione na samym początku naszych dobrych kontaktów. Gdyby dobrze się przyjrzeć na nadgarstkach Roxany można zobaczyć blizny. Myślałem, że tamten czas był dla mnie ciężki. Kochałem ją, a ona jedyne na co mi pozwalała to przyjaźń. Dochodziły do tego wieczne wyrzuty sumienia, które męczyły mnie co noc. Nawet teraz, kiedy przypomnę sobie wydarzenia sprzed roku, mam ochotę zacząć wrzeszczeć i rzucać wszystkim dookoła. Czy jedna osoba, może aż tak kogoś zmienić? Całe moje życie opierało się tylko i wyłącznie na jednej osobie – na mnie. Teraz w mój świat wkroczyła rodzina, przyjaciele i Roxana, która pokazała mi co to znaczy żyć. Wtedy nie zdawałem sobie z tego sprawy, że tamte chwile były jednymi z najlepszych w całym moim życiu. Bo czy jest coś gorszego niż znanie prawdopodobnej daty śmierci ukochanej osoby i życie z tą świadomością z dnia na dzień?
Zapomniałem. Jest. Opuszczenie tej osoby na ponad miesiąc dla innych osób, które się kocha. Ani jednej, ani drugiej strony nie chcę zawieść. Chociaż i tak uważaliby, że nic się nie stało i to co robię jest dla mnie najlepsze, wiedziałbym, że w środku czuliby się zawiedzeni. To boli. To wewnętrzne rozdarcie. Czasami to uczucie jest nie do zniesienia, jednak taką cenę muszę zapłacić za miłość do moich fanów. A to co oni robią dla mnie, zasługuje na najwyższą cenę.
____________________________________

czasami tak jest, że coś nam nie wychodzi, ale teraz to już przeszłam samą siebie.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Zawieszenie

To nie jest nic strasznego, nie obawiajcie się :) 
Jestem w trzeciej gimnazjum i czekają mnie egzaminy. Ten post piszę w przerwie między biologią, a geografią. Zrozumcie. Na prawdę chciałabym dodawać regularnie rozdziały, ale w ostatnim czasie nie jestem w stanie. 

Blog zostaje zawieszony maksymalnie do 26 kwietnia. 

Następny rozdział pojawi się jak najszybciej, od daty zawieszenia bloga. Spodziewajcie się go w przeciągu dwóch dni.


środa, 3 kwietnia 2013

43.


Obróciłem się na drugi bok i spojrzałem na śpiącą dziewczynę. Uśmiechnąłem się sam do siebie i przejechałem wierzchem dłoni po jej policzku. Ta uśmiechnęła się delikatnie, a zaraz potem otworzyła oczy.
- Dzień dobry – powiedziałem zachrypniętym głosem.
- Dzień dobry – przysunęła się i cmoknęła mnie w kącik ust.
- Nie obudziłem cię? – przyciągnąłem dziewczynę do siebie i pocałowałem ją w czoło.
- Już nie spałam, ale nie otwierałam oczu – oparła głowę o moje ramię.
- Czemu?
- Nie wiem. Tak po prostu – zaśmiała się. Delikatnie gładziłem jej ramię kciukiem i co chwilę cmokałem w czubek głowy.
Nie chciałem jej zostawiać tutaj samej na cały miesiąc.
- Wstajemy? – szepnęła.
- Jest tak fajnie.
- A nie wybieramy niczego do naszej sypialni? – usiadła bok mnie i splotła nasze dłonie.
- To chyba mnie się do tego śpieszyło? – zaśmiałem się.
- Widocznie teraz to ja przejęłam inicjatywę.
- Moje łóżko nie jest takie złe – poklepałem je demonstracyjnie.
- Czyli chcesz powiedzieć, że do końca mojego życia będę mieszkać w tym pokoju, na twoim nader wygodnym łóżku? – zmarszczyła czoło.
- Nie bo potem kupimy dom – zaśmiałem się, a Roxanie zbladła mina.
- Miałam na myśli ten gorszy scenariusz – odsunęła się ode mnie, a ja zacisnąłem powieki. Zerwałem się z łóżka i wybiegłem z pokoju.
- Justin! Przepraszam! – usłyszałem jeszcze za sobą głuchy krzyk Roxany. Jednak nie zwracałem na niego najmniejszej uwagi.
Pobiegłem przed siebie. Już sam nie wiedziałem gdzie się znajduje. Co chwila zaczepiał mnie jakiś przechodzień prosząc o autograf, albo o zdjęcie jednak na moje usta cisnęło się tylko: „Do cholery nie jestem Justinem Bieberem!”. Zdziwiłem się bo nawet paparazzie dali mi spokój słysząc po raz setny tę wypowiedź.
Rozejrzałem się dookoła siebie ciężko dysząc. Stałem za tylnim ogrodzeniem mojego domu. Zastanawiałem się co tutaj robię. Nie pamiętam, żebym przedzierał się przez krzewy, które otaczały moją posesję. Wiedziałem jedno: udało mi się uspokoić. Chyba to było ważniejsze niż to, jak się tutaj dostałem.
Wdrapałem się na wysoki płot i przeskoczyłem przez niego. Otarłem moje spocone czoło białym podkoszulkiem, który teraz nie był za czysty. Kiedy stałem przed drzwiami wejściowymi spojrzałem się na podjazd. Było tam auto Scootera, Kennego i Mamy Jen.
Brakuje jeszcze tylko policji i prywatnego detektywa.
Najspokojniej w świecie wszedłem do domu i skierowałem się do salonu. Mama opadła na fotel, a Scooter robił się blady i czerwony na przemian. Jedynie Mama Jen zachowała spokój i patrzyła się na mnie swoim opanowanym wzrokiem.
- Kenny wracaj, jest w domu – Scooter powiedział do telefonu. To wyjaśniałoby brak mojego czarnoskórego przyjaciela. – Czy ciebie już do końca pogrzało? – mężczyzna podszedł do mnie bliżej i zmierzył wzrokiem.
- Nie było mnie raptem godzinę, a wy zachowujecie się jakbym zniknął na pół dnia – ominąłem go i stanąłem na przeciwko mamy.
- Nie było cię pięć godzin – obróciłem się zszokowany w stronę Mamy Jen. Ona ściągnęła jedynie usta i pokiwała głową. Spojrzałem się pytająco na mamę, ale ona potwierdziła słowa Jen.
- Gdzie Roxana? – obróciłem się spanikowany dookoła siebie.
- Na górze – mama wskazała dłonią na schody.
- Cholera zostawiliście ją sami? – warknąłem w stronę Scootera i pobiegłem w górę po schodach. Z zamachem otworzyłem drzwi i przerażony spojrzałem na roztrzęsioną Roxanę, która chodziła w tą i z powrotem po pokoju. Obróciła się w moją stronę i upuściła telefon, który trzymała przy uchu. Jej oczy zaszły łzami, podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyję.
Nie wiem za co teraz nienawidziłem się bardziej. Za to że doprowadziłem ją do takiego stanu, czy za to że wybiegłem bez słowa.
- Przepraszam Justin, nie powinnam tego mówić – spojrzała się w moje oczy.
- To ja przepraszam. Nie powinnaś się denerwować, a ja… przepraszam – przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w czoło. – Przepraszam.
- To nie twoja wina. Ja plotę różne głupoty – zjechała dłońmi na moją klatkę piersiową. – Gdzie byłeś? Jesteś cały brudny – otarła policzki i zmarszczyła brwi.
- Sam nie wiem. Znalazłem się za domem – westchnąłem i odgarnąłem z twarzy jej potargane włosy. – Jestem durniem, palantem, debilem i głupkiem – zacisnąłem szczęki. – Przepraszam.
- Justin mówiłam już coś – delikatnie się uśmiechnęła. – Najważniejsze, że wróciłeś cały – pociągnęła mnie za koszulkę w stronę łazienki. – Chyba mamy plany na dzisiejszy dzień – wepchnęła mnie do środka. Zaśmiałem się, kiedy po chwili drzwi otworzyły się, a przez nie wleciały czyste bokserki.
Jest niesamowita.

Roxana

Opadłam bezwładnie na łóżko i poczułam jak wszystkie nerwy ode mnie „odchodzą”. Przez chwilę siedziałam bez ruchu i głęboko oddychałam.
- Mogę? – zza drzwi wychyliła się Pattie.
- Jasne – uśmiechnęłam się w stronę kobiety. Podeszła do mnie i usiadła obok.
- Wszystko okej? – pogładziła mnie delikatnie po plecach.
- Tak, tylko trochę się martwiłam – zwróciłam się do brunetki, która mnie przytuliła.
- Wiem że jest ci ciężko. Chciałabym ci jakoś pomóc – uśmiechnęłam się.
- Pomaga mi pani…
- Pattie – poprawiła mnie, a ja zaśmiałam się.
- Pomagasz mi. Samo to, że mogę tutaj mieszkać jest ogromną pomocą.
- Jesteśmy rodziną – powiedziała i wzruszyła ramionami jakby to było nic takiego.
- Czy jutro mógłby tutaj przyjść Dudu, Jessica i ciocia? – zboczyłam z tematu.
- Nie musisz się pytać, przecież to też twój dom.
- Chciałam się upewnić, byłoby mi głupio gdyby przyszli bez twojej zgody.
- Rozumiem, a jak Justin? – spojrzała się na drzwi łazienki, z której dochodził dźwięk szumu wody.
- Wyładował się i jest chyba lepiej. To siedziało w nim bardzo długo, ale tak samo głupio zrobiłam, że o tym wszystkim w ogóle wspominałam – opuściłam głowę i zaczęłam się bawić kawałkiem prześcieradła.
- To nie powinien być temat tabu. To czeka was oboje.
- Masz racę, ale nie wiem czy Justin będzie w stanie to zrozumieć – szepnęłam.
- Zrozumie. On po prostu musi się ze wszystkim oswoić. Daj mu chwilę czasu.
- Ale ja nie mam czasu – zacisnęłam usta, a Pattie kiwnęła porozumiewawczo głową.
- Rozumiem – uśmiechnęła się. Zapadła pomiędzy nami cisza.
Ktoś zapukał.
- Proszę – spojrzałam się wyczekująco na drzwi.
- Justin się myje? – Scooter zmarszczył czoło, a Mama Jen uśmiechnęła się do mnie. Odwzajemniłam uśmiech. Pattie nieoczekiwanie się spięła.
- Zaraz powinien wyjść – powiedziałam, a Justin jak na zawołanie wyszedł z łazienki w samych bokserkach.
- Dzwonili z Berlina i koncertu nie będzie się dało przesunąć aż o dwa tygodnie do tyłu, góra o tydzień.
- O czym ty mówisz? – spojrzałam na Scootera, który zacisnął zęby.
- Ona nic nie wie? – zwrócił się do Justina, który pokręcił ze zrezygnowaniem głową.
- Teraz już wie – powiedział zrezygnowany.
- O czym ty mówisz? – energicznie wstałam z łóżka i podeszłam do Justina.
- Nie denerwuj się – położył dłonie w połowie moich ramion.
- Więc mi powiedz o co chodzi?
- Przesuwamy koncerty, tak aby zmieścić się w miesiąc z trasą – powiedział jak najspokojniej, a ja w tym momencie miałam go ochotę spoliczkować.
- Mówisz mi to dopiero teraz?!
- Nie denerwuj się – Pattie pogładziła mnie po plecach.
- Zadecydowaliśmy o tym dopiero wczoraj – Mama Jen stanęła po stronie Justina i patrzyła się na mnie smutnym wzrokiem.
- Więc Justin miał cały poranek, aby mi o tym powiedzieć, ale nie! Wolał strzelać fochy tylko dlatego, że najprawdopodobniej umrę, a szanowny pan Bieber nie ma na to wpływu! – wrzasnęłam na całe gardło.
- Roxana…
Justin patrzył się na mnie błagalnym wzrokiem, a ja strąciłam jego dłonie.
- Jesteś pieprzonym egoistą! Wolałbyś zabić dziecko, aby mieć mnie dla siebie! Pieprz się Bieber – szybkim krokiem wyminęłam wszystkie osoby w pokoju i skierowałam się do ogrodu. Położyłam się na huśtawce i próbowałam opanować moje, zdecydowanie za szybko bijące, serce. 
________________________________________

Drama, drama, drama i jeszcze raz drama.

Ogarniałam się po koncercie. Przepraszam.