Jakieś trzy dni potem Scooter
osobiście przyjechał po mnie na Bahamy. W sumie to w ogóle mu się nie dziwię.
Prasę wręcz zalewały zdjęcia mnie z kolejnymi dziewczynami. Niemal wepchnął
mnie siłą do samolotu i przetransportował bezpiecznie do Los Angeles.
- Justin – niska brunetka chciała
mnie przytulić, ale odsunąłem się dwa kroki.
- Weź to ode mnie – warknąłem w
stronę dziecka. Ta jedynie pokręciła głową z dezaprobatą. Ruszyłem do sypialni
i rzuciłem się na łóżko. Niemal wpadłem w panikę, kiedy zorientowałem się, że
poduszka nie pachnie Roxaną. Ktoś kurwa zmienił pościel.
Z podniesionym ciśnieniem zbiegłem
po schodach i spojrzałem się wściekły na Whitney.
- Czy ty kurwa ważyłaś się zmienić
pościel w mojej sypialni – warknąłem przez zęby. Kobieta spojrzała się na mnie
przerażona.
- Pana matka kazała…
- Wypierdalaj stąd i nigdy nie
wracaj! – wydarłem się na całe gardło.
- Justin – mama próbowała mnie
uspokoić, ale wyrwałem ramię z jej uścisku.
- Powiedziałem coś kurwa – gosposia
niemal wybiegła z domu. Kiedy zamknęła za sobą drzwi, bachor znowu zaczął
wrzeszczeć. – Uspokój ją.
Był wieczór tego samego dnia,
kiedy Pattie weszła z nosidełkiem do mojego pokoju.
- Musisz się nią zająć – położyła
dziecko na łóżku obok mnie. Mówiła półgłosem bo mała spała.
- Zadzwoń do Kristen –
powiedziałem spanikowany.
- Dzwoniłam do każdej możliwej
osoby – westchnęła. – Wyrzuciłeś Whitney chociaż ona nic nie zrobiła.
- Weź ją ze sobą – stanąłem na równe
nogi naprzeciwko mamy.
- Do ginekologa? – splotła dłonie
na piersi. – Jesteś do cholery jej ojcem, więc zacznij się zachowywać tak jakby
chciała tego Roxana – szybko wyszła zamykając za sobą drzwi. Jeszcze chwilę
stałem w miejscu, a potem wybiegłem za kobietą chcąc ją powstrzymać. Ne
zdążyłem bo wyjeżdżała już autem z podwórka.
Wróciłem do swojego pokoju i
zestawiłem nosidełko z dzieckiem na podłogę. Starałem się na nią nie patrzeć i
wszystko byłoby dobrze, gdybym kurwa nie potrącił nosidełka nogą. Zaczęła się
drzeć jakbym przynajmniej obrywał ją ze skóry.
- Zamknij się kurwa! –
wrzeszczałem chodząc po pokoju. Prawie rwałem włosy z głowy, ale to nic nie
pomagało. Zacząłem bujać tym czymś, ale to sprawiało, że wrzeszczała jeszcze głośniej.
Ze łzami w oczach przysłuchiwałem się jej wrzaskom.
Będzie dobrze Justin. Dasz radę. Jesteś silny. Wierzę w ciebie.
Miałem wrażenie jakby Roxana stała
obok i mówiła do mnie. Niepewnie podszedłem do dziecka i ukucnąłem obok niego.
Wierzę w ciebie.
Mała nadal się darła.
- No już, uspokój się – mówiłem delikatnie.
Zaskoczyłem sam siebie.
Kocham cię Justin.
Wsunąłem dłonie pod jej drobne
ciałko i uniosłem do góry. Jej płacz był już trochę łagodniejszy. Uniosłem się
na równe nogi, nie wiedząc co powinienem zrobić. Przytuliłem dziecko do siebie
i zacząłem nucić kołysankę.
Nawet nie zorientowałem się, kiedy
przestała płakać. Spojrzałem się na nią i zamarłem. Patrzyła się na mnie swoimi
wielkimi zielonymi oczami. Z oczu popłynęły mi łzy, a szloch wydobywający się z
mojego gardła, potrząsnął całym moim ciałem. Jej oczy były takie same jak
Roxany.
Oparłem się o ścianę i zjechałem
po niej w dół. Mocno przytuliłem małą do siebie, nie mogąc spuścić z niej
wzroku.
- Annabel – wyszeptałem i
delikatnie ucałowałem jej główkę. – Jesteś tylko moja. Przepraszam – zaszlochałem.
W tym samym momencie do pokoju weszła zmachana Pattie.
- Justin, śpieszyłam się jak
mogłam… - przerwała kiedy spojrzała na mnie i na małą. – O Boże.
- Tata – spojrzałem zaskoczony na
malutką istotkę za moimi plecami. Czy ona właśnie…
- Kochanie powiedz to jeszcze raz –
podbiegłem do niej i chwyciłem jej malutkie rączki. – Prozę, powiedz…
- Tata – powiedziała dość
niewyraźnie, a ja niemal umarłem z radości. Mocno przytuliłem ją do siebie i
ucałowałem w główkę.
- Nawet nie wiesz jak mocno cię
kocham.
- Tato wstawaj! – małe, wredne,
trzyletnie stworzenie zaczęło skakać po moim łóżku. – Tato! – krzyknęła mi do
ucha.
- Sprzedam cię – jęknąłem, na co
rozkopany potworek, w piżamach w księżniczki, oplótł swoje rączki wokół mojej
szyi i pocałował mnie w policzek.
- Kocham cię.
- Ja ciebie też Annabel.
- Tatusiu mogę cię o coś spytać –
pięciolatka wgramoliła się na moje kolana.
- Słucham – uśmiechnąłem się
delikatnie, wyłączając telewizor.
- Opowiesz mi coś o mamie? –
położyła dłonie na moim policzkach. – Proszę.
Westchnąłem. Prawdę mówiąc nie
mówiłem jej wiele o Roxanie. Wiedziała jedynie tyle, że mieszka razem z
aniołkami i czuwa nad moją małą.
- Kochałem ją strasznie mocno.
- Mocniej niż mnie – zaśmiałem się
z jej smutnej miny.
- Kochałem tak mocno jak ciebie
teraz. Miała takie same oczy jak ty – dziewczyna zamrugała kilkukrotnie.
- Mam jej oczy?
- Odziedziczyłaś je po niej. Tak
samo jak uśmiech – kciukiem pogładziłem jej pulchny policzek. – Była bardzo
wesoła. Na początku się nie lubiliśmy, ale pomogła zrozumieć mi wiele rzeczy,
przez co ją pokochałem.
- Była dobra?
- Była dobra – potwierdziłem jej
pytanie. – Była tak samo dobra jak ty. Mam nadzieję, że wyrośniesz na tak samo
wspaniałą kobietę jak ona.
- Tato, a obejrzymy zdjęcia? –
zacisnęła dłonie w piąstki. Rzadko to robiliśmy, a jeśli już to nie odzywałem
się ani słowem.
- Jasne – wyciągnąłem wielki album
spod stołu. Resztę wieczoru spędziłem razem z córką, opowiadając jej o Roxanie.
***
Możecie mnie nienawidzić, na prawdę.
Dodałam prolog prawie po dwóch latach. W planach było jeszcze kilka rozdziałów, ale nie dam rady. Nie po takim czasie.
To moja wina, nikogo więcej.
Jeśli ktokolwiek tutaj jeszcze jest, to dobrze.
Kocham Was.
Dziękuję.
Jeśli macie jakiekolwiek pytania to piszcie na tt: believux
Tak w ogóle, to czy zdajecie sobie sprawę, że ja, ta nastolatka, pisząca opowiadania za miesiąc pisze maturę? Chcę iść na medycynę, więc może kiedyś poznacie mnie jako panią doktor.
Jeszcze raz dziękuję.
To opowiadanie to duży kawałek mnie, tak samo jak 'podróż' z Justinem, która trwa do dziś.
Dziękuję za wszystko.
Dziękuję.